20

- No naprawdę, Taehyun - Yeonjun wrzucił popcorn do buzi, patrząc w jego stronę z tym charakterystycznym, wrednym uśmieszkiem na twarzy, za który Taehyun zawsze chciał go sprać na kwaśne jabłko. - Twój legendarny książę zajebisty jest w te klocki. Na pewno bardzo ci pomoże, jak mój ojciec się dowie, co mi zrobiłeś.

- Zamknij się - wysyczał chłopak w odpowiedzi. - A poza tym on dopiero się uczy. Jestem ciekawy, jak wyglądała twoja pierwsza lekcja.

- Na pewno nie była gorsza od tej - pokazał ruchem głowy na siedzącego pośrodku polany, na przegniłym dębowym pieńku, Soobina.

Chłopak miał zamknięte oczy i od dobrych dwóch godzin Taehyun próbował nauczyć go medytacji, bez której nie można było nawet myśleć o zabraniu się za prawdziwą magię, ale myśli Soobina nie ustawały i chłopak co chwila tracił koncentrację.

Poza tym strasznie się wiercił i ani Kai, ani Beomgyu, którzy klęczeli niedaleko niego, nie potrafili mu pomóc. Nogi Soobina drżały jak galareta i żadne ćwiczenia oddechowe, ani liczenie owiec nie dawały rezultatów. Muzyka relaksacyjna, którą zaproponował Beomgyu, bardziej stresowała Soobina niż to wszystko warte i musieli ją wyłączyć po pięciu minutach. Okazało się, że nie dość, że Soobin boi się pływania i dźwięk wody go denerwuje, to odgłosy delfinów są dla niego jeszcze większym stresem niż sam szum strumyka. Taehyun powoli tracił cierpliwość.

- Dobra, spróbujemy czegoś innego - klasnął w dłonie dość głośno, na co Soobin podskoczył nieznacznie.

- Tae, może wystarczy na dzisiaj? - powiedział jękliwym tonem, otwierając przy tym oczy, na co Yeonjun zaśmiał się głośno. - Ja naprawdę nie wiem jak to...

- Nie starasz się - odparł Taehyun. Yeonjun zaczął śmiać się jeszcze głośniej. - A ty się już zamknij. Tylko go rozpraszasz - wycelował palcem w Yeonjuna, który właśnie wrzucał sobie kilka kulek popcornu do buzi.

- Ja? Jak niby? - spytał i zeskoczył z gałęzi na której siedział. Wyglądał na zadowolonego z siebie i Taehyun musiał przyznać, że działało mu to na nerwy. - Siedzę sobie grzecznie i jem. Kai? - zaproponował popcorn młodszemu chłopakowi, który zdążył wstać i podszedł do pozostałej dwójki.

- To mój popcorn - powiedział Beomgyu, dołączając do nich i zabrał od Yeonjuna opakowanie, na co starszy chłopak jęknął żałośnie. - I może jednak lepiej wracajmy do domu, zaraz zacznie zachodzić słońce i zaczną nas szukać rodzice. Jest godzina policyjna, więc...

- To jest ważniejsze niż godzina policyjna - przerwał mu Taehyun.

Beomgyu sapnął coś niewyraźnie pod nosem. Yeonjun musiał tylko na to czekać, bo szybko wykorzystał nieuwagę chłopaka i zabrał mu opakowanie popcornu. Wrzucił do buzi dwie kulki, a pozostałe trzy, które miał w ręce wcisnął Kaiowi, który tylko na to czekał i otwierał już usta.

- Wiecie...- Yeonjun znów wdrapał się na drzewo. - Jak coś... to mogę wam pomóc, ale to będzie kosztować - dodał i z gracją kota przeszedł się wzdłuż gałęzi, która nawet nie zadrżała pod jego ciężarem. Beomgyu i Kai wyglądali, jakby po raz pierwszy w życiu widzieli tak prosty trik.

Książę popisywał się, a Taehyun znów poczuł, że jeszcze trochę, a naprawdę rzuci się na niego z pięściami. Miał gdzieś konsekwencje. I tak będzie siedział, jeśli król dowie się o wszystkim, jego wielkim planie, a nowy książę nie ogarnie swojej mocy i nie nauczy się czarować. Tak naprawdę to nic nie tracił. Jeszcze jedno przewinienie nie robiło mu wielkiej różnicy.

- Ale jak? - Soobin był pierwszym, który złapał przynętę. Wstał z pieńka i wolno podszedł do drzewa, na którego gałęziach przechadzał się Yeonjun. - Próbuję tej całej medytacji od dwóch godzin i nic się nie stało.

- To normalne. To twoja pierwsza lekcja - wszedł mu w słowo Taehyun. - I nie słuchaj się go. On ci tylko wodę z mózgu robi - dodał, pokazując ruchem głowy na księcia, który z wdziękiem ześlizgnął się w dół i zaczął spacerować po najcieńszych gałązkach znajdujących się tuż nad ziemią. - Nie ma drogi na skróty. Jest tylko ćwiczenie, ćwiczenie, ćwiczenie.

- Albo moja metoda, ale... nic nie jest za darmo na tym świecie - wtrącił się Yeonjun. Zeskoczył z gałęzi i w kilku lekkich krokach znalazł się przed Soobinem, który gapił się na niego z równą fascynacją, co pozostała dwójka. Taehyun zemł w ustach przekleństwo. - Dlaczego miałbym kłamać? - spytał, ale chyba nie przemyślał tego za bardzo, bo Kai od razu się odezwał.

- Bo nie zależy ci na tym żeby Soobin objął tron i chcesz, żebyśmy cię puścili wolno - odparł. Yeonjun skrzywił się nieznacznie, ale nic nie odpowiedział.

- Dokładnie! - Taehyun klasnął w dłonie. - Więc Soobin... - zwrócił się do chłopaka i popchnął go na środek polany. Yeonjun zdążył jednak przechwycić Soobina i sam złapał go za dłoń, wpatrując się w niego z prośbą w oczach.

- Zostaw go - warknął Taehyun do księcia, wyszarpał rękę Soobina i usadził go z powrotem na pieńku. - Teraz mnie posłuchaj. Zamknij oczy i zamiast na dźwiękach, oddechach albo odliczaniu, skup się na...- położył mu rękę na żołądku i przycisnął lekko. - Na tym co jest tu

- Głodzie? - spytał chłopak niepewnie, ale widząc minę Taehyuna, spoważniał. - Nie, serio. Na czym?

- Tu jest nasza moc. Tu - nacisnął znów na brzuch chłopaka, a potem na serce. - Tu jest twoja magia. Skup się na niej, postaraj się ją odnaleźć.

- Yeonjun wspominał mi o tym kiedyś - mruknął niewyraźnie pod nosem, co trochę zaskoczyło Taehyuna.

Yeonjun nie był osobą, która dzieliła się takimi informacjami bezinteresownie, a to, że powiedział to komuś kto nie należał do ich kultury było tak dziwne i nie na miejscu, że Taehyun ostatkiem sił powstrzymywał się przed odwróceniem się za siebie i sprawdzeniem co robi książę. To nie było normalne zachowanie.

- Że ta moc...- zająknął się Soobin. - No, że trzeba ją jakby przenieść na obiekt, jak się czaruje, czy coś takiego...

- Dokładnie - pokiwał głową Taehyun i wyjął z kieszeni garść olszanych szyszek, które zebrał po drodze na polanę. - Masz - powiedział i wcisnął je w dłoń chłopaka.

- Co mam z nimi zrobić? - spytał cicho.

- Najprostszy trik świata. Iluzja - wyjaśnił Taehyun. - Pomyśl na przykład o kwiatach, które lubisz i spróbuj zaczarować chociaż jedną z tych szyszek tak, żeby wyglądała jak one - Soobin skinął głową niepewnie. - Skup się na swojej mocy i puść ją. Możesz zamknąć oczy, jak chcesz - dodał na wszelki wypadek, bo wiedział, że niektóre osoby były dość nieśmiałe za pierwszym razem, gdy odczyniały czary.

Zrobił kilka kroków w tył i zostawił Soobina samego, dołączając do grupy, która skupiała się na jedzeniu śmieciowego jedzenia, które Beomgyu z nadąsaną miną wyciągał z plecaka.

- No dawaj, przecież wiem, że masz tam pringelsy solone - mruczał pod nosem Yeonjun popędzając chłopaka.

- Skąd niby? - spytał Beomgyu z zaskoczeniem.

- Bo zjadłem już ich połowę - odparł szybko książę i włożył rękę do jego plecaka. Tyle mu wystarczyło. Ułamek sekundy, a niebieskie opakowanie było już w jego rękach. Beomgyu patrzył na niego z mieszaniną niedowierzania i oburzenia w oczach, a Taehyun był już prawie pewien, że zaraz zacznie krzyczeć.

- Dajcie Soobinowi się skupić - syknął szybko zapobiegawczo i odwrócił się w stronę chłopaka, który nie zmienił ani na chwilę pozycji. Wyglądał na spokojnego, zrelaksowanego i...

- Kiedy?! - ciche pytanie Beomgyu przerwało tok myślenia Taehyuna.

- Jak tutaj szliśmy - odparł mu trochę głośniej Yeonjun, ale na szczęście stojący obok niego Kai syknął cicho, uciszając go skutecznie.

- Patrzcie - dodał po chwili i pokazał palcem na środek polany. Taehyun nie musiał się pytać nawet, o co chodzi.

Zachodzące za horyzontem złoto-różowe słońce tworzyło wokół pozbawionych liści drzew świetlistą aureolę, która otulała również Soobina. Chłopak wyglądał, jakby sam był zrobiony ze złota.

Jego włosy, mimo że kruczo-czarne wydawały się świecić własnym światłem, a skóra promieniowała blaskiem. Taehyun czuł zbliżającą się magię. Jeszcze chwila, a przyjdzie w to miejsce i rozświetli tę zapomnianą przez czas i ludzi polanę swoim ciepłym, życiodajnym światłem.

Przywróci wysuszoną trawę do życia, rozbije najczarniejszy z cieni. To będzie piękne zjawisko, godne księcia, a nawet i króla. Soobin był tak blisko, tak cholernie blisko. Taehyun mógł przysiąc, że czuł smak magii na własnym języku. Elektryczny i słodki jak pierwszy majowy miód, jak najlepszy...

- On się zaraz zwali z tego pieńka - mruknął pod nosem Yeonjun, przerywając ten moment. Taehyun mógł przysiąc, że światło raptem przygasło, a jego własna ekscytacja spadła prawie do zera. Książę wepchnął sobie trzy pringelsy do buzi i zabrał Kaiowi colę, żeby to wszystko popić.

- No wygląda dość chwiejnie - przyznał mu rację Beomgyu.

- Chyba mu zimno - wtrącił Kai, a Taehyun nie mógł powstrzymać rozsadzającego go od środka jęknięcia, które brzmiało prawie jak jakieś ranne zwierzę. Cała trójka, spojrzała na niego, rzucając mu zdegustowane spojrzenie.

- Nie potrafię - jęknął Soobin ze swojego miejsca. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać i chyba nawet tak było, bo Taehyun zauważył jakiś dziwny błysk w jego oku. Yeonjun chyba też to spostrzegł, bo sapnął coś niewyraźnie pod nosem i rzucił opakowanie pringelsów na trawę.

Może dla ludzi wyglądał tak jak zwykle i na jego twarzy nie było widać emocji, ale Taehyun widział coś zupełnie innego. Dziwną troskę, co od razu uznał za wybryk własnej wyobraźni. Ale im dłużej na niego patrzył, tym bardziej dochodził do wniosku, że nie mogło to być urojenie. A jeśli nie było, to czy była to prawda? Książę nigdy się nie martwił i to w dodatku o zwykłych ludzi. To było po prostu niemożliwe.

- Potrzymaj mi to - Yeonjun podał Kaiowi puszkę coli, która wydawała się już prawie pusta.

- Ale to i tak jest moje - odparł chłopak, ale książę już go nie słuchał.

W kilku lekkich krokach był już przy Soobinie, którego nogi znów zaczęły drżeć, jakby ktoś go raził co najmniej prądem. Nawet z tej odległości widać było, że jego ręce nie są w cale lepszym stanie.

Drżały tak mocno i były tak bardzo zaciśnięte, że Yeonjun miał trudności z otworzeniem pięści chłopaka, żeby wydobyć spomiędzy jego czerwonych od zimna palców, maleńkie szyszki.

- Chyba możemy sobie na dziś już darować - dodał Kai, po dłuższej chwili. - Jest coraz zimniej i ciemniej. Może dom Soobina jest niedaleko, ale sami wiecie, jak jest...

- Chodzi ci o te zaginięcia? - spytał Taehyun, chociaż dobrze wiedział o czym mówi chłopak.

Wciąż myślał o tym, co powiedział im Soobin, gdy tylko się spotkali. Jeśli to co podsłuchał jest prawdą, zaginięcia były najmniejszym z ich problemów. Ludzie, którzy zaginęli wracali i nie byli już tacy jak wcześniej, więc mogło to oznaczać tylko jedno. Król Hoseok wrócił do pałacu i te porwania nie są przypadkowe. Król szukał Yeonjuna. - Może masz rację - mruknął i znów spojrzał w stronę polany. Nowy książę przyłożył palce do własnych policzków i wydawał się uśmiechać, ale Taehyun nie był w stanie nic zobaczyć oprócz wielkiego łba Yeonjuna, który mu wszystko zasłaniał.

Jak na złość za każdym razem, gdy Taehyun wykonywał jakiś ruch, chłopak robił dokładnie to samo. Dopiero, gdy Soobin wstał z pieńka był w stanie zobaczyć, co Yeonjun wykombinował.

- Chłopaki! Zobaczcie co dostałem! - krzyknął Soobin, wyraźnie zadowolony, pokazując na własne włosy. Na jego grzywce lśnił wianek spleciony z białych, jak pierwszy śnieg, przebiśniegów. Kwiaty wyglądały nierealnie, jakby ktoś ulepił je z najczystszego puchu i mgły, co mogło być nawet prawdą. Yeonjun, gdy chciał, potrafił wyczarowywać zapierające dech, maleńkie cuda i widać było w wianku Soobina jego rękę. Gdy chłopak obrócił głowę, kwiatuszki błysnęły jak najszczersze srebro.

- To twoje? - zdziwił się Kai, a Soobin zaśmiał się na głos.

- Teraz tak - powiedział i dotknął delikatnie swojej grzywki jakby bał się, że czar zaraz pryśnie. - Mogę je zatrzymać? - spytał z niedowierzaniem Yeonjuna, który wzruszył ramionami i wbił ręce w kieszenie swojego długiego płaszcza. Może nie wyglądał, jakby było mu zimno, ale jego policzki były całe czerwone i co chwila poprawiał, nerwowym gestem szalik, zakrywając przy tym połowę własnej twarzy.

- Nie wiem po cholerę ci takie paskudne kwiaty, ale jak chcesz - mruknął w odpowiedzi. - Możesz je zatrzymać. Nie zależy mi - mamrotał dalej pod nosem. Podniósł opakowanie pringelsów z ziemi i od razu wpakował sobie dwa do buzi.

- To wracamy? - spytał Kai. Taehyun zerknął na niego kątem oka. Widać było, że chłopak jest już gotowy do powrotu, Beomgyu też.

Od dobrej chwili patrzył się na Soobina i Yeonjuna, który pakował młodszemu chłopakowi do buzi żelki, o kolorach, jakie nie miały prawa istnieć w przyrodzie. Beomgyu robił przy tym takie miny jakby właśnie chciał kogoś zabić i wcale nie wyglądał, jakby chciał tu być.

- Soobin ma dość na dzisiaj... - dodał Kai, chociaż wcale nie musiał. Taehyun z niechęcią przyznał mu rację. Oczy chłopaka były tak podpuchnięte, a jego wieczne, ciemne siniaki pod oczami osiągnęły odcień, którego Taehyun jeszcze nie znał. - Niczego się dziś nie nauczy.

- Nigdy się nie nauczy - wtrącił Yeonjun, na chwilę przerywając karmienie Soobina.

- To było niemiłe - odparł drugi, ale nie wyglądał na złego, ani obrażonego chociaż Taehyun wiedział, że mógł się mylić. Wciąż nie był za dobry w czytaniu emocji ludzi.

- To co? Wolisz żebym kłamał? - spytał Yeonjun. - Że raptem dostaniesz super, mega mocy i pokonasz mojego ojca w bitwie o Taehyuna, czy co on tam sobie ubzdurał? - złapał chłopaka za ramię. - No bez przesady, aż tak okrutny nie jestem - dodał i zaraz szybko zmienił temat. - Zrób mi kluski, jak wrócimy do domu.

- Ale...

- Kluski - zażądał Yeonjun, ciągnąc Soobina w stronę ścieżki. - Chodźcie, wracamy już. Jest zimno i chcę obejrzeć serial.

- Ale jaki serial? - spytał Kai zrównując z nimi krok. Yeonjun coś odpowiedział, ale był już za daleko, żeby można było go usłyszeć. Dopiero, gdy ostatnie promienie słońca zaszły za horyzontem, Taehyun odważył się spojrzeć na Beomgyu, który tak jak on sam wolał zostać w tyle.

- Wracajmy - mruknął chłopak.

***

Temperatura wydawała się spadać z każdą sekundą i Yeonjun nie potrafił opanować drżenia, które przeszło przez całe jego ciało. Nienawidził zimy, a tak właściwie to nienawidził zimna i bycia prawie człowiekiem, narażonym na zmiany temperatur.

W takich chwilach najbardziej brakowało mu magii. Gdy przez całe jego ciało przechodziły ciarki zostawiając po sobie nieprzyjemne drżenie, które piekło skórę jeszcze długo po fakcie. Zawiązał mocniej szalik i obejrzał się.

Kai i Taehyun rozmawiali o jakimś filmie o małym czarodzieju, którego Yeonjun nie kojarzył, a wciąż naburmuszony Beomgyu wlókł się za nimi, nie bardzo zwracając uwagi na to co się dzieje dookoła. Szedł ze spuszczoną głową, z rękoma wbitymi w kieszenie obszernej kurtki i wydawał się dziwnie nieobecny. Yeonjun uśmiechnął się pod nosem i zwolnił krok.

- Yeonjun? - spytał Soobin, od razu wyczuwając, że coś się dzieje. Poprawił niezdarnym ruchem dłoni wianek, który w zapadającej ciemności świecił własnym blaskiem.

- Idź przodem, zaraz cię dogonię - odparł od razu chłopak i klepnął go lekko w ramię, ale Soobin wydawał się nieprzekonany. Jakby Yeonjun miał zamiar rozpłynąć się w powietrzu. - Nie idę w żadne nielegalne miejsce, nie bój się - uprzedził pytanie. - Ani w takie gdzie zabroniłeś mi chodzić. Chcę pogadać z Beomgyu - na twarzy Soobina od razu pojawiło się zdziwienie, a potem coś na kształt pytania i Yeonjun poczuł nagły przypływ dumy.

Wreszcie udało mu się rozgryźć mimikę ludzi, chociaż może nie był to aż taki powód do dumy. Soobin był jak otwarta książka, jak już wiedziało się, gdzie patrzeć, ale i tak był z siebie zadowolony. - Sam - dodał i zatrzymał się.

Poczekał jeszcze chwilę zanim pogrążeni w rozmowie Kai i Taehyun go minął, żeby zrównać krok z Beomgyu, który wciąż nie zwracał na nic uwagi. Wciąż patrzył tylko pod stopy i mruczał coś pod nosem, jakby nucił jakąś melodię.

- A tobie co? - spytał Yeonjun po krótkiej chwili, bo milczenie między nimi zaczynało się przedłużać i zaczynało się robić niekomfortowe. Chyba nic go bardziej nie denerwowało od tego uczucia. - Jesteś zazdrosny o koronę Soobina?

- Jaką znowu koronę? - oczy Beomgyu zwęziły się niebezpiecznie. Chłopak wreszcie spojrzał na Yeonjuna, który uśmiechnął się lekko widząc jego reakcję.

- No... koronę z kwiatów, którą mu zrobiłem. Widziałeś jakąś inną? - obruszył się Yeonjun. Włożył naprawdę dużo uwagi w iluzję, którą stworzył dla Soobina.

Ten blask i lekkość, którą zawierały w sobie delikatne kwiatki stworzone z zaledwie kilku olchowych szyszek, nie był tandetną sztuczką z targu. Były to pierwszorzędne czary, ale z drugiej strony Yeonjun podejrzewał, że nie-magiczny plebs pokroju Beomgyu, nie potrafiłby znaleźć różnicy pomiędzy tandetą z targu, a królewską sztuką.

To wymagało obycia, którego ludzie po prostu nie mieli. Dla nich każdy, nawet najpodlejszy czar był cudowny i zapierający dech w piersiach, więc nie było co zaczynać z nimi dyskusji.

- Musisz przyznać, że mój chłopak wygląda w niej wyjątkowo królewsko - dodał pośpiesznie i cmoknął z zadowoleniem obserwując reakcję młodszego chłopaka, który skrzywił się tak, jakby dostał raptem niestrawności. - A był taki nieszczęśliwy - kontynuował, nadając swojemu głosowi żałosny i zatroskany ton, co chyba zaczynało irytować Beomgyu, bo minę miał jeszcze chmurniejszą niż przed sekundą. - Taki załamany, a ja w przypływie swojej bezbrzeżnej miłości...

- Czy możesz się zamknąć? - syknął Beomgyu, na co Yeonjun uśmiechnął się szeroko.

- Zazdrosny? - spytał szybko.

- Jak jeszcze raz zadasz mi to pytanie... - Beomgyu zatrzymał się i zgromił starszego chłopaka wzrokiem. - To naprawdę... naprawdę - zająknął się, wyjmując ręce z kieszeni.

- To co? Co, Beomgyu? - Yeonjun podszedł bliżej, wcale nie przejmując się pogróżkami chłopaka. Nie bał się go wcale.

Beomgyu i Soobin mieli podobną energię i zachowania i Yeonjun od razu wiedział, że nic mu nie grozi. Młodszy chłopak był tak niebezpieczny jak bezzębny szczeniak, który myśli, że jest wielkim wilkiem.

- Zbijesz mnie? Popłaczesz się? - prowokował dalej. Gdzieś z tyłu głowy wiedział, że nie jest to tak do końca bezpieczna gra, ale zabrnął już za daleko, a poza tym, pozostała trójka wreszcie zniknęła im gdzieś za krzakami i być może była to jedyna szansa, żeby pobyć z chłopakiem sam na sam. Yeonjun nie zamierzał jej zmarnować. - Dlaczego cię to tak bardzo denerwuje? Ja i Soobin - dodał, bo chłopak nie odzywał się. Zaciskał tylko pięści, a gdzieś w kącikach jego oczu widać było łzy.

- Robisz to specjalnie? - wydusił z siebie Beomgyu, a Yeonjun uśmiechnął się szeroko. Na to właśnie czekał. Na to pytanie.

- Oczywiście, że tak - powiedział spokojnie. - Zależy ci na nim - dodał i oparł się o stojącą w pobliżu brzozę. - To dobrze, bardzo dobrze...- poprawił się. - Po prostu musiałem to sprawdzić jak bardzo, bo...

- Jesteś psychopatą - wycedził chłopak. Yeonjun widział jak zbiera się w sobie żeby wznowić krok, ale złapał go szybko za przedramię. - Oczywiście, że mi na nim zależy.

- Taehyun go zabije - powiedział i ścisnął go jeszcze mocniej. Dopiero wtedy Beomgyu spojrzał w jego stronę. - Ten plan, ten cały trening... to samobójstwo - dodał ciszej. Młodszy chłopak wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. Yeonjun puścił jego ramię.

Słońce zaszło już prawie całkowicie i gdyby nie majaczące gdzieś w oddali latarnie uliczne, nie byłby w stanie zobaczyć jego twarzy, na której malowało się tyle emocji, że Yeonjun nie był pewien, co powinien teraz zrobić i co zaraz się wydarzy. - To się nie uda - kontynuował, bo Beomgyu wciąż stał w tym samym miejscu, ale nie wyglądało na to, że zamierza uciec w stronę dochodzących z oddali głosów pozostałej trójki, która ich nawoływała.

- ZARAZ BĘDZIEMY! - ryknął na całe gardło Beomgyu. - O co ci chodzi?

- O to, że Soobin nie ma z moim ojcem szans. O to, że jest nowicjuszem, który nie potrafi wykonać nawet najprostszego czaru, a Taehyun chce posłać go na bitwę z mistrzem w swoim fachu, zabił więcej swoich wrogów niż Taehyun jest to sobie w stanie wyobrazić - powiedział na jednym wydechu. - To się po prostu nie uda.

- Taehyun mówi, że Soobin po prostu musi trenować - odparł Beomgyu, ale jego głos był słaby i niepewny. Słychać było, że sam nie wierzy własnym słowom. - Że skoro jest z królewskiego rodu jego moc jest równa mocy waszego przeklętego króla i da sobie radę.

- Wierzysz w to? - spytał od razu Yeonjun, ale Beomgyu nie odpowiedział. Wyrwał szybkim ruchem rękę, ale nie zniknął między drzewami. - Zastanów się nad tym - powiedział łagodnie Yeonjun i aż sam zdziwił się, jak bardzo jest spokojny.

- Zastanowię - Beomgyu podniósł wzrok. Wbił znów ręce w kieszenie i widać było, że ma zamiar wyminąć Yeonjuna, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. - I jeśli myślisz, że ja...- zająknął się. Zerknął w stronę ulicy i pozostałej trójki, która tupała niecierpliwie w miejscu, starając się pozbyć zimna. - Że chodzi o to, że Soobin mi się podoba, czy coś to jesteś w błędzie. Nie o to chodzi - pokręcił głową.

- To dlaczego...- Yeonjun urwał, bo nie wiedział do końca, jak zakończyć swoje pytanie. - Nie rozumiem...

- Pewnie, że nie rozumiesz - wypalił od razu młodszy chłopak. - Dlaczego miałbyś rozumieć? Wszyscy w twoim królestwie pewnie całują ziemię, po której chodzisz. Dostajesz wszystko co chcesz, jesteś zajebisty i popularny i...- zapowietrzył się, a Yeonjun poczuł, że jeszcze nigdy nie czuł się tak zagubiony jak teraz. - Chodzi mi o to... - zaczął znów Beomgyu. - Że dla ciebie może Soobin to zwykła zabawka, ale dla mnie on... to jedyny przyjaciel, którego mam. Może i ok, trzymam się z Kaiem, ale to co innego. On nic nie rozumie - pokręcił głową. - Soobin jest inny. Jest pomocny i po prostu... - zająknął się. - Jest wyrozumiały, nigdy mnie nie ocenia tak jak inni w naszej szkole. Nawet Kai to robi, może w żartach, ale robi. A ja wiem, co inni mówią na mój temat. Nie jestem głuchy - pokręcił głową. - Że jestem rozpieszczony przez rodziców, że za bardzo się staram, że dostaje wszystko co chcę, bo moi rodzice mają kasę...

- Ja... - powiedział cicho Yeonjun. Słowa Beomgyu odbijały się echem w jego głowie, ale zaraz potem szybko trafiały w samo serce, które aż zaczęło szybciej bić. Czuł, jakby Beomgyu mówił o nim, a nie o sobie. Czy nie tak właśnie określali go dworzanie za jego plecami?

- Nikt mnie w szkole nie lubi - mówił dalej Beomgyu - Oprócz niego - dodał nieśpiesznie. - A potem ty zaczynasz odwalać takie sceny jak przed chwilą i... i zajmujesz jego cały czas i ...no wkurwiasz mnie wtedy, Yeonjun. Nawet nie wiesz jak bardzo - zakończył.

Jeśli Yeonjun miałby być szczery to nie tego się spodziewał. Wszystkiego, ale nie tego. Normalnie pewnie zareagowałby na takie wyznanie śmiechem, ale nie tym razem. Gapił się bezmyślnie na młodszego chłopaka przez dłuższą chwilę, starając się znaleźć odpowiednie słowa, ale te nie przychodziły.

A może inaczej, przychodziły, ale nie były słowami, które mógł wypowiedzieć na głos. "Jesteśmy podobni" pomyślał zamiast tego z przerażeniem, a potem, gdy pierwsze słowa Beomgyu zdążyły do końca wsiąknąć i zrozumiał je w pełni poczuł tak wielką ulgę, że znów złapał się pnia brzozy, o którą opierał się od jakiegoś czasu.

Beomgyu nie kochał Soobina. Nie w sensie romantycznym i była to tak oszałamiająca wiadomość, że nawet nie zauważył, gdy młodszy chłopak wyminął go i poszedł na drogę, dołączając do pozostałej trójki. Beomgyu był po jego stronie. Beomgyu był po stronie Soobina.

***

- Soobin - Yeonjun podniósł się gwałtownie na przedramionach. Teraz dokładnie mógł widzieć młodszego chłopaka, który bez ruchu leżał na łóżku. Mętna, szara poświata księżyca jakimś cudem znalazła wąską szparę między zasłonami i padała wprost na jego spokojną i zrelaksowaną twarz. Yeonjun zmarszczył brwi i uderzył go lekko w rękę, widząc, że ten dalej śpi w najlepsze. - Soobin - powiedział głośno. - Soobin - powtórzył po raz kolejny, powoli tracąc cierpliwość.

- Co? - odpowiedział mu w końcu zaspany głos chłopaka. Powoli przetarł oczy ręką i wolnym ruchem usiadł na łóżku. Jego oczy były tak podpuchnięte, że ledwie widział i Yeonjunowi przez chwilę zrobiło się go szkoda, ale tylko przez chwilę. Musieli pogadać. - Co chcesz, spałem już.

- Przynieś mi jakieś snacki - powiedział głośno Yeonjun. Młodszy chłopak westchnął przeciągle i jeszcze raz przetarł twarz ręką. Widać było, że jest zmęczony i zaspany, ale Yeonjunowi właśnie o to chodziło. - Teraz - rozkazał nie znoszącym sprzeciwu głosem. Soobin rzucił mu pełne frustracji spojrzenie.

- Co ci przynieść? - spytał zrezygnowany, gramoląc się z łóżka. - No co ci przynieść? Przysięgam, jeśli wymyślisz coś, czego nie ma w domu, to sam będziesz lazł do sklepu.

- Nic.

- Co? - młodszy chłopak podrapał się po głowie, jakby nie do końca rozumiejąc odpowiedź.

- Nic, nic mi nie przynoś. Chciałem tylko coś sprawdzić - wyjaśnił spokojnie, patrząc, jak Soobin niepewnie usiadł na łóżku. Jakby spodziewał się, że Yeonjun za chwilę zmieni zdanie.

Yeonjun poczuł złość. Z jakiegoś zupełnie niewyjaśnionego powodu był tak zły, że aż musiał walnąć Soobina poduszką. Chłopak nawet się nie uchylił i oczywiście, mogła to być wina jego zupełnie chujowej koordynacji i zaspania, ale Yeonjun miał wrażenie, że nie do końca tak jest.

- Powiedz mi, Soobin - zaczął, biorąc głęboki, uspokajający oddech, który w ogóle nie spełnił swojego zadania. - Powiedz mi, czemu ty jesteś takim strasznym popychadłem? - zapytał.

- Nie jestem... - zaprotestował od razu chłopak, wciąż mając tę idiotyczną, zdezorientowaną minę jak zagubione dziecko we mgle, co było z jakiegoś powodu jeszcze bardziej wkurwiające.

W dodatku sen zszedł już z jego twarzy i teraz gapił się na Yeonjuna tymi wielkimi oczami, które upodabniały go do szczeniaka i chłopak nie potrafił powstrzymać gęsiej skórki przechodzącej przez całe jego ciało.

W odróżnieniu od tej, którą cały czas miał na zewnątrz, tej z zimna, ta była inna. W jakiś dziwny sposób pobudzająca i to na tyle, że Yeonjun musiał za każdym razem zatrzymać się na chwilę i powstrzymać to co próbowało wyrwać się z jego ciała. Ten warkot, który za każdym razem dusił między mocno zaciśniętymi wargami i ten dziwny głos, który mówił mu, że powinien teraz coś zrobić.

A najlepiej rzucić się na Soobina i ugryźć go w szyję albo w rękę, albo zacząć szarpać jego włosy, a najlepiej jedno i drugie jednocześnie. To było strasznie frustrujące uczucie. Yeonjun ostatnio dość często używał tego sformułowania, gdy myślał o młodszym chłopaku.

Czuł się sfrustrowany. Głównie. Zirytowany, dziwnie rozdrażniony, jakby miał jakąś wysypkę. Albo jakby ktoś znów oddał mu magię, czuł ją pod opuszkami palców, ale nie mógł jej używać i im bardziej Yeonjun zastanawiał się nad tym uczuciem, tym bardziej nie rozumiał, co się z nim dzieje.

Podejrzewał, że mogło to mieć jakiś związek z tym, że nie miał od dłuższego czasu magii i jego organizm wariował, ale to były tylko jego podejrzenia. Pewnie mógłby spytać się Taehyuna i sprawdzić, czy on sam tak się czuje, ale prędzej zabiłby się niż przyznał, że coś jest nie tak przed młodszym chłopakiem. Pozostało więc czekanie na rozwiązanie całej sprawy, która prędzej, czy później nastąpi i której Yeonjun obawiał się bardziej niż chyba czegokolwiek w całym swoim życiu.

- Oczywiście, że jesteś popychadłem - warknął Yeonjun, gdy uspokoił trochę swój oddech. Chęć wstania i podejścia do Soobina była silna, ale pokonał ją szybko, wbijając mocniej paznokcie w koc, na którym leżał. - Specjalnie czekałem, aż uśniesz, żeby cię obudzić i kazać ci zrobić cokolwiek, żeby tylko sprawdzić, czy mam rację! Jesteś popychadłem! A dzisiaj? Taehyun kazał ci godzinami siedzieć na jakimś pieńku, wyglądałeś jak ostatni głąb i wcale nie chciałeś tego robić! Co ty robisz ze swoim życiem w ogóle?! - powiedział szybko na jednym wydechu.

- Więc... na pewno nie chcesz żadnego snacka? - zapytał Soobin, znów przykrywając się kołdrą i sprawdzając coś na telefonie.

- Nie chcę żadnego snacka, chcę, żebyś mi odpowiedział - Yeonjun walnął go drugą poduszką.

- Nie przeszkadza mi to - powiedział Soobin po chwili. - A dzisiaj było mi smutno nie dlatego, że nie chciałem tego robić, tylko dlatego, że nie potrafiłem, a to było ważne dla Taehyuna. Wiem, że się starał, a ja i tak... nie poradziłem sobie - dokończył niezgrabnie.

- Serio, Soobin, serio?

- No... tak.

- Wiesz, ile osób wykorzystuje cię przez takie zachowanie? Wiesz, ile razy...

- Są też osoby, które mimo tego mnie nie wykorzystują, poza tym... naprawdę mi to nie przeszkadza - odparł młodszy chłopak.

- Wiesz, ile razy wymyślałem najgłupsze rzeczy, żeby w końcu sprawdzić, gdzie jest granica twojego wkurwu? A ty za każdym razem i tak robiłeś wszystko, co chciałem.

- I... z tego powodu jesteś teraz na mnie zły? Bo robiłem wszystko to, co chciałeś?

- No tak! - Yeonjun usiadł gwałtownie. Nie mógł pozwolić żeby Soobin trafił do Brugh. Nawet z magią nie miałby szans, by sobie tam poradzić.

Utrzymanie władzy w królestwie zawsze było dość trudnym zadaniem. Istniało zbyt wiele frakcji politycznych, sojuszy, o których należało pamiętać i wrogów, których trzeba było traktować jak najlepszych przyjaciół. Soobin się do tego nie nadawał.

Nie miał w sobie pewności siebie, która sprawiała, że kiedy wchodził do pomieszczenia, skupiał na sobie całą uwagę. Nie potrafił mówić tak, by ludzie jego słowa brali za rozkaz, jaki natychmiast należy wykonać.

Po prostu Soobin nie był taki i nawet jeśli Taehyunowi uda się w jakiś sposób obudzić jego moce i nauczyć go posługiwania się magią, to z całą pewnością nie zdoła przygotować go do przejęcia królestwa. Nawet, gdyby nie musiał stawić czoła jego ojcu.

- Musisz zacząć zachowywać się poważnie, w końcu nie jesteś już dzieckiem - Yeonjun chciał powiedzieć coś jeszcze, ale ugryzł się w język. Te słowa brzmiały, jakby wypowiedział je jego własny ojciec.

- Myślę, że jakoś sobie poradzę. Nie musisz się o mnie martwić - oświadczył Soobin poważnym tonem, zanim Yeonjun zdążył zaprotestować, bo naprawdę nie o to mu chodziło. - Chociaż to całkiem miłe.

- Nie martwię się - warknął Yeonjun, bo sama myśl o tym, że mógłby faktycznie przejmować się losem jakiegoś człowieka wydała mu się idiotyczna. Bo nie przejmował się Soobinem. Co to, to nie.

Po prostu chciał uniknąć zamieszania, które cała ta sytuacja mogła stworzyć i tyle. To, że gdy tylko myślał o tym jaką moc ma jego własny ojciec, a jego własna wyobraźnia podsuwała mu niestworzone scenariusze, na których końcu Soobin ginął za każdym razem, nie miało z tym nic wspólnego. Znów zadrżał, patrząc na chłopaka.

- Chcę, żebyś zrozumiał. Brugh to nie jest twoje miejsce - powiedział, akcentując wyraźnie każde słowo.

Soobin przez chwilę patrzył na niego bez słowa, nawet kilka razy otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, a Yeonjun na to czekał. Na kontratak, obronę, słowa, które mają go zdenerwować albo sprawić mu ból, ale nic takiego nie nadeszło.

- Pewnie masz rację - mruknął w końcu Soobin, powoli układając kołdrę, która zdążyła zsunąć się z łóżka. To było tak strasznie irytujące, że gdyby nie nałożone na niego zakazy, Yeonjun prawdopodobnie zamordowałby go teraz. Tak bardzo miał ochotę go uderzyć, zrobić... coś. Cokolwiek. Tylko po to, żeby pozbyć się tego dziwnego mrowienia, które czuł pod palcami.

- Nie to chciałeś powiedzieć - wycedził, starając się zachować spokój, chociaż to było bardzo trudne, bo nigdy wcześniej Yeonjun nie musiał zachowywać się cywilizowanie, jeśli nie miał na to ochoty. - Soobin! - syknął. - Skup się - młodszy chłopak usiadł wyprostowany, skupiając całą swoją uwagę na Yeonjunie. - Gdybyś... gdybyś - wziął głęboki oddech. - Gdybyś mógł zadać mi jakiekolwiek pytanie, jakie tylko chcesz, a nie jakie uważasz, że możesz zadać... o co byś mnie spytał?

- Nie rozumiem...

- Oczywiście, że rozumiesz, nie jesteś w końcu głupi - Yeonjun zacisnął zęby. - Robisz to, czego oczekują od ciebie inni, unikasz konfliktów, kłótni, nigdy nie prosisz o coś, nawet jeśli masz na coś ochotę... nawet wtedy, gdy nie masz na coś ochoty podporządkowujesz się reszcie, więc gdybyś nie musiał... Zapomnij chociaż raz o tym wszystkim. O co byś spytał?

- Nie robię tego, bo muszę - zaprotestował Soobin. - Ok... w porządku, o co tylko chcę, tak?

- Tak... - mruknął Yeonjun zrezygnowany, bo młodszy chłopak w jakiś sposób znowu robił dokładnie to, czego on chciał, chociaż chodziło mu o coś zupełnie odwrotnego.

Soobin był chyba najbardziej frustrująca osobą na całym świecie i nawet Taehyun nigdy go tak nie wkurzał.

- Muszę pomyśleć - odparł Soobin, układając się wygodniej na łóżku. - W takim razie...

- No weź już pytaj!

- Nie poganiaj mnie, mam jedną okazję, chcę to zrobić dobrze - odparł Soobin, wyraźnie urażony.

- Naprawdę, jak będziesz się tak grzebać...

- Lubisz swoją moc? - Soobin przerwał mu pełen frustracji wewnętrzny wywód.

Yeonjun spodziewał się każdego rodzaju pytań; o Brugh, o swoją rodzinę, sytuację na dworze, władzę, swoje własne życie prywatne. Właściwie spodziewał się wszystkiego, jednak pytanie Soobina zupełnie go zaskoczyło.

Yeonjun nie miał powodów do kompleksów, nie miał czego się wstydzić, jednak moc, którą władał nie do końca napawała go dumą.

"Brudna magia" - przeleciało mu przez głowę, kiedy próbował się uspokoić.

- Jest ok - powiedział w końcu. To dziwne napięcie, które czuł do tej pory, opuściło go raptownie i to z taką siłą, że nieomal nie upadł na poduszki.

Moc nie była czymś, co można było sobie wybrać. Dziedziczona po przodkach, stawała się częścią klanu, nierozerwalnie związana z jego historią i miejscem w społecznym rankingu. Magia, którą posługiwał się Yeonjun nie była szczególnie ceniona.

- Tylko ok? - zapytał Soobin, jakby nie zdając sobie sprawy z yeonjunowego kryzysu. A może doskonale o nim wiedział i specjalnie był taki, jaki był. Rozumiał więcej, niż starszy chłopak od początku zakładał. Może zachowanie Soobina od początku było wykalkulowane i miało usypiać czujność, a on zwyczajnie dał się na to nabrać? Ta nieporadność życiowa była tylko grą i chłopak doskonale wiedział, jak drażniąco działa to na Yeonjuna.

- Jest w porządku - odpowiedział, ostrożnie dobierając słowa. - Ma... duży potencjał - dodał zgodnie z prawdą. Nawet jeśli sam by sobie jej nie wybrał, zdawał sobie sprawę z tego, że włada potężną bronią.

- Uważam, że jest naprawdę super - odezwał się Soobin po chwili i brzmiał całkiem szczerze. - Podobał mi się ten lisek, którego przysłałeś z listem. Miał ładne kwiatki - dodał.

Yeonjun uśmiechnął się lekko. Lisek był jego osobistym posłańcem i jedynym przyjacielem z dzieciństwa, którego postanowił zachować.

- Ma na imię Balor. Miał, zanim nie umarł - wyjaśnił, zaskoczony swoją własną szczerością. Nazywanie martwych w Brugh nie było dobrym zwyczajem. Pozwalało zachować im świadomość własnej egzystencji, przez co trudniej się nimi kierowało.

- Balor - powtórzył Soobin. - Ładnie.

Yeonjun uśmiechnął się do siebie. Soobin mimo wszystko nie był ani złośliwy, ani niebezpieczny. Prawdopodobnie udzielała mu się jakaś paranoja.

To wszystko przez Taehyuna. Gdyby nie jego nieudolne gry polityczne, nawet nie wpadłby na taki pomysł. A poza tym przez tą dziwną przypadłość, na którą ostatnio cierpiał i przez którą jego nerwy były całkiem zszargane, trudno było mu myśleć. Odetchnął, zaciskając znów dłonie na kocu.

- Yeonjun? - usłyszał po dłuższej chwili. - Czy to możliwe, żeby ktoś z Uk... Wolnych Ludzi nie miał magii?

- Tak - odparł z wahaniem. To były te rzadkie przypadki, o których nigdy nie mówiło się głośno, bo mogły sprowadzić hańbę na cały klan. Jednak zdarzało się, że w pewnym momencie przestawano mówić o jakimś dziecku, jakby w ogóle się nie urodziło. - To... się zdarza, ale bardzo rzadko - I na pewno nigdy nie pozwolono by na to, by taka sytuacja zdarzyła się w rodzinie królewskiej.

- Co dzieje się z tymi... ludźmi? - zapytał Soobin, przesuwając się bliżej krawędzi łóżka.

- Zabija się ich... tak przypuszczam - odparł Yeonjun bez zastanowienia.

- W takim razie ktoś był naprawdę miły, bo pozostawił mnie przy życiu.

a/n: jak pewnie niektórzy pamiętają (ja zapomniałam na śmierć), Soobin ma swojego spotyfaja [link w komentarzu]

a ta piosenka u góry to piosenka, którą dodał mu do listy YJ, bo to mądry chłopak i szybko ogarnia internety :) 

Ma też swoje ulubione memy, seriale i emotki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top