You like these pearls?

- Kontaktowałem się z tobą przez...

- 353 dni. - El spojrzała Mike'owi w oczy - Słyszałam cię.

- Czemu nie dałaś mi znać, że nic ci nie jest? - wyraz zawodu w jego głosie był nie do ukrycia.

- Bo jej nie pozwoliłem - odezwał się Hopper i odłożył broń. Podszedł do dziewczynki i spojrzał na nią - Co to ma być? Gdzie ty się podziewałaś?

- A ty? - zapytała ostro, a Hopper w odpowiedzi przyciągnął ją do siebie i zamknął w szczelnym, niedźwiedzim uścisku.

- Ukrywałeś ją. - powiedział w końcu Mike, który nie przestawał wbijać wzroku w szeryfa - Przez cały ten czas!

Mike uderzył Hoppera pięścią w plecy, ale mężczyzna nic sobie z tego nie zrobił. Złapał Mike'a za koszulkę, powstrzymując jego kolejne ciosy.

- Porozmawiajmy! - warknął przez zaciśnięte zęby - Na osobności.

Wyszli do innego pokoju, a Eleven przenosiła wzrok po każdej osobie znajdującej się w pomieszczeniu. Zatrzymała się na moment wzrokiem na Jean, ale momentalnie wróciła spojrzeniem na Dustina i Lucasa, i przytuliła obu chłopców.

- Tęskniliśmy - powiedzieli, trwając w uścisku.

- Ja też - odpowiedziała.

- Codziennie o tobie rozmawialiśmy - przyznał Dustin. El wyciągnęła rękę w stronę twarzy Dustina i dotknęła jego brody i wargi.

- Zęby - powiedziała beznamiętnie i puściła jego twarz.

- Co? - zapytał skołowany.

- Masz zęby - odpowiedziała nadal beznamiętnym tonem.

- Podobają ci się te perełki? - zaśmiał się - Grrrrr - wyszczerzył zęby, a El wyglądała jakby się przestraszyła.

- Eleven? - Max podeszła do grupki, a El przeniosła na nią wzrok - Cześć, jestem Max. Dużo o tobie słyszałam - wyciągnęła dłoń, żeby się przywitać, ale Eleven ją zignorowała.

- Ja jestem Jean. - przerwała niezręczny moment ciemnowłosa - Koleżanka Steve'a, Nancy i Jonathana.

- Cześć - powiedziała niezręcznie Eleven - miło cię poznać - wydukała i od razu poszła do Joyce, która wzięła ją w ramiona i ze łzami w oczach wyściskała.

- Hej, skarbie - szepnęła i przyglądnęła się dziewczynce w wieku jej syna.

- Mogę go zobaczyć? - zapytała Eleven. Nie musiała dodawać o kogo chodzi, wszyscy wiedzieli.
 
Joyce skrzywiła się i lekko uścisnęła ramię El, po czym zabrała ją do pokoju, w którym leżał Will. Jean odprowadziła je wzrokiem, a gdy zniknęły za ścianą, westchnęła i przejechała dłonią przez włosy. Były wilgotne od potu i lepiły jej się do karku. Zerknęła na Steve'a. Włosy miał fantastycznie ułożone. Przeklęta Farrah Fawcett.

- Kiedyś otworzyłaś to przejście, prawda? - usłyszeli głos Joyce z kuchni. Steve kiwnął głową, gdy złapał spojrzenie Jean i od razu ruszyli do pomieszczenia obok - Mogłabyś tam wrócić i je zamknąć?

Eleven nie odpowiedziała, ale wszyscy domyślili się, że byłaby w stanie to zrobić.

***
Wszyscy zgromadzili się w kuchni. Jean czuła się jakby była to narada przed średniowieczną bitwą, a oni byli wojownikami gotowymi pójść na wojnę z demopsami.

- Nie jest takie jak wcześniej. Urosło. I to bardzo. Jeżeli nawet się tam dostaniemy, to będzie pełno tych psów - zawahał się, wypowiadając to ostatnie słowo.

- Demopsów - poprawił go Dustin, a Jean pokręciła głową. Gdyby irytowanie Hoppera było stałą pracą to te dzieciaki byłyby bogate.

- Słucham? - zapytał Hopper, marszcząc brwi.

- Demo-psów. - zaakcentował Henderson - No jak  demogorgon i psy. W połączeniu to niezła nazwa...

- To aż tak istotne? - zirytował się Hopper.

- To gra słów, - wtrąciła się Jean - nieistotne.

- Poradzę sobie - powiedziała El, przerywając dywagacje o demopsach.

- Nie słuchałaś - Hopper pokręcił głową niezadowolony.

- Słuchałam, i dam radę - determinacja była wymalowana na jej twarzy.

- Nawet jeśli, to jeszcze mamy inny problem. - dorzucił Mike - Wraz z mózgiem umrze ciało.

- Chyba o to chodzi, nie? - odezwała się Max.

Jean spojrzała na Mike'a uświadamiając sobie o co mu chodziło. Steve zerknął na Jean i szturchnął ją ramieniem, zauważając jej minę.

- No tak, ale jeśli się nie mylimy, gdy El zamknie przejście i zabije armię łupieżcy...

- To zabije też Willa - mruknęła Brown, a spojrzenia wszystkich skierowały się na nią.

- Jest częścią armii - powiedział Lucas.

- Lubi, gdy jest zimno - powiedziała Joyce i ruszyła w stronę pokoju Willa.

Hopper i reszta poszli za nią.

- O czym ty mówisz? - zapytał mężczyzna, gdy Joyce zamknęła okno.

- Will wciąż to powtarzał. Lubi, gdy jest zimno. - spojrzała na swojego syna, a potem na Hoppera - Dajemy mu to czego chce.

- Jeśli to wirus, a Will jest żywicielem - zaczęła Nancy.

- To musimy stworzyć mu niesprzyjające warunki. - dokończył Jonathan, siedzący przy swoim bracie - Więc skoro lubi, gdy jest zimno

- Musimy go porządnie wygrzać - warknęła zdeterminowana Joyce.

- Tym razem, w miejscu, którego nie zna - rzucił Mike.

- Gdzieś daleko stąd - wtrącił się Dustin.

- Znam takie miejsce - stwierdził Hopper.

***

Steve i Nancy poszli czegoś szukać, ale Jean stojąc na werandzie przed domem Byersów, słyszała ich oddalone głosy i to o czym rozmawiali. Nie znosiła Nancy głównie dlatego, że w jej opinii w ostatnim czasie bawiła się Stevem i Jean była przekonana, że Nancy zdradziła go z Jonathanem, chociaż nie miała na to żadnych dowodów. Była jednak gotowa ją tolerować dla dobra ogółu.
Obserwowała jak Hopper daje wskazówki Jonathanowi, a Mike żegna się z El. Przeszły ją ciarki od zimna, więc szybko wróciła do środka i zgarnęła kurtkę razem z paczką papierosów w kieszeni. Kiedy wyszła zobaczyła, że Jonathan już odjechał, a światła świeciły już przy wyjeździe do głównej drogi. Wsadziła papierosa do ust i odpaliła go. Wypuściła z ust dym i westchnęła, wsadzając go z powrotem do ust.

- Nie jesteś na to za młoda? - usłyszała głos Hoppera, który w tym samym momencie zabrał jej z ust papierosa. Skierowała na niego wzrok, odwracając jej myśli od rozmowy Nancy i Steve'a, którą kilka chwil temu słyszała.

- Pozwoli pan, że sama o tym zdecyduję. - odpowiedziała, a on tylko spojrzał na nią i uniósł brwi - Palę tylko w skrajnych emocjach. A w tym momencie jestem przerażona.

- To normalne, że się boisz. - oznajmił - Ja też.

- Pan?

- Hopper. I tak wszyscy tak na mnie mówią. - mruknął i potarł swoją brodę - Jestem przerażony tym co się stanie w przeciągu następnych godzin, ale jeśli nie my, to kto nas ocali?

Jean milczała i wbiła wzrok w ziemię, nie wiedząc co powinna mu odpowiedzieć.

- Bierz los w swoje ręce, młoda. - dodał i oddał jej papierosa, a potem odszedł do swojego samochodu - El, chodź. Pora na nas.

Jean szybko wypaliła papierosa, którego zwrócił jej Hopper, jak zawsze kiedy była zdenerwowana. Hopper odjechał, na podjeździe pozostał tylko jeden samochód, który podobno był zepsuty, więc nie mieli nawet drogi ucieczki. Mike wrócił do środka i razem z Dustinem, Max i Lucasem obserwowali przez okna jak samochód szeryfa odjeżdża w ciemność.
Steve wyszedł zza domu i przeszedł obok Jean z zamiarem wejścia do domu. Widocznie skończył gadać z Nancy, bo już jej nie słyszała i szczerze mówiąc miała nadzieję, że Wheeler się stamtąd zwinęła i razem z Jonathanem, i Joyce pojechała ratować Willa. Nie chciała jej słuchać, a tym bardziej oglądać.

- Nie byłeś gównianym chłopakiem. - szepnęła Jean, kiedy Steve miał zamiar nacisnąć klamkę i wejść do środka. Zacisnął dłoń na klamce, ale nie odezwał się nawet słowem. Nawet na nią nie spojrzał - Przepraszam, że was podsłuchałam, ale tamtego wieczoru słyszeli was wszyscy, którzy byli w pobliżu. To nie była twoja wina, Steve.

Dopiero w tamtym momencie na nią spojrzał. Nie przyznała mu się wcześniej, że słyszała całe ich zerwanie. Przypadkowo, ale później nie potrafiła się zmusić, żeby przestać słuchać, jak Nancy bez najmniejszego zawahania łamie mu serce. Właściwie nie wiedziała kto w tej sytuacji zachował się gorzej, ona czy Nancy.

- Nic o tym nie wiesz - rzucił tylko zirytowany tonem, kręcąc głową.

- Wiem wystarczająco, żeby zauważyć, że Nancy się tobą znudziła i wykorzystała pierwszą lepszą okazję, żeby z tobą zerwać. - mruknęła i rzuciła papierosa na ziemię. Rozdeptała go trampkiem. - Nie zrobiłeś niczego źle, a wciąż się obwiniasz - powiedziała, ale tym razem ciszej.

- Nie wiesz co się działo pomiędzy mną a Nancy! - powiedział ostro, patrząc prosto na Jean - Nie wiesz!

Podeszła do Steve'a, a on wyzywająco spojrzał jej w oczy, starając się ją onieśmielić. Jean wystarczająco wiele razy odpuściła, żeby zrobić to i tym razem. Wytrzymała jego spojrzenie.

- Słuchaj, nie wiem co się działo z wami poza szkołą. Ale widywałam was na korytarzach, i może bardzo się co do ciebie mylę, ale widziałam, że jesteś w niej bardzo zakochany i wydaje mi się, że ona w tobie już nie. Wasze zerwanie nie było wyłącznie twoją winą. Nancy też się do tego dołożyła. Powinieneś o niej zapomnieć - powiedziała to wszystko na jednym wdechu i czuła jakby za chwilę miała się udusić, a serce łomotające jej w klatce piersiowej wcale nie pomagało. Nabrała powietrza, poklepała go w ramię i weszła do środka, a Steve został na zewnątrz, gapiąc się w przestrzeń przed sobą, w miejscu, w którym przed chwilą stała Jean.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top