Rozdział 3
Trzy piwa i shota później Louis zaczął kierować się w stronę toalet. Potrzebował trochę czasu dla siebie, by zebrać się w sobie, musiał też napisać Zaynowi i Liamowi, że sprzedaje agencję, ponieważ Ethan był gejem. Następnie pomyślał, że brzmiało to całkowicie źle i poza tematem, więc postanowił to głębiej wyjaśnić, ale usłyszał, że ktoś wszedł do toalety.
Mężczyzna gwizdał jakąś melodię i Louis pomyślał, że zna tą piosenkę, ale potem zdecydował się napisać w wiadomości o Niallu i Ethanie oraz o tym jak słodcy razem są i że są jego fanami. Był na to zbyt pijany. To też napisał. Woda w umywalce zatrzymała się akurat wtedy, kiedy zdecydował się wyjść, by umyć swoje dłonie. Jego pijany umysł grał w jakąś dziwną grę z jego widzeniem, ponieważ był niemal przekonany, że kręcona głowa, która wychodziła z pomieszczenia wyglądała całkiem znajomo. Pokręcił głową i umył ręce, rozpryskując nieco wody na swoje czoło, by się otrzeźwić.
- Jesteś pewien, że chcesz iść? Nasi przyjaciele właśnie przyjechali, poszli akurat po drinki.
Niall okazał się być najśmieszniejszym i najjaśniejszym facetem jakiego Louis miał okazję ostatnio poznać. W chwili, gdy w jego dłoni zaczął pracować Guinness, zapomniał o tym, że obecność Louisa była dla niego gwiazdą, z łatwością odłożyli to na bok i gawędzili normalnie. Louis dowiedział się, że Niall studiował sztukę w London School of Arts i próbował swoich sił w pisaniu piosenek. On i Ethan poznali się w tym klubie dokładnie dwa lata temu, a reszta była historią. To zabawne jak odeszli od głównego powodu spotkania. Louis, gdy poznawał pracowników przysiągł, że nigdy więcej nie będzie pracował dla kogoś.
Louis zerknął w stronę baru, miejsce było teraz wypełnione ludźmi.
- Sądzę, że mam się dobrze, ale miło było was poznać. Szczególnie ciebie, mój przyszły szefie - uśmiechnął się do Ethana.
- Proszę, przestań! Mówiłem ci, że ty wciąż będziesz szefem. Po prostu chcę być częścią czegoś fajnego. Przynajmniej pieniądze mojego ojca zrobią coś dobrego dla mnie i dla świata.
- Kurwa. - Louis zrobił wydech. - Tak się cieszę, że jesteś gejem i jesteś bogaty - powiedział absurdalnie poważnie.
To sprawiło, że Niall i Ethan histerycznie się zaśmiali.
- Nigdy wcześniej tego nie słyszałem, ale też się cieszę. Nie chciałbym tego w żaden inny sposób.
Louis wziął swój płaszcz i potrząsnął ich dłońmi, wciąż się śmiejąc z wcześniejszego wybuchu. Umówili się na koniec tygodnia, aby podpisać kontrakt, a w międzyczasie musiał skupić swój umysł na grze i zacząć zwalniać ludzi, by obciąć koszty. To nie była przyjemna myśl podcza jego powrotu do domu przez pięknie zaśnieżone miasto, jednak wciąż był wdzięczny.
Jego mieszkanie było bałaganem i Louis mentalnie przeklął siebie, za to, że był tak żałosny przez większą część wakacji. Gdyby tylko porozmawiał z Ethanem podczas tamtej imprezy, gdyby tylko posłuchał Liama to wszystko byłoby teraz lepsze.
Z drugiej jednak strony, poznał Harry'ego. Nie był przekonany czy to była dobra rzecz, ale wspomnienie mężczyzny sprawiło, że w swoim pijackim stanie się uśmiechnął. Był w pewien sposób ciekawy co u Harry'ego. Czy myślał o słowach Louisa? Czy myślał o Louisie? Czy uśmiechnąłby się w ten sam sposób jak Ethan dzisiaj, kiedy usłyszał głos Nialla?
Zaplątał się w swoich własnych jeansach i prawie upadł twarzą na podłogę. To był sposób na skończenie tego dziwnego dnia. Coś wypadło z kieszeni jego spodni i Louis pochylił się, by to sięgnąć, prawie ponownie się przewracając. Zatrzymał swoje ruchy, kiedy zdał sobie sprawę z tego co znajdowało się w jego dłoni. Biała karta z prostym pismem, wyglądało tajemniczo za pierwszym razem, kiedy Louis ją dostrzegł, sprawiła, że jego umysł stał się ciemnością. Jego serce ominęło uderzenie, ale powróciło z podwójną siłą. Czy to wszechświat mówił mu, by przestał zadawać pytania, któremu mógłby sam zadać Harry'emu? Najprawdopodobniej. Czy Louis był gotowy na staniu z nim twarzą w twarz? Absolutnie nie.
I tak wyciągnął swój telefon. Siedząc na dywanie przed swoim łóżkiem czuł ciemność, zadzwonił pod wybrany numer i dodał do listy swoich kontaktów. Może jutro Louis bardziej doceniłby możliwą wymówkę jak zgubienie karty albo całkowite zapomnienie, ale dzisiaj musiał zrobić to prawidłowo. Miał niezmienną ochotę i dzisiaj czuł się jakiś niepowstrzymany. To dlatego nacisnął 'zadzwoń' i prawie upuścił telefon, kiedy usłyszał sygnał wybieranego połączenia.
Zadźwięczało raz. Drugi. Trzeci, bez żadnej odpowiedzi. Jego umysł wpadł w nieprzyjemną części tego co Harry mógł robić, skoro nie odbierał. Louis nie czekał aż odezwie się skrzynka głosowa. To było głupie, mówi sobie. Nie wie nawet co by powiedział, gdyby Harry odebrał.
Nie wiedział nawet czy jego prawdziwe imię to Harry, dodał wspaniołomyślnie jego umysł.
Więc zrobił wydech i podszedł do szafy, by wyjąć swoje dresy i kontynuować swoją wieczorną rutynę.
To wtedy zadzwonił jego telefon.
Jego żołądek zrobił podwójnego fikołka, a jego serce już biło mu w uszach, kiedy powoli wracał do łóżka, by spojrzeć na ekran. Proste słowo 'Loczek' sprawiło, że całe jego ciało zdrętwiało. Czuł się zdrętwiały i zastanawiał się czy odebrać czy nie. Jednak potem jego ręka poruszyła się bez jego wiedzy i telefon mu spadł. Desperacko upadł na kolana i przycisnął przycisk akceptujący, zdając sobie sprawę z tego, gdy już miał telefon przy uchu.
- Tak? - Zapytał, czując że trzęsie mu się głos.
- Hej - jego głos był niesamowicie zachrypnięty. - Dzwoniłeś wcześniej pod tem numer?
Harry brzmiał słodko niczym miód i to sprawiało, że Louis czuł się chory, ponieważ wiedział, że ten ton był zarezerwowany dla specyficznej grupy osób.
- Tak, przepraszam - odpowiedział po szczodrej przerwie jaką Harry mu dał. - Dzwoniłem, by zapytać czy chciałbyś się spotkać?
Uderzył się w twarz. Dlaczego Harry sprawiał, że głupiał? Czy to wina poprzednich shotów?
- Zależy kto pyta, słoneczko. Podasz mi swoje imię?
- Tu Louis, poznaliśmy się... pod koniec zeszłego roku. - To brzmiało tak źle i głupio, miał tylko nadzieję, że Harry go zrozumie. Lub w ogóle to połączenie.
- Louis? - Wymamrotał bliżej głośnika.
Jakiś hałas był po stronie Harry'ego, jakby stał na ulicy, ale Louis wcześniej był zbyt rozproszony, by to usłyszeć. Oczywiście, że Harry go nie pamiętał, dlaczego dla Louisa było to takim szokiem? To wciąż w jakimś czasie bolało.
- Przepraszam, że ci przeszkadzam, chyba mam zły nu...
- Czekaj. - Harry zatrzymał go śmiechem. - Wierzysz w anioły?
Louis zmarszczył brwi. Wydał z siebie jakiś dziwny dźwięk i usłyszał jak Harry zachichotał na drugim końcu linii.
- To żart? - Zapytał wciąż marszcząc brwi.
- Nie, Louis. To pytanie, które ludzie zadają nieznajomym w filmach. Nadążaj!
Przez chwilę Louis czuł się ekstremalnie głupi, ale potem wybuchnął śmiechem.
- Chryste, myślałem, że już mnie nie pamiętasz - powiedział, prawie dostając czkawki.
- Tak jak powiedziałem, pozostawiłeś po sobie niemałe wrażenie - powiedział powoli. - Miło jest dodać imię do twarzy.
Louis przygryzł swoją wargę. - Więc naprawdę nie znałeś mojego imienia?
- Nie okłamałem cię ani razu podczas wieczoru.
Harry brzmiał na zdeterminowanego, by to Louisowi udowodnić.
- Jestem specjalny czy jak? - Zapytał Louis, uśmiechając się głupio, gdyby go ktoś zapytał.
- Sądzę, że można tak powiedzieć - stwierdził Harry, a Louis prawie mógł dostrzec jego dołeczek. - Więc chciałbyś się spotkać? - Kontynuował.
To sprawiło, że serce Louisa zaczęło bić szybciej.
- Nie dzwonię, by robić jakiekolwiek układy - powiedział.
- Dobrze, ponieważ i tak by ci się nie udało.
To sprawiło, że Louis zachichotał.
- Chciałbyś kiedyś pójść na kawę? - Zapytał z pożyczoną siłą.
- Jutro w południe? Ty wybierasz miejsce - powiedział Harry.
Louis nie mógł powstrzymać swojego chichotu. To było takie łatwe, że był gotowy płakać z frustracji, że nie zrobił tego prędzej.
- Mamy Starbucksa przed budynkiem naszego biura, prześlę ci adres.
- Wciśniesz mnie między swoje lunchowe spotkania? - Powiedział Harry ciepłym głosem. To sprawiło, że Louisa przeszedł dreszcz.
- Szczerze mówiąc, tak - odpowiedział z braku szybkiego żartu.
- Dobrze, lubię tą pozycję - zachichotał Harry.
To było takie niewinne i tak bardzo kontrastowało z jego słowami, Louis ponownie się uśmiechnął.
- Jesteś pijany? To nie tak, że nie doceniam twoich aluzji - powiedział szybko. - Po prostu jesteś cały roześmiany.
- Może - powiedział powoli Harry. - Jestem z przyjaciółmi, świętujemy.
- Mam komuś wysłać swoje gratulacje?
- Już to zrobiłeś.
Louis zaśmiał się, ponieważ to był Harry i on po prostu sprawiał, że chciało mu się śmiać.
- Do zobaczenia jutro, Loczku - prawie wyszeptał.
- Do zobaczenia, Louis - powiedział Harry z kolejnym chichotem.
Połączenie zakończyło się, a Louis wstał z podłogi wciąż się uśmiechając. Przebrał się i poszedł do kuchni, znajdując w sobie siłę na sprzątanie. Mruczał coś co usłyszał wcześniej w pubie. Nie mógł sobie przypomnieć kiedy dokładnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top