Rozdział pierwszy

Szłam drogą pomiędzy domami, z których co jakiś czas wychodziły anioły, a moje blond włosy (odziedziczone ponoć po mamie, choć ja tego nie pamiętam, bo ostatni raz ją widziałam jak miałam 4 lata) unosiły się na wietrze. Wioska aniołów, gdzie wszyscy mieszkaliśmy była naprawdę duża i piękna. W domu Pana (nie, nie chodzi o kościół) było dziś wyjątkowo pięknie i jasno. Usiedliśmy wszyscy do stołu, zmówiliśmy modlitwę i zaczęliśmy jeść. Po śniadaniu Pan poprosił mnie bym udała się za Nim, a ja wykonałam Jego prośbę z dużym bananem na twarzy. Przeszliśmy z Panem do salonu, gdzie zgodnie z prośbą stanęłam przed lustrem. Spojrzałam w odbicie i aż zachłysnęłam się powietrzem. Zobaczyłam bowiem siebie z dużymi skrzydłami o kolorze najczystszego śniegu, które nagle... zaczęły zmieniać kolor na głęboką czerń, by w końcu jedno stało się czarne, a drugie białe. CO TO ZNACZY?! Spojrzałam na Pana, który wyglądał na zamyślonego, zdziwionego i zaniepokojonego jednocześnie.
- P-panie? - zapytałam, a Stwórca uśmiechnął się pokrzepiająco.
- To nic, aniołku - powiedział. Nagle znikąd pojawiło się białe światło i przesłoniło mi wszelką widoczność, a gdy zniknęło poczułam ciężar na plecach. Przeglądnęłam się w innym lustrze i...
- Mam takie piękne skrzydła! - zawołałam okręcając się. Podziękowałam Panu za ten prezent i wybiegłam z pomieszczenia. Michał, Rafael i Gabriel czekali na zewnątrz. Gdy tylko do nich podbiegłam przytulili mnie gratulując białych skrzydeł.
- No to... lecimy na Ziemię - Gabriel uśmiechnął się do mnie zachęcająco. Słabo odwzajemniłam gest. Rafael położył rękę na moim ramieniu.
- Nie martw się tym tak - powiedział. - Najgorsza jest pierwsza próba, ale jak już poczujesz wiatr w piórach to będzie dobrze - Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i wzbiłam się w powietrze. To było... NIESAMOWITE. Czułam się... wolna. Tak po prostu wolna. Uśmiechnęłam się leciutko i spojrzałam za siebie. Niebo oddalało się coraz szybciej. Aż zakręciło mi się w głowie.
- Hej, Lilia! - Michał przywołał mnie gestem ręki. Skinęłam głową i podleciałam do "braci".
- Przed nami Ziemia - Usłyszałam i nim zdążyłam się zorientować wylądowałam gładko na czymś zielonym i miękkim. W niebie tego nie było, bo tam były tylko chmury.
- To trawa - wyjaśnili mi rozbawieni aniołowie, gdy spojrzałam na nich pytająco. Złożyliśmy skrzydła i rozdzieliliśmy się umawiając spotkanie w miejscu, gdzie wylądowaliśmy. Nie uszłam daleko, gdy ujrzałam coś, co mnie zdumiało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top