3. Żegnaj, Daegu
— W zawodzie złodzieja niezaprzeczalnie ważnym elementem jest ubiór. Nie możesz wyróżniać się z tłumu, najlepsze będą czarne, proste ubrania. Masz być niewidoczny, niezapadający w pamięć — zaczął, mierząc przy tym strój szatyna. — Cóż, przynajmniej wiemy na co wydasz pierwszą wypłatę.
— Huh? — Chłopak spojrzał na swoją szarą bluzę i sprane, jeansowe spodnie. — Co jest niby nie tak w moim ubiorze? Przecież się nie wyróżniam...
— Jeżeli się chcesz wtopić w tłum biedaków, to jasne, że się nie wyróżniasz. Musisz być profesjonalistą, Jongin. Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o dłoniach, to twoje narzędzie pracy. To im powinieneś być wdzięczny za każdy odniesiony sukces. Znam złodziei, którzy są niesłychanymi idiotami, ale dłonie mają tak zwinne, że inteligencja do kradzieży jest im zbędna. Musisz znać ich szybkość, zręczność. Zero biżuterii, sygnetów czy pierścieni, które mogą cię spowalniać i zaczepiać się o różnorakie materiały.
Był ciepły, słoneczny, jesienny dzień, gdy para złodziei spacerowała chodnikiem po jednej z ruchliwych ulic. Sehun polubił bywanie tam, ze względu na przychodzący w owym miejscu zysk. Ludzie w tej części miasta byli niezwykle zabiegani oraz nieostrożni, dzięki czemu on i jego towarzysz mogli pochwalić się niemałym przychodem. Minęły trzy dni, odkąd jasnoskóry zgodził się uczyć starszego, a ten każdego wieczora odbierał od chłopaka swoją część pieniędzy. Z pomocą zawodowca zarabiał coraz więcej. Sam nie miał pojęcia, że ten zawód łączy się z tak wieloma zasadami i sztuczkami, które warto znać, by utrzymać się na powierzchni Goemula żywym.
Nigdy na żadnych zajęciach w szkole nie był tak uważny, jak podczas spotkań z enigmatycznym chłopakiem. Niezwykły profesjonalizm oraz chłód imponowały Jonginowi. To właśnie była dla niego najważniejsza lekcja - lekcja życia, którą musiał jak najszybciej przyswoić i wykorzystać, by móc myśleć o swej przyszłości w stolicy.
Pytaniom nie było końca, zaś ciekawość szatyna dało porównać się do studni bez dna, a jego samego do spragnionego człowieka, którego nie można w żaden sposób napoić. Chłonął każdą radę czy wskazówkę i gdy tylko mógł, od razu wykorzystywał ją w praktyce. Nie miał zbyt wiele czasu, lecz to jedynie motywowało go jeszcze bardziej. Wiedział, że nie było miejsca na niepowodzenie.
Jeszcze nigdy nie posiadał tak dużych pokładów pewności siebie, jak przy spotkaniach z Sehunem, który próbował wykrzesać z początkującego złodzieja jak najwięcej potencjału. Wydawał się na pozór zwykłym i nieoszlifowanym kamieniem, obok którego każdy przeszedłby obojętnie, ale to właśnie Oh wziął go do ręki, bo dostrzegł niewielką skazę, a to dzięki niej można zauważyć przebłysk bogatego wnętrza.
***
— Jestem cieniem... Cieniem, który każdy może zobaczyć, ale nikt nie zwraca na niego większej uwagi. Bezszelestny, dyskretny, niezwykle skuteczny, to światło sprawia, że istnieje... — płynnie wyrecytował pod nosem słowa, które usłyszał od swojego nauczyciela.— A czym jest w takim razie światło? — podniósł wzrok na wysokiego szatyna, gdy ten kończył swój posiłek. Restauracja nie należała do najlepszych miejsc na takie rozmowy, lecz mentor postanowił udzielić mu odpowiedzi.
— Światłem jest ludzka niedoskonałość. Gdyby człowiek nie miał wad, my nie moglibyśmy ich wykorzystywać, nie istnielibyśmy bez nich. Wybierając kryminalną ścieżkę, uświadamiasz sobie, jak bardzo ponad jesteś, jak niezależny się stajesz, i jak łatwo możesz wykorzystać tych, którzy żyją według przyjętych praw, norm czy zasad. Każdy doskonale wie, że cień jest, że my jesteśmy, że procent kradzieży w Korei rośnie z każdym dniem, a mimo to fałszuje się te informacje w wiadomościach, nikt nie zwraca na to większej uwagi, nie zmienia się, wciąż zostawia kieszeń otwartą, wciąż nosi pieniądze w portfelu zamiast korzystać z udogodnień kart płatniczych. Żyją wśród nas i przywykli do tego, jak wygląda kolej rzeczy. Musisz potrafić wykorzystywać okazje, zauważać je i kontrolować na swoją korzyść. Wiesz kto pierwszy odzywa się do ciebie, gdy stajesz się królem złodziei? Politycy. Dopiero później kontaktuje się mafia. Dają nam rozmaite możliwości, byśmy mogli działać i okradać ich wyborców. To ich niedoskonałość, pazerność doprowadza do tego, że cień nie znika, może co najwyżej zmienić swoje położenie, ale nigdy nie odejdzie, jedynie ciemnieje wraz ze zwiększającym się zgorszeniem ludzkości.
Chłopak ze skupieniem chwytał każde słowo w swą sieć ciekawości. Polubił słuchania wywodów Sehuna z uwagi na ich treść, ale także i przyjemny dla ucha tembr głosu. Przez myśl przeszło mu, że gdyby przed snem słuchał jego mowy, to nie miałby większych problemów z zaśnięciem. Wiedza na temat Goemula i mechanizmu funkcjonowania owego świata oczami złodzieja była naprawdę imponująca. Z każdym kolejnym wspólnie spędzonym dniem dochodził do wniosku, że nie jest on pierwszym lepszym kieszonkowcem z dzielnicy bezprawia, lecz może nawet kimś ważnym.
Jedyną sprzecznością z tym, co reprezentował sobą Oh Sehun, był zdecydowanie jego młody wiek i nieskazitelny wygląd. Nijak miał się do tego, z jaką powagą i dojrzałością wypowiadał się na różne tematy. Mimo iż chciał on pozostać w miarę anonimowy dla Jongina, nie mówiąc o sobie zbyt wiele, to Kim nadal naciskał, by dowiedzieć się choć trochę.
— Ile masz właściwie lat? — zapytał nagle, nie dzieląc się z nim swoim zachwytem czy własnymi spostrzeżeniami, starszy potrafił naprawdę szybko się rozkojarzyć, do czego mężczyzna powoli się przyzwyczajał. — Pytam, bo nie wiem, jak powinienem do ciebie mówić. Ty od początku mówiłeś do mnie swobodnie...
— To nie ma znaczenia — powiedział i napił się wody, którą wcześniej przyniosła mu kelnerka, po czym spojrzał na siedzącego naprzeciw chłopaka. — Wiek nie ma żadnej większej wartości, póki jestem wyższą rangą od ciebie. Dopóki znajdujemy się w Daegu mów nieformalnie, nie obrażę się.
Kim przytaknął głową i najedzony odsunął swój talerz. Wiedział, że nie musi wyciągać portfela, Sehun jak zawsze zapłaci za wszystko, dając nawet nadprogramowy napiwek obsługującej ich dziewczynie. Oh był szarmancki, odstawał swoim zachowaniem od reszty osób w jego wieku. Jonginowi pieniądze kazał trzymać na wyjazd do stolicy, na inne potrzeby niż jedzenie, i tym również sprawił na nim wielkie wrażenie. Wszystko, co robił, robił bezinteresownie, był pierwszą taką osobą w życiu szatyna, która nie chciała nic w zamian, jednak i na to był przygotowany. Wiedział, że jeżeli przyjdzie dzień, w którym będzie musiał odpłacić się za pomoc królowi złodziei, zrobi to bez chwili wahania.
— Z pewnością masz wiele wyobrażeń na temat dzielnicy bezprawia, dlatego chciałbym wiedzieć, słyszałeś coś kiedyś o ekipach, zorganizowanych grupach przestępczych? — zapytał Sehun, opierając się plecami o wysokie siedzenie restauracyjnej sofy.
— Wiem tylko tyle, że istnieją — odparł Jongin, grzebiąc głęboko w swojej pamięci. Gdy role się odwracały i to zawodowy złodziej zadawał mu pytania, on starał się odpowiadać rzeczowo, czekając tylko na moment, aż wpadnie na kolejne zapytanie. — A co? Tylko mi nie mów, że należysz do takiej. — Oczy mieszkańca Daegu zamigotały od lekkiego dreszczyku emocji, na myśl, że prowadził się z prawdziwym przestępcą z Goemula.
— Nie powiem — uśmiechnął się tajemniczo. — Ale mogę opowiedzieć co nieco, tylko czy dalej jesteś zainteresowany? — zapytał, unosząc czarne brwi ku górze. — Minęły cztery dni, odkąd zacząłem cię uczyć. Zdradziłem te podstawowe wiadomości, ale i te wymagające większych zdolności złodziejskich. Widzę determinację w twoich oczach, ale pomiędzy nią wkrada się pewnego rodzaju roztargnienie, dlatego chcę wiedzieć, czy jest to dojrzała decyzja, czy zwyczajne widzimisię osoby, która nie ma gdzie się podziać?
Kim wlepił swój wzrok w blat stolika, przy którym siedzieli i zastanowił się nad odpowiednim doborem słów. — Jakiś czas temu musiałem podjąć ważną decyzję... Wbrew pozorom wybrałem tę trudniejszą ścieżkę, postanowiłem żyć ponad prawem. Doszedłem do wniosku, że ten świat już wystarczająco długo bawił się moim kosztem i pluł mi prosto w twarz, teraz mam zamiar to zmienić. Chciałbym dostać choć cień szansy, by odegrać się i żyć pełnią życia. To mój sposób na przetrwanie.
— Podoba mi się ta odpowiedź — stwierdził szczerze bezimienny chłopak, bezwstydnie wiercąc wzrokiem dziurę w swoim towarzyszu. — Dobrze, że wziąłeś się w garść, w stolicy nie ma miejsca dla tchórzy. Mogę dać ci szansę, jeżeli się wykażesz, tylko nie myśl sobie zbyt wiele. Powinieneś wiedzieć, że w Goemulu nikt nie działa w pojedynkę, a jeśli już, to nie długo. Każdy po czasie znajduje swoją ekipę, dzięki której może być bardziej lub mniej poważany w środowisku, mają swój prestiż, można powiedzieć, że nawet markę. Każda grupa ma swojego szefa, siedzibę, która jest również ich domem i zarządza niemałymi pieniędzmi, jeżeli oczywiście należą do niej dobrzy specjaliści w swoim fachu. Gdy będziesz dobry, ktoś cię zauważy, również trafisz do jednej i ustawisz się do końca swoich dni.
— Dasz mi szansę? Czyli wkręcisz mnie do swojej ekipy?! — Nie mógł opanować ekscytacji na samą myśl bycia częścią czegoś takiego. Widząc, w jakich ubraniach chodzi tajemniczy złodziej nie miał wątpliwości, że należy do tej bogatej ekipy, więc tym bardziej nie mogło do niego dotrzeć jak wielkie szczęście miał, że trafił akurat na kogoś takiego jak on.
— Miałeś nie myśleć sobie zbyt wiele. Nic więcej ci nie powiem, zapłacę i możemy wracać do pracy. — Uśmiechnął się cieplej, następnie sięgnął po swój portfel, wołając kelnerkę. Oh jeszcze wtedy w restauracji nie znał swojej ostatecznej decyzji, jaką miał oznajmić nowicjuszowi, czekając wciąż na coś, czym chłopak znów go zaskoczy.
***
Niezauważalnie przemierzali ruchliwe ulice, szukając nietrudnego łupu. Sehunowi przychodziło to z niebywałą łatwością, jakby wykonywał najnormalniejsza czynność, jak na przykład oddychanie. Jongin za to dopiero uczył się precyzji, polegając na intuicji.
Czasem w ostatniej chwili rezygnował z podkradania, co irytowało obserwującego go nauczyciela. Nadal brakowało mu większej pewności siebie. Mimo iż Kim polował głównie na portfele, bojąc się przyłapania na kradzieży biżuterii, nadal na celowniku miał tą jedną kieszeń. Miał on mu zaimponować w jakiś sposób. Nieważne ile portfeli by nie obrobił, na Sehunie i tak nie robiło to żadnego wrażenia, to była dla niego codzienność. Za to ponowne wyciągnięcie czegoś z zakazanej kieszeni długiego płaszcza na pewno pozbawiłoby go wszelkich wątpliwości, że jest wart przekroczenia granic Goemula i wstąpienia w szeregi ekipy. Jedyne co musiał zrobić to dokonać tego ponownie, znaleźć sposób na wiecznie czujnego towarzysza.
Gdy Kim zauważył budkę z jedzeniem postanowił namówić bruneta na małą przerwę. Już drugiego dnia zauważył, że ten, gdy gdzieś siada, zawsze kładzie swój portfel po prawej stronie, nigdy nie zostawia go w płaszczu czy w spodniach. Po nachalnych namowach na kupno jakiegoś ulicznego przysmaku usiedli przy niewielkim plastikowym stoliku o kolorze, który nigdyś był śnieżnobiały. Jongin zaczął chwalić się swoimi łupami, dając je do oglądu nauczycielowi. Nawet wtedy gdy Oh przyglądał się portfelom, swój miał w zasięgu wzroku. Nowicjusz wiedział, że to nie była odpowiednia pora by po niego sięgnąć. W jego głowie szybko narodził się więc plan, który bez większego zastanowienia wcielił w życie.
— Facet w stroju pandy! — krzyknął wskazując palcem przed siebie, by uważny towarzysz się odwrócił.
Ku uciesze starszego ten wszedł w tę pułapkę jak w dym i nieświadom podstępu spojrzał za siebie. To była właśnie ta chwila, której amator potrzebował, jednak Sehun szybko uświadomił mu, dlaczego to on jest nauczycielem. Dłoń Jongina została momentalnie zatrzymana pośrodku stolika pięścią w skórzanej rękawiczce. Oh nawet nie patrzył w jego stronę, gdy tego dokonał. Jakby nigdy nic wypatrywał nieistniejącej pandy, podczas kiedy jego towarzysz próbował stłumić jęk bólu na to niespodziewane oraz mocne uderzenie. Nie miał jak cofnąć swej dłoni, gdyż złodziej przytwierdził ją do powierzchni stolika.
— Co chciałeś tym udowodnić, Kim? — zapytał ciemnowłosy chłopak i zmierzył go wymownie wzrokiem, powoli przyciągając portfel znów do siebie. — Normalnie w tym momencie mógłbym cię zabić, a byłoby szkoda dobrze zapowiadającego się złodzieja, prawda?
Grymas niezadowolenia wkradł się na opaloną twarz. Czy był zaskoczony? Nie do końca. Doskonale zdawał sobie sprawę, że może mu się nie udać, jednak miał zamiar próbować. Kreatywnych i dobrych pomysłów było coraz mniej, a czas nieubłaganie mijał. Niezaprzeczalny spryt i zaradność były wystawione na próbę, która miała zadecydować o jego losie w Goemulu. Wiedział, że szansę dostanie tylko wtedy, gdy na nią zasłuży. Plecy Jongina znacznie się zgarbiły, a on próbował załagodzić ból pocierając swoją obolałą dłoń.
— Zawsze spodziewasz się niespodziewanego, prawda? Zawsze będziesz o krok przede mną, bo już rozpracowałeś mój tok myślenia, dodając do tego własne doświadczenie. Ja jedynie postępuję wedle twoich oczekiwań, przyzwyczajam cię do myśli, że masz rację, bo tylko wtedy uda mi się cię zaskoczyć — odparł, patrząc na dłonie i uśmiechnął się lekko pod nosem.
— Jeżeli myślisz, że wpłyniesz tym jakoś na moją decyzję, to się mylisz — mruknął pod nosem młodszy i wstał od stolika, prawie go przy tym nie przewracając. Był odrobinę zirytowany dziecinnym zachowaniem szatyna, który za wszelką cenę po raz drugi chciał go okraść. — Widzimy się za dwie godziny na parkingu w samochodzie, rozliczymy się i powiem ci co dalej.
Kim przytaknął głową, patrząc, jak brunet powoli odchodzi od stolika. Wiedział, że nieudanymi próbami kradzieży w żaden sposób mu nie zaimponuje. Miał kilka pomysłów na sekundę. Od razu zaczął przewidywać czy mają szansę się udać, czy nie. Westchnął nagle zrezygnowany oraz zirytowany. Głos w jego głowie podpowiadał mu mnóstwo rzeczy, lecz zamiast pomagać, jedynie przyprawiał go o migrenę.
Nieoczekiwanie wstał z miejsca nie myśląc o niczym konkretnym. Z całkowitą pustką oraz bez określonego planu działania, podbiegł do wysokiej postaci Sehuna, przytulając go od tyłu. Ten zamarł na chwilę, nie mogąc ruszyć się o krok dalej, zdołał usłyszeć jedynie ciche podziękowania, a ciepło obcego ciała powoli zaczęło go przytłaczać. To było coś, czego dawno nie doświadczył — zwykła przyjacielska czułość. Wtulony twarzą w jego szerokie barki, Jongin sprytnie powędrował dłonią do głębokiej kieszeni płaszcza. Odsunął się niepewnie, a gdy Oh odwrócił się do niego wyraźnie zmieszany, nowicjusz trzymał w swojej ręce skórzany portfel, który szybko ukrył w szarej bluzie.
— Chyba jednak już wiem co będzie dalej. Powiesz, że dasz mi szanse i przyjmiesz mnie do tej ekipy — powiedział z triumfalnym uśmiechem na ustach, na co ten drugi zmarszczył czoło.
— Skąd ta pewność? — zapytał zaintrygowany. Jongin poszerzył grymas zadowolenia oraz wyciągnął z kryjówki przedmiot należący do jasnoskórego. — Jesteś nieobliczalny. Lepiej się teraz czujesz?
— Jeszcze nie — odpowiedział, drocząc się z królem złodziei i otworzył portfel, by znaleźć w nim dowód osobisty tajemniczego mężczyzny. — Minhyun, to tak masz na imię? — Swoim wzrokiem powędrował na datę urodzin. — Na dodatek jesteś ode mnie młodszy...
— Parę miesięcy — odrzekł oschle i odebrał od niego swoją własność. — Nie oszukuj się, Jongin, wciąż nie nie wiesz nic — pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć, jak mógł tak naiwnie nabrać się na sztuczkę starszego. — Nic prócz niewiele wartego imienia, nazwiska i wieku...
***
Jongin czekał już na pustym parkingu, gdzie umówił się ze swoim nauczycielem, którego imię jeszcze wtedy brzmiało Minhyun. Rozpierało go niesamowite szczęście, ale i stres przez słowa, które miał wtedy wypowiedzieć przybysz z Goemula. Serce wciąż szybciej biło mu na samo wspomnienie o tym, że okradł go po raz drugi w tak niewielkim odstępie czasu. Narzucił kaptur na głowę i chodząc w kółko, patrzył jak jego cień krąży wokół, nie odstępując go na krok. Przypominał sobie wszystkie rozmowy, nauki i to jak młodszy prosił go, by nie mówił nikomu o tym, jak się poznali. Szczerze podziwiał go za bezinteresowność i sposób, w jaki się nim zaopiekował przez te kilka dni. Mimo chłodnego wizerunku dla Kima był dobrym, inteligentnym człowiekiem, na którego może liczyć.
Czarny samochód wjechał na parking, robiąc przy tym spektakularny obrót dookoła własnej osi, zostawiając za sobą dym spod opon. Jedna z zaciemnionych szyb opuściła się w dół, ukazując bladą twarz za kierownicą.
— Popisujesz się? — zapytał ze śmiechem chłopak w szarej bluzie i obszedł pojazd, by zasiąść na miejscu pasażera.
— Może trochę — odpowiedział Sehun uśmiechając się i otworzył schowek nad nogami Kima, gdzie trzymał wszystkie swoje zdobycze z jednego dnia. — Przeliczymy zysk, podzielimy się i powiem ci wreszcie, jak dalej wyglądać będzie twoje życie.
— Nie możesz już teraz? — jęknął zniecierpliwiony. — Nie wytrzymam tego napięcia. Powiedz albo mnie zabij!
— Nie będę brudził sobie skórzanych siedzeń. Chciałbym przeliczyć najpierw to co dzisiaj zarobiłeś.
Jongin czując, jak szybko bije jego serce, zaczął wyciągać pochowane po kieszeniach banknoty i najbardziej nadziane portfele, które zawsze trzymał w szarej bluzie. Sehun rozdzielał pieniądze na oba swoje kolana, licząc w głowie to, ile należy się przyjętemu na staż nowicjuszowi. Z podziwem liczył przyniesiony przez niego obrót, przez co niespokojny pasażer nie mógł wysiedzieć na miejscu.
— Nie wierć się.
— To powiedz to już w końcu...
— Dobrze — przerwał jasnoskóry i zaszczycił go swoim wzrokiem. — Zostaniesz przyjęty do mojej ekipy, jeżeli reszta członków cię zaakceptuje, a ty dalej będziesz się starał. Proponuje ci stałe miejsce w siedzibie przy poszanowaniu moich... Naszych zasad, oferta jest dożywotnia.
— Zaraz... Do twojej ekipy? Jesteś pierdolonym szefem?! — Szatyn nie mogąc poradzić sobie z natłokiem emocji, uderzył mężczyznę w ramię, podskakując na fotelu. — Będę członkiem prawdziwej, gangsterskiej ekipy w Goemulu?!
— Może — oznajmił, unosząc kąciki swoich warg, widząc entuzjazm i szaleństwo, jakie roznosiło starszego. — Teraz powiesz mi, gdzie mieszkasz, odwiozę cię, ty załatwisz wszystkie swoje sprawy, ja swoje i pożegnasz się z przyjaciółmi, a jutro o tej samej godzinie wieczorem będę pod twoim domem.
***
Gdy kolejny dzień powoli się kończył słońce zachodziło za horyzont, podobnie jak dawne życie pewnego mieszkańca Daegu. Niebo przybrało malowniczy, pomarańczowy kolor, który idealnie pasował do jesieni.
Król złodziei stał w ciemnej dzielnicy, pełnej szarych, przytłaczających blokowisk, było to osiedle, gdzie wychował się i dorastał Jongin. Na pierwszy rzut oka mógł powiedzieć, że jego dzieciństwo nie należało do najciekawszych. Zaśmiecone chodniki, walające się wszędzie zbite butelki, unoszący się w powietrzu zapach spalin i jeszcze bladsze niż ta jego, smutne i bez wyrazu twarze przechodniów. Po drugiej stronie ulicy stała grupka mężczyzn, mierzących zawistnie wzrokiem drogi samochód, na co przewrócił oczami. Kim nie pasował do tego środowiska, zdaniem jasnoskórego zmarnowałby się jedynie, wdając w nieodpowiednie towarzystwo.
— To wszystkie twoje rzeczy? — zapytał zdziwiony Sehun, przydeptując niedopałek papierosa butem. Jongin ściągnął ze swojego ramienia niedużą torbę i położył ją na ziemi, nie miał nawet ochoty odpowiadać brunetowi. Rozejrzał się dookoła, a następnie westchnął z ulgą, łudząc się, że widzi to miejsce po raz ostatni. Młodszy wziął od niego torbę, gdy ten odpłynął myślami gdzieś dalej niż Daegu, i wrzucił ją do bagażnika. — Lepiej dobrze się przyjrzyj, bo już tutaj nie wrócisz.
— Możesz mi to obiecać? — Swój wzrok zwrócił wtedy ku niemu z nadzieją, gdy oparty o samochód mężczyzna przytaknął głową z lekkim, niepozornym uśmiechem.
— Obiecuję ci to — powiedział na głos i pociągnął za klamkę, by wpuścić chłopaka do środka. Jongin nie zdawał sobie wtedy jeszcze sprawy, że Oh zawsze dotrzymuje złożonych obietnic.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top