Sandy and The King

31 października, 1984
Jean Brown kręciła się po imprezie już dobre trzy godziny. Tańcząc i popijając poncz z czerwonego kubeczka. Rozmawiała właśnie z Becky, jedną z jej koleżanek z drużyny cheerleaderskiej, gdy zobaczyła Billy'ego Hargrove'a w towarzystwie Tommy'ego H i innych chłopaków, których nie znosiła. Postanowiła ulotnić się przed wejście do domu, gdzie nie było absolutnie nikogo tak szybko jak tylko mogła. Jakieś dwadzieścia minut przed swoim wyjściem razem z Becky i innymi imprezowiczami, była świadkiem kłótni Steve'a Harringtona i Nancy Wheeler, najpopularniejszej pary w szkole. Wzbudziło to spore poruszenie wśród wszystkich obecnych w środku.

Jean zgarnęła swoją skórzaną kurtkę i wyszła na zewnątrz. Stała na werandzie, wdychając chłodne powietrze, kiedy ktoś wyszedł z domu, trzaskając przy tym drzwiami. Zerknęła na zegarek, dochodziła dwudziesta trzecia trzydzieści. Chłopak ubrany całkowicie na czarno, przeszedł obok niej, usiadł na schodach i odpalił papierosa, którym zaciągnął się kilka razy. Nawet na nią nie spojrzał, pewnie nawet nie zauważył jej obecności. Steve Harrington, wszędzie by go rozpoznała.

- Harrington - odezwała się, uświadamiając mu, że nie jest sam. Obrócił się i spojrzał na nią.

- Jean Brown - kiwnęła głową, przynajmniej ją rozpoznał. Znali się już dość długo, ale nie byli przyjaciółmi ani nawet kolegami. Gadali kilka razy, kilka razy pracowali razem na jakichś zajęciach i widywali się na meczach albo treningach, ale na tym ich interakcje się kończyły.

- W porządku? - zapytała, podchodząc bliżej Harringtona.

- Nie bardzo - odpowiedział wymijająco.

- Więc ty i Nancy? - zapytała Jean, siadając obok Steve'a. Miała w głowie ich wcześniejszą kłótnie, a że była trochę podpita to nagle zaczęła z nim gadać jak ze starym dobrym przyjacielem. Steve wydawał się trzeźwy albo miał wyjątkowo mocną głowę. Jean marzyła, żeby w końcu ściągnąć te okropnie ciasne skórzane spodnie. Nie dało się usiąść w nich z gracją. Kostium odmienionej Sandy Olsson z Grease wymagał od niej poświęcenia, ale przynajmniej wyglądała obłędnie.

- Nie ma „mnie i Nancy". - mruknął, podając Jean papierosa. Zabrała go bez słowa i włożyła do ust. - Chyba zerwaliśmy jakieś dwadzieścia minut temu.

- Oh, przepraszam. Widziałam, jak się kłóciliście, ale sądziłam, że wszystko już okej - wciągnęła dym do płuc i wypuściła go w powietrze.

- Już od jakiegoś czasu mieliśmy.... - przerwał, a Jean oddała mu papierosa, żeby się zaciągnął - problemy. Ale nie wiem czemu ci o tym mówię.

Steve w końcu spojrzał na dziewczynę, która siedziała obok niego i uśmiechnął się. Pomyślał, że wyglądała naprawdę ładnie w tym przebraniu, a jej ciemne włosy, które naturalnie się kręciły, wtedy były zakręcone jeszcze mocniej niż zazwyczaj i upięte na czubku głowy, żeby sprawiały wrażenie krótszych niż są.

- Nancy jest Nancy. - powiedziała Jean i sięgnęła dłonią, żeby wyciągnąć jakiegoś paprocha z włosów Steve'a - Znajdź kogoś kto będzie mieć podobną energię i będzie cię kochał za to kim jesteś. A nie do momentu aż się tobą znudzi.

- Jean.... - chciał coś powiedzieć Steve, ale ciemnowłosa mu przerwała.

- O mój Boże! Uwielbiam tę piosenkę! - wykrzyknęła, słysząc ze środka pierwsze dźwięki Only You - Lookin' from a window above, it's like a story of love. Can you hear me?

- Muszę przyznać, że jest całkiem spoko - szepnął Steve, wyglądał jakby miał już trochę lepszy humor niż kilka minut temu.

- Jaka jest twoja ulubiona piosenka? - zapytała Jean i oparła się o poręcz schodów. Spojrzała na Steve'a wyczekując jego odpowiedzi. Nie wiedziała, czego chłopak jak on mógł słuchać, a tym bardziej jaka była jego ulubiona piosenka. Starała się jednak odwrócić uwagę Steve'a od nieprzyjemnych wydarzeń.

Steve schował twarz w dłonie i wymamrotał coś niezrozumiałego.

- Co? - zapytała i szturchnęła swoim trampkiem o trampek Steve'a - Powtórz.

- Jezu, będziesz się ze mnie śmiać.

- Nie będę, obiecuję. - przyrzekła, przykładając prawą dłoń do piersi - No dawaj.

- Old Time Rock & Roll Boba Segera i The Silver Bullet Band albo Starman od Bowiego - przyznał w końcu i zmrużył oczy, jakby szykując się do tego, że Jean będzie się z niego śmiać.

- Okej, panie Harrington. - uśmiechnęła się Jean - Nie spodziewałam się tego.

- A czego się spodziewałaś? - zapytał i znowu przymrużył podejrzliwie oczy.

- Nie wiem. - wzruszyła ramionami Jean - Tears for Fears albo The Clash albo Blondie.

- Blondie? Serio?

- Prawdziwy facet nie wstydzi się swojej męskości - odpowiedziała z przekąsem i lekko się uśmiechnęła.

- Lubię też Billie Jean. - mruknął - Zbieżność imion przypadkowa.

- People always told me, be careful of what you do. Don't go around breaking young girls' hearts. Też lubię tę piosenkę. - szepnęła i zapięła swoją skórzaną kurtkę. Robiło jej się już bardzo zimno i chciała wracać do domu - Będę się zbierać.

- Podwieźć cię? - zapytał przejęty Steve.

- Nie, nie, nie, nie mogę cię tak wykorzystać. Może chcesz jeszcze zostać albo wrócić prosto do domu - zaprzeczyła i podniosła się ze schodów, otrzepując swoje spodnie.

- Daj spokój i wsiadaj do auta - zakończył jej gadanie Steve.

Jechali w milczeniu, od czasu do czasu przerywanym wskazówkami Jean jak dojechać do jej domu i krótkimi komentarzami Steve'a, dlaczego uważa, że w Hawkins są beznadziejni kierowcy. W końcu zatrzymał się przed dużym podjazdem wyłożonym ciemnym kamieniem.

- To jest twój dom? - zapytał, schylając się, żeby przez przednią szybę lepiej zobaczyć budynek, w którym mieszkała Jean. Piętrowy budynek o beżowych ścianach i ciemnobrązowym dachu, wyglądał naprawdę imponująco. O tej porze był dodatkowo, bardzo ładnie podświetlony. Nie licząc domu burmistrza Hawkins, dom rodziny Brown był jednym z ładniejszych domów w mieście. Mieli ogródek i basen, i ładny podjazd.

- Ta, mojemu ojcu nie brakuje kasy. - mruknęła i zacisnęła dłoń na klamce. Jean nie lubiła mówić kim był jej ojciec. Nie robił interesów w Hawkins, więc ludzie nie do końca wiedzieli kim on jest. Lepiej znali jej matkę, która często chodziła do miasta i brała udział w miejscowych aktywnościach. Jednak żadne z nich, a tym bardziej Jean i jej brat, nie chwaliło się tym, że mieli mnóstwo kasy. Dlatego też nie zapraszała koleżanek do domu, tylko spotykała się z nimi w szkole lub w centrum miasta. Udawała, że mieszka w normalnym małym domku z jednym średnio-drogim, używanym samochodem. Steve stał się wyjątkiem tylko dlatego, że bardzo nie chciała wracać tego wieczora sama do domu i miała nadzieję, że chłopak nie rozgada całej szkole stanu finansowego jej rodziny. Wiedziała, że wtedy ludzie na pewno traktowaliby ją specjalnie. Z resztą widziała to już po dyrektorze i paniach w sekretariacie. Pieniądze naprawdę zasłaniają ludziom oczy. - Dziękuję za podwózkę.

Ciemnowłosa otworzyła drzwi i miała zamiar wysiąść z samochodu, ale poczuła, że Steve delikatnie złapał ją za nadgarstek.

- Jean.

Obróciła się i zamknęła drzwi, sądząc, że Steve chce jej jeszcze coś powiedzieć.

- Dziękuję, że ze mną pogadałaś. - Jean pchnęła drzwi, wyszła z samochodu i oparła się o drzwi - Mimo, że wcale nie musiałaś.

- Możesz na mnie liczyć. - puściła mu oczko - Do zobaczenia w szkole. Dobranoc, Steve.

- Dobranoc, Jean.

***
1 listopada, 1984
Jean i Britney wychodziły właśnie ze szkoły. Całe szczęście Pani James odwołała im trening cheerleaderek, więc mogły szybciej wrócić do domu. Jean zobaczyła znajomą postać wychodzącą z miejsca, gdzie najczęściej zbierali się szkolni palacze. Nie żeby coś na ten temat wiedziała.

- Poczekaj na mnie - powiedziała do Brit - Steve? - zawołała ciemnowłosa, kiedy upewniła się, że chłopak wychodzący zza tyłów szkoły to faktycznie on. Harrington zatrzymał się, a Jean szybko do niego podbiegła - Wszystko w porządku? Nie wyglądasz dobrze.

- Nic nie jest w porządku - odpowiedział sfrustrowany.

- Um, przepraszam. - powiedziała Jean i splotła ramiona pod piersiami - Zauważyłam, że jesteś zdenerwowany i chciałam sprawdzić czy wszystko dobrze, ale jeśli nie chcesz gadać to spoko.

Miała zamiar odejść i zostawić Steve'a samego, skoro nie miał ochoty z nikim rozmawiać.

- Nie, Jean, poczekaj. - przetarł twarz dłonią - Kurwa. - mruknął - Nancy i ja właśnie definitywnie zerwaliśmy.

- Ja... Przykro mi, Steve.

- Chyba miałaś rację. - zaśmiał się gorzko - Nancy jest Nancy.

- Nie, nie, nie. - szybko zaprzeczyła - Mam za długi język po alkoholu, nie powinnam tak mówić.

Nie miała nic do Nancy. Wheeler była w porządku, miały razem dużo lekcji, kilka razy nawet dosiadła się do niej i Brit na stołówce. Po śmierci Barb, Nancy stała się dość samotna, więc Jean i Britney nie miały problemu, kiedy Wheeler się do nich dosiadała. Nie spędzały razem czasu po lekcjach. Jean nie wiedziała jaka jest Nancy poza szkołą. Pamiętała, że Wheeler zaangażowała się w szukanie Willa Byersa i w trakcie zaczęła kolegować się z jego bratem Jonathanem. Jean widziała też ten okropny slogan, który napisali na ekranie kina.

- Steve, posłuchaj. Zerwania są trudne, ale trzeba przez nie przejść.

- Nie jesteś zbyt dobra w pocieszaniu, co? - zapytał, ale na jego ustach pojawił się słaby uśmiech.

Pokręciła głową i też się uśmiechnęła.

- Powiedziałabym nawet, że chujowa, ale jakbyś czegoś potrzebował to wiesz, gdzie mnie znaleźć. - klepnęła go w ramię - Muszę lecieć.

- Do zobaczenia, Jean. - machnął jej ręka i odszedł w stronę wejścia do szkoły.

Jean szybkim krokiem podeszła do Britney.

- Więc? - odezwała się blondynka, gdy tylko Brown pojawiła się w zasięgu jej głosu.

- Więc co? - zapytała Jean, zabierając swoją torbę od Britney.

- Masz zamiar mi coś powiedzieć?

- Co mam ci powiedzieć? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, bo naprawdę nie chciała mieć pojęcia do czego dąży Britney. Niestety w głębi duszy wiedziała co jej przyjaciółka za chwilę powie.

- Co to było? - pokazała dłonią na miejsce, w którym Jean przed chwilą stała razem ze Stevem - Od września posyłasz Harringtonowi tęskne spojrzenia i liczysz, że nikt nie zauważy. Jestem zaskoczona, że on jeszcze nie zauważył.

- Ciszej, do diabła. - Jean szturchnęła blondynkę - Nie musi o tym wiedzieć cała szkoła.

- Co się stało z Jean „nie znoszę Steve'a Harringtona" Brown? - zapytała i zaśmiała się.

- O mój Boże. - jęknęła zażenowana i zasłoniła twarz dłonią. Wiedziała, że tak to się skończy. Britney nie przestawała z niej chichotać - To brzmi okropnie, ale chyba naprawdę się zmienił. Wydaje się inny.

- Okej, rozumiem, może i się zmienił, ale pamiętaj, że zostaje jeszcze Wheeler - dodała już trochę poważniej, jakby Nancy naprawdę stanowiła ich wroga numer jeden, a Jean będzie musiała stoczyć z nią pojedynek o Steve'a. Absurdalne.

- Niekoniecznie - szepnęła Jean i tym razem to ona się zaśmiała, widząc nieskrywany szok i ciekawość swojej przyjaciółki. Cała Britney, zawsze gotowa na plotki i świeże informacje o szkolnych dramach.

- Niekoniecznie?

- Oficjalnie zerwali dziesięć minut temu, - oświadczyła Jean - dlatego był taki wkurwiony.

- W takim razie droga wolna. - Britney wyciągnęła butelkę wody ze swojej torby i wzięła łyk - Ykhym, i tak jesteś od niej ładniejsza. Wszyscy tak twierdzą, widziałam jak Billy patrzył na ciebie na treningu w piątek - dodała, krztusząc się wodą.

- A przestań. - szturchnęła ją łokciem w żebra, żeby znowu się zakrztusiła - Jest przystojny, ale jest dupkiem. Po co mi taki chłopak?

- Ej, - rzuciła Brit, jakby nagle doznała olśnienia - ale na imprezie widziałam jak gadaliście na schodach.

- Yup, odwiózł mnie potem do domu - przyznała, a Britney uniosła brwi.

- Pokazałaś mu, gdzie mieszkasz? - Jean pokiwała twierdząco głową - I teraz wie jaki jest twój stan konta?

- Stan konta mojego ojca. - automatycznie ją poprawiła.

- Jeden pies - Britney machnęła ręką.

- Tak, i nie traktuje mnie przez to specjalnie.

- I uważasz, że „stary Steve" - zrobiła palcami cudzysłów w powietrzu - traktowałyby cię inaczej, gdyby się dowiedział, że masz dużo kasy?

- Brit, czy ty w ogóle pamiętasz jak on się zachowywał? - jęknęła Jean.

Britney nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo w tym samym momencie usłyszały głośny dźwięk klaksonu i warkot silnika. Od razu zobaczyły przejeżdżające ciemne Camaro z Billym za kierownicą. Blondyn uniósł rękę i uśmiechnął się do dwóch dziewczyn, a później dodał gazu i odjechał z jeszcze głośniejszym hukiem silnika.

- To było niepotrzebne. - mruknęła pod nosem Jean i zaczęła grzebać w torbie - Steve był dupkiem, ale nie jestem pewna czy w połowie takim jak Billy Hargrove. Podwieźć cię do domu? - zapytała, szybko zmieniając temat, spoglądając na Britney, która nadal gapiła się w odjeżdżające Camaro.

- Tak, bardzo chętnie - zgodziła się i w końcu spojrzała na przyjaciółkę.

Jean nadal grzebała w torbie starając się znaleźć kluczyki. Mruknęła ciche „ha" kiedy wyłowiła je spomiędzy zeszytów i kilku książek, które zabierała ze sobą do domu. Wsadziła breloczek z kluczami w usta i mamrotała o błyszczyku do ust, dalej grzebiąc w torebce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top