Drama Club? Wtf! pt 4
Jeon nie mógł uwierzyć, że Taehyung przychodził na treningi koła pływackiego, tylko po, by na niego popatrzeć. Po prostu nie mógł. Nie żeby ludzie właśnie z tego względu nie pojawiali się na basenie, w trakcie ich godzin ćwiczeń, a blondyn był jakimś wyjątkiem. Jungkook zdawał sobie sprawę z tego, że wielu zasiadało na trybunach tylko po to, by bezceremonialnie pogapić się na jego wysportowane ciało, co notabene mile łechtało jego.
Jednak inni to nie Tae. Nie chciało mu się wierzyć, że ta najpiękniejsza, najbardziej słodka i uroczo istotka na świecie mogłaby być w jakikolwiek sposób nim zainteresowana. Cała reszta tak, ale nie blondynek. To byłoby zbyt piękne. Zbyt cudowne i surrealistyczne, dlatego nie mieściło mu się to w głowie.
Wypierał tę myśl przez kolejne kilka dni, dopóki nie dostał po łbie od Yugyeoma (dosłownie ten jebnął mu książką w tył czaszki) i opieprzył, by w końcu przejrzał na oczy, a nie tylko mizerną pizdę z siebie robił. Słowa oczywiście ostre, jak to zawsze u Yuga, ale w żaden sposób nie mijające się z prawdą, co nawet Jeon z niechęcią musiał stwierdzić i przyznać drugiemu rację.
Wtedy też można było stwierdzić, że kolejny etap planu „złapać biedronkę" zaczął być wprowadzany w życie i silnie nadzorowany przez młodego Kima. W pierwszej kolejności trzeba było dokładnie nauczyć się planu chłopaka (co Jungkook już od dłuższego czasu miał opanowane, więc pierwsza pozycja, przynajmniej u niego, była skreślona), a następnie ten Jeona zmodyfikować na tyle, by obaj mieli jak najwięcej przypadkowych spotkań lub styczności ze sobą. Do tego trzeba było uwidocznić jak najwięcej walorów pierwszoklasisty, by mała biedroneczka sama wfrunęła w jego sidła.
- Czekaj, czekaj, czekaj. - Przerwał Kimowi jego wywód, który chyba aż za bardzo wczuł się w rolę mentora, bowiem stał aktualnie przy czymś na kształt tablicy, gdzie w punktach był rozpisany cały harmonogram ich działań. Tak kurwa. Rozpiska, i to do tego w punktach! Powoli zakrawało to już o jakiś cholerny obłęd. - Jakie kurwa mać znowu walory? O czym ty do cholery pierdolisz, człowieku?
„Jemu już zdecydowanie jębło na głowę."
- Ej ziomuś, wrzuć na luz. Po co te nerwy i od razu przekleństwa? - odpowiedział spokojnie drugi, z poważną miną. - Wdech i wydech. Powtarzaj za mną, wdech i wydech.
„Nie no, na serio jest z nim źle."
- Stary, opętało cię coś? Mam zadzwonić po lekarza? Czy od razu po panów z białym kaftanikiem? - zapytał lekko przestraszony Jeon dziwnym zachowaniem kumpla. - Serio, dobrze się czujesz?
- Ej, noooo - jęknął Kim, przybierając już normalny ton i wyraz twarzy. - Ja tu się staram być twoim wsparciem duchowym i fizycznym, przewodnikiem po jakże trudnym spektrum uwodzenia partnera i indywidualnym kaznodzieją, a ty wszystko pieprzysz.
- Spektrum? Kaznodzieja? Stary, kurwa skąd ty znasz takie słowa?
- W słowniku przeczytałem - odburknął cicho Yugyeom. - W dodatku nie zmieniaj, cieciu, tematu! Mamy skupić się na tym, by Taehyung cię chciał, a sorry ale mając tylko tyle... - w tym miejscu machnął ręką, pokazując na całego Jungkooka - wiele nie zdziałasz. No, może pierwszą minutę jeszcze wytrzyma, będąc zaoferowany twoim ciałem, ale czar szybko pryśnie, jak otworzysz do niego gębę.
- Spierdalaj, chuju. Nienawidzę cię - warknął wściekły i rozgoryczony Jeon.
Do wiecznego pociskania drugiego był przyzwyczajony, więc nie robiło to na nim większego wrażenia. Bardziej dobijał go w tym wszystkim fakt, że zgadzał się z drugim i coraz bardziej wątpił w to, że uda mu się w jakikolwiek sposób zbliżyć się do Tae. I nawet nie chodziło mu o zbliżenie fizyczne, choć akurat na takie z Taehyungiem by nie narzekał.
Jednak przez swoje ciche obserwacje, które prowadził nad blondynkiem (no kurna dobra, przez bezpardonowe stalkowanie tamtego. Czepianie się słówek i szczegółów, serio) nie chodziło już mu tylko o seks, jak to pierwotnie było, teraz bowiem pragnął czegoś więcej. Nie chciał używać żadnych górnolotnych określeń, a tym bardziej nazywać swojego zauroczenia miłością, bo bądźmy szczerzy, do tego jeszcze wiele brakowało. Wpierw wypadałoby poznać tę osobę, spędzić z nią trochę czasu, by móc się zakochać, ale jedno skrycie mógł przyznać. Uroczy trzecioklasista obudził w nim dawno skrytego i niemal stłamszonego w zarodku romantyka, którym kiedyś był.
Pragnął zabrać tamtego na randkę do restauracji, gdzie jedliby spaghetti z jednego talerza, dokładnie tak, jak wyglądało to w ,,Zakochanym Kundlu". Albo na lodowisko, gdzie trzymając się za ręce, uczyłby starszego jeździć na łyżwach. Opcja z kinem, gdzie próbowałby objąć Taesia w trakcie oglądania filmu, jak najbardziej też wchodziła w grę, zresztą jak wszystkie inne słodkie do obrzygania pomysły na randkę.
„Ugh... A myślałem, że wyrzuciłem z głowy te wszystkie durne romansidła."
- Ej no, ziomuś, nie obrażaj się. - Nagle z zamyślenia wyrwał go głos Yugyeoma. - Przecież wiesz, że zrobię wszystko, aby twój amebizm nie przeszkodził ci w zdobyciu twojej biedroneczki, więc już nie smutaj tak.
"Wątpię, aby cokolwiek dobrego mogło wyjść z nauk roztocza..."
- Ech, dobra - westchnął starszy, całkowicie odsuwając na bok myśli o randce z Tae. - To od czego zaczynamy?
- Dobrze, że pytasz mój przyjacielu! A więc zrobimy tak...
×××××
Jungkook po prostu kurwa nie wierzył w to, co aktualnie robił. Ba! Nie wierzył nawet w to, że dał się namówić temu debilowi na tak idiotyczny i poroniony pomysł! Co w ogóle go podkusiło, by prosić tego cymbała o pomoc? Przecież nie tylko gówno z tego wszystkiego wyjdzie, ale ośmieszy się przed wszystkimi i jego image Casanovy oraz badboya, nad którym przecież ciężko pracował, pójdzie się po prostu jebać. Świetnie.
Westchnął jedynie ciężko, modląc się do wszystkim bożków, duchów, amuletów i innych pierdół tego świata (w które oczywiście nie wierzył, ale warto było przecież spróbować), by jego męczarnia skończyła się jak najprędzej. Może przy odrobinie szczęścia nawet nikt nie zwróci na niego uwagi lub go nie zobaczy? Nadzieja matką głupich, ale tylko to mu już pozostało.
„Mam chyba nowe motto życiowe."
- Yug, kurwa, zabiję cię, jaki cię dorwę - mruknął do siebie.
Ktoś się chyba tam u góry czy na dole nad nim zlitowało, bo na szkolnej siłowni poza nim nie można było uświadczyć żywej duszy, co w sumie było dość dziwne o tej godzinie, ale w żadnym wypadku nie narzekał. Tak więc gadanie do siebie było jak najbardziej dozwolone, tak samo jak głośne planowanie śmierci swojego pseudo przyjaciela.
Znów boleśnie westchnął, po czym z braku laku zaczął działać zgodnie z planem młodszego, podchodząc do stojaka z hantlami i wybierając te, pod ciężarem których jego mięśnie widocznie by się napinały. Następnie przeszedł do ławeczki znajdującej się najbliżej dużych szyb z widokiem na szkolny korytarz, ustawiając wszystko tak, by przechodzące tamtędy osoby, miały idealny widok na niego podczas ćwiczeń. Co prawda przez to gówno widział w lustrze i nie mógł nadzorować poprawności wykonywanych przez siebie powtórzeń, ale czego się nie robi w imię poświęcenia?
Spojrzał jeszcze kątem oka na zegarek.
Idealnie. Jeszcze jakieś trzy minuty.
Chwycił za hantle, usadawiając się przy tym wygodnie i zaczął powoli na zmianę uginać ręce w łokciach, podnosząc wzdłuż tułowia ciężkie odważniki. I wszystko byłoby super, w końcu trening jak każdy inny, ale nie! Nie tym razem. I to oczywiście za sprawą jego durnego kumpla.
Dłonie na uchwytach obsuwały mu się nieco, przez co wykonywanie ćwiczeń stawało się jeszcze trudniejsze.
- Pierdolony Yugyeom i jego równie pierdolone pomysły! - warknął Jeon, zagryzając zęby na dolnej wardze.
Poirytowanie Jeona rosło na sile z sekundy na sekundę. Nie dość, że dłonie mu się ślizgały, to jeszcze przez wysiłek zaczął się pocić, a tym samym wokół niego roznosił się dziwny i nieco drażniący zapas. A wszystko to było zasługą cholernej oliwki, którą Yugyeom chwilę temu go wysmarował.
„Kook, to jest zajebisty pomysł! Patrz, ponacieramy cię oliwką dla dzieci, w szczególności twoje łapy, klatę i plecy, tak, że będziesz lśnił tam na siłce, jak bombki na choince. A gdy twoja biedroneczka będzie akurat przefruwać obok, bo ostatnio sobie tę drogę na wyjście ze szkoły upatrzyła, nie oderwie nawet na milisekundę wzroku od ciebie i twoich mięśni! Tylko musisz przywdziać na siebie jakiś mocno wycięty tank top, a nie zwykłą bluzkę, co by trochę więcej ciałka pokazać chłopaczkowi."
I okay, może pomysł sam w sobie taki zły nie był, ale wykonanie zdecydowanie zostało spieprzone. Yugyeom bowiem kupił jakieś gówno a nie oliwkę dla bachorów, które już przy otwarciu dziwnie śmierdziało i do tego w ogóle nie chciało się zmyć. Przecież nie pozwolił drugiemu po sutach się smyrać i smarować, więc sam musiał sobie ręce tym ubabrać.
Dlatego teraz męczył się przy ćwiczeniach, mordując przyjaciela na tysiąc różnych sposobów w myślach.
Przez wściekłość i zajęty umysł, zapomniał kompletnie o powodzie, dla którego tak się katował. A gdy w końcu spojrzał przez szybę, dojrzał jedynie blond czuprynę znikającą mu za winklem.
„Kurwa! To pomysł wypalił czy nie?!"
____________________________________
Hah, kolejny rozdział z serii "jak to być amebą" xd
No cóż, nikt nie mówił, że bd łatwo, nie? xp
Zachęcam do pozostawienia po sobie ☆ i komentarza ^^
See ya ~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top