3

Smuga:

Nie wiem ile czasu minęło zanim zorientowałam się, że wszyscy już poszli. Szczególnie, że pochówek Em nie trwał długo. Została tylko ona. Stała i czekała na mnie. Czy zaakceptowała moją prośbę? Założyła czarny płaszcz tak jak zwykli ludzie. Wiedziałam, że nim nie jest, nie jest zwykłym człowiekiem. Patrzyła się na mnie. Te jej złote oczy pytały się mnie "Idziesz już czy chcesz jeszcze zostać?". Podeszłam do Amélie.
- Idziemy. - bez pytania poszła za mną. Usłyszałam dzwonek telefonu. Dwa różne dzwonki telefonu.
- Może lepiej się od siebie oddalmy. Przepraszam cię Lena, ale nie lubię być podsłuchiwana. - zgodziłam się z Lacroix. Na telefonie wyświetlił mi się napis "Jack Morrison". Odebrałam.
- Leno Oxton potrzebujemy cię tu.
- Co? Gdzie? Ale... Dlaczego?
- Wykańczamy naszych wrogów. - bez słowa rozłączyłam się. Chodziło o dom Amé. Nie. Nie o dom Amélie, o dom Trupiej Wdowy. Organizację Szpon.

Przepraszam miało to być dłuższe, ale przez szkołę nie mam czasu pisać. Dawno nie publikowałam, bo myślałam, że nikt nie będzie chciał tego czytać. Chcecie by to była dłuższa seria?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top