8. Biała Strzała
Jongdae zdecydowanie nie był najlepszym kierowcą w ekipie. Nie przestrzegał znaków drogowych czy świateł, wymuszał pierwszeństwo przy każdej możliwej okazji, a prędkość, z jaką jechał sprawiała, że Jongin, wyjątkowo zapięty pasami, trzymał się mocno rączki nad oknem. Nie miał pojęcia, czy przeżyje swój dzień z hazardzistą, a biorąc pod uwagę jego sympatię, czy raczej jej brak, mógł mieć ku temu powody. Głośna muzyka w samochodzie dawała sygnał, by nawet nie próbował się odezwać do kierowcy, który jeszcze w międzyczasie pisał coś na telefonie.
Wszystko było stracone, do momentu, w którym chłopak jednak zdecydował zmniejszyć głośność muzyki, wciąż nucąc pod nosem i odezwać się. Dopiero po chwili młodszy Kim mógł dostrzec, że dojeżdżają na stację paliw, a Dae patrzy na niego wyczekująco.
— Zatankuj ze swoich — poprosił, a raczej rozkazał i poprawił się na fotelu kierowcy. — Tylko do pełna.
W pierwszej chwili Jongin nie wiedział co począć. Nie miał jeszcze zbyt dużo pieniędzy, by sponsorować komuś cały bak paliwa, jednakże Jongdae postawił go w sytuacji bez wyjścia, gdzie to on rozdaje karty, a świeżakowi zostaje jedynie podporządkować się.
Niechętnie wyszedł z pojazdu i zaczął tankować. Z bólem w sercu patrzył jak cyferki na dystrybutorze zmieniają się w kwotę, którą musi zapłacić w kasie stacji. Zostawił tam wszystkie swoje pieniądze, mając nadzieję, że jeśli nie będzie sprawiać Dae kłopotów oraz nie spróbuje zbędnie protestować, to ten przekona się do niego, dzięki czemu będzie miał szanse dołączyć do ekipy i zarabiać dwa, a nawet trzy razy więcej, niż to, co wtedy wydał.
Hazardzista ucieszył się dostrzegając wracającego z paragonem Jongina, bardziej przez sam fakt darmowego tankowania niż na jego widok. Widząc uśmiech na twarzy chłopaka młodszemu Kimowi zrobiło się odrobinę lżej. Niedługo potem spostrzegł się, że Jongdae ma mu coś do powiedzenia i kolejna lekcja wreszcie będzie mogła się zacząć.
— Ufasz swojej intuicji? — zapytał, odpalając silnik, wzrok wciąż mając utkwiony w towarzyszu. Początkujący kieszonkowiec przytaknął niepewnie. — Świetnie, w takim razie zapomnij o wszystkim innym. W mojej pracy nie ma miejsca na specjalne umiejętności czy strategię. Czasem zdarzy mi się przeczytać książkę o jakimś sporcie, na którym zamierzam obstawiać, ale to instynkt zawsze podpowiada mi, którą drużynę wybrać. Wszystko robię spontanicznie i polegam tylko i wyłącznie na sobie. Wygram? Zajebiście. Przegram? Jadę na pokera i odrabiam straty. Nie będę opowiadał ci, jak masz się zachowywać, co robić i mówić. Po prostu postaraj się nie narobić mi przypału, bo Kim Jongdae to osoba, którą wszyscy znają i dla którego znajomości odgrywają bardzo ważną rolę.
Jongin pokiwał energicznie głową w jego stronę, czując wobec niego dziwny respekt, który odwiedził go po wypowiedzi starszego. Spodziewał się nieco innego traktowania, gorszego, tuż po tym jak ten wykorzystał go do zatankowania, jednak najwidoczniej zaciśnięcie zębów i bycie posłusznym zaowocowało. Jasne światełko w tunelu czarnych myśli oraz złych przeczuć zapaliło się i przybrało postać hazardzisty, którego widział niewyraźnie. Starał się biec w jego stronę, lecz nadal stał w miejscu, musiał jeszcze poczekać by móc widzieć wyraźniej.
— Wstałem dziś rano z przekonaniem, że udowodnię szefowi, jak beznadziejny jesteś, a my nie potrzebujemy cię w ekipie. Powiedział mi jednak, żebym traktował cię dzisiaj tak, jak ja byłem traktowany na samym początku. Sehun od zawsze był chłodny, ale gdyby nie on, skończyłbym na ulicy, podobnie jak my wszyscy... — westchnął na sam natłok nieprzyjemnych wspomnień, a swoje ręce zacisnął na kierownicy.
Jongdae nie miał łatwo, najgorzej radził sobie z przyjęciem nowego członka do ekipy, nie mogąc uporać się z odejściem poprzedniego. Pozytywna energia, jaką emanował została przyćmiona przez błędne decyzje i gorzkie pożegnania. Sehun postanowił zakończyć to raz, a dobrze, wpychając na wolne miejsce Jongina, by każdy zapomniał o starym składzie ekipy. — Dostaniesz szansę jako człowiek, ale nie jako nowy członek. Tę decyzję będę odrzucał do samego końca, świeżaku. Nie zostaniesz u nas na długo.
— Dziękuję... Spróbuje cię nie zawieść — odparł młodszy z pokorą, której przy innych mu brakowało.
Jongdae miał w sobie coś, co Jongin doskonale rozumiał, była to rozpacz, niewidoczna gołym okiem, jednak dostrzegalna przez kogoś, kto przeżył podobne rzeczy. Różniło ich jedynie to, iż szatyn dał sobie szansę by zostawić wszystko co złe za sobą. Domyślał się, że starszy ciągle tkwił w bolesnej przeszłości, że ciągle coś za nim chodzi niczym widmo. Zbyt wcześnie jednak było, by mógł poznać jego historię. Każdy w ekipie milczał, gdy temat zahaczał o przeszłość, podporządkowując się regulaminowi.
Zarysowywał się przed nim widok ogromnej hali sportowej, wokół której zbierały się samochody. Jongdae przeklął pod nosem, zdając sobie sprawę, że ciężko będzie znaleźć mu dobre miejsce parkingowe o tej porze.
— Wyścigi konne mają wielu zwolenników. Przeciętniacy przyjeżdżają tu dla zabawy i tanich hot dogów na trybunach, a my dla grubych pieniędzy, które można zgarnąć, obstawiając właściwego konia. Pierwsze, co musisz zapamiętać to imię, Biała Strzała. Moja faworytka od kiedy tylko przyszedłem tu po raz pierwszy...
— Biała Strzała... Zapamiętam, sunbaenim — uśmiechnął się lekko i promiennie w jego stronę, gdy tylko porywisty wiatr wprawił ich włosy w ruch po opuszczeniu samochodu.
— Sunbaenim? Już się tak nie podlizuj i mów do mnie Jongdae, honoryfikaty są zbędne — odparł niższy i sprawnie poprawił kołnierzyk Jongina, po czym strzepał z jego ramienia odznaczający się kurz. Młodszy chciał podziękować mu za miły gest lekkim pokłonem, jednak w zamian dostał od Dae po głowie. — Nie jestem twoim szefem, tylko wspólnikiem! Nie kłaniaj mi się, to także zbędne.
Jongin uniósł głowę wyżej, szczerze ciesząc się z tej twarzy Jongdae. Wręcz emanował pozytywną energią, która roznosiła go od środka. Wreszcie był w swoim środowisku, wśród ludzi, których znał i którzy go szanowali. Zdążył już przywitać się ze znajomymi, przedstawiając im przy okazji osobę młodszego. Nie był on jeszcze członkiem ekipy, wciąż też go w niej nie chciał, więc mówił o nim jedynie jak o starym przyjacielu, który wrócił z obowiązkowej służby wojskowej.
— Pójdziemy teraz postawić pieniądze na naszą klacz, a później znajdziemy miejsca na trybunach. Wiem, że jesteś kieszonkowcem, a raczej chcesz nim być, jednak postaraj się tutaj nie wsadzać nikomu łap w kieszenie. Zostaniesz przyłapany, a ja cię uduszę.
W tak tłoczonym miejscu zapach potu, jedzenia, końskiego łajna, mocnych perfum, papierosów i przede wszystkim pieniędzy mieszały się z sobą tworząc w pewnym sensie odurzającą jak i odpychającą woń, która mimo wszystko zachęcała innych do wzięcia udziału w ryzykownym obstawieniu pieniędzy.
— Zwykły na Białą Strzałę, proszę — powiedział pewnie Jongin przekazując mężczyźnie w niewielkim okienku gotówkę, którą Jongdae po namyśle mu podał, by ten mógł dostąpić zaszczytu obstawienia w kasie.
— Biała Strzała, tak? — upewnił się kasjer zachrypniętym, jakby wypalonym przez papierosy głosem, a grubymi palcami pogłaskał strukturę banknotów. Dzięki doświadczeniu i obcowaniu z pieniędzmi, nie musiał ich nawet przeliczać, by wiedzieć ile waży trzy i pół miliona won. — Mogę zdradzić tak między nami, że lepiej obstawiać na Zefira, szkoda by było stracić tyle pieniędzy, widzę że jesteście młodzi i niedoświadczeni — zdradził dyskretnie przywdziewając cwaniacki uśmieszek, susząc przy tym żółte i zajęte próchnicą zęby.
— Wrócę jeszcze tutaj odebrać swoją wypłatę. Wtedy będziemy mogli wymienić się spostrzeżeniami — uśmiechnął się tajemniczo Jongdae, odbierając kupon od mężczyzny, który patrzył na niego pogardliwie, kręcąc przy tym głową. Chłopak wyprostował się dumnie i schował skrawek papieru, który miał być gwarancją jego zwycięstwa do klapy swojej marynarki. — Mógłbym obstawić Zefira, gdybym chciał kupić sobie obiad w barze szybkiej obsługi. Tylko na to wystarczyłaby moja wygrana. Wspierając najmniej spodziewanego zwycięzce, możemy być pewni, że nasze wynagrodzenie zadowoli szefa.
— Trudno jest sprostać jego oczekiwaniom? — zapytał, chcąc brzmieć z lekką nutą obojętności na to, czy dostanie odpowiedź, czy jednak nie, samemu nawet nie wiedząc czemu nie chce okazywać tego, że tak bardzo zależy mu na opinii Sehuna, jednak w duchu miał nadzieje, iż Jongdae podzieli się z nim jakimiś cennymi wskazówkami.
— Wystarczy przestrzegać regulaminu. Wszystkie jego oczekiwania są tam zawarte — wzruszył swoimi ramionami, rozglądając się za sektorem miejsc, które wcześniej wykupił. — Jak to w ogóle do cholery się stało, że zwerbował cię do ekipy? Nasza grupa jest jedną z najlepszych, mamy już kilka lat doświadczenia, a ty, jako świeżak zostałeś wciągnięty przez króla złodziei do Goemula, przyjeżdżając zupełnie znikąd. Kurwa. Dla wielu brzmi to jak bajka, mnóstwo osób z marginesu marzy o czymś takim.
— Właściwie to nie wiem, musiałbyś zapytać się jego dlaczego to zrobił.
Kim nie czuł się komfortowo z tym pytaniem, a raczej zarzutami sugerującymi, iż nie nadaje się do ekipy. Chciał myśleć, że jest w jakimś stopniu wyjątkowy, co Sehunowi udało się dostrzec, lecz sam bał się poznać prawdę i dowiedzieć się, iż na przykład zrobił to z litości. Zamiast tego tłumaczył sobie, że pisany mu jest wielki sukces, to była jego własna prawda.
— Pytałem — odparł najprościej w świecie, chcąc już zakończyć drażliwy temat.
W tamtej chwili, gdy odnaleźli swoje miejsca liczyła się już tylko i wyłącznie jego klacz z numerem dziewięć, Biała Strzała, dzięki której wrócić powinni z pieniędzmi, a on udowodnić miał Jonginowi swoją wartość jako hazardzista i członek ekipy. Według wielu pozycja Jongdae zależała tylko i wyłącznie od szczęścia, nie zauważając jego potencjału i obeznania w wielu dziedzinach, na których można było zarobić.
— Jeszcze nigdy nie byłem w takim miejscu jak to, podoba mi się tutaj — zagadał z entuzjazmem szatyn. Podczas czekania na odzew ze strony Dae zerkał co chwilę na boki, chciał chłonąć wzrokiem każdą rzecz, która go otaczała, jakby nagrywał film z zamiarem pokazania go komuś w późniejszym czasie.
— Wszystko oceniasz tak powierzchownie? — zapytał starszy Kim z nutką ironii w głosie, patrząc na towarzysza jak na małe, naiwne dziecko, które widzi, albo chce widzieć tylko same pozytywy.
— A jak inaczej mam to oceniać? Nie słyszałeś pierwszej części mojej wypowiedzi?
— Rozglądasz się tak wnikliwie i nadal tego nie dostrzegłeś? To świat pełen obłudy, fałszywego szczęścia i wiecznej pogoni za pieniędzmi, w której tak bardzo chcesz uczestniczyć.
— Jesteś już drugą osobą próbującą udowodnić mi, że będę żałować przyłączenia się do ekipy.
— Nie masz na to charakteru. Widzę to, Jongin i wykruszysz się prędzej, niż wszyscy zakładaliśmy — stwierdził chłodno hazardzista i skrzyżował na piersi swoje ręce. — Przynajmniej będziesz miał co opowiadać dzieciom, jak już wyleczysz się z traumy, którą pozostawi po sobie Goemul.
— Mówiłeś coś chyba o powierzchownym ocenianiu, prawda? — Chłopak jawnie przyjął wyzwanie, które według innych już na starcie było dla niego przegrane. Nawet jeśli Jongdae miał rację, to Jongin miał zamiar udowodnić mu za wszelką cenę, że się co do niego pomylił.
— Czas pokaże.
Wraz ze słowami Dae, wśród publiczności wyczuwalne zaczęło być poruszenie. Każdy w napięciu obserwował swoich kandydatów w boksach, gdy przygotowali się do wyścigu. Jongin dostrzec mógł z daleka sylwetkę każdego z jeźdźców i ich koni. Tylko jedno zwierzę wyróżniało się białym umaszczeniem, więc nie mógł mieć wątpliwości, że to właśnie na tę klacz Jongdae obstawił kupę pieniędzy. Prowadzący wyścigi zaczął przez mikrofon witać zebranych kibiców, dodając całemu wydarzeniu wyrazu.
— Miej oczy dookoła głowy. Nawet nie wiesz jak wielu pasożytów z naszych stron przybyło tu z nami.
Gdy tylko chłopak zaczął gwałtownie się obracać, chcąc wypatrzeć ludzi, którzy wyglądaliby podejrzanie, Dae nie odrywając nawet wzroku od toru zdzielił go po głowie za brak dyskrecji. Młodszy masował się po obolałym miejscu schylając się bardziej, by nie było widać grymasu bólu, który malował się na jego twarzy.
W pewnym momencie poczuł na sobie spojrzenie wypalające w nim dziurę. Tym razem już bardziej rozważnie zaczął poszukiwać źródła tego dziwnego uczucia, aż w końcu jego wzrok skrzyżował się z tym należącym do pięknej, długowłosej dziewczyny, która zdecydowanie wyróżniała się swoim dystyngowanym i pastelowym ubiorem, ale także tym, iż jako jedyna nie była wpatrzona w to, co działo się na torze wyścigowym. Kimowi jeszcze nigdy nie było dane złapać kontaktu wzrokowego z tak urodziwą dziewczyną. Poczuł, że jej oczy nie tylko dokładnie mu się przyglądają, ale także nawołują go. Ten jednak ani drgnął, tylko szybko odwrócił wzrok odczuwając nagły oraz niewytłumaczalny wstyd.
Wyścig rozpoczął się głośnym sygnałem sędziów, a Jongdae zacisnął swoje ręce w pięści, patrząc raz na tor, a raz na dziwnie zachowującego się Jongina. Wreszcie pokierował swój wzrok w stronę, w którą wcześniej wpatrywał się chłopak. Bez trudu znalazł na niewypełnionych trybunach dziewczynę, która pozwolić mogła sobie na podobnie drogą sekcję, co ta ich. Poczuł niepokój, widząc jej sylwetkę, charyzmatyczny wzrok i niewinny uśmiech. Starszy Kim mógł jedynie wyczytać z jej ust słowa kierowane w stronę swojego towarzysza. Twarz Jongina nie była już taka sama jak wcześniej. Dae zmarszczył brwi, przyglądając się teraz jemu, jakby chciał zapytać co się stało, jednak nie mógł, słysząc jak głośno, przez radio, prowadzący wykrzykuję imię jego faworytki, Białej Strzały.
Jongin nagle ożywił się widząc, jak jasna grzywa powiewa na wietrze wymijając swoich przeciwników coraz szybciej. Napięcie wszystkich przybyłych udzieliło się także i jemu, przez co czuł się niezwykle podekscytowany, a świadomość postawionej sumy jedynie to potęgowała. Mimowolnie wstał ze swojego miejsca, jakby miało to jakiś sposób sprawić, iż będzie widział tor lepiej. Jego oddech stał się krótki i przerywany, źrenice coraz większe, a na tafli oczu odbijały się cwałujące konie, które zostawiały po sobie jedynie gęstą chmurę kurzu wymieszanego z ciężkim oddechem zawodników. Ostatnie okrążenie miało być tym czynnikiem decydującym o wielkiej wygranej lub równie wielkiej przegranej. Jedynym, co zajmowało myśli szatyna było zdanie powtarzane monotonnie niczym mantra. "Nie mogę zawieść Sehuna."
A/N:
Chcemy was jedynie zachęcić do dzielenia się z nami waszymi opiniami, spostrzeżeniami i uwagami na temat rozdziałów, taki jeden komentarz jest dla nas cenniejszy niż gwiazdki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top