7. Handlarz bronią

— Jakieś zlecenia na dzisiaj, Park? — zapytał szef, gdy Chanyeol wkroczył nieprzytomnie do kuchni. Nie zdążył się jeszcze porządnie obudzić, więc szybka i sensowna odpowiedź była ostatnim czego można by się po nim spodziewać.

Często zdarzało mu się wstawać najpóźniej z ekipy. Gdy wszyscy już przygotowywali się do swoich zajęć, on i Byun dopiero budzili się do życia po nocach spędzonych na graniu w gry. Tym razem odstąpił tę przyjemność świeżakowi, co nie zmieniało faktu, że nie mógł zasnąć. Chłopak poświęcił swój czas zaległym obowiązkom i konserwacji broni, co nie uszło uwadze najmłodszego. Nikt tak naprawdę nie miał pojęcia, skąd ich lider zawsze wie jak spędzają swój cenny czas w siedzibie. Ten sekret jasnoskóry dzielił z informatykiem, jednak jest to historia na inną okazję.

— Spędzam swój czas z Kanginem, tak? — starszy podrapał się po głowie, otrzymując w odpowiedzi melodyjny śmiech Sehuna. Spostrzegł się, że przekręcił jego imię i poprawił się po chwili. — Jongin. Ma na imię Jongin. A ja spędzam z nim dzień.

— To bystry chłopak, mógłbyś wziąć go na strzelnicę. Nie ma z czym zwlekać, czy zostanie w ekipie, czy nie, umiejętność obsługi broni przyda mu się wszędzie. Jednak jeżeli coś sobie zrobi to wyrzuć go gdzieś po drodze, nie potrzebujemy dziurawych złodziei — podpowiedział mu, sącząc przy długim blacie swoją czarną, mocną kawę, której zapach szczególnie przypadał Chanyeolowi do gustu, jednak zupełnie co innego mógł powiedzieć niewyspany Kim, od samego początku słuchający ich rozmowy z kanapy.

— Jestem tutaj, szefie. Wszystko słyszę — mruknął zaspany i przeciągnął się na skórzanej sofie, która spełniała funkcję jego tymczasowego łóżka. Była wygodniejsza niż to, które miał w swoim mieszkaniu w Daegu, dlatego cenił sobie jej komfort, co nie zmieniało faktu, że nie mógł się doczekać, aż szef pokaże mu jego pokój gdy już dołączy do ekipy.

— To źle o tobie świadczy, Kim. Nie powinno się podsłuchiwać czyichś rozmów — odpowiedział mu i wstał z wysokiego siedziska, by podejść z filiżanką do okrytego kocem mężczyzny. — Po całonocnym maratonie filmowym mogę stwierdzić, że ty i Baekhyun przypadliście sobie do gustu. Czy nie mam racji?

Chanyeol słysząc słowa Sehuna szarpnął mocniej za drzwiczki lodówki, na co młodszy zerknął w jego stronę z zaciekawieniem. Nigdy nie potrafił pojąć zazdrości, jaką chłopak w dresie okazywał za każdym razem, gdy ktoś pojawiał się w otoczeniu hakera. Przywiązanie było zbędne dla szefa, on sam nie mógł powiedzieć, że ma jakichkolwiek przyjaciół, za których byłby w stanie zabić, tak jak Park zrobiłby to za Byuna.

— Nie jest do końca taki, jakim go opisywałeś — stwierdził odważnie Jongin, patrząc na twarz swojego szefa, która pozostawała kamienna. Sehun kucnął przy nim, racząc go zapachem mocnego napoju, co niezbyt mu się spodobało. Nie pijał kawy, z trudnością mógł odróżnić jej smak od sosu sojowego.

— Wyglądam ci na osobę, która się myli? — zapytał cicho, a Kim mógł wyczuć nutkę złości w głosie młodszego. Przeszły go lekkie dreszcze, lecz nawet one nie zmyły delikatnego uśmiechu z jego ust.

— Nie — odrzekł bez zastanowienia. Mimo to Sehun i tak mógł odnaleźć prawdziwą odpowiedź w jego oczach. — Szef ma zawsze rację — dodał z lekkim przekąsem oraz nutką ironii.

— Trzeci podpunkt regulaminu. — Obaj usłyszeli damski głos, będący własnością stojącej za nimi Hyuny, która patrzyła jak król złodziei kuca przy postaci nowicjusza. Chłopak podniósł się na równe nogi i odwrócił w jej stronę, po czym wyminął, kierując się do kuchni. — Twój ciemny tyłek jeszcze pod kocem? Nie chciałabym być w twojej skórze za pięć minut, gdy przyjdzie tutaj Kyungsoo oglądać jedną ze swoich dram, a ty będziesz zajmował jego miejsce — ostrzegła go z grzeczności i sama usiadła po drugiej stronie ogromnej kanapy. — I mógłbyś zrobić mi śniadanie, słoneczko.

Jongin wciąż miał mieszane uczucia co do blondynki. Nie był raczej z tych, którzy oceniają innych pochopnie, jednak jej wygląd szedł w parze z ciętym językiem, którego pełen wachlarz możliwości najlepiej było słychać podczas sprzeczek z Jongdae. Baekhyun ostrzegł go, żeby nie dawał się wciągnąć z nią w słowną potyczkę, gdyż nikt w siedzibie nie potrafił jej przegadać. Nawet gdyby chciał spróbować swoich sił, to i tak nie miał zbyt wielu okazji na normalną rozmowę z dziewczyną. Sprawiała wrażenie chłodnej, jednak wszystko ratował uroczy uśmiech, jaki zawsze kierowała w stronę Sehuna gdy ze sobą rozmawiali.

Pokręcił jedynie głową z dezaprobatą na jej sugestię, nie chcąc mówić nic, co mogłoby rozpocząć kłótnię z samego rana, więc wybrał opcję milczenia i ruszył niemrawo do kuchni, wypełniając pomieszczenie swoim głośnym ziewaniem i chrupotem stawów, które towarzyszyły jego porannemu rozciąganiu mięśni. Zmierzył wzrokiem wysokiego mężczyznę odgradzającego go od lodówki. Zawsze ubierał na siebie coś, co miało trzy paski, mógłby się nawet założyć, że bokserki także były markowe, o ile je w ogóle nosił. Obserwacje zakończyły oczy Chanyeola, które wpatrzone były w niego.

— Naprawdę pójdziemy dzisiaj na strzelnicę? — zagadał, będąc nieco skrępowanym ciszą jaka między nimi nastała gdy tylko spojrzeli na siebie bliżej, jednak wbrew pozorom nie czuł od niego bijącego chłodu.

— Tak, musisz opanować strzelanie z broni krótkiej, skoro zamierzasz pracować w terenie — odpowiedział, skupiając się na mieszaniu swojej herbaty, patrząc pustym wzrokiem na rozpuszczający się na dnie szklanki cukier. —Miałeś kiedykolwiek pistolet w ręku? — Jongin zaprzeczył, na co Park ciężko westchnął. Jego czoło było zmarszczone tak, jakby wybitnie nad czymś myślał. Odchrząknął najpierw, nim znów odezwał się do młodszego i uniósł wyżej swoją głowę, chcąc jak najlepiej przed nim wypaść i nadrobić wcześniejsze milczenie. — Zdecydowałeś się na przyjazd do dzielnicy bezprawia, nie potrafiąc się obronić? Kto o zdrowych zmysłach decyduje się polegać tylko i wyłącznie na swoich pokrytą cienką skórą pięściach, podczas gdy wszyscy wokół pozostają solidnie uzbrojeni? Broń to pierwsze, o czym powinieneś myśleć, pojawiając się tutaj... — zaczął czymś na kształt mowy motywacyjnej, która miałaby zachęcić i wprowadzić Jongina w fascynację czy samo zainteresowanie jego niezbędną, jak uważał, specjalizacją. — Dlatego jak najszybciej chciałbym to naprawić i dobrze cię wyposażyć. Mam tylko nadzieję, że nie masz żadnych problemów z psychiką, bo takich nie wpuszcza się na strzelnice.

— Nic mi o tym nie wiadomo — odparł z lekkim uśmiechem, wywołanym dreszczykiem ekscytacji przebiegającym przez jego ciało.

Strzelnica była miejscem, do którego Jongin nigdy dotąd nie zawitał i nawet nie śnił, że jego stopa tam kiedyś stanie. Okres, w którym znalazł się w Goemulu był niezwykłym czasem robienia czegoś po raz pierwszy. Może i wolał komfort rzeczy w których był dobry i czuł się pewnie, lecz zdawał sobie sprawę, że bez niektórych umiejętności czy wiedzy nie poradzi sobie w dzielnicy bezprawia, więc tym bardziej dziękował losowi za tę niezwykłą szansę.

— Najwięksi szaleńcy tak twierdzą — odwzajemnił jego uśmiech, upijając łyk swojej herbaty. Podwinął lekko rękaw swojej markowej bluzy, by spojrzeć na zupełnie niepasujący do reszty szczerozłoty zegarek. — Miło by było, gdybyś ogarnął się w piętnaście minut, to będziemy mogli pojechać tam nim miejsce będzie oblegane.

— A podwieziecie mnie? — zapytała z kanapy Hyuna, która od samego początku przysłuchiwała się ich rozmowie z zaciekawieniem.

— A wyrobisz się w tym czasie? — odparł rozbawiony Chan, na co zniechęcona blondynka zaprzeczyła pod nosem. — No to sama masz odpowiedź. Będę czekał w samochodzie na podjeździe. — Handlarz bronią odszedł z kubkiem w ręku, kierując się w stronę pokoju Byun Baekhyuna, z którym chciał jeszcze choć chwilę porozmawiać przed dniem z najmłodszym Kimem.

Haker siedział już zaspany przed swoim drugim najlepszym przyjacielem, namiętnie stukając w klawiaturę. Tylko na chwilę spojrzał w bok, by upewnić się kto go odwiedził, a gdy dostrzegł wielkoluda przywitał go ze szczerym uśmiechem i odwrócił sąsiedni fotel by ten mógł na nim usiąść.

— Nie wpadłem na długo — zapowiedział, stawiając herbatę na biurku hakera i zasiadł na swoim miejscu. Przyjrzał mu się dokładnie. Podkrążone oczy wcale nie świadczyły o dobrze przespanej nocy, co odrobinę go zmartwiło. Nie lubił, gdy chłopak siedział do późna, szczególnie bez niego. — Mógłbyś się położyć, nie wyglądasz najlepiej...

— Przecież dopiero wstałem — wyjaśnił nieco żywiej niż wyglądał. — Za niedługo się całkowicie obudzę — uspokoił go. Może i jego wygląd nie świadczył jakoby wypoczął do końca, jednak jego oczy ruchliwie przeglądały zawartość stron internetowych, które czytał.

— W każdym razie, wyglądasz jakbyś potrzebował odpoczynku — przybliżył się do niego i sięgnął dłonią, by rozczesać palcami nieułożone włosy Byuna, które wszędzie się plątały. — Spędzam dzisiaj dzień ze świeżakiem. Znasz jego instrukcję obsługi?

— Jak będzie chciał coś zjeść to lepiej od razu mu to daj, inaczej nie przestanie o tym mówić — zaśmiał się pod nosem na samo wspomnienie minionej nocy, gdy to Kim miał do dyspozycji całą szafkę przekąsek, którą niższy zamykał na klucz, tak na wszelki wypadek.

— Nie przewidywałem przerw na jedzenie, ale skoro tak mówisz, to zapamiętam... — przerwał na chwilę, nerwowo szurając po drewnianej podłodze Baekhyuna swoimi butami. Chanyeol w towarzystwie okularnika mimo wszystko stawał się bardziej nieśmiały, niż był normalnie, szczególnie, gdy nie wiedział co powiedzieć, by dalej kontynuować rozmowę z chłopakiem. — Zagramy dzisiaj wieczorem, prawda?

— Oczywiście — zapewnił go nieco zamyślony, jednak po chwili cichej obecności Chanyeola w jego pokoju, znowu obdarzył go swoim spojrzeniem. — Chcesz coś jeszcze powiedzieć, Park?

— Ja? — zapytał, patrząc bardzo wnikliwie na twarz Baekhyuna, której delikatna uroda kontrastująca z charakterem jeszcze bardziej plątała słowa w jego głowie. Nie chcąc dłużej mu przeszkadzać, zabrał swój kubek, prawie nie rozlewając jego zawartości i odsunął się od biurka. — Nic. Już sobie idę. Do wieczora, czy coś. Nie przemęczaj się... I takie tam.

— Powodzenia ze świeżakiem! — krzyknął zaraz po tym jak Chan przekroczył próg jego pokoju, ale jeszcze nie zdążył zamknąć za sobą drzwi. W pierwszej chwili próbował powstrzymać się od śmiechu widząc zakłopotanego przyjaciela, który zawsze potrafił go tym rozczulić.

***

Strzelnica wyglądała na jedno z najbardziej ponurych miejsc, jakie jeszcze wtedy Jongin miał okazję zobaczyć w Goemulu. Z zewnątrz brudne, niemyte od lat okna i mury, od których odpadał tynk, w środku natomiast chłodne, lekko przybrudzone białe ściany, kontrastujące z szarą podłogą raczej nie wywoływały w nim pozytywnych emocji, a jedynie tonowały ówczesny zapał. Nie tak wyobrażał sobie miejsce, które w samochodzie Park nazwał swoim ukochanym i przypominającym dzieciństwo. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny zmieszanej z czyimś potem. Chcąc odwrócić swoją uwagę od niezachęcającego otoczenia, spojrzał na towarzysza w markowym dresie. Chanyeol spoważniał, gdy prowadził go korytarzem wyprostowany i z uniesioną głową, lecz z rękami w kieszeniach. Patrzył wprost na wyłaniającą się w oddali recepcję.

Mężczyzna siedzący za najprawdopodobniej kuloodpornym szkłem otworzył niewielkie okienko, by wysunąć na ladę kartę do drzwi właściwej strzelnicy, którą handlarz chciał pokazać młodszemu. Mógł łatwo stwierdzić, że członek ekipy dobrze się z nim zna przez uśmiech, jakim obdarował go recepcjonista.

— A to? — zapytał mężczyzna, zerkając na dwie, ciemne walizki, które niósł Jongin.

— Cztery rodzaje broni krótkiej bojowej, z których nowicjusz sobie coś wybierze — wytłumaczył dresiarz i zapłacił za całą przyjemność z góry. — Dwie godziny starczą, szef mówi, że to bystrzak.

Kim nie wiedział czy dwie godziny to wystarczający czas, by Chanyeol zdołał wytłumaczyć mu wszystko dokładnie i nauczyć przynajmniej podstaw, lecz równie dobrze mogło to być za dużo, gdyż Jongin pojmie wszystko w zawrotnym tempie lub najzwyczajniej mu się to znudzi.

Nie dzieląc się z swoimi przemyśleniami czy obawami z towarzyszem, posłusznie podążał za nim korytarzami, uprzednio dostając żółte wyciszacze na uszy. Weszli do zimnej oraz długiej sali, gdzie na ławce tuż przy ścianie Jongin odłożył bagaż, a Park w zawrotnym tempie przekręcił kilka razy pokrętłami zabezpieczającymi, zaś walizka sama ukazała swoje wnętrze.

Broń, którą zabrał ze sobą starszy, świeciła się z materiałowych ram, podobnie jak oczy Chanyeola cieszące się na jej widok. Zwilżył językiem swoje wargi, z szacunkiem wyciągając każdy zestaw na ławkę, by Jongin mógłby się im przyjrzeć. Chłopak dokładnie pokazywał mu palcem każdy element dołączony do pistoletu.

— Magazynek, amunicja i kabura. To znajduje się w każdym zestawie. Korzystamy z broni centralnego zapłonu krótkiej, tej samej, której używa policja. Pierwsze, co muszę ci powiedzieć, to to, że nie jest to zabawka. Dotykasz ją, odkładasz, odpalasz tylko i wyłącznie za moim pozwoleniem. Postaramy się wybrać tę, która będzie ci leżała, byś mógł mieć ją zawsze przy sobie, tak jak ja — przerwał na chwilę, by podciągnąć górę swojego dresu, a Kim mógł przez moment podziwiać skórzany pas zawiązany wokół jego brzucha, w którym schowana była broń handlarza. — Z naszej ekipy nosi to ze sobą każdy, kto pracuje poza siedzibą, czyli, jak możesz wywnioskować, wszyscy prócz Baekhyuna. Będziesz z nią spał pod poduszką i trzymał zawsze obok, bo nigdy nie wiesz, kiedy konkurencja lub władze przyjdą dobrać ci się do skóry. Więc, bez zbędnych wyjaśnień, wybierz najpierw tę, która pierwsza wpadła ci w oko.

Kiwnął głową na znak, że zrozumiał każde wypowiedziane w jego stronę słowo, po czym spojrzał na pistolety przed sobą, a po chwili cały entuzjazm wyparował. Jongin kompletnie nie wiedział czym się one od siebie różnią. Po wnikliwszej obserwacji dostrzegał już drobne niuanse, jednak nadal nie był w stanie zdecydować, który byłby dla niego najodpowiedniejszy. Cały czas czując na sobie przeszywający wzrok starszego, Kim zamknął oczy i postanowił zawierzyć losowi. Bez patrzenia sięgnął po ten pistolet, który jego intuicja wybierze. Wziął dokładnie ten ze środka, a jego dłoń idealnie wpasowała się w rękojeść odczuwając przy tym dziwnie przyjemny chłód.

— Jest to broń samopowtarzalna, oznacza to, że sama się przeładowuje i po każdym strzale jest gotowa do następnego. Lufa ma zawsze być wycelowana w bezpieczne miejsce, najlepiej tylko i wyłącznie w tarczę. Gdy chcesz zawiązać buta, przeciągnąć się, odkładasz ją na miejsce. Za spust pociągasz tylko i wyłącznie na moją komendę, poza strzałami twój palec ma znajdować się tutaj. — Chanyeol wskazał mu bezpieczne miejsce, powyżej spustu, pomijając również kabłąk, który także nie dawał pewności bezpieczeństwa. Jongin słuchał go i czuł się niczym na pierwszych lekcjach w szkole, gdzie nauczyciel ma go jeszcze za totalnego idiotę. Park jednak mówił wyraźnie, prosto i jasno, dzięki czemu nie miał żadnych problemów ze zrozumieniem jego instrukcji. — Pokażę ci jeszcze, jak nie narażając nikogo na uszczerbek na zdrowiu podłączyć magazynek. To nic trudnego i wygląda zupełnie tak, jak na filmach.

Obaj podeszli do stanowiska, by Chanyeol mógł pokazać mu prawidłowe ułożenie dłoni i swojego ciała do jak najlepszego strzału. Przed sobą położył dodatkowy magazynek i amunicję, by szybko móc zmienić tę wykorzystaną. Przyjemny dla uszu Chanyeola dźwięk zawiadomił go, iż broń została przeładowana, a Kim jest gotowy do strzału. Starszy wycofał się o kilka kroków, nie chcąc mu zawadzać.

— Wzrok musisz mieć skupiony na muszce, czyli tej odstającej części lufy. Reszta będzie rozmazana i nie przejmuj się tym, pamiętaj o wyrównaniu broni. Mucha w obu płaszczyznach do szerbinki, w ten sposób —pokazał mu, podchodząc znów bliżej. — Najpierw spróbuj sam, później pokażę ci, jak robią to zawodowcy.

Kim próbował wycelować w sam środek według dokładnej instrukcji specjalisty. Oddał swój strzał, a w pierwszej chwili zaskoczony był nagłym odrzutem broni, chociaż doskonale o tym wiedział i po prostu nie przygotował się dostatecznie. Przyjrzał się dokładnie swojej tarczy, a zmarszczki na jego czole uwydatniły się z zaskoczenia. Pocisk przebił na wylot tarczę treningową, ale nie w tym miejscu, który obrał sobie na cel Jongin, a raczej stosunkowo za daleko samego środka.

— Nie rozumiem, przecież robiłem to co mi kazałeś i celowałem w sam środek — krzyknął podirytowany, gdyż nie słyszał zbyt dobrze w nausznikach.

— Nie trzymałeś jednak broni tak pewnie, jak powinieneś. Ręka nie może ci zadrżeć, to właśnie zaburzyło bieg naboju... — westchnął, zerkając na podziurawioną tarczę i podszedł bliżej niego. Pokazał na stanowisko, by chłopak odłożył tam broń i wyjął tę należącą do niego, podciągając bluzę, pod którą trzymał swoją drugą miłość; solidny pistolet ze złotą rączką, pasujący do zegarka, który wcześniej widział Jongin. W skórzanym pasie znajdował się również magazynek, który błyskawicznie załadował i wycelował w stronę tarczy przy sąsiednim stanowisku. Każdy z dwunastu strzałów przedziurawił jej środek, powiększając go kilkukrotnie przez ogromną dziurę w tekturze. Ręce Chanyeola nie zadrżały nawet przez moment, gdy puste, gorące jeszcze łuski latały w powietrzu.

Kim obserwował go z szeroko otwartymi ustami, a jego ekscytacja powróciła na nowo ze zdwojoną mocą po brawurowym przedstawieniu Parka. Bez zbędnego zwlekania udał się do swojego boksu i sięgnął po broń, próbując naśladować każdy ruch, który zobaczył i idealnie go odwzorować. Musiał być bardziej pewny swoich poczynań oraz nie zważać na nieunikniony odrzut.

Stał przez dłuższą chwilę próbując precyzyjnie wycelować w środek, ręce powoli zaczynały go boleć od nieludzkiego obciążenia, jednak on ignorował ten stan chcąc wypaść jak najlepiej. Pierwszy oddany strzał był nieco bliżej środka niż jego poprzedni, jednak on chciał skorzystać z przywileju broni samopowtarzalnej i wystrzelił kolejny raz, jeszcze bliżej upragnionego celu. Następne trafiały albo blisko albo za daleko pierwotnego celu, aż skończył mu się cały magazynek, a on bardziej przyjrzał się swojej tarczy.

— Widziałeś?! Prawie jest przy środku! — krzyknął, tym razem z wielką podnietą w głosie.

— To dopiero początek, załaduj nowy magazynek i zrób kolejną serię. Później to samo, ale możesz zmienić broń na inną — zarządził Chanyeol i usiadł za Jonginem na wygodnej ławce przy ścianie.

Obserwował jak chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy i lekką zmarszczką na czole ze skupienia sam dostarcza swojej broni kolejną serię pocisków. Z tej perspektywy nie wydawał się mu tak niebezpieczny, za jakiego go miał. Wcześniej ocenił już, że Kim może mieć złe zamiary wobec Baekhyuna, co teraz wydawało się być zabawne. Nie mógł jednak pozwalać sobie na zbytnią ufność, młodszy wciąż był dla niego nieznajomym, który może chcieć odebrać mu najlepszego przyjaciela.

Z pełnym skupieniem próbował precyzyjnie wycelować bronią, jednak im dłużej trzymał ją sztywnymi rękami, tym bardziej ból mięśni dawał się we znaki. Gdy myślał, że trafił w upragniony środek w ostatniej chwili jego prawa ręka zadrżała, przez co przy wystrzale kula zmieniła trajektorię lotu, a Kim zareagował na to głośnymi bluzgami.

— Może chcesz zmienić broń na długą? — zapytał Chanyeol, jednak jego słowa zostały zagłuszone kolejnym nieprecyzyjnym wystrzałem, przez co był zmuszony podejść do niego bliżej. — Jongin... — zaczął, a ten bez zastanowienia odwrócił się do niego słysząc swoje imię z bronią wycelowaną przed siebie. Park szybko zareagował chwytając jego ręce i nakierował je na sam dół, a broń wystrzeliła nagle, wywołując niezwykły huk oraz robiąc dziurę w betonowej podłodze tuż obok nóg młodszego. — Następnym razem ta dziura będzie w twojej stopie! — Chanyeol ściągnął z niego żółte nauszniki, by ten dokładnie usłyszał jak jest besztany za tą lekkomyślność.

— Przepraszam.

Chłopak z początku był w zbyt dużym szoku, cały czas patrząc na dziurę, którą przypadkowo zrobił. Nie spodziewał się czegoś takiego, zapominał ściągnąć palca ze spustu, a co ważniejsze zrobił coś, co niedawno było mu przecież tłumaczone.

Park wyrwał mu pistolet, a gdy obsługa strzelnicy przyszła sprawdzić czy coś się stało Chan przeprosił za zamieszanie i poprosił o linki zabezpieczające, dzięki czemu Jongin nie mógł już obracać się wraz z bronią w dłoni. Może i uważał, że taką lekcje raczej na pewno zapamięta, jednak nie chciał już kusić losu.

Resztę czasu Park celował do tarczy na stanowisku obok, analizując każdy następny strzał Jongina. Mimo wszystko starał się go nie stresować, by osiągał coraz lepsze wyniki i szef mógł być zadowolony z nich obu. Chłopakowi szło dobrze, co odbierał z szerokim uśmiechem za każdym razem, gdy nauczyciel poklepywał jego ramię po dobrej serii.

— Potrzebujesz czasu, by dojść do perfekcji. Tak jak mówiłem, ja przychodzę tu od dzieciaka. Gdy jeszcze nie dosięgałem do stanowiska ojciec przynosił mi krzesło, na którym stawałem, by przy jego pomocy nauczyć się celnie strzelać. Początkowo były to zwykłe zabawki na plastikową amunicję... — opowiedział rozmarzony, nie mając pojęcia dlaczego zaczął mu opowiadać historię swojego dzieciństwa. Spuścił głowę w dół i odchrząknął poważnie, mając nadzieję, że Kim nie odbierze tego jako gest sympatii. — Zostało nam dziesięć minut. Zbierz broń, rozładuj magazynek i pochowaj ją do walizek. Kiedy indziej nauczę cię jeszcze ją konserwować....

***

— Tak właściwie to jak znalazłeś się w Goemulu? — zapytał Jongin, gdy byli już w drodze do siedziby. — Jeśli nie chcesz to nie musisz odpowiadać — dodał szybko, ponieważ w pierwszej chwili spotkał się z głuchą ciszą ze strony swojego rozmówcy. — Jestem tylko ciekawy.

— Urodziłem się tutaj — powiedział z odrobiną melancholii w głosie, a wzrok miał wciąż wpatrzony na drogę. — Może nie dokładnie w samym środku Goemulu, lecz na jego obrzeżach. Moja rodzina nauczyła się żyć z czarnych interesów prowadzonych na tym terenie. Normalnie zwykłemu, szaremu człowiekowi ciężko jest mieć dostęp do broni, jednak ja miałem szczęście, to mój dziadek rozkręcił ten interes. W domu nigdy nam się nie przelewało, ojciec uzależniony był od alkoholu i mafijnych układów, które nigdy nie opłacały mu całej wartości przetargu, więc ja, piętnastoletni dresiarz z osiedla zacząłem sprzedawać sam, podkradając mu z dostaw niektóre rewolwery, pistolety, później nawet karabiny. Z kolegami znajdowaliśmy klientów w barach, klubach czy nawet burdelach. W latach licealnych często przesiadywałem u Baekhyuna, który nie przepadał za częstym wychodzeniem z domu. Znalazł sposób, by rozkręcić sprzedaż internetową. Obiecałem sobie, że nigdy nie będę współpracował z tymi skurwielami z mafii. Na jednej z transakcji poznaliśmy Sehuna, zaproponował mi współpracę, a ja wciągnąłem w to Byuna. Nasz szef zyskał handlarza bronią i hakera podczas jednego spotkania, to musiał być dla niego udany dzień — zaśmiał się wreszcie, wspominając dawne czasy.

— Gdzie są teraz wasi rodzice? — zapytał, zauważając, iż Parka nie krępuje rozmowa na prywatne tematy, a dzięki temu może uda mu się złapać z nim lepszy kontakt, skoro tak ochoczo mówił o sobie.

— Moim dałem pieniądze i kazałem się przeprowadzić do jakiejś porządnej dzielnicy, a rodzice Baekhyuna wrócili do Bucheon. Żaden z nas nie utrzymuje z nimi kontaktu, dlatego prosiłbym cię, byś nie rozmawiał o tym z Byunem. Rodzina i bliscy często są na celowniku wrogów, dlatego lepiej jest się do nich nie przyznawać. W ekipie nie ma miejsca na sentymenty... i uczucia. — Ostatnie słowa dodał ciszej, podjeżdżając pod budynek siedziby.

— Nie ma miejsca na jakiego rodzaju uczucia? — zapytał z niepokojem w głosie. Jeśli miał dołączyć do ekipy to chciał wiedzieć o każdej ewentualności, którą musiałby przemyśleć. Z czasem przekonywał się, że podjęcie decyzji nie było takie oczywiste jak zdawało mu się to w dniu przyjazdu do Seulu.

— Głupio pytasz — zaśmiał się Chan, myśląc, że chłopak żartuje, jednak jego poważny wyraz twarzy mówił inaczej. — Na wszelkie słabości... Czytałeś regulamin? Uwierz mi, jeżeli szukasz miłości, to nie jest to najlepsze miejsce.

— Nie szukam, ale co jeśli sama mnie odnajdzie? Powinienem z niej wtedy zrezygnować? — Nad Kimem zawisły szare chmury, z których padał coraz gęstszy deszcz przygnębiających myśli. Wszystko miało swoją cenę, najwidoczniej Jongin musiał poświecić swoje marzenie o znalezieniu miłości na rzecz lepszego życia w Goemulu, będąc członkiem ekipy przestępczej.

— Wtedy zapytasz szefa o zgodę — prychnął, parkując na podjeździe.

Otworzył szybę od samochodu, widząc stojącego pod siedzibą Jongdae, który rozmawiał przez telefon. Chłopak nie zwrócił uwagi na samochód Parka, myśląc, że handlarz sam podjechał pod budynek. Dresiarz chciał już zagadać do wyraźnie rozdrażnionego hazardzisty, jednak zamilkł, słysząc jak ten prawie wydziera się do słuchawki.

— Nie, nie, nie! Dlaczego szef mi to robi? Co takiego znów zrobiłem?! — pytał, będąc blisko wyrwania sobie wszystkich włosów. — Czy nie możemy tego odwołać, przesunąć? Mam ważny wyjazd na wyścigi, a ostatnią osobą, z którą chciałbym tam jechać jest ten przeklęty Jongin!

Kim uchylił drzwi z zamiarem wyjścia z pojazdu, jednak słowa hazardzisty sparaliżowały go. Po chwili szybko zatrzasnął wejście dla pasażera i zsunął się bardziej na siedzeniu, by Jongdae go nie zauważył. Nie miał pojęcia za co ten go tak bardzo nie lubił, jednak nie chciał go jeszcze bardziej rozdrażniać swoim widokiem.

— Tu nie chodzi o ciebie... — szepnął jedynie Park, gasząc silnik, gdy głos Jongdae coraz bardziej łamał się w pół. Przykro było mu widzieć Jongina, który musiał wysłuchać do końca gorzkich słów na swój temat.

— Dlaczego mam go tam ze sobą zabrać? — zapytał, przecierając dłońmi swoją twarz. — Czy szef myślał kiedykolwiek o tym, co ja czuję po tym wszystkim? Czy to się w ogóle liczy? — zapytał. W odpowiedzi usłyszał stanowcze "nie" i nie musiał długo czekać, by w jego oczach znów pojawiły się łzy.

— Nie musisz mnie pocieszać — odparł przygaszonym głosem, wzrok mając wlepiony w czarny kokpit. — Jest chociaż cień szansy, że mnie zaakceptuje? 

— Jongdae najpierw musi pogodzić się z przeszłością. Dopiero wtedy będziesz mógł poznać jego prawdziwą twarz — odparł, zamykając okna w samochodzie i sam, jako pierwszy z niego wysiadł, by podejść do roztrzęsionego hazardzisty i przytulić go.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top