Rozdział czwarty

- Tak naprawdę jestem demonicą - powiedziała.
Że jak? Zapewne wyglądałem idiotycznie wpatrując się w nią z otwartymi ustami, ale nie dbałem o to. W mojej głowie wciąż brzmiały słowa, które przed chwilą usłyszałem. To by wyjaśniało jej aurę, ale...
- T-to nie... niemożliwe - wychrypiałem. Lilia zaśmiała się delikatnie i spojrzała na mnie, gdyż dotąd wpatrywała się w ziemię. W jej wzroku dostrzegłem śmiertelną powagę.
- Tak myślisz? - spytała, a jej oczy przybrały kolor demonicznej czerwieni. Rozwiała tym samym moje wątpliwości.
- Ale jak to? - spytałem, gdy oczy dziewczyny stały się na powrót czarne. Blondynka westchnęła.
- Kiedyś. Dawno temu... - zaczęła. - Anioły i demony żyły razem w niebie - skończyłem za nią. Znałem tę opowieść na pamięć. Mama opowiadała ją mnie i Renowi na dobranoc, gdy byliśmy mali.
- To też - zaśmiała się Lilia. - Ale mi chodziło o to, że na cztery lata przed wojną aniołów i demonów urodziła się demonica, która bardzo pragnęła być aniołem. Cóż... jej życzenie się spełniło i została na górze - Usłyszałem.
- Skąd wiesz o córce księcia Lucyfera i księżnej Lilith? - zapytałem. W odpowiedzi dostałem zakłopotany uśmiech.
- Wiem o niej, bo... to ja - wyszeptała cicho.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top