Kids in America
Steve obudził się pierwszy, kiedy poczuł ciepłe palce dotykające jego policzka. Otworzył oczy i zobaczył dłoń Jean, która zwisała z kanapy. Dziewczyna jeszcze spała, więc postanowił jej nie budzić. Oddychała miarowo i wyglądała bardzo spokojnie. Bardzo delikatnie wysunął swoją twarz spod palców Jean. Musiał przyznać sam przed sobą, że Jean miała bardzo ładne dłonie i dotyk jej palców na twarzy, nawet jeśli przez sen, był bardzo przyjemny. Szybko wstał i poszedł do łazienki się odświeżyć. Poprawił włosy, które od wczoraj trochę oklapły, ale nadal wyglądały bardzo dobrze. Przemył twarz wodą i z braku szczoteczki, umył zęby palcem. Na szczęście nie miał jeszcze widocznego zarostu, ale kiedy tylko wróci do domu będzie musiał się ogolić. Uśmiechnął się sam do siebie i wrócił do salonu. Jean siedziała na kanapie i przecierała twarz.
- Obudziłaś się - powiedział, a Jean pokiwała głową.
- Spałam jak dziecko. - oznajmiła, lekko zachrypniętym, porannym głosem - Która godzina?
- Dochodzi siódma. Idę obudzić Dustina - stwierdził i poszedł pod drzwi Hendersona, wolał nie ryzykować, że wejdzie do środka i zobaczy coś czego jego oczy nie powinny widzieć. Uderzył dwa razy w drzwi - Hej, Henderson. Pobudka!
Drzwi się otworzyły i po drugiej stronie stanął w pełni ubrany Dustin.
- Ile można na was czekać?! - jęknął i przeszedł obok Steve'a, kierując się do salonu.
Jean zdążyła już poskładać koce i poduszki, pod którymi spali. Siedziała na kanapie i wiązała buty.
- Jesteśmy sami. Mike i Lucas się nie odzywają - oznajmił Dustin.
- Jaki jest plan? - zapytała Jean.
- Kupujemy mięso i staramy się zabić potwora zanim on zabije nas - rzucił Steve i zgarnął kluczyki do samochodu zanim zrobiła to Jean.
- Ej, to mój samochód - mruknęła dziewczyna, spoglądając na Steve'a spod zmrużonych powiek.
- Proszę? - zapytał i pomachał kluczykami.
- W porządku, naciesz się póki możesz. - odpowiedziała i ubrała swoją granatową bluzę - Ale musisz kupić mi kawę.
***
- Dustin. Tu Lucas. Odbiór - usłyszeli głos Sinclaira w krótkofalówce.
- Proszę, proszę, kto to się znalazł - odpowiedział Dustin, a Jean i Steve wyciągali z samochodu wiadra z mięsem, benzyną i innymi rzeczami potrzebnymi im w tej dziwnej misji. Harrington z Hendersonem ogarnęli mięso, a Jean po tym jak Steve kupił jej kubek obiecanej kawy, zajęła się prowiantem dla nich, przewidując, że będą głodni. Zrobiła więc stertę kanapek z masłem orzechowym i dżemem oraz kupiła kilka butelek wody.
- Wybacz, stary. Siostra wyłączyła nadajnik.
- Jasne, kiedy ty miałeś problem z siostrą, Dart urósł jeszcze bardziej. Nawiał i mamy wrażenie, że to mały Demogorgon.
- Jak to? Czekaj, wy? - Lucas brzmiał na skołowanego.
- Później ci to wytłumaczę - stwierdził Dustin - Ja, Steve i Jean idziemy na złomowisko.
- Steve? Jean? Kto to do diabła Jean?
- Przynieś lornetkę i procę. To ważne! - zignorował jego komentarz Dustin.
- Steve Harrington? - powtórzył Lucas.
- I Jean Brown. - dodał Henderson - Przyjdź natychmiast. Bez odbioru.
- Dobra, koniec tych pogaduszek, idziemy - odezwał się Steve i zamknął bagażnik samochodu.
***
- Dobra, wyjaśnij nam to jeszcze raz. - odezwał się Steve i rzucił kawałki mięsa na tory - Trzymałeś w domu niebezpieczne stworzenie, żeby zaimponować dopiero co poznanej dziewczynie?
- To nadmierne uproszczenie - zdementował Dustin i skrzywił się.
- Czemu miałby jej się spodobać obślizgły jaszczur? - zapytał Steve.
- A czemu Nancy miałby się spodobać bukiet róż? - zapytała Jean, idąca na samym przodzie - Z tego co mówiliście bardziej by doceniła bukiet nabojów.
Dustin się zaśmiał, a Steve spojrzał na Jean. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie uśmiechała się, ale jej oczy dziwnie błyszczały.
- Od kiedy ty taka zabawna? - zapytał i słabo się uśmiechnął, a Jean wzruszyła ramionami, po czym obróciła się i szła dalej przed siebie.
- Jaszczur z innego wymiaru jest czadowy! - odpowiedział Henderson jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Nawet gdyby jej to zaimponowało, w co wątpię, to myślę, że trochę za bardzo się starasz. - stwierdził Harrington niczym prawdziwe guru związkowe.
- Nie każdy ma boską fryzurę - odpowiedział Dustin.
- Nie chodzi o fryzurę, stary. Najważniejsze to udawać, że ci nie zależy.
- Nawet jeśli ci zależy?
- Tak. To je doprowadza do szału.
- Gówno prawda, Steve - odezwała się Jean, nawet na nich nie patrząc.
- Tak? To na co niby lecą laski? - odpowiedział Steve tonem „No dalej mądralo".
- Mogę wam powiedzieć na co lecę ja. Jeśli - odwróciła się twarzą do nich i poruszyła brwiami - nie wykorzystacie tego przeciwko mnie.
Steve wzruszył ramionami, a Dustin kiwnął głową i w między czasie wyrzucił kolejny kawałek mięsa.
- To w sumie proste. Doceniam poczucie humoru albo kiedy chłopak dba o dziewczynę, albo o rzeczy i osoby, które są jej bliskie. Em, - kopnęła kamień, który leżał przed nią - no i kiedy widać, że jest dobrym gościem, na którym można polegać, bo zawsze chroni twoje plecy.
Steve przypatrywał jej się z ciekawością, a Dustin kiwał głową jakby zapamiętywał każde pojedyncze słowo, które padło z jej ust.
- Oczywiście to tylko moja opinia i może idealizuję - mruknęła, odwracając się tyłem do chłopaków.
- A jakie to uczucie? Kiedy coś zaczyna się dziać. - dopytywał Henderson.
- Podobnie jest, gdy zbliża się burza. - powiedziała - Nic nie widać, ale coś wisi w powietrzu. Trochę jak napięcie elektryczne.
Jean czuła na swoich plecach palące spojrzenie Steve'a. Nie musiała się nawet odwracać żeby wiedzieć, że to on się w nią wpatruje.
- Chmury wytwarzają w atmosferze pole elektromagnetyczne....
- Chyba miała na myśli napięcie seksualne. Gdy to poczujesz, wkraczasz do akcji.
- Nie do końca to miałam na myśli - skomentowała Jean.
- Wtedy ją całujesz? - zapytał Dustin.
- Hola, hola, Romeo, nie tak szybko - interweniował Steve.
- Przepraszam.
- Nie powinniśmy dawać dwunastolatkowi rad związkowych - jęknęła Jean.
- Dobra. Niektóre dziewczyny lubią natarczywych typów. Chcą, żebyś był silny i napalony, jak.... bo ja wiem? Jak lew.
- Steve, to jest jeszcze dzieciak! - Jean nie mogła słuchać tego co Steve mu gadał.
- To co ja mam mu niby powiedzieć?! - oburzył się i spojrzał na Dustina - Do innych musisz robić podchody. Jak ninja.
- A jaka jest Nancy? - zapytał Dustin, a Jean ledwo powstrzymała się od śmiechu. Ta sytuacja robiła się coraz bardziej absurdalna.
- Ona nie jest taka jak inne dziewczyny - stwierdził Steve, a Jean przewróciła oczami. Oczywiście, że Nancy nie jest taka jak wszystkie. Przecież nikt inny w szkole się dobrze nie uczył. I nikt inny w szkole nie miał młodszego brata. Nikt inny w szkole nie był jak Nancy Wheeler.
- Wydaje się wyjątkowa.
- Tak, to prawda - potwierdził Steve.
- Ta moja też jest wyjątkowa. Ma w sobie to coś.
- Hej, hej, hej - zatrzymał go Steve, Jean zerknęła tylko przez ramię i poszła dalej.
- No co? - usłyszała głos Dustina ze sobą.
- Chyba się w niej nie zakochałeś?
- Nie. Nie - zaprzeczył Dustin.
- To dobrze. Nie rób tego - brzmiało to co najmniej jak ostrzeżenie.
- Dobra, nie zakocham się - obiecał Dustin.
- Tylko by ci złamała serce. Za młody jesteś na to gówno. - Steve wbił wzrok w stare tory kolejowe, którymi nadal podążali. Jean szła przed nimi, pogrążona we własnej głowie, od czasu do czasu rzucając gdzieś kawałki mięsa. Harrington przeniósł wzrok na Hendersona, który spuścił głowę i, podobnie jak Jean, kontynuował rozrzucanie mięsa. - Fabergé.
- Co?
- Fabergé Organics. - wskazał na swoje włosy - Szampon i odżywka. A gdy masz wilgotne włosy, to bardzo ważne! Wilgotne, ale nie mokre! Spryskaj je cztery razy lakierem Farrah Fawcett. Działa jak marzenie.
- Lakierem Farrah Fawcett?
- Dokładnie. - potwierdził Steve - Jeśli komuś wygadasz, to po tobie. Pożałujesz, Henderson. Kapujesz?
- Yup. - potwierdził Dutin - Ale serio Farrah Fawcett?
- No, niezła z niej laska.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top