Drama Club? WTF! pt 7

Jungkook wynurzył się z wody ciężko oddychając. Przygotowania do zawodów trwały pełną parą, każdy dawał z siebie, ile mógł podczas treningów, które w ostatnim czasie stały się jeszcze intensywniejsze, mimo iż nigdy do najlżejszych nie należały. Nikt jednak nie narzekał, każdy był świadom ogromu pracy, jaki musieli włożyć, ażeby wygrać nadchodzący turniej.

Ponadto z treningu na trening coraz liczniejsza publika dodatkowo ich motywowała, bowiem kto nie lubił się popisywać przed gronem ślicznotek na trybunach? Wiwaty oraz cichy chichot pojawiający się, gdy któryś z zawodników wyłaniał się z wody, ukazując tym samym swoje smukłe i dobrze zbudowane ciało, mile łechtało ego każdego z nich.

Jednak może nie każdego, albowiem jednej, pięknej osóbki na widowni brakowało, a morale Jeona nie były podbudowane, jak reszty jego kumpli z drużyny. Również dawał z siebie, ile tylko był w stanie, jednak tak przyzwyczaił się do obecności Tae na pływalni, że gdy tego nagle z nie wiadomo jakich przyczyn nie było, pierwszoklasista czuł, jakby mu czegoś brakowało. Niedorzeczne, gdyż blondyn nic wielkiego nie robił, z wyjątkiem oglądania ich męczarni na basenie, gdzieś z rogu trybun, jednak chyba sama świadomość tego, że ten przebywał z nim w jednym pomieszczeniu, skłaniała go do wydobywania z siebie większych pokładów energii.

Brunet niezbyt usatysfakcjonowany wyszedł po szczebelkach z akwenu, by jedynie natknąć się na neutralne spojrzenie trenera. Najwidoczniej i on nie był na tyle z niego zadowolony, by pochwalić go uśmiechem lub poklepaniem po ramieniu, które miał w zwyczaju.

Jungkook usiadł na krzesełku niedaleko zbiornika, patrząc na zmagania kolegów, samemu osuszając się lekko ręcznikiem i nawadniając wodą zdatną do picia - ta chlorowana z basenu do najsmaczniejszych nie należała. Nie zaznał jednak długo spokoju, bowiem po kilku minutach dołączył do niego nie kto inny, jak oczywiście Kim Yugyeom, który chyba nawet w kolejnych wcieleniach będzie go prześladować.

— Kooook — zawołał szeptem przyjaciel, opadając na krzesełko obok niego. — Czy ty to widziałeś?!

— Co?

— Ale z ciebie zajebisty ziomeczek, nie ma kurwa co — burknął Kim. — Na trybunach siedzi Mark!

— Co? Serio? — zapytał i momentalnie odwrócił się w kierunku trybun, by szybko przeszukać je wzrokiem.

— Nie tak ostentacyjnie, debilu! — syknął młodszy. — Mistrz dyskrecji, twoja kurwa mać.

— Ach, no racja. Sorry.

— A ty co taki niedorobiony? — zdziwił się młodszy.

— Nie ma Taehyunga — mruknął Jeon, patrząc się dalej na kolegów z drużyny, którzy męczyli się w wodzie.

— Oj stary, weź przestań smutać. Przecież wiemy, że to on feelsuje sobie do twoich filmików i mega podoba mu się twój głos, a dzisiaj nie ma go pewnie dlatego, że mu coś wypadło — odpowiedział Yugyeom. — Więc z łaski swojej, zapomnij na chwilę o sobie i swoim chłoptasiu, i skupmy się na mnie, okay?

— Ech, no okay — odparł starszy, niezbyt entuzjastycznie, za co został zgromiony wzrokiem przez przyjaciela.

No co mógł Jungkook poradzić na to, że nic mu tego dnia nie wychodziło? A na domiar złego, planowana poprawa humoru nie nadeszła, bowiem tylko Taesiątko mogło jakoś tchnąć kolory w jego beznadziejne życie, ale oczywiście się to nie stało.

— Dziękuję — powiedział Kim. — Tak więc wracając do mnie i moich problemów - Mark tu jest! Aaaaaa! — Zaczął cicho piszczeć i odprawiać jakieś dziwne wygibasy na krzesełku, prawdopodobnie zwracając na siebie uwagę wspomnianego chłopaka.

— Uspokój się, pajacu, bo wyglądasz jakbyś miał owsiki w dupie i pewnie Mark się teraz na ciebie gapi — syknął na kumpla. — No chyba, że chcesz się przed nim zbłaźnić, to droga wolna.

— O kurwa. — Yugyeom zamarł z przerażoną miną, po chwili opanowując się i zachowując już względnie normalnie. — Okay, masz rację. Muszę zrobić na nim dobre wrażenie. Tak, okay — mówił jakby do siebie, aniżeli do przyjaciela siedzącego obok, jednak po sekundzie znów zamarł. — Kurwa, to co ja ma teraz zrobić?

Mina drugiego była tak komiczna, że Jungkook tylko resztkami silnej woli i jakimiś nadprzyrodzonymi siłami powstrzymał się przed głośnym parsknęłam i zaśmianiem się na całe gardło. Ciekawe czy z niego też się zrobiła taka rozlazła pizda przy Taehyungu.

— No nie wiem, teraz będzie raczej ciężko, skoro zaraz znów wchodzimy do wody... — odparł starszy. — Ale zawsze możesz pobić jakiś rekord, wtedy myślę, że zabłysnąłbyś odpowiednio.

— Ehe, bo to takie łatwe. Gdyby tak było, to już dawno byłbym...

— Em, przepraszam?

Nagle usłyszeli czyjś głos za swoimi plecami. I jeśli Jeon twierdził, że poprzednia mina Yuga była komiczna, obecna po prostu wyjebała poza jakąkolwiek skalę, bowiem stał przed nimi nie kto inny jak Tuan Yien, czyli prosto rzecz ujmując - crush jego kumpla. Kim ewidentnie nie był w stanie chociażby wyglądać właściwie przy starszym, już nie mówiąc o odezwaniu się, dlatego Jungkook jako jego najlepszy i wspaniałomyślny przyjaciel, wziął tę ostatnią rzecz na siebie.

— O, cześć — powiedział, uśmiechając się lekko, odciągając tym samym (na szczęście!) wzrok najstarszego od tego obrzydliwego wielorybiego ryja siedzącego obok niego. — Co tam?

— Em, hej. — Ten również odpowiedział uśmiechem. — Sorki, że wam przeszkadzam, bo widzę, że trenujecie... Znaczy teraz odpoczywacie w trakcie treningu — poprawił się, jakby odrobinę zakłopotany drobną pomyłką.

— Tak, zaraz wchodzimy znów do wody.

— Och, no właśnie. Chciałem się tylko zapytać, o której kończycie trening? Bo chciałem z tobą później porozmawiać, Yugyeom — powiedział, znów kierując swoje spojrzenie na najmłodszego.

Na szczęście ten już zdążył się na tyle ogarnąć, żeby zapanować nad mimiką własnej twarzy, nie strasząc przy tym zarówno Tuana, jak i nikogo w pobliżu.

— Ze mną? — O, jak widać mowę również mu przywróciło. — Ta, jasne, spoko. Nie ma problemu. Po treningu, tak?

— Kończymy gdzieś za niecałą godzinę — dopowiedział Jeon, zauważając że jego cymbałowaty przyjaciel nie odpowiedział na pytanie.

— Och, super. Dzięki. W takim razie będę czekał przed szkołą, okay? — Mark uśmiechał się słodko, i gdyby Jungkook nie był totalnie utopiony, pogrzebany i wierny Taehyungowi, sam by miał ochotę na starszego.

"Kurwa, że też nawet gust ameby mają podobny..."

— Ta, jasne, spoko — odparł najmłodszy, który zaciął się niczym zdarta płyta. Jednak patrząc na jego maślane oczy, które robił do swojego crush, cudem było, że w ogóle cokolwiek rejestrował.

Na odchodne Yien jeszcze raz się uśmiechnął, machając przy tym lekko dłonią. Gdy tylko ten zniknął z ich pola widzenia, Yugyeom kompletnie zdurniał, sądząc po odgłosach, które się z niego wydobywały.

— Co tam mamroczesz, pajacu?

— Mark, Mark, Mark, Mark... — Dalej bełkotał, totalnie nieświadomy otaczającego go świata.

— Tak, Kolumbie, to był Mark.

— Mark chce się ze mną zobaczyć po treningu — zapiszczał tak, że bębenki w uszach Jungkooka niebezpiecznie zadrżały. — I poczeka na mnie! Godzinę będzie na mnie czekał! Słyszałeś to?!

— Nie kurwa, w ogóle nie słyszałem — warknął wywracając oczami, zdołowany bezmózgim stanem kumpla. — Nie żebym ci wypominał czy coś, ale to ja uchroniłem cię przez zbłaźnieniem się przed nim, wiesz? Bo tak jakby, ty idioto, nawet odezwać się nie potrafiłeś — zaśmiał się, przypominając sobie wielorybią paszczę.

— Ach, no... Racja... — odparł drugi, dalej rozmarzony.

— No i przepadł. — Jeon mruknął do siebie, dając przyjacielowi jeszcze chwilę na bujanie w obłokach, nim będzie zmuszony sprowadzić go do szarej rzeczywistości w postaci trenera i kolejnych kilkudziesięciu minut mordęgi.

Albo jednak nie.

— Ał! — syknął młodszy, rozmasowując obolałą głowę, która niespodziewanie spotkała się z dłonią Jeona. — Mogłeś mi dać jeszcze chwilę pomarzyć! Właśnie byłem z Markiem na randce.

— Kurna, szybko zagalopowała się twoja wyobraźnia.

— I kto to mówi? Jakbyś ty średnio pięćdziesiąt razy dziennie nie ruchał albo całował Tae w myślach — parsknął Kim.

— Fair enough — odparł. — Wiesz w ogóle, co może chcieć?

— Nope. Zero pomysłów.

— No to będzie ciekawie...

Nim jednak dalej mogli rozmyślać nad powodem spotkania owej dwójki, usłyszeli krzyk trenera poganiającego ich do wody.

~~~~~

— Dobra, leć zakochany płaskoryjcu, nie każ swojej księżniczce dłużej czekać. Daj tylko znać później, o co chodziło! — Kook pożegnał się z przyjacielem, który w odpowiedzi jedynie machnął mu ręką i pognał w kierunku wyjścia niczym postrzelony.

"No i kurwa pobił ten rekord. Na setkę w biegu, jebany..."

Jeon natomiast nie spiesząc się, spakował wszystkie rzeczy do torby po odbytym prysznicu, który był czynnością obligatoryjną po treningu, po czym włożył słuchawki do uszu, włączając jedną z playlist na komórce i powolnym krokiem również wyszedł z szatni. Z powodu braku obecności Tae na treningu, wszelki jego zapał do życia gdzieś uleciał, tak jakby był w ostatnim czasie utożsamiany z osobą starszego Kima. Może faktycznie coś w tym było? Blondyn w przeciągu ostatnich tygodni, jeżeli już nawet nie miesięcy, zajmował większość jego myśli, a praktycznie cała reszta była i tak w jakiś sposób z nim związana. Ćwiczenia na pływalni przestały sprawiać mu tego dnia tyle frajdy z powodu nieobecności mniejszego, na siłownię też chodził po to by się przed nim pokazać oraz by mieć w przyszłości siłę na noszenie swojego maleństwa na rękach. Nawet do matematyki starał się na miarę swoich możliwości przyłożyć, by się przed tamtym nie skompromitować i by nie wypaść na totalną amebę. Praktycznie wszystko co robił miało mniejszy lub większy związek z Taehyungiem i co gorsza to on sam znalazł sobie taki sposób motywacji, o ile można było to tak nazwać.

Jungkook aż parsknął przez absurd całej tej sytuacji. Jak można wręcz uzależnić i zatracić się w kimś (i to do tego stopnia!), kogo się tak naprawdę nawet nie znało? Zachowywał się jak zakochana po uszy nastolatka! O miłości nie było co mówić, ona dopiero się pojawia, gdy się faktycznie pozna człowieka oraz jego wnętrze, zaś co do bycia nastolatką to kurwa, płci jeszcze nie zmienił. Z drugiej strony zrobiła się z niego ostatnio straszna pipa, więc może faktycznie coś było z nim nie tak?

W dodatku, gdy już była mowa o samym Tae, to przecież ten mógł jedynie lecieć na jego wygląd i nic poza tym. Jungkook nie znał go osobiście (stalkowanie się nie liczyło) i nawet nie miał możliwości, by kiedykolwiek z nim normalnie porozmawiać. Ach... Ile on by dał, by to zmienić! Zabrałby Taesiątko na wzorową, książkową randkę, o jakiej marzy każda królewna. Poszliby najpierw do wesołego miasteczka, gdzie śmialiby się i płakali do rozpuku, jeżdżąc na przeróżnych atrakcjach. W międzyczasie on, Jeon Jungkook, jako najlepszy i niezastąpiony zawodnik ogółem, a w szczególności w kole łuczniczym, wygrałby w jednym z tych oszukańczych gier pluszaka dla starszego, w którego ten mógłby się wtulać, rumieniąc się przy okazji. W nagrodę oczywiście buziak, który miałby być w policzek, ale Kook nie byłby sobą, gdyby odrobinę nie naruszył zasady i w ostatnim momencie całus od blondynka nie wylądowałby w zamierzonym miejscu a na jego ustach. Później piknik w parku, pod jakimś drzewkiem, by schronić się przed słońcem (chuj, że była zima), rozmawiając całe popołudnie, by się lepiej poznać. Oczywiście w tymże miejscu mogłoby dojść do śmielszych czynów pomiędzy nimi, nie tylko buziaków - na małe macanko tudzież obciąganie by nie narzekał, aczkolwiek z racji pierwszej randki, to pozostawałoby zapewne jedynie w strefie jego odległych marzeń.

To nie tak, że zależało mu na zdobyciu Taesia tylko po to, by się do niego dobrać. Okay, baaaardzo chciałby już zakosztować tych delikatnych i mięciutkich usteczek, ud oraz brzuszka starszego. Tak samo marzył o tym, by nareszcie zanurzyć się we wnętrzu blondynka, bo bądź co bądź wizerunek Tae w postaci kociątka dalej nawiedzał go w nocy, przez co moczył się jak niedorobiony prawiczek, co aż wstyd było przyznać i nawet Yugyeomowi o tym nie powiedział. Jeszcze miał na tyle samo ogłady i odruchów samozachowawczych, by nie dawać drugiemu takiego pola do wyśmiewania go przez kolejne miesiące... tudzież wieczność. Jednak już dawno przestało zależeć mu jedynie na ciele starszego i własnym spełnieniu, obecnie chodziło o znacznie więcej i nieśmiało przed sobą przyznawał, że nie miałby nic przeciwko, gdyby Taehyung chciałby zostać jego chłopakiem. Ba! Od jakiegoś czasu głównie ta właśnie myśl była jego celem, dlatego tak się starał i miał w głowie ułożoną całą wizję pierwszej randki (i setki kolejnych).

— Ugh... Ja pierdole kurwa mać w mordę jeża nietoperza — mruknął rozgoryczony Jungkook, który pod wpływem obezwładniających i przytłaczających go myśli, zatrzymał się na korytarzu szkolnym.

Miał dość. Miał kurwa dość tego wiecznego mętliku w jego głowie, który nie pozwalał skupić mu się na niczym innym niż blondasek. Czy on naprawdę o tak wiele prosił? Chociaż godzinka dziennie pustej głowy, bez jakichkolwiek myśli! Tym bardziej tych depresyjnych, ukazujących mu jedynie wieczne jego niepowodzenie.

Z tego wszystkiego aż oparł się o ścianę, w którą po chwili z bezsilności zaczął uderzać głową. Chuj, że później na czole będzie miał wielkiego buza, siniaka czy inne gówno, w tamtym momencie tak trywialne i przyziemne rzeczy w ogóle go nie obchodziły, marzył tylko o tym, by wybić sobie wszystko z tego durnego łba. Jeśli metaforycznie nie wychodziło, to może dosłownie trzeba było?

Gdy jego czaszka zaczęła boleć do tego stopnia, że aż czuł cebulki włosów na całej głowie, zaprzestał czynności i spojrzał na miejsce, które jeszcze chwilę wcześniej maltretował. Okazało się, że miał na tyle szczęścia, że nie uderzał o gołą ścianę, a odrobinkę amortyzował (jeśli kawałek papieru może cokolwiek zamortyzować) wszystko plakat obwieszczający istnienie jakiegoś konkursu aktorskiego...

— Czekaj, czekaj... — mruknął do siebie Jeon. — Aktorskiego? Taeś przypadkiem nie będzie brać w nim udziału?

"O kurwa, chyba mam pomysł!"

____________________________________

Siemanko^^

Hope u like it~

Muszę przyznać, że kawał czasu mnie nie było, ale voilà! Drama Club powraca 😁
A z racji długiej przerwy, rozdział nieco dłuższy ^.-

Zachęcam do postawienia ☆ albo komentarza~

Miłego dzionka!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top