Rozdział 6

Louis wiedział, że Harry wraca w niedzielę popołudniu. To czego nie wiedział to to, że Harry zadzwoni do niego w minucie, kiedy wróci do domu. Louis był zbyt zajęty żeby odebrać. Przynajmniej to powiedział Harry'emu. Spędził zbyt wiele czasu, panikując nad tym, że Harry do niego dzwoni i musiał później do niego oddzwonić.

- Więc jesteś zajęty? Czuję, że jestem ci winny lunch.

Louis uśmiechał się jak głupi.

- Cóż, jest niedziela, nie musisz mnie zabierać na lunch.

- Sugerujesz przyjście do ciebie? - Louis mógł usłyszeć jak dźwięczny głos Harry'ego załamał się na ostatnim słowie. - Przepraszam, nie wiem dlaczego to powiedziałem. Tak bardzo się starałem przez ostatnie tygodnie, by nie wyjść z czymś niezręcznym.

- Przestań, dobra. - Louis zachichotał, opadając na kanapę. - Mogę wytrzymać mały żart.

- Tak, żart.

- I nie powiedziałbyś tego w miejscu pełnym ludzi - powiedział. - Tym razem.

Nie wiedział czy Harry brał to w dobry sposób. Jednak mężczyzna zaśmiał się po drugiej stronie linii.

- Nie możesz zabrać mnie gdziekolwiek, jestem zażenowany.

- Och, ale zabrałbym cię na lunch, poza wszystkimi dziwnościami.

Zdecydowali się spojrzeć w parku bliżej mieszkania Louisa, by odkryć nowe miejsca. Louis niewiele chodził po okolicy, więc to była dobra rzecz. Pogoda była miła, co było niezwykłe jak na angielską zimę. Jednak Louisowi wciąż było nieco chłodno.

- Miałem nadzieję, że ty będziesz jechał - głęboki głos go zaskoczył, kiedy rozglądał się po nagich drzewach.

- Jezu, przestraszyłeś mnie - złapał się za klatkę piersiową, zbliżając się twarzą w twarz z Harrym.

Mężczyzna miał na sobie swój tradycyjny czarny płaszcz, ale dzisiaj beanie siedziała na jego głowie razem z niebieskim szalikiem na jego szyi. Uśmiechnął się do Louisa tak jasno, że był konkurencją dla słońca.

- Naprawdę cieszę się, że cię widzę - powiedział z nieśmiałym chichotem. - Mogę... - kaszlnął w swoją pięść. - Przepraszam, mogę cię przytulić?

To była ich nowa rzecz. Teraz się przytulali. Również sprawiali, że za każdym razem było to cholernie dziwne.

- Oczywiście głuptasie. - Louis uśmiechnął się, rozchylając ramiona. - Chodź tutaj.

To jak Harry położył jedną ze swoich dłoni na karku Louisa, a drugą na jego talii, by go przysunąć, to będzie powodem przedwczesnej śmierci Louisa.

- Pachniesz miło - wyszeptał.

Wymażcie to. To będzie prawdziwy powód.

- Nie jeżdżę swoją drogą - powiedział Louis w chwili, kiedy się rozdzielili, aby nie sprawiać oczywistym tego jak jasne były jego policzki.

- Co? - Harry uniósł brew. - Jak to?

- Cóż, potrafię jeździć, ale nie odnowiłem swojego prawka. Nie potrzebuję tego.

Zaczęli iść wzdłuż parku bez określonego celu. To było trochę dziwne, ponieważ zazwyczaj mieli ograniczony czas i jakimś pomysł na to gdzie iść. Teraz było naprawdę spokojnie i to sprawiało, że Louis czuł się niepewny.

- Masz samochód? - Zapytał Harry wciąż zainteresowany.

- Och tak, mam. - Louis uśmiechnął się.

- Biedne dziecko musi umierać z zardzewienia.

- Ma miły garaż, za który co miesiąc płacę. Będzie dobrze.

Nastąpił spokój w ich rozmowie. Czasami tak się zdarzało, ale teraz jakimś cudem to było bardziej złożone. Może dlatego, bo Louis miał pytania, ale próbował ich nie zadawać.

- Jak mijał twój weekend zanim ci przerwałem? - Harry uśmiechnął się, patrząc na niego przez chwilę.

- Cóż, będąc szczerym to pracowałem z domu. - Louis przygryzł swoją wargę. - Robię to przez większość weekendów.

Teraz dochodzili do części dla dzieci i kilka rodzin faktycznie było tu ze swoimi dziećmi. Louis przyłapał Harry'ego na uśmiechaniu się do nich.

- To brzmi tak, jakbyś musiał nauczyć się relaksować - wymamrotał, odwracając się do Louisa. - W inny sposób umrzesz na jakiś zawał serca.

- I kto to mówi. - Louis nie mógł powstrzymać swoich słów.

Harry wzruszył ramionami, patrząc na nich.

- Co mogę powiedzieć, jestem pracoholikiem - żartował z właściwą dozą humoru.

- Gdzie byłeś? - Zapytał Louis, nie będąc w stanie dłużej się powstrzymywać.

- Po prostu poza miastem, nic fantazyjnego. - Harry pomachał dłonią. - Spędziłem większość swojego czasu w pokoju gotelowym z facetem, z którym pracowałem.

- Więc to była wycieczka pracownicza? - Louis zmarszczył brwi.

- Tak, dla nas obydwu. - Wyobraził sobie Harry'ego leżącego na hotelowym łóżku, znudzonego do granic możliwości. Bez żadnych znajomych ani wiedzy miasta. - Chociaż dobrze płaci. I nie muszę teraz przez jakiś czas brać klientów.

To akurat brzmiało dobrze. Louis nie będzie kłamał, że przed snem, myślał o tym czy mężczyzna dojedzie do domu w jednym kawałku. Był zbyt zażenowany, by to wyznać, ale Harry pisał do niego jakimś żartem niemal każdej nocy. To stało się pewnym sygnałem, że był w porządku. Louis to doceniał.

Właściwie to Louis był wystarczająco odważny, by powiedzieć mu o plotkach w swoim biurze, będąc w pełni świadomym tego co sugerowały. Harry wyśmiał to i stał się naprawdę zainteresowany Zaynem.

-Więc poznaliście się na studiach? - Zapytał, po jakiejś historii pijackiej nocy w klubie.

Szli teraz wzdłuż ulicy, decydując się na poszukanie jakiejś restauracji, by uchronić się od zimna.

- Właściwie to nie. Poznaliśmy się później. Pracowałem dla Stevena, a Zayn był edytorem w sekcji scenariuszy.

- Szczerze mówiąc nie wiem niczego na temat twojej pracy ze Stevenem.

- To nie jest takie interesujące, szczególnie to co robiliśmy wtedy. - Louis poprawił kołnierz swojego płaszcza, aby ukryć swoją szyję przed chłodnym wiatrem. - Przez większość czasu biegałem wokół z kartkami papieru, a Zayn przerabiał scenariusze, by były bardziej akceptowalne dla starych pryków w branży.

- W takim razie dlatego powstał ten pomysł? Stworzenie własne agencji, by wkurzyć starych pryków?

- Widzisz, nie tak trudno to zrozumieć. - Zaśmiał się Louis.

- Po prostu nie rozumiem dlaczego Steve byłby taki przeciwny myśli o podziale rozrywki. Wydaje się mieć dość otwarty umysł.

- Ma. - Louis skinął głową. - I nie był przeciwko, po prostu był ostrożny. Utknał z rzeczami, z którymi gardzi.

- Ale teraz z nim pracujesz, prawda?

- Tak, właściwie to w ten czwartek podpisał z nami wielką, rozwojową umowę. To książka o transgenderowym nastolatku, myślę, że będzie bardzo dobra, jeśli wyjdzie z tego seria.

- Wow. - Harry rozszerzył swoje oczy. - To mogłoby pomóc tak dużej ilości młodych ludzi w rozpoznaniu swojej płci - powiedział z podziwem. - Robisz coś wielkiego.

- Dlatego byłem tak przerażony utratą tego.

- Teraz to rozumiem. - Harry zatrzymał się blisko jakiegoś miejsca, które miało ogrzewacze przy wejściu i miało menu obok. - To włoska knajpa. - Położył dłoń na plecach Louisa, kiedy mężczyzna stanął obok. - Wejdziemy?

Louis skinął głową i zrobił wydech, kiedy Harry pociągnął za drzwi. Nie był przezwyczajony do tych delikatnych dotyków, które mężczyzna rozpoczynał w każdym możliwym momencie. Harry miał bardzo gładkie dłonie, ściskając ramię Louisa w 'podziękowaniu' albo kładąc swoją dłoń na ramieniu szatyna, kiedy się śmiał. To sprawiało, że Louis czasami tracił dech.

Restauracja nie była duża. Wydawała się być bardziej skupiona na rodzinach, zważając na

tłum dzieci świętujący urodziny w prawym rogu.

- Witajcie! - Doszedł do nich jasny głos kobiety w średnim wieku. - Jesteśmy dzisiaj bardzo popularni, przepraszamy za hałas - uśmiechnęła się ciepło.

- Jest w porządku. - Louis oddał uśmiech. - Możemy poprosić stolik dla dwojga?

Harry był zbyt zajęty wpatrywaniem się w imprezę, ale Louis miał się z tym dobrze. To dawało mu możliwość wpatrywania się w Harry'ego, kiedy hostessa przeglądała listę rezerwacji.

- Myślisz, że ile mają lat? - Wyszeptał Harry do Louisa.

- Sześć - powiedział z pewnością Louis.

To sprawiło, że Harry odwrócił się do niego i uniósł brew. - Rodzinny typ, co? Znasz bardzo dobrze ten temat.

Louis przewrócił oczami. - To i plakat z wielką szóstką za nimi.

Harry zmarszczył się jeszcze bardziej, patrząc na nich. Był niedorzeczny, nawet się nie starając. Nic dziwnego, że Louis był żywym trupem.

- Chodźcie ze mną - powiedziała kobieta, prowadząc ich do drugiego końca restauracji. - W ten sposób maluchy nie będą przeszkadzać waszej randce - wyszeptała, dając im menu.

- Och, to nie jest...

- Dziękujemy. - Harry szybko mu przerwał.

I to nie miało żadnego sensu. Harry złapał za menu i przeglądał je z wielkim zainteresowaniem. Kelnerka zostawiła ich sama, obiecując wrócić z chlebem i wodą. Louis nie mógł się powstrzymać od myślenia o tym jak łatwo byłoby po prostu odpuścić, ale również nie był w stanie przestać o tym myśleć.

- Jest? - Powiedział nagle.

- Jest co? - Harry spojrzał na niego niewzruszony.

- Ta kobieta stwierdziła, że byliśmy na randce, a ty nie pozwoliłeś mi jej poprawić. Więc jest to randka? - Louis wypowiadał słowa bardzo powoli i uważnie przyglądał się twarzy Harry'ego.

- Och. - Mężczyzna odłożył menu i podrapał się po szyi. - Trochę niezręcznie było jej mówić co innego. Przepraszam, nie sądziłem, że poczujesz się z tym niekomfortowo.

Nie taką ulgę Louis oczekiwał poczuć. Wydał z siebie niezidentyfikowany dźwięk i skinął głową, chwytając za swoje menu. Jednak wewnątrz próbował ukryć swoje niezadowolenie.

- Byłoby tak źle, gdyby nią była? - Zapytał Harry, kiedy Louis był gotowy ukryć się za koładką. - Wiem, że nie jestem najlepszą opcją, ale poza całym kurewskim biznesem, czy to by było takie złe?

Louis nic nie mógł na to poradzić, ale zacisnął swoją szczękę. - Proszę, nie nazywaj się tak - pokręcił głową. - To wcale nie to. Po prostu...

Louis stracił słowa, a jego policzki zrobiły się czerwone.

- Jest dobrze, rozumiem, dlaczego ludzie nie chcieliby się ze mną umawiać - powiedział Harry cichym głosem. - Wybacz, jestem wdzięczny za to, że mam w tobie przyjaciela - ostatnie słowo wymamrotał już patrząc w menu.

- Nie, czekaj, nie - złapał dłoń Harry'ego, by ten uniósł wzrok. - Po prostu od tak dawna nie byłem na randkę i jeśli to nią by było to bym się denerwował. - Harry patrzył na niego, co było dobre. - I wolałbym wiedzieć, że jestem na randce. A ty jesteś wspaniały, każdy powinien być szczęśliwy, wychodząc z tobą.

- Naprawdę? - Zapytał, nie przegapiając ani chwili, a Louis zapomniał jak się oddycha.

Harry patrzył na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a Louis został uderzony tymi rzeczami, o których zabraniał sobie myśleć. Zdał sobie sprawę z tego, że wciąż trzymał dłoń Harry'ego, kiedy mężczyzna ścisnął ją lekko, jakby nie mógł dłużej czekać.

- Tak - powiedział szatyn.

Uśmiech powoli przejmował twarz Harry'ego. I to był ten moment, w którym ta sama kobieta wróciła przyjąć ich zamówienia. Może była też kelnerką. To i tak nie była teraz jego największa troska, ponieważ jej oczy zrobiły się wielkie i patrzyła na nich złączone dłonie. A Louis właśnie powiedział 'tak' na jakieś pytanie, które sprawiło, że Harry był bardzo szczęśliwy.

- O mój Boże - zakryła sobie usta dłonią. - Przepraszam, po prostu... dam wam chwilę. Ja po prostu... - wskazała za swoje plecy, ale Louis już patrzył przerażony na Harry'ego, który instynktownie mocniej ścisnął jego dłoń. - Przepraszam jeszcze raz... gratulacje!

Była gotowa, by się odwrócić, kiedy Harry zaczął mówić. - Och, przepraszam, to...

- Jest dobrze - przerwał tym razem Louis. - Dziękujemy. - Uśmiechnął się, próbując wyglądać przyjaźnie, a nie jak na śmierć przerażony.

Odeszła, a Louis nie miał żadnej innej opcji, niż odwrócenie się do Harry'ego, który patrzył na niego z czystym zszokowaniem.

- Wiesz, że ona...

- Sądzi, że jesteśmy zaręczeni? Tak, zdaje sobię z tego sprawę - powiedział ponownie, robiąc głęboki wydech i zabierając swoją dłoń, ponieważ ponownie zaczęła się pocić. I właściwie to potrzebował dwóch rąk do zakrycia swoich zaczerwienionych policzków.

- Dlaczego nie pozwoliłeś mi ją poprawić? - Harry wciąż miał szerokie oczy i opuszczoną szczękę.

Louis zamknął na chwilę swoje oczy i zdecydował się na szczerość.

- To było dla mnie zbyt niezręczne - zachichotał nerwowo.

Patrzył na swoje dłonie, kiedy usłyszał pierwszy chichot. Był szybki w przekonaniu się, że to było prawdą i Harry nie uciekł dokładnie w tej chwili. Spotkał się z bardzo czerwoną, ale uśmiechającą się twarz, Harry nawet przygryzł swoją wargę, by nie śmiać się za głośno.

- Jasna cholera, jesteśmy w tym najgorsi - wskazał między nimi.

Louis nic nie mógł na to poradzić, ale się zaśmiał, czując wielką ulgę z posiadania partnera w zbrodni.

- Więc może to być randką? - Zapytał Harry, kiedy ich śmiech się uspokoił.

To znowu było trochę dziwne, a Louis nie chciał żeby tak było. Już nie.

- Lepiej żeby było, skoro pracownicy restauracji już sądzą, że zgodziłeś się poślubić twoją dupę - uniósł brew i był bardzo szczęśliwy z tego, że sprawił, że Harry ponownie się śmiał w ten rzadki, głośny sposób. Louis naprawdę wygrywał w tą grę.

--------------------------------------------------------

Następny za 2 tygodnie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top