9. Bar motocyklowy
Kyungsoo obserwował ze skórzanej kanapy, jak szef nerwowo przechadza się po siedzibie. Zdziwiła go jego obecność w salonie o tak późnej porze. Król złodziei w tych godzinach zazwyczaj zamykał się w swojej owianej tajemnicą sypialni, w której, gdy tylko wracał, spędzał większość swojego czasu. Żałował, że nie może choć na chwilę wkraść się do umysłu Sehuna, rozczytać jego myśli – tych, które wywoływały zmarszczkę na zmartwionym czole. Najmłodszy był jednak jedną z niewielu osób, których włamywacz nie rozumiał, nie potrafił wyobrazić sobie, jakie pytania ten może sobie teraz zadawać. Z reszty członków ekipy czytał jak z otwartej księgi. Szczególnie Chanyeol i Jongdae wydawali mu się najbardziej prostolinijni.
Szef wreszcie usiadł obok, zakładając nogę na nogę, tak jak to przewidział starszy. Przynajmniej jego nawyki mógł dobrze poznać i zapamiętać tak, by przewidzieć każdy następny ruch.
— Jawnie przyglądasz mi się od kilkunastu minut, a to trochę nie w twoim stylu, Soo — zagadnął, obdarzając chłopaka swoim spojrzeniem.
— Dla nas obu to nowa sytuacja. Podobnie jak szef mam dzisiaj skłonności do nietypowych zachowań — odpowiedział grzecznie, zerkając znów na gazetę, którą otwartą trzymał na swoich kolanach. Młodszy nie odpowiedział, zastanawiając się, co dokładnie włamywacz miał na myśli, jednak dźwięk zamykających się drzwi garażowych wyrwał go z zamyślenia.
Emocje buzowały w żyłach Jongina nie pozwalając nawet odczuwać zmęczenia, po dniu pełnym wrażeń. W pewnym stopniu rozumiał zamiłowanie Jongdae do hazardu. Dostarczało to naprawdę silnej dawki adrenaliny w tej jakże dziwnie przyjemnej odmianie, która również mogła działać na niekorzyść, gdy dobra passa opuści. Gdyby nie bał się zatracenia w tym bez granic i stracenia kontroli, to najpewniej rozważałby zmienienie profesji z kieszonkowca na hazardzistę.
Miał złudną nadzieję, że choć trochę udało mu się zrobić dobre wrażenie na Dae, że wkupił się w jego łaski swoim posłuszeństwem, a ten już nie sprzeciwi się, gdy przyjdzie ostatecznie głosować nad jego być albo nie być w ekipie.
Jongdae, zaraz po tym, jak zaaferowany wyściskał Jongina przy odbiorze swojej nagrody, nie odzywał już zbyt wiele do chłopaka, czując się odrobinę zażenowany własnym zachowaniem. Mimo wszystko zabrał go później na zasłużony, porządny obiad, przy którym jeszcze nawiązywał rozmową do tematu zwyciężczyni – Białej Strzały. Starszy Kim choć na chwilę tego dnia zapomniał o tym, jak bardzo nie jest gotowy na przyjęcie świeżaka.
Weszli cicho po schodach, gdy Dae po raz setny sprawdzał jeszcze, czy aby na pewno w jego torbie znajdują się wszystkie wygrane pieniądze. Sehun z trudem powstrzymywał się, by nie wstać z kanapy i nie czekać na nich przed drzwiami. Ciekawość zżerała go od środka.
Obecność Jongina i Jongdae postawiła go na równe nogi oraz przyspieszyła akcję serca, a ich z początku ponure miny szybko zamieniły się w niekontrolowany uśmiech, a w przypadku młodszego – w głośny śmiech.
— Twoja mina była bezcenna... Szefie — poprawił się szybko zaraz po tym, jak Hun spiorunował go swoim spojrzeniem i wskazał wzrokiem na torbę trzymaną przez Dae, w której znajdowała się cała nagroda za pomyślne obstawienie konia na zawodach.
— Więc Kim Jongin jednak przyniósł ci szczęście? — zapytał król złodziei, starając się ukryć swój entuzjazm na widok pieniędzy, które przywieźli do siedziby.
— Pozwól, że nie odpowiem na to pytanie, szefie — westchnął Dae, zerkając po raz ostatni na Jongina i rozsunął zamek swojej torby. — Jutro zawiozę je do Paszczy Goemula i zostawię ci twój procent. A teraz... pójdę do siebie.
— Jongdae jest naprawdę świetny w to obstawianie, na dodatek był całkiem miły — rzekł Jongin czując, że powinien przerwać ciszę i powiedzieć coś miłego o hazardziście.
— Wiem o tym. Jest jedną z najmilszych osób w ekipie i jeszcze się o tym przekonasz — stwierdził pewnie, z niewielkim uśmiechem na twarzy. — Hyuna jest teraz poza Goemulem, ma parę spraw do załatwienia, dlatego twój dzień z nią, jak i przyjęcie do ekipy odrobinę się opóźni, więc ten czas będziesz zmuszony spędzić ze mną.
— W takim razie znowu będziesz mnie uczył jak kraść? — iskierki ekscytacji zaiskrzyły w jego oczach na samą myśl o kolejnej pożytecznej lekcji. Mimo chłodnego usposobienia Sehuna, Kim i tak lubił przebywać w jego towarzystwie. Czuł, że jest tak wiele sposobów na to, by na jego kamiennej twarzy zagościł chociaż cień uśmiechu.
— Między innymi... Jednak tym razem w grę wcale nie będą wchodziły portfele. Gdyby tak było, nie nazywaliby mnie królem złodziei — odparł z bijącą od niego pewnością siebie i poprawił kołnierz swojej śnieżnobiałej koszuli. — Wyśpij się, Kim. Będę od ciebie sporo wymagał następnego dnia.
***
Mimo wyraźnego polecenia Sehuna o wyspaniu się, Jongin przez nadmiar ekscytacji nie mógł zmrużyć oczu przez całą noc, zapełniając swój czas bezcelowym chodzeniem po siedzibie. Cieszył się na każdą okazję nauczenia się czegoś, jeśli chodziło o kradzieże, a ekscytacje podsycał fakt nauki pod okiem szefa. Dopiero nad ranem zdrzemnął się nieco, jednak został obudzony przez ekspres do kawy włączony przez Kyungsoo, który badawczo przyglądał się temu, jak Jongin wraca z krainy snów.
***
Goemul z samego rana pachniał czarną kawą, którą Sehun przy okazji wziął na wynos z jednej z kawiarni. Jongin nie przepadał za sama kofeiną, jednak nie mógł zaprzeczyć, że sam jej zapach był niezapomniany. Do tego charyzmatyczny wzrok młodszego stanowił jej idealne dopełnienie.
— Życie w Goemulu nie jest łatwe. Przede wszystkim dla osób, które prowadzą tutaj swoją własną działalność. Mam wejścia na zaplecza paru restauracji i sklepów, dlatego chciałbym pokazać ci choć trochę, jak to wszystko wygląda.
— Jesteś pewny, że możesz mi to wszystko pokazać? — zapytał z obawą. Wiedział, że czasem nadmiar wiedzy na dany temat może być szkodliwy. Nie raz słyszał, co dzieje się z takimi, co widzieli za dużo albo za dużo słyszeli i jak skończyli, a on nie chciał podzielić ich losu.
— Gdybym nie był, nie zrobiłbym tego. Nigdy nie podważaj moich decyzji — poradził mu, unosząc swój podbródek wyżej i odpalił samochód, by skręcić w jedną z ciemniejszych uliczek. To tam dojeżdżały wszystkie dostawy, za które właściciele płacili grube pieniądze.
— Szef ma zawsze rację — westchnął uśmiechając się pod nosem. Cieszył się z tak ogromnego farta, jakim było spotkanie na swojej drodze bladoskórego. Otrzymywał od niego o wiele więcej niż o to prosił.
— Takie nastawienie lubię — stwierdził z lekkim uśmiechem na ustach. Gdy podjechał pod bramę jednego z budynków, mężczyzna, który pilnował wjazdu, bez zastanowienia wpuścił ich dalej, widząc twarz króla złodziei. Z jego tytułem łączyło się mnóstwo przywilejów, z których skorzystać mógł wszędzie i w każdej chwili.
Kim czuł się niezwykle pewnie oraz bezpiecznie w towarzystwie młodszego. Respekt, którym cieszył się Sehun w jakiejś części przeszedł także i na samego Jongina, który jedynie pokazał się w jego obecności, by zaraz potem być głównym tematem do szeptów pracowników, którzy im się przyglądali, jakby czekali na ich najmniejszy błąd lub wypatrywali choć jednej skazy na ich idealnych twarzach.
Sehun zaparkował tak, by nie zastawiać podjazdu dostawcom. Ciemne szyby od strony przedniego pasażera zjechały w dół, ukazując nieskazitelną i bladą twarz kierowcy. Mężczyzna z notatnikiem, który czekał na towar, od razu szybkim krokiem podszedł do ciemnego, lśniącego samochodu. Ukłonił się, wycierając jeszcze przy tym spocone ręce o materiał swoich spodni. Nie był to najbardziej prestiżowy sklep, ale taki właśnie chciał pokazać Jonginowi. Miejsce zarządzane przez zwykłego człowieka, który od lat dostarcza mieszkańcom Goemula najbardziej potrzebne do życia spożywcze produkty. Oczywiście dobrze znał postać Sehuna. Pierwsza pozycja w legendarnym rankingu dawała przede wszystkim popularność wśród zakorzenionych już w dzielnicy szaraków, którzy dobrze wiedzieli, że to czarny ranking bezpośrednio wpłynął na rozwój dzielnicy bezprawia.
— W czym mogę pomóc? — zapytał z nerwowym uśmiechem, który nie bez powodu pojawił się w przytłaczającej obecności kogoś takiego, jak Sehun.
— Opowiedz nam, Jung, jak to wygląda tutaj. Dostawy, kontrole...
— Proszę Pana, nie nazywam się Ju... — zaczął, jednak Oh natychmiastowo wtrącił się mu w zdanie.
— Nie pytałem o to, jak się nazywasz. Kiedy mówię do ciebie Jung, to jesteś Jung. Zrozumiałeś, tak?
Właściciel przytaknął i wyprostował się bardziej, chcąc sprawiać wrażenie bardziej profesjonalnego. Przeprosił jeszcze z pokorą, i dłużej nie zwlekając, zaczął rozjaśniać sytuację mężczyznom.
— Czekam na ciężarówkę już od godziny. Prawdopodobnie zatrzymali ją na granicy, tak jak każdą inną, żeby móc ją przetrzepać na każdy możliwy sposób. Tak wygląda pierwsza kontrola. Pierwszy powód, dla którego koszty dostaw do Goemula są tak niewyobrażalnie wysokie. Gdy dotrze już na miejsce, muszę opłacić dostawcy ubezpieczenie, ponieważ według pracodawcy jego życie może być zagrożone podczas przebywania w dzielnicy bezprawia. Podatek również przekracza normy, przynajmniej jednak w cenę wchodzą najwyższej jakości produkty – o ile ma się umowę z uczciwym dostawcą. Kiedyś mój znajomy otrzymał towar, który był wyłożony świeżymi produktami tylko na wierzchu. Pod spodem wszystko albo było po terminie ważności, albo trochę przed. Niektórzy producenci są przeciwni naszym działalnością w dzielnicy bezprawia, dlatego ważne jest, by odnaleźć wiarygodne kontakty.
Jonginowi wszystko to, co go otaczało, było w jakimś stopniu znajome. Sam niegdyś pracował w podobnym sklepie wielobranżowym. Wbrew pozorom była to wyczerpująca praca, a co dopiero w takiej dzielnicy bezprawia.
— Towar w takim miejscu jest bezpieczny? Nie zabezpieczacie go jakoś przed kradzieżą? Musicie chyba być niezwykle stratni w dzielnicy, w której prawo nie obowiązuje. — Do Kima nadal nie mógł dotrzeć fakt, jak to wszystko funkcjonuje i ma się dobrze, mimo braku zasad.
— Płacimy mafiom, które nas chronią. To gwarancja bezpieczeństwa — odpowiedział na pytanie, zerkając na otwierającą się bramę. — Wielu z nas bankrutuje, jednak są i tacy, którzy mają głowę do interesów i zostają na powierzchni. Z zysku mogę opłacić pracowników, utrzymać rodzinę i wyjechać na wakacje, nic więcej do szczęścia nie potrzebuję. A teraz wybaczcie, ciężarówka już jest. To był ogromny zaszczyt spotkać króla złodziei, jest pan rzeczywiście tak charyzmatyczny, jak wszyscy mówią.
— Powodzenia, Jung — zażyczył mu młodszy i zamknął szybę, by jeszcze przez chwilę popatrzeć na mężczyznę, który pokazywał kierowcy ciężarówki miejsce do zaparkowania.
— Mafia, tak? Obopólna współpraca z korzyściami. Chyba już zaczynam rozumieć, jaką stronę Goemula chcesz mi pokazać. Może i mówiłeś mi o dobrej organizacji tego miejsca, lecz zobaczenie tego na własne oczy robi naprawdę duże wrażenie — zagadał Sehuna, nadal spoglądając jak sprawnie przebiega im rozładunek dostawy.
— Współpraca z mafią to jedno wielkie gówno. Tymczasowe korzyści tego nie zrekompensują — podsumował Sehun i nasunął przeciwsłoneczne okulary na oczy. — Minie trochę czasu, zerwą kontakt i porwą kogoś z jego rodziny, gdy potrzebne będą im większe pieniądze, a on je dostarczy, wydając przy tym wszystkie oszczędności, jakie dzięki nimi przed laty zyskał. Tak właśnie to tutaj działa.
— W takim razie, co innego ma zrobić? — zapytał całkowicie zdezorientowany. Sehun potrafił dawać mu wrażenie, że już wszystko rozumiał, a odpowiedź ma jak na tacy, lecz od razu sprowadzał go mocnym tupnięciem na ziemie.
— Nic już nie zrobi. Machina ruszyła, jeżeli będzie mądry to może kiedyś wyjedzie stąd gdzieś, gdzie nikt nie znajdzie jego i jego rodziny. Czy teraz ja mogę zadać ci pytanie? — zapytał młodszy, zwracając swój onieśmielający wzrok ku niemu.
Jongin zamrugał nerwowo i zaczął nagle trzeć swe prawe oko udając, że wpadło mu coś do niego, co było dobrym pretekstem, by uciec od wzroku złodzieja.
— Pytaj śmiało — zachęcił go jakby to w ogólnie nie zrobiło na nim wrażenia, ani nie pobudziło jego ciekawości.
— Mam pewne dość ryzykowne zlecenie. Nie dam rady jednak zorganizować wszystkiego sam, potrzebowałbym twojego sprytu i nieprzeciętnej intuicji. Będziemy otoczeni przez dość specyficzne środowisko, w którym ciężko jest zdobyć zaufanie. Nie możesz się tym kierować, jednak mogą być to twoje pierwsze porządnie zarobione pieniądze. O ile oczywiście zgodzisz się dzisiaj mi towarzyszyć w próbie zwinięcia kluczyków do jednego z najbardziej poszukiwanych na czarnym rynku dwukołowców... Dodatkowo spędzisz niezapomniany czas w towarzystwie króla złodziei, który nie często proponuje współpracę komuś spoza ekipy... I zanim zapytasz o haczyk mojej oferty, odpowiem, że skurwiele bez zawahania mogą nas zatłuc własnymi pięściami przy najdrobniejszym potknięciu.
Po dosyć dłużącej się analizie potoku słów z ust Sehuna, Jongin stwierdził, że będzie to najbardziej ekscytująca rzecz, jaką zrobiłby od pobytu w stolicy. Gdyby przeszedł obok niej obojętnie, to nigdy by sobie tego nie darował.
— Brzmi nieźle — odparł z wyraźnie słyszalnym entuzjazmem, patrząc na Sehuna, jednak oko, które niepotrzebnie tarł, zaczęło go szczypać, przez co zamiast wyjść na wyluzowanego ryzykanta, który potrafiłby przełknąć bez problemu śniadanie wiedząc, że nie dożyje obiadu, zaczął cicho klnąc i kontynuować tarcie oka.
— Wszystko w porządku? — Odkaszlnął wreszcie Sehun, nachylając się bliżej Jongina, widząc, jak ten bezustannie znęca się nad swoim łzawiącym już okiem. — Normalnie nie robię takich rzeczy, ale ślepy kieszonkowiec na nic mi się nie przyda, więc może zobaczę, czy nic tam nie wpadło?
Chłopak niepewnie odwrócił do niego twarzą i nieznacznie pochylił się w jego stronę, by ten miał lepszy dostęp do jego oczu. Jeszcze nigdy nie było mu dane być tak blisko twarzy Sehuna, gdy ten zaczął badawczo przyglądać się jego oku. Zapamiętywał każdy szczegół, każde zagięcie, czy kształt jego nieskazitelnej twarzy, jednak nawet ona miała pewną rysę, a było to niewielkie znamię na jego prawym policzku. Z daleka, by tego nie dostrzegł, gdyż nie było zbyt głębokie. Już nawet chciał poznać historię kryjąca się za nią, lecz szybko opamiętał się i ugryzł w język.
— Nie widzę tu nic niepokojącego poza parą pochłaniających mnie wzrokiem oczu — stwierdził z firmowym uśmiechem na ustach, wciąż przyglądając się chłopakowi. — Musiałeś je zatrzeć, to zdarza się w nerwowych sytuacjach.
— Ktoś ostatnio wpadł mi w oko i nadal nie chce wyjść, to dlatego — odparł, nie będąc pewny czy na pewno chce się odsunąć, czując przyjemnie bijące od Sehuna ciepło i perfumy idealnie wpasowujące się w jego gusta. Twardo przyglądał mu się, prowadząc z nim swoistą bitwę na spojrzenia.
— Uważam, że nie powinieneś zaprzątać sobie teraz głowy takimi sprawami. Nie masz jeszcze pewnego miejsca do spania, a już rozglądasz się za dziewczynami — pokręcił głową wyraźnie zawiedziony Sehun i odpalił silnik samochodu, nie poświęcając mu już całej swej uwagi, by móc wyjechać z zaplecza sklepu, na którym i tak wyjątkowo długo już stali.
— Gdzie teraz jedziemy "królu złodziei"? Tak przy okazji, to kto ci dał takim przydomek? Chyba, że sam go wymyśliłeś? — zapytał chcąc brzmieć jak najmniej ironicznie, by nie było to zbyt aroganckie z jego strony.
— To tytuł, ale do tej lekcji jeszcze dojdziemy — odparł, niewyprowadzony z równowagi. Z jednej strony chciałby, żeby Kim poznał już znaczenie jego osoby w dzielnicy bezprawia, jednak tak było mu zwyczajnie łatwiej pokazać się starszemu od zupełnie innej strony. Chciał choć przez chwilę jeszcze nacieszyć się brakiem świadomości chłopaka na temat hierarchii w tym świecie, za którą, jak obstawiał, Jongin będzie gonić. — Wolałbym jeszcze trochę przetrzymać cię w słodkiej niewiedzy, żebyś mógł nacieszyć się niewinnym jeszcze życiem złodzieja.
— Niech ci będzie, o ile w byciu złodziejem jest cokolwiek niewinnego — zaśmiał się pod nosem i rozciągnął się na swoim siedzeniu. W samochodzie szefa było mu bardzo wygodnie, gdyby nie adrenalina to najpewniej już dawno uciąłby sobie drzemkę.
— Jeszcze nic wielkiego nie zrobiłeś, więc nie wiem, czy na twoim miejscu tak pewnie czułbym się w moim samochodzie — pouczył go, przypominając przy tym, że to on jest tutaj szefem. Nie chciał jeszcze, by ten czuł się zbyt pewnie w jego towarzystwie. Spojrzał kątem oka na chłopaka i pokazał mu na schowek, w którym prócz broni i fałszywych dokumentów trzymał również papierosy. — Odpal mi jednego, zanim będę mógł opowiedzieć ci, jaką dziewicą jesteś wśród ludzi pozbawionych kręgosłupa moralnego.
Zajrzał do jego wnętrza, mimo iż paczka fajek była na widoku, ten chcąc dotknąć wszystkiego, co się tam znajduje, zaczął nieco grzebać. W ręce wpadł mu dowód osobisty Sehuna tyle, że z chińskim obywatelstwem. Jongin nie pamiętał zbyt dobrze chińskich znaków – gdyby było inaczej, zapewne odczytałby jakie jest jego chińskie imię.
— Fałszywy dowód to chyba za mało, by wzięli cię za Chińczyka — prychnął pod nosem i z zawiścią spojrzał na jego zdjęcie na dokumencie – nawet na nim wyglądał zjawiskowo.
— Mówię biegle w ich języku — zaśmiał się pod nosem, wskazując jeszcze palcem na leżącą na dnie schowka zapalniczkę. — Jeszcze jakieś zbędne pytania, zanim wreszcie podasz mi papierosa?
— Powiesz coś po chińsku? — zapytał wyciągając sprawnie fajkę, jednak wstrzymał się z podaniem mu jej, czekając aż spełni jego prośbę.
— Jesteś całkiem atrakcyjny jak na kogoś, kogo wziąłem z ulicy — wyrecytował niezrozumiałe dla starszego chłopaka słowa, oczekując w zamian na swojego papierosa. — Tyle wystarczy, żebym wreszcie dostał to, na co czekam tak długo?
— Co to znaczy? — dopytał będąc naprawdę pod wrażeniem jak łatwo przyszła mu zmiana języka. Wsunął między wargi papierosa i podpalił licząc na tłumaczenie tych wspaniale brzmiących słów.
Jongin nie zawsze uważał na lekcjach chińskiego w szkole. Jego nauczycielka miała bardzo piskliwy głos, przez co często zakładał potajemnie słuchawki. Jednak sposób, w jaki Sehun mówił w tym języku, niezwykle spodobał się Kimowi. Gdyby jego nauczyciel chińskiego miał taki sam głos, jak król złodziei, to z przyjemnością słuchałby każdego słowa wypowiedzianego przez niego na lekcji.
— Powiedziałem, że jak na jesień, mamy bardzo ładną pogodę — odparł z uśmiechem na ustach i zwilżył językiem swoje wargi, zanim odebrał od Jongina tlącego się papierosa. — Odwieziemy samochód do siedziby. Do baru motocyklistów będziemy musieli przejść się pieszo, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Podrzucę ci jakieś ciuchy, żebyś wyglądał mniej przeciętnie, a bardziej jak aspirujący fan dwukołowców. Nie możemy pojawić się tam zbyt późno, bo gdy będzie ciemno, mogą stać się bardziej uważni. Jeszcze zanim zajdzie słońce, napijemy się piwa, a ja wypalę całą paczkę papierosów, żeby przesiąkły ubrania i zdarły gardło. Później sami rozgryziemy sposób, jak dostać się do ich kieszeni.
***
— Podoba mi się — przyznał dumnie Jongin przyglądając się w lustrze wiszącym w pokoju hakera, który przyglądał mu się badawczo ze swojego fotelu.
— Jeszcze raz, bo nie wiem czy dobrze zrozumiałem. Szef dał ci swoją starą skórzaną kurtkę i jedziecie razem do baru motocyklistów? — dopytał nadal nie wierząc w słowa młodszego, a tym bardziej w swoje. Wszystko wydawało mu się nieco podejrzane.
— Dokładnie tak — odparł zadowolony Kim, nerwowo chodząc po pokoju starszego. Był już gotów do wyjścia, jednak cyfrowy zegar nad drzwiami hakera wciąż nie wyświetlał właściwej godziny. Podekscytowany przeglądał wszystko, co znajdywało się na półkach chłopaka, by tylko się czymś zająć.
— Gdyby tego było mało, pozbył się na jakiś czas Hyuny, która w prowizorycznie ważnej sprawie udała się do Busan, przekładając tym samym dzień twojego przyjęcia do ekipy. Albo chce znaleźć większą liczbę powodów, by cię przyjąć i spędzić więcej czasu z tobą, bez zazdrosnego wzroku swojej dziewczyny, albo nie wiem o co chodzi!
— O czym ty mówisz... Niby po co miałby to robić? Jest liderem tutaj, nie? I tak może robić co chce i kiedy chce, z tego co zauważyłem także i w Goemulu, ma naprawdę wiele znajomych... — Kim zaczął układać swoje włosy by wyglądać bardziej poważnie, zrobił przedziałek na boku chcąc uwydatnić swoje czoło oraz pokazać oczy.
— W dodatku nie wiesz jeszcze o nim wszystkiego, nie powiedział ci nawet o najważniejszym — mruknął Byun i wstał z fotela, by rozejrzeć się za drzwiami i sprawdzić, czy najmłodszego nie ma w okolicy. — Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś nie przyzwyczajał się do takiego szefa. On nie zawsze jest tak skromny, uprzejmy i wyrozumiały, jak teraz. Po prostu postaraj się, by cię przyjął i nie przywiązuj się za bardzo, bo może po prostu chcieć wykorzystać twoją naiwność.
— Nie musi być przecież miły, jest szefem, a miałem wielu szefów. Musiałby się chyba bardzo postarać by ich przebić. Nie martw się, nawet jak mnie nie przyjmie, to sobie poradzę — odparł z optymizmem. Nawet, jeśli sam jeszcze do końca nie wierzył we własne słowa to z czasem się do nich przyzwyczai i wcieli w życie.
— Po prostu się martwię — wzruszył ramionami Baekhyun i poprawił jeszcze raz włosy kieszonkowca, by ten mógł być pewien, że wygląda wystarczająco dobrze, jak na tak ważne dla niego zlecenie. — Nikt z nas nie zna go dobrze, nigdy nie wiadomo jak się zachowa.
— Kim! — przerwał im głośnym zawołaniem Sehun, rozglądając się wszędzie za chłopakiem, gdy wreszcie zajrzał do pokoju Byuna. — Kim Jongin, musimy wychodzić.
— Idę szefie! — zawołał niezwykle podniecony wyzwaniem. Pożegnał się z Baekhyunem szerokim uśmiechem i poszedł za Sehunem.
***
— Daleko to jest? — zagadał schowawszy ręce do kieszeni kurtki, która nadal pachniała mocnym zapachem perfum, jednak innym od tych, których używa obecnie Oh.
— Trzydzieści minut spacerem — przyznał młodszy mężczyzna, który z uśmiechem przyglądał się kurtce, którą miał na sobie Jongin. — Goemul, mimo swojej postępowości, ma stare zasady, na których opiera swoją działalność. Każda ekipa ma swojego krawca, który na własne życzenie tworzy unikalną część naszej garderoby. Kurtki skórzane są dość popularne, szczególnie z logiem ekipy na plecach. Nosimy je z dumą, choć czasem mogą być ciężarem.
— Mówisz to w taki sposób, jakbym już był w ekipie, a co, jeśli ktoś zagłosuje przeciwko mojemu przyjęciu? — zapytał spoglądając na niego od czasu do czasu.
— Większość musiałaby zagłosować przeciwko, a tego raczej nie musisz się obawiać — powiedział beztrosko, zaczesując włosy do tyłu swoimi palcami i zaciągnął głęboko goemulskie powietrze w swoje płuca.
— Najważniejsze, że mam twój głos — przyznał uśmiechając się szeroko. Może i chciał nieco podlizać się szefowi, jednak przy okazji chciał także zobaczyć, jak kąciki jego ust chodź trochę się unoszą. Bardzo nie lubił, gdy w jego towarzystwie ktoś cały czas był poważny.
Młodszy uśmiechnął się pod nosem i schował obie ręce do kieszeni swojej kurtki. — Tego jeszcze nie wiesz, Kim.
Między nimi nastała cisza, a na horyzoncie pojawił się niewielki bar ze sporym parkingiem, zajęty przeróżnymi dwukołowcami. Od najdroższych, najszybszych i najnowszych modeli, po te już rozpadające się, rdzewiejące motocykle. Miejsce oddzielające Goemul od kolejnej dzielnicy Seulu wydawało się być idealnym miejscem spotkań wolnych duchów. Weszli do środka i już na wstępie zaatakował ich gęsty dym tanich papierosów, skręcanych na kolanie pod stolikiem. Napakowani oraz groźnie wyglądający brodacze sączyli swój chmielny trunek, przegryzając go ziemnymi orzeszkami. Zaraz po przekroczeniu progu baru, Sehun wraz z towarzyszem stali się główną atrakcją oraz celem do zawieszenia oka. Niektórzy jedynie zerknęli i kompletnie olali sprawę, jednak inni wlepiali w parę złodziei swoje przebiegle ślepia, jakby chcieli ich przejrzeć na wylot.
Król złodziei nie krępował się jednak, wcielając się w rolę. Podszedł do baru i zamówił dwa piwa, mierząc groźnym wzrokiem przypatrujących się mu mężczyzn. Gdy już usiedli przy zakurzonym, klejącym się stoliku, wyciągnął, niczym młody James Dean, schowanego za uchem papierosa i odpalił go, patrząc na Jongina.
— Jeszcze ani razu nie poczęstowałeś mnie papierosem — rzekł, nie odwracając od niego wzroku, nawet, gdy brał całkiem spore łyki piwa. Chmiel był tym napojem alkoholowym, który Jongin umiłował sobie najbardziej. Jego gorzki i cierpki smak potrafił go zaabsorbować na tyle, że czasem udawało mu się przy nim zapominać o problemach.
— A ty jeszcze ani razu mi za to nie podziękowałeś. Po prostu dbam o twoje zdrowie — odpowiedział z uśmiechem, jednak tylko śnieżnobiałe zęby chłopaka były widoczne przez gęsty dym papierosa. Sehun również upił łyka gorzkiego napoju, nie spieszył się jednak. Oparł się o zdrapane, przypominające skórzane oparcie, wciąż przyglądając się aspirującemu kieszonkowcowi. — Powiedz mi coś o sobie.
— Nie jestem najciekawszym tematem do rozmów. Może ty powiesz coś o sobie? — zapytał, jednocześnie machając dłonią, by odgonić od nich dym i tym samym móc ciągle patrzeć na swego rozmówcę.
— Nie — Sehun być może zabrzmiał chłodno, jednak nie tak przewidział tę rozmowę. Zamyślił się przez chwilę, strzepując popiół z papierosa do wieloletniej popielniczki. — Zróbmy tak, Kim Jongin... Podzielimy się spostrzeżeniami na swój temat. Ja będę mówił o tobie, a ty o mnie... Zgoda?
— Zgoda Oh Sehunie, o ile to twoje prawdziwe imię — odparł, a zaskoczona mina Huna jedynie sprawiła mu ogromną satysfakcję.
— Te dane rzeczywiście są prawdziwe — przytaknął mu i zamoczył znów swoje wargi w chmielowym alkoholu. Rozciągnął swój kark i ułożył oba łokcie na stole, będąc tym samym bliżej chłopaka. — Po raz kolejny widzę jak zmęczone masz oczy, cierpisz na bezsenność, prawda?
— Może to po prostu mój urok? Albo kanapa nie jest za wygodna? — droczył się z nim nieco, czując osobistą porażkę słysząc jak Sehun szybko doszedł do trafnych wniosków.
— Nie. Podejrzewam, że nosisz za duży bagaż doświadczeń i coś widocznie nie pozwala ci spać — westchnął przejęty, nie pozwalając już, by pocieszający uśmiech wkradł się na jego usta. Nie ciężko było zauważyć, że chłopak nie sypia najlepiej, a kawy unika jak ognia, co szczególnie dziwiło chłopaka. — Przynajmniej nie spędzasz tego czasu na piciu alkoholu. Ogółem, sprawiasz wrażenie strojenia od jakichkolwiek twardszych używek.
— To smutne. Każdy ma jakieś uzależnienie, a ja jeszcze swojego nie odkryłem, ale masz rację, piwo czy tanie wino to jedne, na co sobie pozwalam. Ty natomiast wyglądasz na konesera wszystkiego. Chcesz poznać każdy smak życia, by mieć z czego wybierać swoich ulubieńców, a gdy już takowych znajdziesz, zapominasz o reszcie. — Kim lubił oceniać ludzi i wyciągając wnioski z różnych zachowań czy zaobserwowanych rzeczy. Nie zawsze miał rację, lecz to nie zniechęcało go do dalszych prób, czasem potrafił się dzięki temu pozytywnie zaskoczyć.
— To prawda. Jednak niestety, im więcej w życiu próbuję, tym ciężej jest mnie zaskoczyć — dodał sam od siebie i zgasił papierosa, zapijając jego mocny smak cierpkim piwem. — Coraz mniej rzeczy i ludzi sprawia, że chcę zostać przy nich na dłużej. Ty natomiast zmieniłeś wszystko w swoim życiu, środowisko, znajomych, i teraz starasz się zmienić siebie, by nam się przypodobać. Dręczy mnie fakt, że tak dobrze dogadujesz się z resztą ekipy i tak łatwo przychodzą ci wszystkie nowe zdania. Czy to desperacja jest twoim przepisem na sukces?
— Desperacją było poproszenie cię przy naszym pierwszym spotkaniu o pieniądze. Potem były to najzwyczajniejsze próby odnalezienia się w nowym miejscu, a miejsce to nie tylko nowe budynki, ale przede wszystkim ludzie. Jeśli chcesz dobrze poznać nowe otoczenie, to w pierwszej kolejności zapoznaj się z jego mieszkańcami — odparł upijając w nagrodę piwo, by zaraz po tym zlizać z górnej wargi piankę, która się do niej przyczepiła. Czuł się coraz lżej i swobodniej. Piwo w tym barze było zdecydowanie mocniejsze od tego, które zazwyczaj pił. Musiało być sprowadzane z zagranicy, gdyż koreański alkohol nigdy nie wywierał na nim tak pozytywnego wrażenia.
— Członkowie mojej ekipy mają wyjątkowo ułożone charaktery, jak na kogoś, kto mieszka w Goemulu. Reszta to socjopaci — podsumował młodszy i ściągnął jedną ze swoich skórzanych rękawiczek, by przybliżyć bladą dłoń do opalonej twarzy Jongina. Chłopak zamarł na chwilę, jednak Sehun skupiony był tylko i wyłącznie na reszcie piany, której chłopak nie starł z kącika pulchnych ust. — Żałuj, że nie widziałeś się w lustrze — dodał cicho.
— Wystarczyło jakbyś dał mi chusteczkę — odparł nieco speszony i zapił resztki emocji piwem. — Ale ty wolisz łamać bariery, jednocześnie nie pozwalając nikomu naruszać twojej przestrzeni osobistej. Mimo to, nie oszukujmy się, to brzmi jak wyzwanie. Ty nie miałeś oporów, żeby mnie dotknąć, a ta zasada nie działa w dwie strony? Regulamin jest dla naszego dobra czy dla twojego własnego zaspokojenia mani kontrolowania wszystkiego i wszystkich? — Niby przypadkowo otarł kolanem o to należące do Sehuna, gdy tylko bardziej rozłożył nogi dla własnej wygody.
Młodszy uśmiechnął się prowokująco pod nosem, patrząc wciąż na swojego rozmówcę. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, odkaszlnął jeszcze i sięgnął po kolejnego papierosa z paczki.
— Wystarczyło powiedzieć dziękuje, Kim Jonginie — rzekł pewnie, po raz kolejny oficjalnie zwracając się do chłopaka po imieniu i nazwisku. — A regulamin... rzeczywiście, służy obydwóm rzeczom. Chroni was przed wami samymi i pozwala mi mieć kontrolę, bez której byście zginęli, co tobie chyba nie do końca leży.
— Czy ktoś kiedykolwiek go złamał? — dopytał umierając z ciekawości na odpowiedź.
— Nieistotne — wzruszył swoimi ramionami, jakby rzeczywiście pytanie Jongina nie znaczyło zbyt wiele. Odpalił wreszcie kolejnego papierosa, którego przez cały czas trzymał między zgrabnymi palcami i dopił resztę piwa, która pozostała na samym dnie kufla. — Ja nie brnę w twoją przeszłość, ty również zostaw naszą.
— Nawet jeśli to i tak nie skrzywdziłbyś nikogo ze swojej ekipy. Mało o nich wiesz, ale i tak ci na nich zależy. Ta maska zimnego drania to jedynie pozory, gdzieś tam głęboko w środku pogrzebałeś prawdziwego Sehuna, pod stertą ambicji, wielkim ego oraz fałszywej tożsamości. — Skrzyżował ręce na swojej klatce piersiowej, a lekko przymrużone oczy, które dotychczas jedynie raz po raz zerkały na Sehuna, tym razem patrzyły na niego przeszywająco.
Król złodziei zaśmiał się kpiąco, jakby słowa starszego były jedynie stekiem bzdur. Zaciągnął się papierosem, zwlekając z jakimkolwiek komentarzem na słowa chłopak. Wciąż śmiał się, kręcąc niewyraźnie głową.
— Mylisz się i za mało jeszcze wiesz, by wyciągać wnioski. Cieszę się jednak, że masz mnie za kogoś innego, to całkiem ciekawa odskocznia od słuchania wykrzykiwanych w moją stronę obelg. Taki już chyba jesteś, Kim, starasz się znaleźć dobro tam, gdzie go nie ma.
— By zachować równowagę trzeba mieć w sobie tyle samo dobra co zła, za to ty chcesz sprawiać wrażenie, że jest w tobie więcej tego drugiego. Albo może faktycznie masz trochę racji, jednak ja wiem co widziałem i co słyszałem, żadne twoje słowo nie zmieni tego co zrobiłeś dla mnie czy reszty w ekipie. — Zaciągnął się powietrzem, pozwalając zatrzymać go dłużej w płucach i wypuścić z ulgą. Z każdym szczerym słowem Jongin zawsze czuł się jakby lżejszy.
— Nie będę zaprzeczał, ale ja również pojawiając się w Goemulu nie miałem nic, prócz silnej osobowości, która pozwoliła mi zostać liderem. Mam skłonność do otaczania się ludźmi, którzy do końca życia będą mi wdzięczni na tyle, by nigdy się nie sprzeciwić. Zostawmy już ten temat, Kim. Trzeba się napić.
Chłopak wręczył Jonginowi niedopalonego jeszcze papierosa, by wstać od stolika i zamówić jeszcze dwa kufle piwa. Skrzypienie drewnianej podłogi tłumiła ciężka, rockowa muzyka, do której brzmienia mężczyźni przy stolikach poruszali swoimi głowami. Chłopak wypatrzył swoimi oczami szczególnego osobnika, ubranego w kanarkową skórzaną kurtkę, która idealnie pasowała do lakieru poszukiwanego przez nich motocykla. Harley Davidson wypuścił na rynek wiele kolekcjonerskich egzemplarzy, a ten był jednym z nich. Mężczyzna kurczowo trzymał się miejsca przy oknie, zerkając przez nie co jakiś czas, więc nie ciężko było Sehunowi spostrzec, że to właśnie tam zaparkował swój skarb. Zapłacił za piwo i wrócił do swojego stolika, rozglądając się jeszcze po zamglonym dymem pomieszczeniu.
— Gdybyś miał wymienić cztery elementy, z których stworzony jest świat, to co by to było? — pomiędzy luźną pogadanką o wszystkim i o niczym, Jongin zawsze potrafił wpleść jakieś dziwne i oderwane od tematu pytania. Piwo sprawiało, że zaczynał myśleć o rzeczach, którymi normalnie nie zaprząta sobie myśli.
— Korupcja, obłuda, pieniądz i niesprawiedliwość — stwierdził pesymistycznie, bez większego zastanowienia nad pytaniem towarzysza. — Jestem realistą, normalnie powiedziałbym ziemia, ogień, woda i powietrze, ale chciałem, by wyszło bardziej dramatycznie — zaśmiał się, upijając łyk piwa, które mimo swojej niskiej ceny, rzeczywiście zaczynało mu smakować. — A twój świat, z czego jest stworzony?
— Z ludzi, ich decyzji, życia i śmierci — uśmiechnął się do niego blado. — Fajnie tak się z tobą rozmawia, Sehun — westchnął rozluźniony, a smak chmielu przestał mu w żaden sposób zawadzać, po czasie zaczął rozkoszować się w nim oraz cudownym towarzystwie. — Z każdym z ekipy chodziłeś tak na piwo i rozmawialiście?
— Nie, ponieważ nie zajmują się tym samym, co ja — odparł, zerkając w stronę mężczyzny, który wciąż siedział przy zabrudzonym oknie. — Koleś w obrzydliwe żółtej kurtce, który siedzi przy stoliku z innymi półgłówkami jest naszym dzisiejszym celem. Jak byś to rozegrał?
— Poprosiłbym o jednego papierosa. Kieszonka jest mała, a jego palce grube, więc żeby mnie poczęstować będzie musiał opróżnić całą zawartość kieszeni. Jednak problemem są jego towarzysze przy stole, zapewne się zorientują jak będę chciał sięgnąć po kluczyki.
— Lubię twoją dedukcję, Jongin — stwierdził pewnie młodszy i zwilżył językiem swoje wargi. — Wtedy ja mógłbym urozmaicić ich życie, podchodząc i proponując mały zakład o postawienie piwa. Rzucę kostką, gdy oni będą skupieni na tym, jak obraca się na stoliku, ty zagadasz o wcześniej wspomnianego papierosa, bardziej rozpraszając naszą ofiarę. To może brzmieć banalnie, aczkolwiek wydaje mi się, że będzie to najlepszy sposób, by do nich podejść. Bardziej skomplikowanym planem moglibyśmy sobie zaszkodzić...
Jongin przytaknął głową i dopił swoje piwo do połowy. Spojrzał na kufel tęsknym wzrokiem, wiedząc, że nie będzie mu dane już dopić go do końca. Młodszy jako pierwszy wstał od stolika i pokierował się w stronę właściciela poszukiwanego motocyklu.
— Panowie, może mały zakładzik? — zapytał radośnie Sehun i wyrzucił sześcienną kostkę na stolik, na której widok wszystkim zaświeciły się oczy. Większość z nich nie stroiła od hazardu, a druga lubiła zaszaleć przy niepozornych grach barowych. — Wy obstawiacie liczbę, ja obstawiam liczbę. Kto wygrywa, stawia piwo!
— Taki prymitywny zakładzik nie zaszkodzi, prawda, chłopaki? — zapytał jeden z umięśnionych facetów i spojrzał na swoich towarzyszy.
Wszyscy jakby od niechcenia kiwnęli głowami, a Jongin dokładnie ich obserwował czekając na moment, w którym mógłby pomóc Sehunowi.
— Ja obstawiam czwórkę — posiadacz upragnionego motocyklu przemówił jako pierwszy, a trójka jego towarzyszy poszła w jego ślady i podała swoje liczby.
— Liczba cztery... oznacza ostrożność, powściągliwość, a nawet śmierć — powiedział, rzucając pierwszy raz kostką. — Jedynka... cóż, nikt jedynki nie wybrał. Ale możemy jeszcze raz, prawda?
— Na pewno będzie teraz szóstka — powiedział jeden z mężczyzn i zabrał kostkę Sehunowi. — Nie ma tu żadnych sztuczek?
Wszyscy przyjrzeli się dokładnie małej kosteczce i każdy z nich musiał wziąć ją do ręki.
— Też zagram. Będzie trójka — powiedział poważnie Jongin i stanął koło właściciela pojazdu. — Masz może fajki?
Nic niepodejrzewający facet wyciągnął wszystko, co kryła jego kieszeń łącznie z upragnionych kluczykami, na których widok podniecenie Sehuna sięgnęło zenitu. Już widział siebie na motocyklu, słyszał warkot potężnego silnika. W momencie, w którym Jongin dostał upragnionego papierosa, kostka wróciła do rąk Huna, a on rzucił nią na stół, przez co oczy wszystkich skierowały się ku niej, a dyskretne zabranie kluczyków ze skraju stolika było aż zbyt łatwe dla Kima.
— Pan po lewej wygrywa piwo! — krzyknął Hun i klasnął w dłonie. Zawołał barmana, prosząc o kufel dla jednego z mężczyzn i wyciągnął dla niego kilka won. — Miło było poznać.
Mężczyźni zadowoleni zaczęli przybijać sobie piątki, a Sehun i Jongin ulatniać się na parking. Każda minuta była cenna, by jak najszybciej znaleźć się na pojeździe.
— Usłyszysz ten silnik i będziesz twardy, zaufaj mi — powiedział młodszy odbierając kluczyki, po czym usiadł jako pierwszy na motocyklu. Szybko przekręcił kluczyki motocykla i czekał, aż Jongin siądzie za nim.
Wyciągnął jeszcze z wewnętrznej kieszeni kurtki nie za długą, czarną róże, powąchał ją po raz ostatni i rzucił niedaleko za motocykl.
Chłopak usadowił się za kruczowłosym i objął go bez krępacji w pasie.
— Pokaż, na co to cudeńko stać — powiedział mu wprost do ucha, pieszcząc go ciepłym oddechem o zapachu chmielu.
Warkot silnika, tak głośny i przyprawiający serca o drżenie sprawił, że Sehun myślał nawet o tym, czy tego cacka nie zatrzymać sobie na dłużej. Ruszył jednak na pełnych obrotach, szybko znajdując się na jezdni pozostawiając po sobie jedynie kurz, wybiegających z baru mężczyzn i czarną różę.
Jongin krzyczał podekscytowany zawrotną prędkością. Król złodziei pomimo wypitego alkoholu wzorowo obsługiwał maszynę. Adrenalina buzowała w ich krwi. Czuł się jak pan świata, gdy szybko przemierzał ulice, zwijając asfalt oraz czując obecność chłopaka za sobą. Dawno nie czuł się taki wyzwolony. Rzadko kiedy pozwalał sobie na bycie w pełni sobą. Zazwyczaj przybierał różne maski wyzbywając się słabości, jednak czuł, że przy Jonginie nie musi udawać. On dostrzegał jego słabości, ale i tak na swój sposób darzy go szacunkiem.
Prawie puste ulice. Rześka noc. Światła uliczne oświetlające drogę oraz wyzwolona dwójka chłopaków na motorze, którzy mają głęboko gdzieś jakiekolwiek konsekwencje oraz nieubłagany upływ czasu. Liczyła się jedynie droga przed nimi, przyśpieszone oddechy oraz dwa serca, które biły tym samym, zawrotnym tempem.
Sehun jeździł po tej samej ulicy już kolejny raz, nie chcąc ani oddawać pojazdu, ani zatrzymywać go na wieczność. Zdawał sobie sprawę, że tak magiczne momenty w życiu zdarzają się tylko raz i marne kopiowanie ich nie będzie miało najmniejszego sensu. Było już późno, a bladoskóry chciał w pełni wykorzystać bezsenność starszego, wreszcie zapełniając jego smutne noce czymś niezapomnianym.
Zatrzymywał się powoli, hamując bezpiecznie, by żadnego z nich nie wypchnęło do przodu. Odwrócił swoją głowę do tyłu, by spojrzeć na przepełnionego ekscytacją i szczęściem chłopaka.
— Chcesz prowadzić do domu? — zapytał cicho, by nikt ich nie usłyszał, mimo, że ulice były całkowicie puste.
— Chyba życie ci nie miłe — roześmiał się jakby powiedział najśmieszniejszy żart świata. Jonginem aż trząsało od nadmiaru pozytywnych emocji. Idealnie dopełniał się ze stoickim spokojem swojego towarzysza, który nawet przy wielkim podnieceniu, zachowywał się dostojnie i spokojnie.
— Być może — odpowiedział z uśmiechem. — Jak umrzeć, to wielkim stylu — zsiadł z maszyny, by tym razem to Jongin nią prowadził.
Przesunął się do przodu i chwycił po obu stronach kierownicy. Po chwili poczuł smukłe dłonie opalające go w talii oraz tors, który idealnie przylegał do jego pleców.
— Jakiś krótki instruktaż jak tym jeździć?
Sehun wyciągnął jedną rękę i położył ją na tej Jongina, która trzymała manetkę motoru i uruchomił silnik z głośnym warkotem. — Musisz przekręcić rękę do siebie, aby dodać gazu i w drugą, aby zwolnić. Do tego dokładasz nogę i jedziemy — wytłumaczył spokojnie i oparł podbródek o ramię Jongina.
— Łatwizna — uśmiechnął się zawadiacko i postąpił według instrukcji Huna, resztę pozostawił intuicji oraz przeczuciu. Jak na pierwszy raz chłopak jechał naprawdę szybko oraz pewnie.
— Nie mam pojęcia gdzie jadę! Woohoo! — krzyknął podekscytowany i czerpał niezwykłą przyjemność z kontroli nad pojazdem. Skręcanie, przyśpieszenie, zwalnianie. Czuł się jakby właśnie uprawiał najlepszy seks w swoim życiu.
— Pieprzyć to — zaśmiał się Sehun do ucha Jongina i zamknął oczy, by jeszcze na chwilę oddać się beztroskiemu końcowi dnia. W tamtej chwili perspektywa sprawiania komuś uśmiechu na twarzy wydawała się przez chwilę korzystniejsza, niż wieczne kontrolowanie i uprzykrzanie innym życia.
***
Dojechali wreszcie pod dom, a drzwi garażowe otworzyły się automatycznie.
Emocje oraz alkohol nadal buzowały w ich krwiobiegu, a serca przyjemnie obijały się o klatki piersiowe. Żadne słowa nie potrafiłyby trafnie odzwierciedlić tego co czuli, więc obaj zgodnie postanowili milczeć, by stopniowo się wyciszyć.
Sehun od razu przybrał maskę, z którą pokazywał się współpracownikom, zaraz po przekroczeniu progu głównego wejścia prowadzącego na korytarz, gdzie znajdowały się pokoje członków ekipy. Było już grubo po ciszy nocnej, więc z gardła Byuna nie miały prawa wydobyć się jakiekolwiek niepokojące dźwięki słyszalne na korytarzu. Wraz z Jonginem bez ostrzeżenia weszli, nie będąc do końca przygotowanymi, na tak drastyczny dla ich pamięci widok.
— Nie za dobrze się bawisz o tej godzinie? — zapytał beznamiętnie, na widok wygodnie rozłożonego i rozmarzonego informatyka na swoim siedzeniu, kątem oka próbować także dostrzec, kto kryje się pod biurkiem, by tę osobę także skarcić.
— O k-kurwa — mruknął Baekhyun i poprawił się nerwowo w fotelu. — Chanyeol, przestań — powiedział pod nosem odsuwając głowę chłopaka ze swojego krocza.
— Szefie? — zapytał Park podnosząc wzrok ponad blat i wytarł swoją buzię. — Ja... ja mu tylko kabelki poprawiałem.
— Chanyeol? Jakie kurwa kabelki? — zapytał zdziwiony i złapał się za głowę. — Mogliście zamknąć chociaż drzwi, idioci. Jutro macie przynieść o trzydzieści procent wyższy zysk i nie obchodzi mnie, jak tego dokonacie. Żałuję jedynie, że te pieniądze nie wyczyszczą mi tego widoku z głowy.
Jongin próbował powstrzymać się od ataku śmiechu na widok tej sceny oraz przerażonych wzroków Byuna i Parka, którzy jakby wraz z zobaczeniem swojego szefa byli gotowi na pewną śmierć. Uniósł w ich stronę kciuki z szerokim uśmiechem, po czym słysząc swoje imię wypowiadane przez Sehuna, szybko wybiegł z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top