2. Szansa
Król złodziei znudzony patrzył na wieczorną panoramę Daegu z najwyższego piętra prestiżowego hotelu. Cygaro między uwydatnionymi wargami zawsze wyglądało niesamowicie wyrafinowanie. Nie śpieszył się z jego wypaleniem, smak dymu był zdecydowanie lepszy, gdy właściciel ociągał się, przedłużając tym samym swoją przyjemność. W drugiej ręce trzymał telefon z wybranym już numerem, jednak jakby wahał się nacisnąć zieloną słuchawkę, nie będąc do końca pewny tego, czy chce skontaktować się z Baekhyunem. Kim Jongin na pierwszy rzut oka nie wydawał się żadną sensacją, nikim kto zaciekawiłby kogoś takiego jak Sehun. Tłumaczył swoje zachowanie zwykłą ostrożnością, chciał jedynie być pewien, że chłopak był tak niegroźny, na jakiego wyglądał. Nie czekał długo, by haker z jego ekipy odebrał telefon, każdy dłuższy sygnał naginałby zasady regulaminu.
— Szefie! — usłyszał rozentuzjazmowany głos informatyka w słuchawce, na co jedynie westchnął. — Dobry wieczór.
— Sprawdź mi niejakiego Kim Jongina, końcówka numeru identyfikacyjnego to 1677067.
— Czyżby kolejny frajer do obrobienia? — zachichotał Baekhyun, jednak milczenie po drugiej stronie słuchawki zdarło z jego twarzy promienny uśmiech. Szybko wystukał na klawiaturze dane osoby. — Czego konkretnie potrzebujesz? — zapytał, przyglądając się aktom. — Numer konta bankowego, telefonu? Kont społecznościowych? Dokumentacji medycznej? Kartoteki policyjnej?
— Wszystkiego. Chciałbym mieć to jak najszybciej na mailu — mruknął Sehun, po czym się rozłączył.
W tym samym czasie...
Seul, Korea Południowa.
— Dzwonił szef? — Haker usłyszał za sobą głęboki głos wysokiego chłopaka, który z zafascynowaniem przyglądał się smukłym palcom starszego, gdy te w zawrotnym tempie naciskały na kolejne klawisze i kopiowały potrzebne informacje.
— Tak. Dopiero pierwszy dzień jest w Daegu, a już udało mu się znaleźć ofiarę — odparł, patrząc kątem oka jak Chanyeol zasiada obok niego z kubkiem gorącej kawy, którą od razu podsunął mu pod nos, przez co okulary Baekhyuna zaparowały. Ściągnął je, przeklinając pod nosem i wytarł szkiełka o białą koszulkę, którą miał na sobie.
— Dziwne... — mruknął Park, kiedy już posłał swój przepraszający wzrok Byunowi, a następnie lepiej przyjrzał się informacjom na temat obcego chłopaka.
— Co takiego? — zaciekawił się czarnowłosy, gdy na jego nosie z powrotem znalazły się oprawione szkiełka.
— Nie jest zarejestrowany w żadnej firmie telekomunikacyjnej. Nie ma telefonu na abonament? — zdziwił się, błądząc wzrokiem od jednego monitora do drugiego, by upewnić się, iż dobrze widział.
— Najwidoczniej. Na dodatek nie ma kont na portalach społecznościowych. Sprawdziłem już chyba wszędzie. To spore utrudnienie...
Nagłe trzaśnięcie drzwiami sprawiło, że Park podskoczył w miejscu. Jego przyjaciel z kolei siedział spokojnie i wpatrywał się w ciągi liczb oraz cyfr. Kolejno usłyszał zirytowany krzyk, a zaraz potem śmiech osoby z ekipy, dzięki czemu łatwo mógł rozpoznać postać Jongdae.
— Pewnie znowu przegrał. — Chanyeol zaśmiał się sam do siebie, widząc przez otwarte drzwi Dae otrzepującego brudne buty o drewniane panele w korytarzu. — Trochę kultury!
— Kyungsoo posprząta — odkrzyknął optymistycznie. Jongdae widząc otwarte drzwi do pokoju Byuna, szybko zorientował się, że lidera nie ma w siedzibie, więc zajrzał do środka i podszedł bliżej biurka, przy którym zawzięcie pracował haker. Jego oczom ukazały się wirtualne akta, do których dostęp mieli tylko nieliczni. — A co to za chłopaczek?
— Nie wiem. Szef kazał obczaić tego przystojniaka. — Baekhyun skopiował najpotrzebniejsze informacje i wysłał je na adres mailowy Sehuna. Chanyeol za to spojrzał momentalnie na monitor i przyjrzał się zdjęciu.
— "Przystojniaka?" On nie jest taki przystojny... — powiedział oburzony.
— Jest w porządku — stwierdził Jongdae i oparł się o ramię informatyka. — Wiecie, kiedy wraca szef?
— Nie wiemy, a to oznacza, że może tu być w każdej chwili — odparł Baek i rozciągnął swój kark, zadowolony ze swojej szybko odwalonej roboty.
— Jak tam ci dzisiaj poszło? — Chan zagadał stojącego nieopodal hazardzistę.
— W sumie to jestem na minusie... — westchnął i podrapał się po głowie, jednak kpiący wzrok Baekhyuna od razu podniósł mu ciśnienie. — Nadrobię to, jutro jest golf. Na golfie się znam!
— Mówiłeś to samo o wyścigach konnych w tamtym tygodniu. — Zakpił Byun i upił łyka kawy, która wystygła na tyle, by ten się nią nie poparzył.
— I na wyścigach psów podobno też się znałeś, bo miałeś przecież kiedyś charta angielskiego, który tak na marginesie był psem twojej sąsiadki, a ty tylko się nim opiekowałeś, gdy miałeś dwanaście lat — przypomniał Park, śmiejąc się szyderczo. Baek przyłączył się do przyjaciela i przybił z nim piątkę.
— Chcecie się zamienić? Wolałbym siedzieć przed komputerem i grać w gry albo macać Baekhyuna po kolanie — powiedział Dae akcentując końcówkę zdania, po czym usiadł na łóżku hakera, obserwując jak dwóm śmiejącym się delikwentom rzedną miny.
— Nogi mi drętwieją przy komputerze, dlatego Chanyeol musi je czasem rozmasować... — mruknął okularnik i odwrócił się do niego plecami, a jego źrenice znów drastycznie się pomniejszyły wskutek kontaktu z jasnym monitorem.
Do ich siedziby niedługo potem wrócił Kyungsoo. Po ściągnięciu czarnej kominiarki z twarzy poszedł do niewielkiej kuchni, by wyjąć z lodówki zimną wodę. Jednak nie dane mu było nawet upić łyka przez śmiechy dochodzące z pokoju Baekhyuna. Wszedł tam gwałtownie, a wszyscy trzej zamilkli na widok włamywacza.
— Wiecie, która jest godzina? — zapytał karcąco. Zgromadzeni siedzieli jak na szpilkach, kiedy Kyungsoo z zainteresowaniem podszedł do monitora i spojrzał na zdjęcie Jongina, któremu Baek dorobił wąsy oraz monobrew w paincie. — Kto to jest?
— Jakiś facet, którego szef dzisiaj sprawdzał — mruknął pod nosem haker i przełknął głośno ślinę.
— Ciekawe... Bardzo ciekawe... — Soo powiedział do siebie, dokładnie przyglądając się zdjęciu, i zapamiętując każdy szczegół fizjonomii Kima.
***
Następnego dnia Sehun pojawił się dużo wcześniej niż przed godziną, o której musiał się zjawić, by spotkać się z chłopakiem w szarej bluzie. Siedział na jednej z ławek w parku, popijając swoją czarną kawę, a jej zapach rozpieszczał jego nozdrza. Obserwował mieszkańców Daegu spod ciemnych okularów, które nie do końca pasowały do panującej pogody. Ludzie tutaj, tak samo, jak w Seulu wszędzie się śpieszyli. Nikt nie podziwiał uroku obumierającego parku, który zdobiły jesienne liście, mieniące się różnymi kolorami.
Jasnoskóry odwrócił się, by wrzucić kubek po kawie do kosza, gdy nieopodal w tłumie przechodniów dostrzegł Jongina. Nie umknął mu fakt, że ten najzwyczajniej w świecie przemieszcza się między nimi, przeszukując ich kieszenie. Uniósł swoje brwi wyżej, przyglądając się specyfice kradzieży szatyna, czy jakiejkolwiek taktyce, której w rzeczywistości nie było. Chłopak robił wszystko instynktownie, co wychodziło mu nadzwyczaj dobrze. Jego ręce współpracowały z głową, wiedział jak podejść ofiarę, bez większej filozofii sprawdzał jej czujność, aż wreszcie sięgał po swoje. Lata doświadczenia sprawiły, że Oh potrafił ocenić każdego aspirującego złodzieja. Kima oceniał dobrze, być może nawet ponadprzeciętne, jednak nie był pewien, czy on sam zdawał sobie z tego sprawę. Nie jego rolą było go o tym uświadamiać, chciał zwyczajnie odzyskać swoje pieniądze i wrócić do codziennych obowiązków, pamiętając, że mieszkańcy Daegu rzeczywiście dotrzymują danego słowa. Do tego warto jest dodać, że niezwykłą frajdą było dla niego obserwowanie niedoświadczonego chłopaka w akcji, któremu mimo wszystko udało się go okraść. Nie mógł przecież pozwolić, by coś takiego stało się ponownie.
Szatyn uśmiechnął się chowając skradzione pieniądze do kieszeni, czując na sobie wzrok jasnoskórego. Chciał w jego oczach wypaść jak najlepiej, zrobić na nim wrażenie. Na szczęście nie przyłapano go na kradzieży, o co niezwykle się martwił. Oh odwrócił się tyłem, gdy tylko dłużnik w szarej bluzie się zbliżył. Kim lekko pochylił się w stronę bruneta i wyciągnął sztywno przed siebie dokładnie odliczone pieniądze, które trzymał oburącz.
Sehun spojrzał łaskawie na przedmioty, a następnie na twarz chłopaka. — To te same, które przed chwilą ukradłeś? — zapytał, a Kim miał wrażenie, że wpatrzone w niego ciemne tęczówki czytają z jego myśli. — Dlaczego zaciągnąłeś u mnie pożyczkę, skoro sam bez problemu możesz zarobić tyle samo, a nawet więcej?
Przygryzł lekko swoją dolną wargę, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów. — Nie jesteś stąd — stwierdził na sam początek. — Kiedy wczoraj odchodziłeś wyszukałeś na swoim telefonie mapę, by zapewne dowiedzieć się jak wyjść z parku. Nie umówiłeś się także na spotkanie w newralgicznym miejscu znanym dla każdego mieszkańca, ponieważ nie wiesz gdzie się znajdują. Nie pracujesz także dla policji, bo nie wyciągnąłeś żadnych konsekwencji z mojej kradzieży. Nie jesteś też początkującym złodziejem, zapewne okradłbyś mnie z moich własnych gatek, a ja nawet bym się nie zorientował... — Stał przed nim, będąc nadal lekko pochylonym, a opuszkami palców gładził delikatnie strukturę banknotów. — Czy ty... Jesteś z Goemula? — uniósł niepewnie wzrok, by wybadać reakcję mężczyzny na jego pytanie.
Sehun przytaknął jedynie głową i z kamienną twarzą odebrał od niego pieniądze, które schował do kieszeni. Nasunął okulary bardziej na nos, nie patrząc już na chłopaka. — Nie jestem stąd, nieciężko to zauważyć, ale Goemul? Co to za miejsce? — zapytał z szelmowskim uśmiechem na ustach.
Zamrugał kilkakrotnie nie dowierzając w to, co słyszy. Był nieco zmieszany do momentu, w którym zorientował się, że Oh z niego kpi. — Ty sobie żartujesz, prawda? To najbardziej rozsławiona dzielnica bezprawia w kraju! — oburzył się. — Jest jedną z największych atrakcji turystów, którzy nie boją się ryzyka oraz marzeniem niejednego Koreańczyka z ambicjami większymi niż rzeczywiste możliwości — wyrecytował płynnie zasłyszane gdzieniegdzie plotki na temat tego miejsca.
— Pierwsze słyszę — westchnął i spojrzał na swój zegarek, który w opinii Jongina był droższy niż sportowy samochód, czy niewielkie mieszkanie poza miastem. Chłopak wstał i ostatni raz zmierzył jego postać wzrokiem, by zaraz potem odejść bez słowa pożegnania, co zaskoczyło szatyna.
— Zaczekaj! — znowu naraził mu się niechcianym kontaktem fizycznym, łapiąc go za nadgarstek, który wedle oczekiwań szybko wyrwał i poprawił skórzaną rękawiczkę. — Naprawdę nie wiesz co to jest Goemul?
— Dlaczego tak bardzo cię to interesuje? — zapytał lekko podenerwowany nachalnym zachowaniem Jongina.
— To moja ostatnia deska ratunku. Chciałbym stąd uciec jak najdalej, a to miejsce wydaje się idealne dla takiej osoby jak ja...
— W takim razie, dlaczego jeszcze ze mną rozmawiasz, nie powinieneś być już w pociągu do tej całej dzielnicy bezprawia, o ile wiesz gdzie ona jest?
— Wiem tylko tyle, że jest w Seulu. Słyszałem, że nie ufa się tam każdej nowej, przypadkowej osobie, więc potrzebuje kogoś, kto mnie tam wprowadzi, a dalej poradzę sobie sam.
Brunet wybuchł niekontrolowanym śmiechem. — I myślisz, że nawet jeśli bym stamtąd pochodził, to wprowadziłbym nieznajomego gościa, który na dodatek chciał mnie okraść? Czym niby miałbyś się tam zajmować? Złodziejem też nie jesteś wybitnym.
— Dopiero się uczę, ale na razie mógłbym podjąć się każdej roboty, bo słyszałem, że w Goemulu można zarobić naprawdę dużo w krótkim czasie. Nawet jeśli miałbym kraść, to bym to robił.
Z ust króla złodziei nie schodził rozbawiony uśmiech. Chłopak był nieugięty, za wszelką cenę starał się go przekonać o swojej wartości. — Od kiedy się tym zajmujesz? Jaka jest twoja strategia?
— Tak naprawdę byłeś moją trzecią ofiarą, a strategii nie mam żadnej — przyznał szczerze nieco przygaszonym głosem.
Sehun skłamałby, gdyby powiedział, że w tamtym momencie Kim mu nie zaimponował. To właśnie te słowa przekonywały go najbardziej. Ktoś, kto okradł króla złodziei ledwo po zaczęciu swojej kariery z kradzieżą, musiał skrywać w sobie niespotykany potencjał. W głowie zaświtał mu pewien pomysł. Chciał sprawdzić, na co go stać, a zrobić to mógł tylko w jeden sposób. — Mam dla ciebie propozycję. Zobaczę, co potrafisz w terenie, a później sam zadecyduję, co z tobą zrobić. Szansę masz tylko jedną, nie zmarnuj jej.
— Więc jednak jesteś z Goemula? — zapytał podekscytowany, a jego oczy znów błyszczały pełne nadziei. — Miałem pewne wątpliwości, ale teraz wiem na pewno. — Tajemniczy chłopak zareagował na te słowa jedynie uśmiechem. To właśnie wtedy Jongin zobaczył w nim swój jedyny ratunek. Rozpierało go szczęście, którego nie czuł od dawna. — Zgadzam się na wszystko.
— Nie ciesz się tak — spoważniał młodszy. — Oprowadzisz mnie po Daegu, biorę połowę twojego zysku, a ty będziesz na każde moje zawołanie. Masz pięć dni. Teraz zapisz sobie mój numer, muszę mieć z tobą stały kontakt.
Kolejna fala śmiechu rozbrzmiała w uszach Jongina, gdy wyciągnął swój telefon. Sehuna niezwykle rozbawił widok przedpotopowej motoroli z klapką. — Ktoś jeszcze używa czegoś takiego?
— Tak, ja. Nie widać? — prychnął i skupił swój wzrok na klawiaturze urządzenia, wpisując po kolei dyktowane mu liczby, po czym puścił mu krótki sygnał. — Przynajmniej nikt mi go nie ukradnie — dopowiedział naburmuszony.
Szybko schował telefon do swojej kieszeni, by nie być dłużej obiektem żartów Sehuna.
***
W dniu spotkania Jongin udał się w umówione miejsce pełen energii i determinacji. Za wszelką cenę chciał wywrzeć na przybyszu z Goemula jak najlepsze wrażenie. Przyszedł nawet za wcześnie, na tyle podekscytowany wydarzeniem, że nie chciał się na nie spóźnić. Wykorzystał nadmiar czasu na ostudzenie swych emocji. Obserwował z boku przechodniów, mając w głowie scenariusze przebiegu zbliżającego się spotkania. W myślach ciągle dudniły mu słowa nieznajomego, głoszące, żeby nie zmarnował tej szansy. Gdy tylko wypatrzył wysoką postać w czarnym płaszczu oraz w okularach przeciwsłonecznych od razu wyprostował się i poprawił kaptur swej szarej bluzy, a następnie ukłonił się lekko ku niemu.
Król złodziei również się z nim przywitał. Był gotowy na pierwszą lekcję z nowicjuszem i mimo że chłopak miał zostać jego pierwszym uczniem, wiedział, od czego zacząć. Chciał przede wszystkim wyciągnąć od niego jak najwięcej informacji, zbadać inteligencje oraz idącą razem z nią intuicję.
— Rozejrzyj się dokładnie i wybierz osobę, której coś zabierzesz. Nie myśl nad tym zbyt długo, to powinno przychodzić instynktownie.
Kim przytaknął ruchem głowy i udając zamyślonego, rozglądał się, jednak w rzeczywistości za cel obrał sobie głęboką kieszeń płaszcza złodzieja, mając nadzieje, że tym razem także uda mu się z niej coś wyciągnąć. Przysunął się do niego pod pretekstem lepszego rozeznania terenu, by powoli wsunąć swoją zmarzniętą dłoń tam, gdzie nie powinna się znaleźć.
— Mógłbym wiedzieć, co robisz? — zapytał, przytrzymując jego rękę w swojej kieszeni i mocniej ścisnął za nadgarstek chłopaka. Miał go na oku, odkąd ten pierwszy raz go okradł, nie mógł pozwolić, aby coś takiego stało się ponownie. Spod okularów Jongin dostrzegł piorunujący go wzrok. — Mówiąc, że masz sobie wybrać ofiarę, nie miałem na myśli siebie. Życie ci niemiłe?
— Chciałem się tylko dowiedzieć, jak się nazywasz. Tak jak robią to złodzieje, bo przecież, tak robią, prawda? — zaśmiał się nerwowo i wycofał swoją dłoń z ciepłego płaszcza, by zaraz potem stanąć w bezpiecznej odległości oraz schować dłonie do szarej bluzy.
— Moje imię, to ostatnia rzecz, jaką powinieneś teraz znać — westchnął Sehun na to infantylne zachowanie. — Wykonasz moje polecenie, czy dalej będziesz zajmować się mało ważnymi rzeczami?
— Czyli mam znaleźć jakąś ofiarę — powiedział do siebie pod nosem Jongin, tym razem już naprawdę koncentrując się na tłumie ludzi. Przez dłuższy czas stał w bezruchu z zagubionym wzrokiem, nie wiedział, na której osobie powinien się skupić. Widząc jego niezdecydowanie, Oh mruknął zniecierpliwiony.
— Co o niej myślisz? — zapytał młodszy i kiwnął głową na wysportowaną kobietę uprawiającą jogging, by pomóc chłopakowi szybciej się zdecydować.
— Całkiem ładna... — Kiedy Sehun obdarzył go zirytowanym spojrzeniem, momentalnie się poprawił. — Znaczy... — szybko zlustrował kobietę wzrokiem — tacy jak ona raczej nie zabierają ze sobą nic więcej niż telefon na ramieniu, by słuchać muzyki... W tych obcisłych legginsach nie zmieściłaby dużo pieniędzy.
— Lepsza odpowiedź — przytaknął i znów kiwnął głową, tym razem na otyłego nastolatka. — Tacy są łatwą okazją, ale prócz kuponów na jedzenie i kilku wonów nic u nich nie znajdziesz. Sztuką jest wyciągnąć coś z obcisłych spodni garnituru jednego z zabieganych biznesmenów. Są łatwi, o braku portfela pewnie spostrzegą się dopiero w miejscu pracy. Jednak nie możesz ich dotknąć, są wrażliwi na obcych. Jesteś początkujący więc... ogranicz się do starszych pań. Chyba że chcesz mi zaimponować — zaintonował całkiem poważnie i uniósł brwi ku górze, spoglądając na nowego towarzysza.
— Ten na mojej dziesiątej się nada? Wygląda na dzianego...
— Decyduj.
Sehun odszedł na bok, stając pod drzewem i obserwował to, jak zachowa się Jongin. Z jednej strony miał starszą panią na spacerze z psem, a z drugiej poważnego mężczyznę rozmawiającego przez telefon. Chciał sprawdzić, czy sama kradzież, której dopuścił się na nim była zwykłym szczęściem, czy raczej sprytem.
Kim stał na rozstaju dróg. Miał do wyboru łatwy łup lub prawdziwy rarytas dla złodziei. Westchnął pod nosem i bez jakiejkolwiek dyskrecji podszedł do mężczyzny w drogim garniturze, dał mu z bara tak mocno, że telefon wypadł mu z ręki. Chłopak ukłonił się przepraszająco, gdy facet puszczał w jego kierunku wiązankę wyzwisk, by potem pójść przed siebie wkurzony. Jongin podszedł do nauczyciela z początku mając smutną minę, a kiedy ten drugi już chciał coś powiedzieć, Kim wyciągnął gruby portfel swojej ofiary wypchnięty po brzegi banknotami, śmiejąc się przy tym.
— Mogłeś go od razu objąć od tyłu i złapać za tyłek — prychnął Sehun, oglądając zdobycz. — Nie mówię, że zrobiłeś źle, ale takie numery dobre są tylko raz. Osoba zapamiętuje twoją twarz, kolor włosów, wzrost, wszystko, co potrzebne do rysopisu na policji. Prędzej czy później, dziesiąta taka ofiara i cię znajdą. Dlatego jedną z najważniejszych zasad jest, by nie spędzać w jednym miejscu więcej, niż dziesięć minut. Zaprowadź mnie teraz do takiego miejsca, gdzie na ulicy nie ma kamer i nie ma też zbyt wielu ludzi. Nie ma co rzucać się na głęboką wodę.
***
— W takim razie jak mam nie zgubić osoby, którą chcę okraść, nie patrząc się na nią? — zadał kolejne pytanie Jongin, gdy przechadzali się kolejną ulicą. Był ciekaw każdego szczegółu sztuki okradania ludzi. Wypytywał ciągle o nowe rzeczy, a lista pytań wydawała się nie mieć końca. Na dodatek co jakiś czas spoglądał na kieszenie okrycia nauczyciela, w których ten trzymał swoje ręce.
— Nie możesz iść za nią zbyt długo, bo spostrzeże się, że jest na celowniku. Zawsze patrzysz przed siebie, mieszcząc jej postać w obszarze, który obejmujesz wzrokiem. Twój chód powinien być dostosowany do tempa ofiary, ale po tym, jak cię obserwowałem mam wrażenie, że to już opanowałeś. — Ton głosu Sehuna był niezwykle spokojny i przyjemny dla ucha. Mężczyzna patrzył, jak Kim posłusznie przytakuje głową, po czym pokazał mu na idącą przed nimi kobietę w beżowym płaszczu. — W takiej odległości od swojego celu powinieneś iść. Gdy już jesteś gotów do kradzieży, swój wzrok kieruj poniżej karku, bo tylko ta część powinna cię interesować. Idąc za nią, nie mierz jej wzrokiem, nie wpatruj się w tył głowy, zapamiętaj tylko gdzie znajduje się kieszeń. Bardziej ostrożni, przewrażliwieni ludzie czują czyjś wzrok na sobie, dlatego musisz działać szybko i dyskretnie.
— Dlatego nosisz okulary przeciwsłoneczne? By ofiary nie widziały w którą stronę patrzysz? — wywnioskował w szybkim tempie. Noszenie modnych okularów zważywszy na to, że słońce nawet nie mało zbytnich szans przy przedrzeć się swoim blaskiem przez szare chmury nie mogło mieć innego celu.
— Sam odpowiedziałeś sobie na to pytanie — odparł, nie siląc się nawet na przebłysk pogodnego uśmiechu. — A teraz zacznijmy robić coś więcej, niż tylko gadać. Jest jedenasta, więc pozbieramy stąd portfele, a potem przejdziemy się pod wieżowce, bo ludzie będą łapać taksówki, a my na tym skorzystamy. Bierzemy wszystko, od wszystkich. Idziesz prawym chodnikiem, ja lewym. Złapią cię, to się nie znamy. Zrozumiałeś?
— Wszystko... od wszystkich? Czyli nie kradniesz tylko pieniędzy... — Jongin powiedział pod nosem bardziej do siebie niż do chłopaka. — A skradłeś może kiedyś serce jakiejś dziewczynie?
— Zajmijmy się pracą. — Sehun zbył jego przezabawne pytanie, mimo że ledwo powstrzymał się od śmiechu, i poprawił swoje włosy, zaczesując je do tyłu. Kim przygryzł swoją dolną wargę, widząc otwartą kieszeń króla złodziei. Wciąż czyhał, aż będzie mógł ponownie go okraść, robił to jednak w zbyt oczywisty sposób, co nietrudno było zauważyć profesjonaliście. — Nie uda ci się to drugi raz, więc przestań.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top