Rozdział 27

Podwórko Gemmy i Mickle'a było mniejsze i bardziej przyciemnione. Nie był tutaj ławki i drzewa, tylko trawa i żywopłot. Było puste w porównaniu do gotujących się myśli Louisa.

- Lou, poczekaj - syknął Harry, przechodząc przez szklane drzwi i wślizgując je z powrotem na miejsce.

Louis szedł w jedną i z powrotem przez jakiś czas bez żadnego rezultatu. Miał pytania, ale tak właściwie to nie wiedział czy chciał usłyszeć odpowiedzi. Harry jak zawsze miał swoje sekrety i dla Louisa to było w porządku... do czasu.

- Czy ty w ogóle rozumiesz o czym mówisz? Dziecko, Harry? - Wyszeptał.

Harry podrapał się po swojej głowie, marszcząc brwi.

- Nie łapię tego - wymamrotał. - Nie chcesz mieć dzieci?

- Oczywiście, że chcę mieć dzieci! Jednak czy ty na pewno chcesz mieć dzieci ze mną? Jesteś pewien?

Jego zmarszczenie pogłębiło się.

- Louis, wariowałem przez cały dzień! - Krzyknął szeptem Harry. - Patrzyłem na ciebie z Ronem i nie mogłem oderwać od ciebie wzroku.

Louis wydał z siebie sfrustrowane jęknięcie.

- Widzisz, mówisz te... słodkie rzeczy przez cały czas, a potem ja coś wynajduję. Coś czego mi nie powiedziałeś albo po prostu... ach! - Jęknął Louis. - Nigdy nie wiem czy podchodzisz do nas poważnie, Harry. Dlaczego nie opowiedziałeś mi o swoim życiu? Dlaczego cały czas masz przede mną sekrety, skoro chcesz spędzić ze mną przyszłość? Nie łapię tego.

Nie wiedział jak wypowiedzieć to na głos, aby Harry zrozumiał jego problem. Kochał tego mężczyznę, ale miłość nie była wystarczająca, jeśli chcą żeby to przetrwało. Potrzebował zaufania.

- Mam przed tobą sekrety dokładnie dlatego, bo chcę z tobą stworzyć przyszłość, Louis. To nie jest takie skomplikowane.

Louis zachichotał i pokręcił głową.

- Dlaczego ignorowałeś swoją własną matkę przez 3 lata?

Patrzył jak wyraz twarzy Harry'ego zmienił się z przepraszającego na atakujący.

- W takim razie chodzi o moją przeszłość? Masz jakieś przemyślenia?

- Cóż, może i mam. - Louis wypowiedział na głos swoje własne obawy. - Myślałem, że nie masz domu i oparcia, ale okazuje się, że to wszystko na własne życzenie.

- Tak jak ci mówiłem wcześniej, Louis.

- Masz rację. Nie chodzi o to. - Louis złapał się za klatkę piersiową, ponieważ jego serce tak mocno waliło. - To dlatego, bo nie chcesz mnie wpuścić. Dlaczego byś to przede mną ukrywał?

- Czy to nie oczywiste? Boję się, Louis. Boję się, że mnie znienawidzisz i zostawisz.

- Albo może po prostu chcesz zacząć czysty.

- A co jest ze mną nie tak, jeśli chcę? Mam ciebie i chcę zapomnieć o wszystkim co było wcześniej.

- To tak nie działa!

- Dlaczego nie może tak być?

- Ponieważ dzisiaj czułem, że cię nie znam!

Obydwoje mocno oddychali, stojąc na środku podwórka. Harry nie miał nawet na sobie koszulki i poczułby chłód, gdyby ta cała rozmowa go nie rozgrzewała.

- Znasz mnie - wyszeptał o wiele spokojniej niż wcześniej.

- Niewystarczająco żeby mieć przyszłość - powiedział Louis. - Musimy sobie nawzajem ufać. A czasami...

- Nie ufasz mi - dokończył za niego Harry.

- A ty byś ufał, gdybyś był na moim miejscu? Byłem przekonany, że to dla ciebie tymczasowo, póki nie zacząłeś teraz mówić o dzieciach.

- Co? - Harry patrzył na niego w szoku. - Zabrałem cię tutaj byś poznał moją rodzinę, myślę o posiadaniu z tobą dziecko, a ty uważasz, że nie podchodzę do nas poważnie?

Louis ponownie spojrzał na Harry'ego. Jego kręcone włosy okalały jego twarz, jego oczy świeciły ogniem, a Louis wciąż w nim widział tego mężczyznę, którego poznał miesiące temu.

- Dzisiaj byłeś dla mnie ostry.

- Cóż, może ja też cię nie znam. - Harry pokręcił głową.

Odwrócił się, wchodząc do domu i nie wymawiając już ani jednego słowa. Louis stał tam, nie wiedząc co zrobić. Czuł się źle, wracając do temu domu, do domu siostry swojego chłopaka, która nic o nim nie wiedziała. Ba, która była przekonana, że Louis był w pewnego rodzaju sponsorem dla jej brata. Dzisiaj zmartwienia szatyna stały się się prawdziwe i nie był pewien już niczego.

I tak wszedł do środku. Powoli usiadł na kanapie i zasnął po dwóch godzinach.

Obudził się pod wpływem małych jęków i uciszań.

- Przepraszam - wyszeptał Mickle. - Obudził się wcześnie. Dlaczego tutaj jesteś?

Ron znajdował się w jego ramionach, a Louis nie chciał odpowiadać na żadne z jego pytań. Chciał być uziemiony, więc wyprostował swoje ramiona i wskazał Mickle'owi, by podał mu płaczące dziecko. Mickle zmarszczył brwi, ale się poddał. Jego oczy były czerwone i nie był w stanie walczyć z Louisem albo swoim własnym zaspaniem.

- Dobra, zrobię mu porcję mleka - powiedział Mickle i poszedł do kuchni.

Louis chciał mu powiedzieć, że i tak miał zamiar to zrobić, ale stracił głos. Był taki zmęczony mówieniem i myśleniem. Wstał i zaczął podrzucać Rona z boku na bok i mruczał mu coś pod nosem.

- Jesteś jakimś aniołem zesłanym z nieba? - Wyszeptał Mickle, który wrócił i spojrzał na swojego śpiącego syna.

Louis uśmiechnął się zmęczony i usiadł, przytulając do siebie chłopca.

- Mogę go odłożyć? - Powiedział mężczyzna bardziej jak pytanie.

Louis wytknął swoją wolną dłoń i nią pomachał.

- Dobrze, w takim razie - odłożył butelkę na stolik kawowy. - Nakarm go, kiedy następnym razem się obudzi. I przyjdź na górę, kiedy chcesz. - Podrapał się po głowie, ziewając. - Nie powiesz mi dlaczego nie jesteś w łóżku?

Louis pokręcił przecząco głową.

- Dobra - przygryzł swoją wargę. - W takim razie do zobaczenia rano.

Wrócił minutę później. - Nie jesteś szaleńcem, prawda?

Louis zmarszczył brwi, patrząc na mężczyznę. - Nie - powiedział powoli.

- Och, dobrze - uśmiechnął się zmęczony. - Dobrze, kolego. Dzięki.

To tak Louis znalazł się na kanapie z śpiącym dzieckiem i zbyt wieloma myślami w swoim umyśle. Louis od czasu do czasu patrzył na śpiącego Rona. Zdecydowanie był podobny do Harry'ego, nawet jeśli jego wielkie, zielone oczy były zamknięte. Jego nos był Harry'ego i jego stopy były równie zimne. Louis czuł tą niewidzialną strunę przyciągającą go do schodów i do Harry'ego, po to by po prostu tam być i ogrzać jego stopy. Był zrujnowany, to na pewno.

Pocałował szczyt głowy Rona i położył się z maluchem na brzuchu, w tej samej pozycji, w której kilka godzin temu leżał z nim brunet. Naprawdę chciał mieć dziecko. To było jego marzeniem i był gotowy na adopcję odkąd jego przychód stał się normalny. Jednak coś zawsze wypadało mu po drodze. Słodki smak możliwości dzielenia tego z kimś innym doprowadził do tego, że Louis czekał. Okazało się, że nie był jeszcze gotowy. Chciał, aby Harry go zrozumiał, by do niego dotarł. I może Louis miał problem z tą samą rzeczą co Harry. Był tak samo zamkniętym mężczyzną jak on.

Poranek nadszedł powoli dla jego zmysłów. Nakarmił Rona około 6, a zaledwie około 8 Harry zszedł na dół. Patrzyli na siebie nad głową Rona. Oczy Harry'ego były czerwone i również nie wyglądał na takiego co dużo spał.

- Kawy? - Zapytał szeptem.

- Poproszę - odpowiedział Louis.

Ich śniadanie było ciche, nawet pomimo tego, że towarzyszyli im Gemma i Mickle. Mickle podziękował Louisowi za to, że pozwolił im obydwojgu spać, a szatyn jedynie uśmiechnął się do siostry Harry'ego i jej męża, próbując uspokoić swój żołądek na myśli, że nigdy więcej ich nie zobaczy.

Ron nie zniósł łatwo ich wyjazdu. Płakał aż Louis wziął go w ramiona i ucałował jego pultaśne policzki, sprawiając że chłopak się zaśmiał. Harry patrzył na tą scenę z samotnością w oczach, a Louis niemal czuł to na swoim własnym języku.

Jechali powoli. Droga była pusta, a deszcz sprawiał, że dzień był bardziej śpiący. Pomiędzy nimi znajdował się termos z kawą, prezent od Gemmy. Jednak Louisowi nie podobało się to aż tak bardzo jak Harry'emu. Cisza była wyborem. Louis nie chciał włączać radio, a Harry wydawał się czuć to samo. Minęła godzina albo dwie podróży, nim Harry w końcu powiedział.

- Sądzę, że teraz to łapię - powiedział cicho Harry, pocierając swoje oko. - Jesteśmy w tym gówniani.

Louis jeszcze chwilę temu czuł się poważnie, chciał podchodzić ostro do Harry'ego, jednak to wszystko opadło, gdy usłyszał słowa mężczyzny. To tak jakby myśleli w ten sam sposób, a słowa Harry'ego przecięły napięcie.

- Och tak, jesteśmy najgorsi - skinął głową, zmieniając pas. - Co w ogóle jest z nami nie tak?

- To tak, jakbyśmy mieli syndrom oszusta, ale w odniesieniu do związku.

- Cholera! - Louis odwrócił się, by na chwilę spojrzeć na Harry'ego. - Masz całkowitą rację!

Harry miał szalony błysk w swoich oczach, który Louis kochał i którego się obawiał. Teraz się cieszył, ponieważ wczoraj Harry wydawał się być zmęczony i bez nadziei. Teraz był rozpalony i płonący popiół tańczył w jego oczach.

- Byłem już rzucany kilka razy, ale dlaczego podchodzę do tego z taką wrażliwością? Mam na myśli, dorośnij kurwa! - Pisnął młodszy mężczyzna.

Obydwoje się śmiali i patrzyli jak słońce znika za chmurami.

- Byłem zdradzony - powiedział Louis. - Kilka razy.

Louis patrzył przed siebie i miał nadzieję, że to nie było nic wielkiego.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Zapytał powoli Harry, a Louis po raz pierwszy o tym pomyślał.

To nie było 'Kto to był?' ani 'Dlaczego to się wydarzyło?'. Zamiast tego było pytanie o teraźniejszość. O nich.

- Myślę, że po prostu było mi wstyd - wymamrotał Louis. - Jakby nie patrzeć to nie jest zbyt seksowne. Co jest ze mną personalnie nie tak, że mnie zdradzano?

- Ludzie są gówniani, nie potrzebują powodu, Louis. Zaufaj mi z tym.

Louis skinął głową, nieco pocieszony. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że tego potrzebował.

- Myślę, że to podobne do tego dlaczego nigdy nie mówiłeś mi o swojej mamie.

- Bardzo podobne. - Harry skinął głową. - Byłem zażenowany sobą i również dlatego z nią nie rozmawiałem. Zachowywałem się jak dziecko, życie dało mi lekcję, a ja wciąż byłem zbyt dumny, by wrócić z podkulonym ogonem do domu.

- Oo co w ogóle poszło? - Zapytał Louis, marszcząc brwi. - Mam na myśli, nie byliście w kontakcie przez trzy lata, tak?

- Nie, chodziło o to, że ja sam z siebie nic nie robiłem. - Harry pokręcił swoją głową, widać było, że teraz było mu smutno z tego powodu. - Mama mówiła mi bym wrócił do domu. Dała mi ultimatum, powiedziała, że boi się o mój styl życia i miała wiele powodów. Odcięła mnie też od pieniędzy, więc nie miałem dokąd pójść, oprócz powrotu do domu.

Louis uniósł brwi w zaskoczeniu. - Czy to nie dlatego później się odciąłeś? Z powodu pieniędzy?

Harry mrugnął. - Tak, to dlatego była tak zdewastowana. Myślała, że to wszystko jej wina.

- Widzę. - Louis rozpiął swoje ramię, by złapać dłoń Harry'ego. - Już teraz koniec. Ona jest w porządku i ty też.

Nastąpiła chwila ciszy. Harry złapał dłoń Louisa i ścisnął ją, wyglądając przez okno.

- Czy to dlatego musisz wszystko wiedzieć? - Zapytał znikąd, sprawiając że Louis zmarszczył brwi. - Mam na myśli... zdradę.

- Och. - Zmarszczenie u Louisa pogłębiło się. - Może. Czy to cię denerwuje?

- Czasami - powiedział szczerze. - Czasami jesteś niczym intruz.

- Przepraszam za to. - Louis ścisnął dłoń Harry'ego. - Ale ty możesz za bardzo trzymać wszystko w sobie.

- Touche. - Harry skinął głową. - Patrz, rozmawiamy o tym całym gównie - powiedział z uśmiechem. - Jak prawdziwi dorośli.

Louis zaśmiał się, czując się w jakiś sposób czysty. Nie był już zmęczony i śpiący. Harry zmusił go do wypicia trochę kawy. Trochę bał się przejść do następnego tematu, ale musiał to powiedzieć.

- W zeszłym roku myślałem o surogacji - powiedział, ściskając mocniej kierownicę. - Nawet powiedziałem o tym Liamowi, bardzo mnie wspierał.

Harry przez jakiś czas nic nie powiedział, a Louis za bardzo bał się spojrzeć w jego stronę, więc czekał. Deszcz cały czas padał, a słońce było teraz ledwie widoczne za chmurami.

- Dlaczego zaczekałeś? - Zapytał w końcu spokojnym głosem.

Louis westchnął. - Agencja zaczęła spadać na dno, a potem... - wzruszył ramionami. - Poznałem ciebie.

Harry ścisnął dłoń Louisa na jego ostatnie słowa.

- Więc myślałeś... - zatrzymał się. - Pomyślałeś, że moglibyśmy zrobić to razem?

Louis przygryzł swoją wargę i wziął długi wdech. - Uważasz mnie za szaleńca?

- Nie! - Odpowiedział od razu Harry. - Powiedziałbym jedynie dziękuję i wow, cholera! - Louis zachichotał. - Naprawdę sądzisz, że byłem wart czekania i odłożenia swoich planów na bok?

Louis pokręcił głową, patrząc na Harry'ego. - Przestań być za każdym razem taki zaskoczony. Od naszego pierwszego spotkania czułem w kościach, że to będzie coś wyjątkowego.

Harry przełknął i powoli przysunął dłoń Louisa do swoich suchych warg.

- Naprawdę chciałem żeby tak było - wyznał. - Nie mogłem marzyć o tym co jest teraz.

- Cóż, zawsze byłem marzycielem. - Louis uśmiechnął się. - A ty wyglądałeś i mówiłeś jak marzenie, kochanie.

Harry zachichotał słodko i wciąż zostawiał motyle buziaki na dłoni szatyna.

- Nie będę już trzymał przed tobą sekretów - powiedział szeptem. - Chcę żebyśmy stworzyli razem przyszłość i nie chcę żebyś czuł się, jakbyś mnie nie znał, Lou. Przez całą noc myślałem o twoich słowach.

- A ja będę częściej wypowiadał na głos swoje obawy. Nie sądzę, że to będzie przyjemne, ale nie chcę byś się czymkolwiek martwił.

- Dobrze. - Harry skinął głową, przygryzając swoją wargę. - Mogę cię pocałować? Czy to spowoduje wypadek?

Louis zaśmiał się. - Prawie jesteśmy, więc poproszę żebyś zaczekał. Prawie widzę światła na pierwszej ulicy.

- Dobra - wymamrotał niczym dziecko.

Harry przygryzł swoją wargę, wyglądając przez okno, ale potem coś przemknęło przez jego umysł i zmarszczył brwi.

- Swoją drogą - zaczął. - W noc kiedy jedliśmy obiad z twoją rodziną. Twoje siostry tak się martwiły o książkę... - zatrzymał się, a Louis uniósł brew. - Po prostu, zgaduję, że nigd nie zapytałem o czym jest, to wszystko.

- Och - zachichotał Louis. - Cóż, to porażka.

Harry położył ich złączone dłonie na swojej klatce piersiowej, sprawiając że Louis się zaśmiał.

- Żadnych sekretów, pamiętasz? - Wymamrotał, już wykorzystując to przeciwko Louisa. Co za wdzięk.

- To tylko książka pełna rzeczy motywacyjnych. - Louis wzruszył ramionami.

- Rzeczy?

Czuł jak jego policzki pokrywają się czerwienią. - Historii.

Był w staniec dostrzec, że brunet przyglądał mu się z bliska. - To historia pełna motywacyjnych historii? - Powtórzył. - Historii o czym?

- Na przykład ta historia o Violet, którą ci kiedyś opowiadałem. - Louis przygryzł swoją wargę. - O Stevenie, moim tacie, mojej mamie, takie rzeczy.

Harry ścisnął jego dłoń i jeszcze raz ją pocałował. - Opowiedz mi o tym.

I Louis mu powiedział. Powiedział Harry'emu o szkolnym projekcie, w którym mieli napisać o swoim bohaterze. Powiedział Harry'emu o tym jak przyszedł ze szkoły z 'A' i przeczytał to swojej mamie, historię o tym jak nigdy jej nie było i jak trudno było być samemu w tym okropnym świecie. Powiedział o tym jak płakał i jaki to świat jest pełen niewypowiedzianych historii i każdy ma dar podzielenia się swoją własną historią. Dlatego Louis zaczął pisać. I nigdy nie przestał. Napisał o szkolnej pielęgniarce, która pracowała kiedyś na SOR-ze i nie mogła znaleźć spokoju bez swojej praktyki. Napisał o swoim przyjacielu Stanie, który stawał w jego obronie przed oprawcami Louisa, którzy obrzucali go wyzwiskami i pięściami. To sprawiało, że zamykał się w sobie, ale w końcu otworzył się przed swoim najlepszym przyjacielem. Napisał o swoim ojcu, który bał się tego, że stanie się złym ojcem, ale uważał się cały czas za winnego i miał potrzebę pomocy i ratowania innych. Napisał o swojej matce. Ponownie i jeszcze raz, aż w końcu jej z nimi nie było. W końcu wyznał prawdę, ta książką była o życiu jego i jego mamy i Louis za bardzo się bał, by ujrzała światło dzienne.

- Chcę to przeczytać - powiedział Harry cienkim głosem, łzy wypełniły jego oczy. - I naprawdę chciałbym poznać twoją m-matkę. - Przygryzł swoją wargę, ale jedna łza spłynęła mu po policzku.

- Była niezłą inspiracją. - Louis zachichotał, próbując powstrzymać swoje własne łzy. - Pozwolę ci to przeczytać, kiedy wrócimy do domu.

- A dziewczynki - powiedział Harry. - Fizzy powiedziała, że nigdy nie widziały pełnej wersji.

Louis przewrócił oczami. - Przestań się spoufalać z moimi siostrami.

Skręcił w małą uliczkę i spojrzał w stronę Harry'ego, by zobaczyć jak mężczyzna się uśmiecha.

- Czy nie to robią rodziny?

Louis uśmiechał się przez całą drogę w mieście. Harry całował go na każdym światłach i zmarszczył brwi, kiedy zatrzymali się przy kwiaciarni.

- Myślałem, że jedziemy do twojego domu.

- Jedziemy, ale najpierw muszę coś załatwić. Możesz iść tutaj po kwiaty? - Wskazał na mały sklep.

Oczy Harry'ego pokryły się zmartwieniem. - Próbujesz mnie zaskoczyć?

- Nie, nie bardzo. - Louis uśmiechnął się lekko. - Po prostu kup jakieś kwiaty, to nic wielkiego.

Harry warknął i wysunął swoją dłoń, by złapać kartę Louisa. Szatyn widział szelmowski uśmiech na twarzy swojego chłopaka, kiedy ten wysiadał z samochodu na deszczową ulicę. Harry wyjaśnił Louisowi czym jest 'sugar baby' i obiecał, że nie było to czymś czego od niego chciał. Jednak szatyn znalazł przyjemność w byciu 'tatusiem' i wiedział, że Harry'emu też to nie przeszkadzało.

Kiedy brunet wysiadł z samochodu, Louis miał czas, by zebrać się w sobie i pozwolił na to, by jego oczy się wysuszyły. Nie był pewien czy były to szczęśliwe łzy czy te inne. Harry wybrał bukiet świeżych stokrotek z dodatkiem polnych kwiatów. Wyglądał prosto i ciepło, a Louis cieszył się z tego, że pozwolił brunetowi wybrać. Pojechali na drugi koniec miasta i wzdłuż wzgórza.

- Nie łapię. - Harry zmarszczył brwi. - Dlaczego jedziemy do kaplicy? Czy twój przyjaciel jest księdzem?

Louis szczerze na to zachichotał. - Nawet nie jesteś blisko, ale tak bardzo pokochałaby twoją pomyłkę.

Harry patrzył na niego z ostrożnością. - Jesteś dzisiaj dziwny.

Louis wzruszył ramionami, parkując samochód na małym parkingu i wychodząc na świeże powietrze. Deszcz w końcu przestał padać i powietrze pachniało jak ścięta trawa. Zaczął iść w stronę kaplicy i skręcił w lewo do drzewa na tyłach.

- Dlaczego... - Harry przestał mówić w chwili, kiedy zeszli z dróżki i udali się na tyły małego budynku. Louis patrzył się tylko przed siebie, miał w dłoni mapkę, ale jakimś czasem pamiętał każdy krok.

Stanął pod odpowiednim kamieniem i uniósł wzrok na niebo, a potem spojrzał w dół. Czuł za sobą obecność Harry'ego, jego ciepłe ciało i jego loki na swoim policzku.

- Cześć mamo - powiedział Louis. - Chcę żebyś poznała kogoś wyjątkowego.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następny rozdział (ostatni z tej części) będzie w sobotę



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top