12. Tokki 2/2
Stukot obcasów Hyuny wymieszany z krokami Jongina i ochroniarza, który prowadził ich zawiłymi korytarzami zaplecza, odbijał się echem od jego wyciszonych ścian. Ten obskurny labirynt wydawał się być równie obszerny, jak część rozrywkowa całej placówki rozkoszy. Wystraszony personel schodził momentalnie z drogi, widząc ich dwójkę z ochroniarzem swojego pracodawcy. Z czoła Jongina obficie spływały strużki potu. Sam już nie wiedział, czy nagły wzrost temperatury jego ciała spowodowany był nerwami i strachem przed nieznanym, czy raczej brakiem klimatyzacji. Jednak widok pewnie kroczącej przed siebie towarzyszki dodawał mu w pewnym stopniu otuchy.
Tym, co zastali na samym końcu ich drogi był dobrze znany już blondynce magazyn bez żadnych świadków i kamer, które mogłyby zarejestrować dokonywane tam transakcje. Właściciel klubu przekonany był, że nawet, a raczej przede wszystkim w Goemulu trzeba dbać o dyskrecję.
— Gdzie jest ten świr? — zapytała Hyuna, nie widząc jeszcze w pomieszczeniu ani towaru, ani tym bardziej szemranego biznesmena. Niedługo jednak musiała czekać, aż jego grubiański śmiech rozbrzmi, przyprawiając ją o ból głowy.
— Pieszczotliwych określeń używasz, laleczko — zauważył rozbawiony i wyłonił swą postać z cienia wraz z obstawą złożoną z dwóch tęgich osiłków. Zlustrował w pierwszej kolejności towarzysza swojej klientki, oceniając jednocześnie, czy ten stwarzałby potencjalne zagrożenie. Oczy Jongina przemówiły jednak samym zdezorientowaniem oraz strachem, co wywołało szeroki uśmiech u mężczyzny. — Przyprowadziłaś przyjaciela? Zaczynasz się mnie obawiać, Kim Hyuna?
Naciągaczka nie raczyła na to odpowiedzieć. Zanurzyła dłoń w swoim staniku, by wyjąć z niego dwa rulony pieniędzy, które w ryzach trzymały jedynie jej gumki do włosów. Łysol wyrwał jej zapłatę z ręki tylko po to, by zaciągnąć się swoją ulubioną mieszanką zapachów – pieniędzy i kobiety. Jego źrenice momentalnie rozszerzyły się, a oczy na chwilę zaszły mgłą, jak gdyby właśnie zażył narkotyk.
Na ten widok Jongina i Hyunę przeszedł dreszczyk obrzydzenia. Jedynie jego ochroniarze przywykli do nietypowych zachowań szefa. Woleli być skupieni na jego bezpieczeństwie, niż na odchyłach patologii, którą w jego przypadku można było nazywać standardowym zachowaniem.
— Zdajesz sobie sprawę, że gdybym nie chciał dalej utrzymywać dobrych stosunków z królem złodziei to tymi świstkami i piękną buźką za wiele byś nie zdziałała? — zakpił sobie lekceważąco.
W zwyczaju miał, by przy transakcjach z kobietami nieco je poniżyć. Z dosyć skrajnymi i kontrowersyjnymi poglądami podchodził do robienia interesów z płcią piękną. Tym bardziej że właśnie sprzedawał swój najlepszy towar, nawet wtedy musiał wyglądać na zwycięzcę.
Usatysfakcjonowany schował grube rulony banknotów do wewnętrznej kieszeni pstrokatej marynarki, a subtelnym ruchem dłoni, który nie nadwyrężał nazbyt jego nadgarstka, nakazał ochroniarzom pójść po to, za co zapłaciła kobieta.
Po niedługiej chwili w pomieszczeniu znalazło się kilka młodych dziewczyn w wieku licealnym. Ich niezaprzeczalnym atutem było niezwykłe piękno, które w dzielnicy bezprawia było na wagę złota. Potulnie szły w idealnie równym rzędzie niczym bydło pogodzone z nieuchronnym losem. Zastraszane i karane za najmniejszy przejaw sprzeciwu, straciły jakąkolwiek nadzieję i wolę walki. Obdarte z ludzkiej godności stały po środku ciemnego magazynu, skąpo ubrane w mundurki szkolne, które idealnie eksponowały ich kobiece kształty, bo przecież tylko one się liczyły. Piękne opakowania, bez zawartości w środku były idealnym produktem do sprzedaży w takich miejscach, jak to.
Jongin poczuł niezwykle bolesny ucisk w brzuchu. Normalnie skuliłby się z bólu, lecz nie tym razem. Cały skamieniał. W jego gardle ugrzęzły wszystkie wulgarne określenia, które przy okazji innych okoliczności już dawno ujrzałyby światło dzienne. Było to rozczarowanie Goemulem. O ile reszta nielegalnych rzeczy, które były na porządku dziennym w dzielnicy mu odpowiadała, to handel ludźmi nie był czymś, czego by się spodziewał. Bez żadnego ostrzeżenia został bardzo szybko uświadomiony, jak mało jeszcze wiedział o świecie, w którym chciał się znaleźć i szukać życiowego celu.
Poczuł się także źle z samym sobą, gdy tylko przypomniał sobie, jak egoistycznie domagał się części pieniędzy dla siebie. Nie wiedział wtedy jeszcze co Hyuna chciała dokładnie zrobić z tym "towarem" jednak wywnioskował po bólu w jej oczach, że nic złego. Samo słowo "towar" w odniesieniu do człowieka wywołało w nim ogromną złość, jak i obrzydzenie względem osób, które tak przedmiotowo traktują drugą osobę.
Z agonii wewnętrznego cierpienia wyrwało go delikatne szturchnięcie w ramię przez blondynkę. Było to przypomnienie o jego części zadania do wykonania. Gdy w końcu oprzytomniał, wyjął telefon i zadzwonił po Jongdae.
Hyuna za to podeszła do rzędu dziewczyn i z ciepłym uśmiechem oznajmiła, że od teraz wszystko będzie dobrze. Ich chwilowe zwątpienie w szczerość jej słów rozwiała momentalnie, gdy każdą z nich po kolei przytuliła. Niektóre z nich popłakały się na jej słowa oraz czuły gest, pozostałe wciąż w ciężkim szoku stały i spoglądały to na nią, to na bruneta.
***
Na sporych rozmiarach parkingu, gdzie tak zwany "towar" mógł wreszcie poczuć świeże powietrze, blondynka wyjęła z bagażnika swojego samochodu koce i rozdała je każdej z dziewczyn. Nie była to pierwsza tak zorganizowana akcja, Hyuna miała ze sobą wszystko, o co zawsze prosiły wyzwolone dziewczęta; wodę, apteczkę i coś do jedzenia. W tym przypadku były to banany, którymi najszybciej idzie się posilić.
— Za niedługo przyjedzie tutaj nasz przyjaciel i zabierze was do niewielkiego, strzeżonego przez naszych ludzi hotelu, gdzie będziecie bezpieczne. Tam weźmiecie prysznic, odpoczniecie, a przede wszystkim będziecie wolne. Przyjadę do was jutro rano, gdy wreszcie się wyśpicie, żebym mogła pomóc wam skontaktować się z bliskimi.
Chłopak nadal będąc w lekkim szoku, obserwował każdą z dziewczyn z niewielkiego dystansu. Nawet chłodny wiatr bawiący się kosmykami jego ciemnych włosów nie był w stanie do końca ostudzić jego wrzących emocji. Tłamsił je w sobie naprawdę skutecznie, nie dając po sobie poznać, jak bardzo cała ta sytuacja na niego wpłynęła. Zdecydował się jednak powoli podejść do Hyuny, która oparta o tylne drzwi pojazdu napawała się papierosowym dymem. Nie wiedział, jak powinien zacząć z nią rozmowę, co kobieta szybko wyłapała i postanowiła przejąć inicjatywę.
— Wiem, co chcesz powiedzieć. Jak bardzo byłeś w błędzie i chcesz przeprosić. Nie rób z tego wielkiego wydarzenia, wciąż przede wszystkim jesteśmy kryminalistami, a nie miłosiernymi samarytanami — westchnęła ciężko.
Nie mogła obwiniać go o różne podejrzenia czy domysły. Prawie do samego końca trzymała go w niepewności, ale mogła dzięki temu dostrzec barwy jego charakteru i osobowości, do tego wszystkiego dochodziła także niezawodna kobieca intuicja, która podpowiadała, że chłopak może faktycznie ma w sobie to "coś", co jeszcze trudno jej było ująć w konkretne słowa.
Na parking po chwili podjechał Jongdae, a swoim spokojnym i ciepłym głosem zaprosił dziewczęta do środka vana. Zanim jednak się na to zdecydowały obdarzyły Hyunę swoimi zaniepokojonymi spojrzeniami. Blondynka miała w sobie coś, dzięki czemu szybko zyskała ich jakże cenne zaufanie. Dopiero gdy z ciepłym uśmiechem pomachała im na pożegnanie, one nabrały pewności i zajęły swoje miejsca.
— To nie jest istotne, ile osób okradacie i oszukujecie, dopóki przeznaczacie te pieniądze na taki cel... To jest... Nie spodziewałem się tego po was, szczerze mówiąc i cieszę się, że mogłem w tym uczestniczyć.
— O wielu rzeczach jeszcze nie wiesz, Jongin — stwierdziła melancholijnie dziewczyna, patrząc na to, jak Jongdae uruchamia silnik vana, by ten mógł zaraz zniknąć z ich pola widzenia. — Każdy z nas ma swoją historię, może nawet w jakiś sposób podobną do tej twojej. Koniec zawsze jest ten sam; wybrani przez Oh Sehuna, wybitnego złodzieja, uratowani przed nędzą z gwarancją na nową, lepszą przyszłość.
— Myślisz, że mam jeszcze szansę być tym "wybranym" przez Sehuna? — zapytał nieco ponuro, patrząc na nocne niebo i doszukując się na nim od razu jakiś znajomych kształtów.
— Niestety nie siedzę w jego głowie. Znam go dobrze, ale to człowiek nieprzewidywalny — stwierdziła, a swoim wzrokiem powiodła w to samo miejsce, co chłopak. — Jeżeli nie spróbujesz z nim szczerze porozmawiać, nigdy się nie dowiesz.
— Dziękuję — odparł z uśmiechem.
— Za co? — Zerknęła na niego niepewnie.
— Za danie mi nadziei. Oraz ogólnie za dzisiejszy dzień, jesteś całkiem inna, niż się spodziewałem. — Obdarzył wzrokiem jej po części zakrytą złocistymi włosami twarz.
Jedna z najbardziej tajemniczych osób zaraz po Kyungsoo przestała być spowita mgłą tak jak na początku, a Jongin miał już dodatkową motywację, by jednak nadal starać się o miejsce w ekipie.
— Często to słyszę — odpowiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy.
Prawdą było, że dziewczyna nie często się przed kimś otwierała. Nikt nie znał jej tak dobrze, jak Sehun. Za to inni członkowie ekipy po wspólnie spędzonych latach mogli dumnie uznać się za przyjaciół blondynki. Nieważne, jak bardzo ją irytowali, stanowili wspólnie specyficzną rodzinę.
Męski i donośny głos zadudnił na prawie pustym parkingu, przerywając tym samym chwilę rozluźnienia. Jongin machinalnie odwrócił się za siebie, a widok dobrze zbudowanego oraz, co ważniejsze, wściekłego mężczyzny, który szybkim krokiem zbliżyła się do ich dwójki, zmroził krew w żyłach Kima. Z początku nie rozumiał, o co tak naprawdę chodzi, dopóki nie spojrzał na twarz blondynki. Dopiero w tym momencie uświadomił sobie, że ta ma kłopoty, a co za tym idzie także i on.
— Stój tam, gdzie stoisz, bo inaczej zacznę strzelać!
Ochroniarz pana Shenga dosyć szybko zorientował się, co stało się z jego zleceniodawcą. Od samego początku miał złe przeczucia względem Hyuny, a po zobaczeniu jak rozprawiła się z biznesmenem, nie ulegało wątpliwości, że miał do czynienia z naciągaczką. Przeładował swój magazynek w pistolecie, gdy zbliżał się do ich postaci. Kim osłupiały przyglądał się, jak ten podszedł niebezpiecznie blisko kobiety i przystawił jej lufę do skroni.
— Żadnych sztuczek, inaczej będzie na tym świecie o jedną ślicznotkę mniej...
— Kulka w mojej głowie byłaby niesamowitą ulgą — stwierdziła niewzruszona. Nie był to przecież pierwszy raz, gdy ktoś groził jej bronią. Przez tyle lat w świecie bezprawia zdążyła już przywyknąć do chłodnej lufy i czczego gadania. — Byłoby to dość nierozsądne, biorąc pod uwagę, dla kogo pracuje.
— Nie rozśmieszaj mnie — prychnął mężczyzna, przyciskając pistolet do jej głowy. — Dla kogo ty możesz pracować? Kto jest twoim alfonsem?
— Nie jestem prostytutką. — Spojrzała na niego z pogardą i odwróciła swoją głowę tak, by lufa dotykała jej czoła. — Pracuję dla króla złodziei, a jeśli jakiekolwiek plotki dochodzą do twojego tłustego dupska, to zapewne wiesz, kim on jest i jacy ludzie z nim współpracują.
— Mam to w swoim, jak to powiedziałaś, tłustym dupsku — odparł, chwytając dłonią twarz dziewczyny, by ścisnąć za jej policzka, gdy lufa wciąż tkwiła przy jej czole. — Pójdziesz teraz ze mną i zwrócisz wszystko, co ukradłaś, albo dowiesz się, z jakimi ludźmi współpracuje mój szef.
— Poczekaj! — krzyknął nagle Jongin, przykuwając tym samym uwagę ochroniarza, jak i zdezorientowanej Hyuny. — Może zamiast grozić sobie nawzajem i udowadniać, kto ma lepsze tyły, to rozwiążmy zaistniały problem dyskusją? Wiecie, najpierw jedna osoba przedstawia swój punkt widzenia, potem druga... — Kim obdarzył nerwowym spojrzeniem Hyunę mając nadzieję, że przez ten czas jak ten usiłuje grać na zwłokę uda jej się coś wymyślić, ponieważ nie był on mistrzem obchodzenia się z uzbrojonymi ochroniarzami bogatych biznesmenów. — ... a na koniec wspólnie znajdziemy rozwiązanie korzystne dla obu stron.
— Co ty pierdolisz? — Mężczyzna skupił całą swoją uwagę na chłopaku, który uśmiechał się głupkowato, jakby sam wierzył, iż przedstawione rozwiązanie ma, chociaż cień szansy na realizację.
— Wychodzę z założenia, że nie ma sytuacji bez wyjścia, dlatego... — Gdy Kim zbliżył się nieco do osiłka, ten nie mogąc słuchać jego gadaniny, zdzielił go pięścią w twarz.
Jongin chwycił się od razu za bolący policzek, by po chwili poczuć metaliczny posmak w ustach. Splunął własną krwią na płytę parkingową, a następnie buchnął niepokojąco brzmiącym śmiechem.
— Chciałem po dobroci — powiedział do siebie pod nosem. Nie miał zamiaru być mu dłużnym.
Zachwiał się nieco, gdy brał zamach, by oddać mężczyźnie prawie tym samym, jednak nieco słabszym uderzeniem. Gdy tylko poczęstował jego szczękę prawym sierpowym, poczuł przeszywający ból rozchodzący nerwami się od knykci wzdłuż całej ręki. Jęknął z bólu, lecz widok odsuniętego mężczyzny na bok, który kurczowo trzymał się za swą szczękę, wynagrodził mu chwilowy dyskomfort. Jednak nie obyło się bez szybkiej i brutalniejszej odsieczy, która zaskoczyła tym razem brzuch Kima. W tym momencie rozpoczęła się nierówna walka. Jongin z całych sił starał się nie dać powalić czy uderzyć w niezwykle czułe i bolesne miejsca. Gołymi pięściami okładał ochroniarza, a w akcie desperacji mocno kopał go gdzie popadnie. Nie miał doświadczenia czy odpowiedniego treningu, jedyne co mu pozostało to instynkt przetrwania i emocje, którym miał okazję dać upust.
Hyuna pędem otworzyła tylne drzwi samochodu i wyjęła swoją torebkę wraz z podręcznym rewolwerem, którym zaraz wymierzyła w agresywnego ochroniarza. Obeszła ich dwójkę dookoła i przeładowała broń, po czym stanęła szpilką na pistolecie, który mężczyzna upuścił podczas bójki.
— Zostaw go! — krzyknęła zdenerwowana i schyliła się, by do drugiej dłoni wziąć dodatkowe zabezpieczenie w postaci broni osiłka.
Jongin w końcu odetchnął z ulgą i odepchnął mężczyznę na bok. Leżenie na brudnym asfalcie i bycie okładanym tak naprawdę za nic raczej nie trafi na kartę miłych wspomnień z Goemula. Wstał na równe nogi i niedbale przetarł swe ociekające krwią usta. Z wyższością zerknął jeszcze na rywala, który podniósł ręce na znak poddania się. Nie miał jednak zamiaru zostawiać go na łaskę czy niełaskę Hyuny. Chwycił więc bez ostrzeżenia za jego włosy z tyłu głowy i wgniótł jego głowę w najbliższy samochód, co skutkowało straceniem przez ochroniarza przytomności oraz uruchomienie alarmu w aucie. Opadł następnie bezwładnie na ziemię i oddychając niespokojnie, spojrzał na blondynkę.
— Nic ci nie jest? — zapytał zachrypniętym głosem.
— Jest w porządku. — Blondynka bez zastanowienia podeszła do Jongina, by przyjrzeć się jego obitej twarzy. Już za chwilę była przy nim z samochodową apteczką i butelką ulubionego burbonu swojego szefa. — Zaczniemy od rąk, pokaż mi je — poprosiła, przyglądając się zdartym knykciom, na których krew mieszała się z brudną ziemią. Zębami otworzyła butelkę alkoholu, a nakrętkę wypluła pod koła samochodu. — Będzie szczypało, gotowy?
— To chyba nie jest koniecz- — syknął nagle z przeszywającego bólu, gdy alkohol niespodziewanie zetknął się z jego otwartymi ranami. Obdarzył blondynkę groźnym spojrzeniem, gdyż w rzeczywistości tylko tyle mógł w tamtym momencie zrobić, by okazać jej swoje niezadowolenie.
— Okazuje ci swoją wdzięczność, nie podoba ci się? — zapytała z delikatnym rozbawieniem, a następnie obwiązała je z dbałością opatrunkową gazą. Następnie dała mu napić się tego samego alkoholu, którym polewała jego rany, by ulżyć mu odrobinę w bólu. — Na siniaki już nic nie poradzę, nie mam ze sobą lodu. Całe szczęście, że nie złamał ci nosa, bo to zdarza się najczęściej.
— Ja to dopiero mam szczęście — zironizował z lekkim uśmiechem po czym, z pomocą Hyuny, podniósł się do góry. — To ostatni raz, kiedy zgrywam bohatera. Na filmach wygląda to na mniej bolesne do cholery... — ponownie syknął z bólu. Już nawet nie był pewny, co dokładnie go tak bolało. Miał wrażenie jakby każdy centymetr jego ciała ucierpiał podczas tej bijatyki.
— Zmywamy się stąd, zanim ten drugi ochroniarz też przyjdzie — ponagliła go, gdy asystowała mu przy siadaniu na miejscu pasażera.
***
Hyuna w samochodzie postawiła na ciszę, by Kim mógł odpocząć i zebrać myśli po długich, spędzonych z nią godzinach. Rzeczywiście była mu wdzięczna za bójkę z ochroniarzem, dobrze wiedziała, że gdyby tego dnia była sama, akcja mogła potoczyć się zupełnie inaczej.
Wrócili do siedziby grubo po ciszy nocnej. Hyuna tuż przy wejściu dezaktywowała alarm, by nie obudzić wszystkich ich powrotem. Mimo specjalnych względów u Sehuna, nawet miliony nie udobruchałby nagle obudzonego nad ranem szefa. Jedynym, o czym myślał Jongin, była kanapa w salonie, na której od razu się położył, ze zmęczenia prawie potykając się o własne nogi. Blondynka jedynie życzyła mu słodkich snów, zanim zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
Chłopak nigdy nie spodziewał się po sobie takiej zawziętości w walce. Sam już nie wiedział, czym było to motywowane. Kątem oka spojrzał na drzwi od pokoju szefa. Gdy już poznał prawdziwy powód jego gniewu, czuł, jak oblewa go poczucie winy. Zawiódł go. On chciał podarować mu kawałek nieba, a ten lekkomyślnie zaśmiał się mu w twarz. Nie chciał wyjść na niewdzięcznika. Nagle poczuł, że nie zasługiwał nawet na to, by leżeć wygodnie na kanapie.
Z trudem podniósł się i podszedł do pokoju Sehuna. Omiótł wzrokiem wiszący na drzwiach regulamin i jeszcze bardziej posmutniał. Nie mógł nawet zapukać, by sprawdzić, czy będzie miał okazję go przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie. Usiadł więc tuż obok nich i z zamiarem oczekiwania na jego wyjście. Był wczesny ranek, czyli pora, w której Jongin dopiero zasypiał, jednak nie mógł tym razem pozwolić sobie na sen. Musiał czekać aż Sehun wyjdzie z pokoju, a on będzie mógł prosić o wybaczenie. Z tą właśnie myślą Kim powoli odpływał pod ciężarem swoich własnych powiek.
***
Ponieważ każdy dzień szefa wyglądał tak samo, równo z zegarkiem o wpół do szóstej nad ranem, jasnoskóry wstał z łóżka, by zacząć swój dzień od wysiłku fizycznego. Jedynym, co nie zgadzało się z jego grafikiem był siedzący pod drzwiami Jongin.
Chłopak ze zmęczenia kiwał się na boki, a jego oczy były podkrążone bardziej niż zwykle. Zgarbione plecy i ciężki oddech bruneta wybiły młodszego z tropu. Niepokój narastał, gdy przełożony Jongina zauważył jego poobijaną twarz i zabandażowane dłonie. Złagodniał wręcz natychmiastowo, o ile wcześniej już nie zmienił swojego nastawienia wobec mężczyzny na bardziej pokojowe.
Milczał, przyglądając się mu ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Ubrany na sportowo, w krótkie, luźne spodenki i koszulkę wyglądał zupełnie inaczej, niż zazwyczaj widział go świeżak. Nie wzbudzał takiego strachu; bez czarnych rękawiczek, ciemnych, oficjalnych ubrań i groźnego wyrazu twarzy. Odkaszlnął po dłuższej chwili czekania, by rozbudzić aspirującego członka swojej ekipy.
Półprzytomna świadomość powoli wybudziła go, by jednak nie odpływał jeszcze bardziej do krainy zapomnienia. Zamrugał kilkakrotnie, zmuszając swój wzrok do nieco ostrzejszego rejestrowania przestrzeni wokół siebie. Dopiero widok sportowego obuwia, z którego wyrastały zgrabne nogi, ocucił go do reszty.
Gwałtownie podniósł się do pionu i od razu przypomniał sobie to, jak całą noc planował dokładnie tę konfrontację z przyszłym, niedoszłym szefem. Przerobił w swojej wyobraźni nieskończenie wiele scenariuszy, jednak i tak nie wiedział, czego mógł się spodziewać. Zgiął się od razu do pokornego ukłonu w kąt dziewięćdziesięciu stopni, mając nadzieje, że będzie to odpowiedni wstęp do udobruchania Sehuna i ten da mu szansę wygłosić starannie przygotowaną formułkę, która w teorii miała wybawić go z tej beznadziejnej sytuacji, w której znalazł się na własne życzenie.
— Możesz mówić — westchnął i oparł się plecami o drzwi do swojego pokoju, by wysłuchać Jongina.
Rzeczywiście zastanawiał się, co ten zamierza mu powiedzieć po ostatnich wydarzeniach, szczególnie gdy zeszły z niego wszelkie emocje, a pozostały jedynie przygnębiające przemyślenia. Sehun nie lubił porażek, a za taką mógł na tamtą chwilę uznać przyjęcie bruneta pod swój dach; chłopak zawiódł go i upokorzył przed jego ludźmi. Wewnętrzny konflikt rozgrywał się wtedy w głowie młodego złodzieja. Z jednej strony chciał wyciągnąć konsekwencję z wyborów Jongina, a z drugiej niezwykle żal zrobiło mu się na widok pobitego mężczyzny.
— Chciałbym cię przeprosić... — zaczął nieco słabym głosem. Po chwili jednak uświadomił sobie, że cały swój monolog, który przygotował, wypadł mu z głowy, a on zaczynał żałować, że nigdzie go sobie nie zapisał. Stał więc tak w niezręcznej ciszy pochylony przed Sehunem próbując wymyślić coś na nowo. — Hyuna mi wyjaśniła jaki błąd popełniłem i zrozumiałem wtedy twój gniew. Wybacz, że zawiodłem twoje oczekiwania względem mnie, jednak naprawdę zależy mi, by tu być. Wczoraj miałem okazję ukraść pieniądze, które komuś pomogły, to było naprawdę cudowne uczucie. — Uniósł niepewnie głowę, by zobaczyć reakcje Sehuna na jego słowa. — Czy mogę prosić o ostatnią szansę?
Król złodziei słuchał go uważnie i z szacunkiem jak każdego swojego rozmówcę. Z początkiem jego słów nie wyglądał na przekonanego, wciąż pamiętał o występku swojego gościa, za co przecież zamierzał go surowo ukarać. Wszystko zmieniło jednak swój bieg, gdy chłopak z Daegu podniósł swój wzrok, by spojrzeć mu w oczy. Jasnoskóry przypomniał sobie wszystkie powody, dla których tak uparcie brnął w wychowanie kogoś takiego, jak Kim na wartościowego złodzieja. Nie tyle był słaby dla pięknych, choć niewyspanych, brązowych oczu, co do ogromnego talentu skrywanego gdzieś głęboko w nich. Teraz jednak ich białka były zaczerwienione, ze spuchniętych warg jeszcze niedawno musiała sączyć się, zaschnięta już, krew, a opaloną twarz zdobiły kolorowe siniaki.
Sehun już dawno wmówił sobie, że chłopak wart jest o wiele więcej, niż sam uważa. Pokładał nadzieję w kimś, kto wydawał się być prawdziwym bałaganem i nieważne, jak bardzo chciałby to zmienić; wybrał Jongina, przywiózł go do siedziby, wciągnął w towarzystwo swojej ekipy i pokazał Goemul. Wydawało się już nie mieć ucieczki od ciemnych tęczówek, które w tamtym momencie wywiercały mu dziurę w głowie. Najgorszy jednak był żal, żal i ciekawość, co takiego stało się wczorajszego wieczoru.
— Nie podjąłem jeszcze decyzji w twojej sprawie, na zebraniu ekipy poruszymy ten temat i dowiesz się, co dalej z tobą będzie. Zanim jednak, prześpij się proszę, teraz powinieneś przede wszystkim być zawsze w gotowości na każde moje wezwanie.
Niespodziewanym dla Kima był kolejny gest mężczyzny, gdy bez zbędnego skrępowania sięgnął po jego dłoń. Ze zdenerwowania przygryzł wnętrze policzka, a następnie zaczął rozwijać brudny już opatrunek. Chwila ta trwała jakby wieki, nim zabarwiony na brudną czerwień bandaż opadł na ziemię.
Sehun przeklął pod nosem, mogąc już przyjrzeć się poważnie zdartym knykciom kieszonkowca. Nie był to nadzwyczaj szokujący widok, widział już wiele ran i spowodowanego przez nie cierpienia.
— Dłonie są twoim narzędziem pracy. Teraz zdają się być bezużyteczne — rzekł spokojnie, wciąż trzymając rękę mężczyzny. — Co się stało, Kim? Kto ci to zrobił? — zapytał i ujął jego szczękę, którą trzymając, obejrzał z każdej strony.
— Drobne nieporozumienie — wyjaśnił, nie chcąc wchodzić w zbędne szczegóły.
Wiedział, że zrobił to, co powinien, mimo że jeszcze kilka godzin temu żałował swojej heroicznej postawy, to w momencie, w którym Sehun skupił całą uwagę na nim, zaczynał widzieć przebłyski pozytywów. Może nie chodziło mu konkretnie o to, by to Oh zmartwił się jego stanem, może nie chciał konkretnie wdzięczności Hyuny, której bezinteresownie pomógł. Może jednak nie zrobił tego z czystej dobroci serca, a oczekiwał w zamian odwdzięczenia się w przyszłości. Albo chciał po prostu poczuć to przyjemne uczucie, które towarzyszy świadomości, że był przydatny, że ktoś zauważa jego starania i że to, co robi, nie jest bezcelowe. Jakkolwiek by o sobie nie myślał i tak na razie nie dostrzegał tego, co Sehun od razu w nim zobaczył podczas pobytu w Daegu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top