10. Hawajski grzech

Kim Jongin przywykł do stażu w goemulskiej ekipie. Przywykł do ogromnej kanapy, z której, mimo starań, zdarzało mu się czasem spaść. Pogodził się również z ciężkimi porankami, podczas których szef budził go głośnym mieszaniem swojej kawy, stając dokładnie nad nim i obijając łyżeczką o porcelanowe ścianki filiżanki. Zagryzał zęby, gdy Jongdae kazał mu czytać sobie napisy na zagranicznych filmach, które oglądał wieczorem, a nawet nauczył się opanowywać ciarki pojawiające się za każdym razem, gdy Kyungsoo siadał z nimi przed telewizorem. Wiedział, że wszystko to wreszcie przyniesie swoje korzyści, każdego dnia patrzył na zamknięte drzwi obok wiecznie otwartego pokoju Baekhyuna, wyobrażając sobie moment, w którym wreszcie otrzyma do nich klucz i całkowitą przynależność do drużyny. To dałoby mu poczucie bezpieczeństwa i nowy start w życiu, który już i tak wystarczająco się przedłużał.

— Jadę po Hyunę, później musimy załatwić jeszcze kilka spraw, więc zapewne wrócimy wieczorem. Regulamin wisi na drzwiach, więcej chyba nie muszę mówić, prawda, Byun? — zapytał Sehun, wiążąc swój krawat, jednocześnie patrząc na siedzącego za komputerem hakera. Ten wydawał się nawet nie słuchać szefa, kiwając głową na każde słowo. — Byliśmy już ze świeżakiem na mieście, więc jakąś część obrotu zarobił. Mam nadzieję, że jego towarzystwo nie będzie cię zbytnio odrywać od pracy. Nie zrównajcie siedziby z ziemią. I do cholery, nie otwierajcie nieznajomym.

— Jest szef przewrażliwiony — odparł Baekhyun i przetarł szkiełka swoich okularów, by móc spojrzeć na młodszego, mrużąc przy tym swoje oczy. — Jestem tym trzecim na liście najmniej odpowiedzialnych członków ekipy. Nie ma się o co martwić!

— Nie, Byun, po incydencie z obciąganiem jesteś drugi. Pierwszy jest Jongdae, a Chanyeola o nic nie winię. Jongin natomiast nie może wpisać się na tę listę, póki nie jest oficjalnie w szeregach. Poza tym, nie zrobił jeszcze niczego, czym mógłby mi się narazić...

— Szef go jeszcze dobrze nie zna... — odrzekł na jednym wydechu chłopak, sprawiając, że Sehun nie do końca zrozumiał, co ma na myśli. Machnął jedynie ręką i wyszedł z pokoju, by zgarnąć kluczyki do samochodu i wyjechać z siedziby.

Niedługo potem Jongin wsunął swoją głowę do pokoju hakera i uśmiechnął się na powitanie.

— Dostałem mega ważne zadanie od Sehuna! — poinformował go radośnie by zwrócić na siebie jego uwagę. — Mam ci dotrzymać dzisiaj towarzystwa!

— No to właź do środka i siedź cicho, boli mnie głowa — odparł Baekhyun pod nosem. Od samego rana był nieco markotny i pozbawiony energii.

Kim wszedł do środka, nieco przymykając za sobą drzwi, i najciszej jak potrafił, zajął miejsce koło hakera.

— Coś się stało, hyung? — zapytał szczerze zaniepokojony jego samopoczuciem.

— Czy coś się stało? — powtórzył za nim i poprawił okulary na swoim nosie patrząc na niego z kpiną. — Ależ skąd... Wszystko w porządku, może prócz faktu, że przez jednego idiotę nie mogę zagrać w grę, żeby wyrobić dzisiaj pieprzoną normę! — wykrzyczał w stronę drzwi, jak gdyby chciał, by każdy, kto znajdował się jeszcze w siedzibie go usłyszał. Następnie, jak na zawołanie, w drzwiach stanął Chanyeol, który kończył zapinanie białej koszuli.

— Nie zachowuj się tak, jakbyś tylko ty był ukarany! — Również nie pozostał mu dłużny w kwestii krzyków, jednak widząc wściekłą twarz Byuna, zwątpienie wkradło się na jego tę jego.

— Chyba ci mówiłem, żebyś nie wchodził do mojego pokoju, Park!

Jongin siedział w najmniej dogodnej dla siebie sytuacji, ponieważ każdy krzyk opuszczający krtanie kłócących się, niezwykle raniły jego bębenki uszne.

— Nie jestem przecież w twoim pokoju, tylko tuż przed nim! — wskazał na dowód próg pomieszczenia przed którym stał.

— Wypieprzaj sprzedawać frajerom zabawkową broń ze ślepakami i nie zapomnij jeszcze doszyć sobie na rękawach tej koszuli trzy pierdolone paski!

— Tak się składa, że mam dzisiaj bardzo ważnego klienta, więc te dodatkowe trzydzieści procent dla szefa będę miał na pstryknięcie palcami!

— Wybaczcie, że przeszkadzam, ale już wcześniej miałem się o to zapytać. O co właściwie chodzi z tymi trzema paskami, Chanyeol? Ciągle chodzisz tylko w takich ubraniach... — przerwał nieśmiało Kim, sprowadzając na siebie dwa wściekłe spojrzenia.

— Na trzy paski lecą laski — odparł dumny z siebie Chanyeol i postawił kołnierzyk swojej koszuli.

— Laski, to ty robisz, Park.

Jongin jedynie rozszerzył oczy na słowa Baekhyuna, który dumnie skrzyżował ręce na piersi, patrząc wyzywająco na przyjaciela stojącego w drzwiach. Chanyeol pokazał mu jedynie środkowy palec i usunął się z pola widzenia, trzaskając przy tym drzwiami od swojego pokoju.

— Nie, żebym sie na tym znał, ale chyba nie tak traktuje się osobę, która robiła ci dobrze po ciszy nocnej — zauważył Kim, dusząc nieco swe słowa w gardle i mając nadzieję, że haker jednak ich nie usłyszy.

— Mam propozycję, Jongin. Nie wtrącaj się w to, kto i komu robi dobrze. To była tylko przyjacielska przysługa... Zapomnij — odparł haker, chcąc jedynie sprostować całą sytuację, by młodszy przestał zawracać sobie nią głowę. — Pochwal się może, ulubieńcu szefa, co wczoraj robiliście, że wróciliście tak późno?

— Pomogłem mu jedynie ukraść motor — wzruszył ramionami, jakby było to dla niego codziennością. Jednoznaczny uśmiech nadal nie mógł zejść mu z twarzy, co jedynie irytowało Baekhyuna coraz bardziej.

— Szkoda, że jesteś tak zacofany w technologii, bo mnie też przydałaby się dzisiaj pomoc w zdobyciu kasy. Szef mnie zabije, jeśli nie dostanie wystarczająco dużego procentu, a to wszystko przez tego idiotę! — Byun stukał nerwowo w klawiaturę, a myszka ledwo nadążała za jego szybkimi i mocnymi kliknięciami.

— Wieczorem nie wyglądałeś, jakby ci to szczególnie przeszkadzało. — Kim mimowolnie głośno się roześmiał, by mimo gniewnego spojrzenia hakera nadal dogryzać mu odnośnie tego, czego był wcześniej świadkiem.

— Gdy dostajesz od losu okazję, by ktoś za darmo ci obciągnął, nie odrzucasz jej. Wspomnisz moje słowa, dzieciaku — zaśmiał się starszy, widząc zniesmaczoną reakcję Jongina. — Na pewno nie masz na dziś żadnych planów?

— Zupełnie. Tylko ty i ja. Ale bez przyjacielskich przysług, Baekkie... — zaśmiał się Jongin, szturchając go ramieniem.

— Ah, bo zaraz stąd wylecisz! — oddał mu, uderzając pięścią w pierś chłopaka. — Jedyne, co możesz dla mnie zrobić, to zamówić coś do jedzenia.

— Nie ma sprawy — wyciągnął w jego stronę swoją dłoń i zaraz potem spoczął w niej telefon hakera. — Powiedz hyung, lubisz pizzę hawajską? — zapytał pod nosem oglądając menu pobliskich restauracji.

— Uwielbiam hawajską — odparł melancholijnie Baekhyun i zerknął na swojego towarzysza. — Ale ty dobrze wiesz, że jest zakazana i nie odważyłbyś się zdenerwować szefa. Prawda? Zyskałeś już opinię jego wiernego pupila, a to mogłoby cię zrujnować...

Jongin prychnął na jego komplement ubrany w pouczenie i poprawił się na swoim siedzeniu. — Kiedy masz urodziny, hyung? — zapytał, unosząc brwi i wyczekując odpowiedzi.

— Skąd to nagłe pytanie? — Byun spojrzał na niego podejrzliwie, w głowie mając już listę rzeczy, które młodszy mógłby zrobić posiadając taką informację.

— Zbyt osobiste? — kontynuował niczym na przesłuchaniu potencjalnego zbira.

— W maju — odparł w końcu z istnym mętlikiem w głowie. Czasem trudno było wyczytać zamiary Jongina, gdyż ten skutecznie i świadomie potrafił to utrudniać.

— Do maja jeszcze trochę, ale nie szkodzi. Potraktuj tę pizzę jako przedwczesny prezent urodzinowy ode mnie, ale na razie ty za niego zapłacisz, potem ci oddam — poinformował go. Myśląc, że sprawa została załatwiona wlepił swoje oczy w taflę smartfonu przyjaciela.

— Ty naprawdę jesteś taki lekkomyślny czy próbujesz się popisać? — zaśmiał się ironicznie Baekhyun. Chwycił swój telefon by wyrwać go z rąk Jongina, jednak ten kurczowo trzymał go oburącz i nawet gdy Byun mocno pociągnął go w swoją stronę, automatycznie przysunął na krześle młodszego do siebie. — Jongin, puść to...

— Czy ktoś kiedykolwiek zginął od zjedzenia pizzy hawajskiej? — Kim wielkimi i zdesperowanymi oczami spojrzał na starszego.

— Oddaj telefon... Nie złamiemy regulaminu. — Byun chwycił jedną ręką za nadgarstek młodszego, by go wykręcić i odzyskać swoją własność, jednak Kim czując, że powoli przegrywa, bez lepszych opcji do wyboru ugryzł hakera w dłoń, czego ten całkowicie się nie spodziewał i odepchnął go, sycząc pod nosem. — Zgłupiałeś?!

— Skąd nerd ma tyle siły w rękach? — zapytał samego siebie Jongin, masując swój obolały nadgarstek w bezpiecznej odległości od Byuna, czyli w takiej, gdzie nie był na wyciągnięcie jego ręki.

— Jak mnie nazwałeś, gnojku?! — Starszy wstał z miejsca, a Jongin odruchowo uczynił to samo. Haker zagotował się w środku, zmuszony spojrzeć do góry, by móc patrzeć złowrogo w oczy o wiele wyższego od siebie świeżaka. Kim zorientował się, że nie stawia go to w zbyt dogodnej pozycji, więc postanowił obniżyć się do jego poziomu, głupkowato się przy tym uśmiechając.

— Hyung, spokojnie — położył mu dłonie na ramionach i delikatnie pchnął, by ten z powrotem usiadł na swoim siedzeniu. — Jesteś inteligentną osobą, więc tak na zdrowy rozsądek, dlaczego regulamin zakazuje jedzenia pizzy hawajskiej? Przecież to nic innego niż zwykłe widzimisię Sehuna... szefa. Ile bym o tym nie myślał, to nadal nie znalazłem żadnego sensownego argumentu podtrzymującego zakazywanie jedzenia pizzy hawajskiej. Innymi słowy, jest to nielogiczne, bezsensowne i całkowicie zbędne. Doskonale wiem, że tak mądra osoba jak ty rozumie co mam na myśli i ma podobne zdanie do mojego, ale nie miała wcześniej nikogo, z kim mogłaby o takich "zakazanych" sprawach porozmawiać. Poza tym, los nam  sprzyja. Sehun wyszedł, wraca wieczorem, my mamy cały dzień do swojej dyspozycji, a zanim się tu zjawi z tą dziewczyną to dowody zbrodni już dawno znikną, zaś najważniejszy z nich będzie w naszych żołądkach. Czego Sehun nie zobaczy, to go nie zaboli.

— Jeszcze tak mało rozumiesz, ale zgoda — powiedział po namyśle starszy chłopak i wyprostował się na krześle. — Ty zamawiasz pizzę, ja odpowiadam za rachunek i napiwek dla dostawcy, żeby nie puścił pary z ust. Później usuwam nagrania z monitoringu i zastępuje je starymi. Zjemy dowody zbrodni, a pudełko wyniesiesz do kosza kilka ulic dalej. Jeżeli ktokolwiek się dowie, jesteśmy martwi.

— To wszystko jest naprawdę konieczne? — zaśmiał się Jongin, przykładając telefon do ucha.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo. Sehun jest bezwzględny, bezlitosny, mściwy, nieubłagany, brutalny, bez serca...

— Dobra, dobra. Nie rozpędzaj się tak, bo nie starczy ci przymiotników — zaśmiał się chłopak, obracając wszystko w żart. — Dzień dobry, chciałbym zamówić największą pizzę hawajską, jaką macie!

— Ciszej idioto, ściany mają uszy — wyszeptał przestraszony chłopak. — Weź jeszcze colę.

Machnął na niego ręką, a oczy odbijały od siebie refleks ekscytacji na samą myśl o zamawianiu zakazanego posiłku. Podczas składania zamówienia, Byun wciąż do niego dodawał, powodując zawrót głowy u osoby po drugiej stronie słuchawki. Jako że Jongin wyraźnie zaprotestował odnośnie dietetycznej coli, postanowili wziąć dwie, jedną normalną, zaś drugą taką, jaką zażyczył sobie haker, a całe zamówienie Kim podsumował krótkim "i tak za wszystko płaci hyung".

Pełen entuzjazmu wbiegł do kuchni po szklanki i talerzyki, prawie wpadając na Soo, który ni stąd, ni zowąd pojawił się na jego drodze, co wywołało niemały krzyk u Jongina.

— Masz coś na sumieniu? — zapytał chłodno niższy, widząc, jak Kim zareagował na jego widok.

— Jeszcze nie — zaśmiał się nerwowo i w bezpiecznej odległości wyminął go, by sięgnąć po cel swojej wycieczki do kuchni.

— Jeśli knujecie coś z Byunem, to ja lepiej zjem i wyjdę. Chcę sobie oszczędzić niepotrzebnych pogadanek z szefem. To, co mam w dramach dostarcza mi wystarczającej rozrywki.

— A skąd pewność, że coś knujemy? — Kim zmierzył go od góry do dołu, jakby szukał tam powodu, dla którego Soo tak dobrze umiał przejrzeć innych.

Kyungsoo jedynie wzruszył obojętnie ramionami i poszedł wraz z porcją jedzenia do salonu, by zrealizować swój plan.

Jongin natomiast wrócił do pokoju Baekhyuna i tym razem, co było raczej niecodziennie, zamknął za sobą drzwi. Położył zabrane z kuchni rzeczy na ograniczonym wolnym miejscu biurka hakera.

— Kyungsoo jest w siedzibie.

— Kyungsoo jest w siedzibie?! — zapytał przerażony Byun i wstał z miejsca. — To parszywy szczur, wyda nas przy pierwszej lepszej okazji!

— Nie przeżywaj, hyung. Powiedział, że ulotni się stąd jak najszybciej, bo wyczuwa nasze niecne plany — pocieszył go młodszy, wzruszając swoimi ramionami.

— Shh, nie mów do mnie teraz. Zmienię swój numer na ten szefa i wyślę wiadomość do Kyungsoo, że pilnie potrzebuję go po drugiej stronie Goemula. Często robimy tak z Chanyeolem, wysyłając Jongdae na durne, zmyślone misje, żeby się go pozbyć z siedziby — zaśmiał się na samo wspomnienie, gdy jego palce szaleńczo wybijały w klawiaturę. — Chłopak przynajmniej czuje się potrzebny.

— Naprawdę? — zaśmiał się Jongin i usiadł na fotelu, przyglądając się, jak starszy wybija nieznane dla niego komendy na komputerze. — Przecież to jest zajebiste, Baek! Często to robicie? Muszę kiedyś spróbować z wami! Wkręcimy kiedyś szefa?

— To syn samego Lucyfera, wystarczy fakt, że zamawiamy przeklętą pizzę hawajską pod jego nieobecność — pokręcił głową na kolejną pokusę Jongina, by zadrwić z wielkiego króla złodziei. — Poszło. Nasz włamywacz zaraz wybiegnie na priorytetowe zlecenie szefa.

Usłyszawszy, jak główne drzwi od siedziby się zamykają, Jongin wybuchnął donośnym śmiechem, oddając tym samym hołd genialnemu pomysłowi Byuna. Przybił z nim piątkę, idealnie synchronizując swoje ruchy. Rozumieli się już prawie bez słów, a czas spędzony w pokoju hakera Jongin bardzo sobie cenił i uważał za jedne z najlepszych wspomnień. Nie miał on stałego kąta w siedzibie. Kanapa w salonie należała do każdego, a on jedynie leżał na niej wieczorami. Za to pokój Baekhyuna był najcieplejszym oraz najprzyjaźniejszym miejscem, w jakim dane mu było przebywać. Nie tylko Kim lubił tak bez powodu odwiedzić Byuna, położyć się na jego łóżku, by wypocząć czy przejrzeć ogromną kolekcję książek hakera. Zapytany czy poznał zawartość ich wszystkich, on zbywał pytającego krótkim "większość, a pozostałe kupiłem, bo podobała mi się okładka". Baekhyun był zdecydowanie najżyczliwszą i najbardziej otwartą osobą w ekipie. Jongdae podobno też taki był, więc Baek był tuż przed nim albo za nim pod tym względem, jednak sławnej życzliwości Dae nie było dane Jonginowi jeszcze w pełni zaznać.

Resztę czasu w oczekiwaniu na pizzę spędzili na swobodnych rozmowach o ekipie, gdzie większość czasu Baekhyun zdradzał Jonginowi wstydliwe tajemnice Chanyeola, mszcząc się tym samym na dresiarzu za ostatnią wpadkę. Wreszcie dzwonek do bramy ich posiadłości zadzwonił, a chłopak podejrzał na monitorze, czy to na pewno dostawca pizzy.

— To on! To oficjalne! Hawajska przyjechała pod nasze drzwi! — ogłosił podekscytowany haker i wysłał świeżaka ze swoim portfelem, gdy sam wpuścił mężczyznę z jedzeniem na teren siedziby. Chwilę później jego oczy rozszerzyły się parokrotnie na widok przyjaciela z ogromnym pudełkiem, wypełnionym po brzegiem zakazanym owocem, tym razem w postaci włoskiego dania z podwójną porcją ananasa na wierzchu. — Jest piękna i dokładnie taka, jaką ją zapamiętałem.

Pierwsze trzy kawałki zapełniły ich brzuchy, a oni obaj leżeli na łóżku Baekhyuna, dumni z siebie. Czekały na nich jeszcze dwa, których nie potrafili zmieścić. Zajęci rozmową o tym, jak doskonały i niecny był ich plan, nie zauważyli wysokiej postaci w drzwiach, która patrzyła na nich gniewnie.

Sehun podszedł bliżej pudełka, z pogardą patrząc na kawałki ananasa walające się wokół resztek jedzenia.

— Przypomnijcie mi... jak się nazywa pizza z ananasem? — zapytał retorycznie i spojrzał na nich, starając się opanować emocje. Wziął dwa kawałki pizzy w obie dłonie i stanął przed nimi. — Byun... odpowiedź?

— Um... Margarita? — zapytał, za co kawałek pizzy wylądował na jego twarzy. Jęknął boleśnie, ścierając z czoła ser i sos pomidorowy.

— Jongin... jak się nazywa pizza z ananasem? — skierował pytanie również w jego stronę, z coraz groźniejszym wyrazem twarzy.

— Hawajska — odpowiedział z powagą, a król złodziei i jego przyozdobił pizzą.

Jongin wstał z miejsca, ściągając z siebie resztki jedzenia. — To tylko pizza! — krzyknął, widząc niezłomność w oczach szefa.

— To nie jest pizza. To hawajska, o której jest mowa w regulaminie — powiedział pouczająco i otworzył okno w pokoju Byuna, po czym wyrzucił z niego pudełko po daniu.

— Ja pierdole, wystarczy ściągnąć z niej ananasa i już nie jest hawajska, o co całe to zamieszanie?!

— Zamknij się! — krzyknął kilka razy głośniej od Jongina. — Źle ci tutaj? Chcesz zacząć się pakować?!

Kim zamilkł, będąc zaskoczonym tak wielkim gniewem o na pozór błahą rzecz, jaką było kupno pizzy hawajskiej. Przyjrzał mu się badawczo, jakby chciał odkryć, czy młodszy przypadkiem nie symuluje tak wzbudzonych emocji. Pomimo protestów Byuna, ten wstał i podszedł pewnym krokiem bliżej Sehuna. Patrzył mu głęboko w oczy, a sos pomidorowy przyklejony do jego twarzy niezwykle przeszkadzał mu w skupieniu się i dobraniu odpowiednich słów do zaistniałej sytuacji. Musiał z tego jakoś sprytnie wybrnąć, w końcu to był jego pomysł, więc chciał wyjść z opresji cały i zdrowy.

— Jeśli szef musi, to niech mnie uderzy, tylko nie w twarz, bo jest umazana, a przecież nie lubisz brudzić sobie rąk — wydał z siebie w końcu słaby głos, którego nawet się nie spodziewał. Dopiero potem uświadomił sobie, jak wielkie konsekwencje może ponieść, gdy rozgniewa Sehuna jeszcze bardziej, jak blisko jest cel, który przez głupi wybryk może stracić.

— Dlatego właśnie noszę rękawiczki — wycedził przez zęby i chwycił twarz Jongina jedną ręką, ściskając ze złością opalone policzki. — Będę musiał zmienić do ciebie podejście, Kim. Szkoda, bo zapowiadało się, że dostaniesz się do ekipy bez większego wysiłku. Twój zegar właśnie zaczął tykać, a kara spotka cię w najmniej oczekiwanym momencie.

— Przynajmniej szybko o mnie nie zapomnisz — wyszeptał ledwo słyszalnie, jakby bał się, słowa te nie dotrą tylko do prawowitego adresata, jakim były uszy Sehuna.

— Jesteś bezczelny — prychnął młodszy i pchnął chłopaka na łóżko. Podciągnął swoją koszulę do góry, wyciągając zza paska rewolwer, i wycelował prosto w głowę chłopaka. Wszystko działo się zbyt szybko, by starszy mógł się bronić. — I skończony.

— Szefie! — krzyknął przerażony Baekhyun, któremu Sehun gestem dłoni zakazał ruszyć się z miejsca, celując wciąż w równie posranego Jongina. Ciemnoskóry chłopak zamknął oczy, godząc się ze swoim losem, a gdy król złodziei pociągnął za spust, usłyszeli tylko bezdźwięczny odgłos, wydobywający się z nieprzeładowanej broni.

— Niczego się nie nauczyliście, idioci. Nawet go nie przeładowałem — zaśmiał się jasnoskóry. Haker i początkujący kieszonkowiec westchnęli z ulgą, jednak twarz Sehuna znów przybrała złowrogi wyraz. — Zastanowię się nad waszym losem. Macie przejebane, tylko tyle mogę wam powiedzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top