Prolog
Wszystkim się wydaje, że demony zawsze były złe, że zawsze były skazane na porażkę i cierpienie, że nigdy nie było w nich dobra, ale... to nieprawda. Demony też są dobre i potrafią kochać, choć może się to wydać nieprawdopodobne...
Po domu rozniósł się płacz niemowlęcia. Do pokoju, gdzie właśnie uwijały się pielęgniarki wszedł młody demon i spojrzał na żonę. Demonica uśmiechała się leciutko patrząc z miłością na białe zawiniątko.
- Kochanie? - Mężczyzna złożył duże, czarne skrzydła i podszedł do kobiety.
- Śliczna, prawda? - spytała podając mu córkę. Lucyfer spojrzał na dziewczynkę, która w tym momencie otworzyła czarne oczka i uśmiechem powitała tatę.
- Przepiękna. Będzie miała na imię... Lilia - Lilith uśmiechnęła się z trudem kryjąc ból.
Mijał czas, a Lilia wyrosła na mądrą czterolatkę. W tym czasie demony zbuntowały się i wystąpiły przeciw Bogu. Wojna między aniołami, a demonami trwała bardzo długo, a kiedy się skończyła ci, którzy nie brali w niej udziału musieli opowiedzieć się po jednej ze stron. Lucyfer i Lilith złapali córkę za ręce i zaczęli się oddalać, gdy nagle...
- A ty, Lilio? - Usłyszeli głos Michała Archanioła i odwrócili się.
- Co ja? - zapytała zdziwiona dziewczynka.
- Gdzie chcesz żyć? Tu czy z rodzicami?
- A czy to nie oczywiste? - warknął Lucyfer pewny, że córka opowie się po jego stronie. W końcu to demonica, prawda?
- Wiem, ale muszę zapytać. Taka procedura - westchnął anioł. Naprawdę nie miał ochoty na sprzeczkę z dwójką potężnych demonów.
- J-ja... - zawahała się dziewczynka. Wiedziała, gdzie chce zostać, ale rodziców to nie ucieszy. - Mamo, tato przepraszam, ale... ja...chcę tu zostać - Trzy ostatnie słowa niemal wyszeptała spuszczając głowę. Dwa demony i anioł patrzyli oniemieli na dziewczynkę, która marzyła o zapadnięciu się pod ziemię.
- S-słucham?!!! - Lucyfer odzyskał głos. Lilith westchnęła i przytuliła córkę.
- Skoro tego chcesz to bądź szczęśliwa - powiedziała po prostu.
- Lecz pamiętaj... - Nagle znikąd pojawił się Stwórca. - ...że od tej decyzji nie ma odwrotu. Zastanów się, dziecko - powiedział Pan.
Otworzyłam oczy, przez chwilę wpatrując się w półmrok. Dlaczego wciąż śni mi się moje dzieciństwo?! Po kilku minutach do pokoju wszedł jeden z "braci" i odsunął zasłony wpuszczając do pomieszczenia poranne słońce.
- Czas wstawać, aniołku - powiedział Michał.
- Ile razy mam powtarzać, żebyście mnie tak nie nazywali? Tylko Pan ma prawo tak do mnie mówić - przypomniałam wstając. Spojrzałam na zegarek. - Jak ja kocham rano wstawać... - mruknęłam.
- Kto rano wstaje... - zaczął archanioł.
- ...temu Pan Bóg daje, wiem - skończyłam powiedzenie i zajęłam się poranną toaletą. Dzisiaj jest dla mnie ważny dzień, bo kończę 20 lat i... dostaję skrzydła. Jej! Ciekawe czy będą białe, czy czarne. Chciałabym białe jak pozostałe anioły, ale ze względu na pochodzenie bardziej prawdopodobne jest, że dostanę czarne. Ech... a potem nastąpi długo wyczekiwana przeze mnie chwila i Michał, Rafael oraz Gabriel zabiorą mnie na Ziemię. Tak się na to cieszę, że... ojejku! Michał przypatrywał mi się z rozbawieniem, jak próbowałam powstrzymać emocje. Prychnęłam pod nosem i wyszłam na spotkanie "przeznaczenia".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top