8
Trupia wdowa:
- Chyba ostatni raz w tym roku nazywam cię Amélie. - stałyśmy na podjeździe przed domem Łaski. Miały przyjść za chwilę, bo Angela użerała się z Fareehą o to samo co ją z Lencią.
- Mhm. - nie miałam nastroju do rozmowy, wiedziałam, że zaraz przyjdą dziewczyny i będą mnie o wszystko pytać. Drzwi domu zaczęły się otwierać i zobaczyłam w nich brunetkę, Fareehę i blondynkę, Angelę. Fara nie była zbytnio szczęśliwa, musiała założyć suknię, głównie dlatego, że namówiłam Smugę do tego. Sukienka Fareehy była koloru niebieskiego, ale bardziej intensywnego niż ta, którą dałam Lenie. Sięgała jej do łydek. Za to suknia Mercy była biała ze złotymi wstawkami i sięgała jej do kolan. Kobiety zajęły miejsca na tylnych siedzeniach.
- Witajcie! - powiedziała Angela kiedy już usiadła.
- Cześć. - te słowa były wypowiedziane z dozą wkurzenia się na Łaskę.
- Uśmiechnij się, zaraz skończy się rok. - odpowiedziała kochana Lena. Za co ją kochałam? Chyba za optymizm, który rozsiewała między ludźmi.
- Poznajcie A... Ashton. - dobrze, że się złapała za język, bo inaczej nasz plan ległby w gruzach.
- Nie po nazwisku. - odburknęłam jakby to było moje prawdziwe nazwisko.
- No dobrze, jeszcze raz. Poznajcie Zoe. - odwróciłam się do nich i lekko pomachałam ręką jednocześnie uśmiechając.
- Szczęśliwego Nowego Roku doktor Zigler i kapitan Amari. Lena dużo mi o was mówiła - jakby te tytuły były potrzebne. Musiałam grać kogoś kim nie byłam, grzeczną osobę.
- Nawzajem, ale nazywaj nas po imieniu te tytuły są niepotrzebne w przyjaźni. - odpowiedziała Angela. Wróciłam do swojego pierwszego położenia, a reszta drogi zleciała w ciszy. Na miejscu przywitał nas Morrison.
- Cześć Jack! - krzyknęła Smuga.
- A myślałem, że już nie przyjedziecie. - spojrzałam na zegarek. Była 23:13.
- Czy ta piękność zmusiła cię do założenia sukni? - nie podlizuj się, za dobrze cię znam. Dołączyła do niego Ana. Była ubrana w sukienkę koloru granatowego, długością była porównywalana do mojej.
- W końcu córcia ubrałaś się w coś normalnego. - speszona Fara odeszła od nich wraz z Mercy.
Magia czasu
Wyszłam z tego tłoku na balkon. Nie było tu nikogo. Przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak cały czas czułam się obserwowana. Pastwiłam się nad kieliszkiem szampana, który miałam za minutę wypić. Na szczęście miałyśmy wraz z Leną wynajęty pokój więc mogła się napić. Jak to usłyszała wzięła za butelkę piwa i zaczęła pić. Za minutę miał się skończyć rok, który obfitował w najlepsze chwile mojego życia. Zaczęło się odliczenie.
10
Usłyszałam kroki.
9
Odgłos kroków był coraz głośniejszy.
8
Zatrzymał się.
7
Ktoś stał za mną.
6
Czułam kogoś oddech na karku.
5
- Amélie Lacroix.
4
To nie była Smuga.
3
Fuck.
2
Ktoś uderzył mnie w tył szyji.
1
Upadłam i straciłam przytomność.
0
Magia czasu
Leżałam, przez dłuższą chwilę patrzyłam na swoje ręce zakute w kajdanki elektronowe. Nie miały już makijażu i były fioletowe. Za nimi były czyjeś stopy, a za nimi z jakieś 20. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Złączone ręce mi w tym nie pomagały. Spojrzałam postaci stojącej przede mną w oczy. Był to Jack Morrison.
- Ostatnie słowa? - popatrzyłam na tłum stojący za nim, dostrzegłam w nim Lenę.
- Kocham cię Lena.
- Zabijcie. - słyszałam o śmierciach w tych kajdany chyba, ale nie wiedziałam, że to aż tak boli. Chyba wyrwał się z moich ust krzyk. Nie wiem. Ostatnie co poczułam między falami elektromagnetycznymi to, że ktoś mnie dotyka, przytula. I odgłos "Lena, nie!".
Kocham cię - słowa tak często używane w tym świecie, a tak naprawdę w 90% to nie jest miłość tylko zauroczenie. Opowiadanie miało pojawić się jutro, ale wrzucam je dzisiaj. Przepraszam. Dla rozwiania wątpliwości Smuga również umarła. Na przeprosiny dam wam wybrać następny ship. D.Va x Lucio lub D.Va x Sombra lub D.Va x reader. Tak mam teraz fazę na D.Vę. Prawie 600 słów cieszę się. Dziękuję za całe wsparcie dla tej książki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top