Czyżby?
Czyżby było lepiej?
Czyżby na horyzoncie pojawiały się jasne chmury?
Czyżby widać było wyjście, jasne miejsce, koniec zatrważających ciemności?
Czyżby zbliżał się koniec tej wiecznej nocy?
Mgła rzednieje, sztormy cichną, ciemności bledną
Przez ciemne chmury przebija się promień światła
Słońca blask powoli do mnie dochodzi
Nieśmiało oświetla mi twarz
Nieśmiało zapala się ogień w moim sercu
Czyżby powoli teren się wyrównywał?
Czyżby przedarł się Budowniczy?
Czyżby podłoga wreszcie wracała na swoje miejsce?
Czyżby stawała się z powrotem całością?
Stawiając krok, czuję się coraz pewniej
W moim sercu rozkwita nadzieja
Słyszę jak Ogrodnik przecina ciernie, dotąd szczelnie oplatające serce
Czuję jak odpada zbędny balast
Czuję jak wszystko powoli wraca na swoje miejsce
Czyżby to już był koniec?
Czyżby to początek?
Czyżby jasność w końcu wygrała z ciemnością?
Czyżby nadchodził brzask?
Czyżby było lepiej?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top