Rozdział 25
-To katastrofa! - Harry krzyczał, chodząc po domu. - Louis, otruliśmy dziecko! Gemma zostawiła mnie z nim na dwie godziny, a wystarczyło pół żebym go otruł. Jestem najgorszym wujkiem na świecie! Gdzie jest mój telefon?
Louis siedział przy stole z Ronem w swoich ramionach. Cieszył się, że maluch uważał Harry'ego za równie zabawnego jak Louis, w innym wypadku płakałby tak jak wcześniej. Ron przeżył trochę szok, kiedy się odwrócił i nie znalazł swoich rodziców, w miejscu, gdzie jeszcze chwilę wcześniej byli, dlatego zaczął płakać. I to wtedy Harry zaczął panikować.
- Louis, dlaczego jesteś taki spokojny? Musimy jechać do szpitala! Masz fotelik w swoim samochodzie? Dlaczego miałbyś mieć, przecież nie mamy dziecka! To katastrofa! Co on wyprawia?
- Uśmiecha się - odpowiedział Louis, czyszcząc zaplutą buzię Rona.
- Co? - Harry zatrzymał się, zakładając swój lewy but na prawą stopę i uniósł wzrok. - Ma jakieś halucynacje albo coś? Przysięgam, czytałem instrukcje tego mleka i...
- I zrobiłeś wszystko prawidłowo - dokończył Louis. - Po prostu mu się ulało. Dzieci tak robią, Harry. Jest dobrze.
Harry zmarszczył brwi, patrząc się na uśmiechające się dziecko w ramionach Louisa.
- Więc go nie otrułem? - Powiedział. - Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
- Byłeś zabawny. - Louis wzruszył ramionami. - I przestałem próbować po czwartym razie. Wujkiem sprawił, że Ronny się śmiał, prawda Ronny?
Ron włożył palec do swoich uśmiechniętych ust i opuścił głowę na ramię Louisa, będąc zbyt zmęczonym.
- Prawie dostałem zawału serca, a ty się dobrze bawiłeś? - Wyszeptał Harry, rozwiązując swoje buty. - Nigdy tego nie robiłem, dobra?
- Nigdy nie widziałeś dziecko? - Zapytał Louis trochę rozbawiony.
Wstał, podchodząc bliżej do swojego chłopaka.
- Zamierzasz z nim tak szybko chodzić? To bezpieczne? - Oczy Harry'ego były duże i zmartwione.
- Jest dobrze - zachichotał Louis. - Spójrz.
Odwrócił się, więc Harry był w stanie spojrzeć chłopcowi w oczy. Był tak zajęty panikowaniem, że prawie nie miał szansy, by to zrobić. Ron spojrzał na Harry'ego tymi samymi zielonymi oczami i przez chwilę obydwoje patrzyli się na siebie, a Louis cieszył się z wagi dziecka w swoich ramionach i uczucia dłoni Harry'ego na swoich plecach.
- Matko Boska, jest wspaniały - wyszeptał Harry, przykładając palec do policzka chłopca. - Jest taki podobny do Gemmy.
- Sądzę, że wygląda trochę jak ty - powiedział Louis, przytulając Rona bliżej. - Też nie krzyżuje swoich oczu. To bardzo dobrze.
- To taka rzecz? - Harry nie odwracał wzroku od jego oczu.
- Tak, dzieci przez kilka miesięcy widzą jedynie z pewnego dystansu i dopiero jak mają 4-5 miesięcy uczą się jak kontrolować swoje oczy i inne części ciała.
Harry powoli się pochylił i zostawił małego buziaka na policzku chłopca, sprawiając że Ron się uśmiechnął i ponownie opluł.
- Tak bardzo cię lubi, słodziaku. - Louis uśmiechnął się z rozkoszą. - Chcesz go potrzymać?
Harry przygryzł swoją wargę. - Chcę, ale się boję.
- Trzymałeś go, zanim twoja siostra wyszła.
- Tak, ale to był bardziej odruch.
- Dokładnie tak to jest, kochanie. Chodź tutaj. - Louis złapał dłoń Harry'ego i poprowadził ich do salonu.
Gdyby ktoś nie wiedział, że Gemma i Mickle mają dziecko to z pewnością po tym bałaganie, by do tego doszli. Na stoliku do kawy znajdowało się nawet mleko modyfikowane, które wyglądało jak impreza kokainowa.
- Usiądź tutaj - wskazał na kanapę, na której znajdowały się małe ubranka i różne koce. - Będę tutaj siedział i położę go na twoich kolanach, widzisz? - Louis zrobił dokładnie tak jak powiedział, usiadł obok Harry'ego i położył Rona na jego kolanach. - W ten sposób nie możesz go upuścić i będziesz go widział w całej swojej krasie. Jaki śliczny chłopczyk. - Louis nic nie mógł na to poradzić, ale pocałował główkę chłopca.
- Jest taki malutki, jak oni utrzymują go przy życiu? - Zapytał głupio Harry. Louis był w stanie się z tym utożsamić.
- Właściwie to je całkiem dużo - powiedział szatyn. - Musi wyrosnąć na silnego.
Louis co jakiś czas gruchał dziecięcym głosem, zbyt podekscytowany, aby przestać.
- Dlaczego teraz się nie uśmiecha? - Zapytał Harry cienkim głosem, jakby Ron mógł go usłyszeć i zrozumieć.
- Daj mu chwilę, poznaje swojego wnuka.
I co to był za moment. Louis pomógł Harry'emu położyć Rona na swojej klatce piersiowej i nic nie mógł na to poradzić, ale uśmiechał się jak szaleniec, kiedy patrzył na Harry'ego z dzieckiem w swoich rękach. Jego piękny chłopiec z dzieckiem. Louis oszaleje z radości.
- Naprawdę mocno ściska mój palec. - Zauważył Harry, pokazując to Louisowi z zainteresowanym wyrazem twarzy. - To normalne?
- Tak, dopiero rozwija swój odruch chwytny i to bardzo dobrze, że go używa. - Szatyn zamyślił się na chwilę. - Założę się, że potrafi się też odwrócić.
- Co?
Louis powoli wziął jeden z kocy z kanapy i położył go na podłodze.
- Połóż go na kocu.
- Ty to zrób. Boję się wstać.
- Waży tyle co nic, kochanie. - Louis zachichotał. - Mnie nigdy nie opuściłeś.
- Ale jeśli upuszczę ciebie to nie będzie wielka sprawa. - Harry wzruszył ramionami, dając Louisowi okazję do zabrania Rona z jego dłoni. Zakaszlał, kiedy Louis na niego spojrzał. - Mam na myśli to, że nie umrzesz ani się poważnie nie uszkodzisz.
- Dobrze wiedzieć co sprawia, że jesteś taki spokojny, kiedy następnym razem mnie podniesiesz - wymamrotał Louis, kładąc Rona na kocu na plecach. - Teraz poczekajmy.
- Na co? - Zapytał Harry, opadając na podłogę obok Louisa.
- Zobaczysz - powiedział Louis, łapiąc go za dłoń. - Dzieci nie są takie ciężkie, zawsze uważałem je za uspokajające. Kochałem zajmować się moimi siostrami, nawet jak były nastolatkami.
- Nie bałeś się?
- Oczywiście, że się bałem. - Louis uśmiechnął się, odwracając do Harry'ego. - Mama zawsze mówiła mi, że nigdy nie powinienem zostawiać ich samych i zawsze powinienem mieć na nie oko. Ale Ron ma jedynie 5 miesięcy. Szczerze mówiąc najgorsze co może zrobić to zacząć płakać. Najfajniejsza część zaczyna się o siódmej.
Harry zachichotał, całując nos Louisa. - Dobrze, że jesteśmy tutaj wcześniej.
- Tak. - Louis uśmiechnął się, całując w odpowiedzi nos Harry'ego.
- Ach. - Odwrócili się, patrząc jak Ron przyglądał się nim, leżąc teraz na brzuchu.
- Co! - Harry rozszerzył oczy. - Czy on właśnie?
- Aww, mały, silny, Ronny! - Louis klasnął w dłonie. - Odwróciłeś się, kochanie! Jaki już z ciebie duży chłopiec. - Louis złapał gryzaka, na którego patrzył Ron i położył go bliżej, by mały mógł go złapać i włożyć sobie do buzi. - Czy Gemma mówiła cokolwiek o ząbkowaniu? Ta zabawka chyba jest do ząbkowania.
Odwrócił swoją głowę do Harry'ego, dwie minuty później, gdy zdał sobie sprawę z tego, że nigdy nie usłyszał odpowiedzi. Mężczyzna patrzył na Louisa ze łzami w oczach. Starszy mężczyzna zmarszczył brwi i przybliżył się do niego.
- Słoneczko, co się stało? - Zapytał cienkim głosem, nie chcąc żeby Ron zobaczył, że jego wujek płacze. Dzieci są bardzo wrażliwe na stres i uspokojenie go później byłoby wyzwaniem.
- To nic. - Harry potarł swoje oczy, uśmiechając się. - Po prostu... - przygryzł swoją wargę. - Przegapiłem to.
Twarz Louisa rozpogodziła się i uśmiechnął się. - Cóż, masz to teraz, możemy przyjeżdżać co weekend albo Gemma i Mickle mogą przyjechać z Ronem do nas. Będziemy musieli coż zrobić ze schodami, ale mogę zabrać barierkę z domu. Mieliśmy jedną dla Ernesta i Doris. - Louis mamrotał, nie będąc w stanie powstrzymać swojego podekscytowania na myśl o posiadaniu dziecka wokół.
- Nie, Lou. - Harry zachichotał cicho. - Mam na myśli to, że przegapiłem jak się odwracał. Jak jest w stanie to zrobić? Czy to normalne?
Przez chwilę Louis patrzył się na Harry'ego z otwartą buzią, ale potem polizał swoje wargi i pochylił się, był zbyt zakochany w tym chłopcu, aby go nie pocałować.
- Za co to było? - Harry wyszeptał, wciąż próbując odgonić łzy mruganiem.
- Za to, że jesteś bardziej uroczy, niż dziecko.
Do czasu aż Gemma i Mickle wrócili, Louisowi zostało udowodnione, że się mylił co do tego, że Harry nie mógł być bardziej uroczy.
- Jak długo śpią? - Zapytała Gemma, przynosząc Louisowi kubek herbaty.
Siedział w fotelu, patrząc jak Harry przytulał się z Ronem na kanapie. Chłopiec leżał komfortowo na klatce piersiowej Harry'ego, a brunet trzymał go podczas snu zablokowaną ręką, delikatnie przy tym chrapał.
- Może od pół godziny - odpowiedział, przeczyszczając gardło. - Harry trochę się z nim bawił i próbował sprawić, że powie jego imię.
- Och, jak mu poszło? - Gemma usiadła na podłodze przy fotelu i położyła swoją głowę na oparciu, trzymając między swoimi udami swój własny kubek.
- Głównie się śmiał i coś mamrotał.
- Czyli dokładnie to co robi za każdym razem, kiedy ktoś chce, by coś powiedział.
- Chociaż jest świetny w zapamiętywaniu innych rzeczy. - Mickle wszedł do pokoju, zbierając koce z podłogi. - Przepraszamy za bałagan, mieliśmy ciężki tydzień.
- Coś się stało? - Louis zmarszczył brwi, a Gemma westchnęła.
- Tylko Harry, który zadzwonił do mamy w środku nocy, sprawiając że była cała zmartwiona i bezsenna.
Zmarszczenie u Louisa pogłębiło się. - Dlaczego się martwiła?
Gemma wymieniła spojrzenie ze swoim mężem, jakby sprawdzała co on o tym sądzi.
- Myśli, że Harry ma w pewnym sensie kłopoty, ponieważ według niej w żadnym innym wypadku, by z nią nie rozmawiał.
- Co? - Louis był zmieszany. - Myślałem, że to ona z nim nie rozmawiała.
Gemma przewróciła oczami. - Żartujesz sobie ze mnie? - Powiedziała sfrustrowanym szeptem. - To ci powiedział Harry?
Louis musiał pomyśleć przez chwilę, zanim odpowiedział. - Właściwie to niczego nie mówił. Powiedział, że nie rozmawiają i że nie jest w domu mile widziany i...
- I to zdecydowanie nie jest prawda. - Gemma pokręciła głową z rozczarowaniem na swojej twarzy. - Mama próbowała sprawić, żeby Harry wrócił tak wiele razy w ciągu ostatnich kilku lat, że przestaliśmy liczyć. To właściwie jest powód, dlaczego nigdy nie odwiedzamy Harry'ego w mieście, nie możemy wiedzieć gdzie mieszka, ponieważ jestem okropnym kłamcą i nigdy nie okłamałabym mamy. Spędzała noce i dnie w mieście, szukając Harry'ego przez większą część pierwszego roku.
Louisowi kręciło się w głowie. Zdał sobie sprawę z tego, że Harry nigdy mu o niczym nie powiedział. Louis jedynie założył to wszystko, a brunet mu na to pozwolił. Nie był pewien czy był zły, zraniony czy po prostu zmartwiony tym dokąd to wszystko zmierzało.
- Jak dawno temu był pierwszy rok? - Zapytał, nie odwracając wzroku od swojej herbaty.
Gemma była cicha, więc Mickle odpowiedział na jego pytanie.
- Trzy lata temu.
Oczy Louisa pozostały spokojne, jego wyraz twarzy nie pokazywał żadnych oznak zaskoczenia, ale głęboko w środku coś go paliło. Harry powiedział coś o 3 czy 4 latach i to było prawie to samo. Jednak teraz, kiedy wiedział, że brunet ignorował swoją matkę przez trzy lata i że doprowadzał ją do szaleństwa, widział to wszystko w zupełnie innym świetle.
Nic dziwnego, że Harry tak się bał przyjazdu tutaj. Był synem marnotrawnym wracającym do domu.
- Chyba powiedzieliśmy wystarczająco - powiedziała szeptem Gemma, sprawiając że Louis na nią spojrzał. Ona już patrzyła na niego. - Uwierz mi, wiem jak ciężkie to potrafi być. - Uśmiechnęła się smutno. - Zaczął ze mną rozmawiać, kiedy napisałem mu, że skontaktuje się z policją. Wierzysz w to? - Zachichotała. - Przed tym dzwoniłam do jego kolegów, by wiedzieć czy żyje i chodziłam na jego zajęcia. Na które przeważnie nie chodził - powiedziała i wzięła łyk swojej herbaty. - Ma charakterek i dobrze o tym wiemy.
Na to Louis był w stanie skinąć głową. Znał z pierwszej ręki temperament Harry'ego i to na pewno nie powinno być dla niego niespodzianką, ale i tak było. Uniósł swój wzrok na kanapę, gdzie jego Harry spał z otwartą buzią i z małym dzieckiem w swoich ramionach. Był jeszcze bardziej anielski niż zazwyczaj. Czy powinien czuć się zraniony i jakby go okłamano? Obchodziła go jednak przeszłość Harry'ego? Nie. Był teraz małą częścią obecnego życia Harry'ego. Nie zamierzał narzekać.
Oczywiście zada mu parę pytań. Jednak po obiedzie z Anne. Był przekonany, że Harry ma wiele na głowie, a Louis nie zamierzał mu tego utrudniać.
- Więc jesteście razem, razem? - Zapytała nonszalancko Gemma, a przynajmniej starała się. Jej wyraz twarzy pozostał taki sam, nawet jeśli Mickle kaszlnął w swoją pięść.
Louis przygryzł swoją wargę i skinął głową. - Daj mi zgadnąć, Harry za dużo o mnie nie mówił.
- Wcale, jeśli mam być szczera.
- Widzę, że taka jesteś - zachichotał Louis.
- Czasami za bardzo - wymamrotał Mickle, kręcąc głową, a następnie usiadł na podłodze obok swojej żony.
Obydwoje siedzieli na podłodze, a Louis na fotelu, postanowił więc do nich dołączyć.
- Jest sekretny. - Louis wzruszył ramionami. - Nie mam nic przeciwko. Za to powiedział mi masę rzeczy o waszej dwójce.
Nie do końca to była prawda, ale Louis czuł potrzebę wkręcenia się do tej rodziny.
- To nudne, zamiast tego opowiedz nam o sobie. - Gemma uśmiechnęła się szelmowsko.
Louis polizał swoje wargi i zerknął na swoją herbatę. - Mam 30 lat. - Zdecydował się zacząć od najgorszej części. - Mam pięć sióstr i brata, wszyscy są młodsi ode mnie.
- To kurewsko dużo! Nic dziwnego, że sobie dajesz radę z Ronem.
- Wszędzie go pełno. - Louis uśmiechnął się. - Moje siostry były zbyt leniwe, by tyle się ruszać.
- Chcielibyśmy żeby taki był. - Mickle przewrócił oczami. - Nie ma chwili bez martwienia.
- Gdzie wszyscy żyjecie? - Gemma wzięła łyk swojej herbaty.
- Ja mieszkam w Londynie, bo tam pracuję, a większość ferajny żyje w Doncaster. Lottie, najstarsza siostra, przez większość czasu też jest w Londynie. Jest makijażystką.
- A czym się zajmujesz
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu pytaniu? - Mickle niemal przerwał Gemmie.
Louis uśmiechnął się. - Oczywiście, że nie.
- Miałeś tutaj szaloną jazdę. - Louis był nieco zszokowany, słysząc, że mówiła o jego samochodzie. I tak był czerwony.
- Prowadzę wydawnictwo. Dokładnie to wydawnictwo Tomlinson.
- Czekaj, mówisz serio? Jesteś Louis Tomlinson? - Mickle rozszerzył swoje oczy.
- Nie wiedziałem, że jestem celebrytą, póki nie poznałem Harry'ego i jego przyjaciół. - Louis zachichotał. - Naprawdę o mnie słyszałeś?
- Słyszeliśmy o większości wydawnictw, nie czuj się szczególnie. - Gemma przewróciła oczami. - Jestem okazjonalną pisarką.
Naszła kolej na to, by Louis czuł się zaskoczony. - Co? Dlaczego Harry...
- Nie chciał wykorzystać ciebie jako windy dla mnie - powiedziała Gemma, przygryzając wargę. - Chłopak poważnie do ciebie podchodzi.
To nie była deklaracja. Wydawało się, że sama zdała sobie z tego sprawę i to sprawiło, że było to bardziej prawdziwe, Louis czuł dreszcze na swoich nogach.
- Mogę cię wydać - powiedział, nawet o tym nie myśląc.
- Zwolnij, co nagle to po diable. - Usłyszał głos z kanapy i odwrócił swoją głowę, by złapać wzrok Harry'ego.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Zapytał, nie będąc w stanie powstrzymać swojego uśmiechu.
Harry przewrócił oczami, przytulając mocniej Rona i całując jego czoło.
- Wiedziałem, że będziesz chciał pomóc, a obawiam się, że nie jest taka dobra. - Jego głos był wolniejszy i niższy niż zazwyczaj.
- Ale jestem dobra! - Krzyknęła Gemma trochę zbyt głośno, sprawiając że Mickle się wzdrygnął.
- No i proszę. - Nie musiał się nawet odwracać do Harry'ego, żeby wiedzieć, że to obudziło Rona.
Przekazali chłopca jego matce, która zaczęła gruchać zupełnie zmieniając swoje podejście i charakter.
- Nigdy w życiu nie widziałem jej tak skoncentrowanej - wyszeptał Harry do Louisa, sprawiając że mężczyzna zachichotał.
- Kiedy musimy iść? - Zapytał Mickle, idąc do kuchni, gdzie Harry i Louis szeptali-walczyli na temat tego, by Louis wydał Gemmę.
Harry przez chwilę wyglądał na zmieszanego, jakby całkowicie zapomniał dlaczego tutaj byli.
- Hmm, może za pół godziny - odpowiedział za niego Louis. - Idziecie z nami?
- Oczywiście - zachichotał. - Nie przegapimy tego. Nasz chłopiec wrócił do miasta.
Louis czuł jak dłonie Harry'ego były zaciśnięte. Był teraz bardziej świadomy sytuacji i wiedział, że Ann przyjmie bruneta z otwartymi ramionami. Nie był jednak w stanie wyobrazić sobie tego jak Harry się czuł. Może winny. Wszystko przez te wszystkie lata paniki i złości. Louis próbował sobie wyobrazić siebie w jego skórze, ale nie było to możliwe.
- Możemy wziąć prysznic? - Zapytał zamiast tego.
- Oczywiście. - Mickle skinął głową.
Poprowadził ich na górę do pokoju dla gości. Wyglądał miło i Louis zabrał ze sobą ich bagaże. Łazienka była dzielona, więc najpierw jeden poszedł się myć, a potem drugi. Louis miał chwilę, by zadzwonić do Fizz i powiedzieć jej gdzie jutro idą. Miło było jej to słyszeć, ale kiedy zapytała o Harry'ego i jego podróż, Louis przygryzł wargę. Nie wiedział co ma jej powiedzieć, więc obiecał, że powie jej jak jutro wrócą.
- Co powinienem ubrać? - Zapytał Harry, susząc swoje włosy ręcznikiem.
- Zgaduję, że jeansy i koszulka będą w porządku. - Louis wzruszył ramionami, wskazując na swoją własną koszulkę.
- Nie chcę wyglądać zbyt ekstrawagancko - wymamrotał Harry, grzebiąc w swojej torbie.
- Dlaczego? - Zapytał Louis, marszcząc brwi. - Jesteś ekstrawaganckim mężczyzną, kochanie.
Harry nawet nie zachichotał. - Nie chcę żeby to wiedziała.
Louis zaczynał się nieco wściekać. Wie, że nie powinien, nie powinien czuć się źle z tym jak Harry zachowywał się przed mamą. Ale był. Harry musiał przestać grać w tą grę i pozwolić jej na to, by zobaczyła go prawdziwego. Z drugiej strony, czy ekstrawagancki Harry był prawdziwym Harrym? Czy Louis w ogóle znał prawdziwego Harry'ego?
- Załóż to co zazwyczaj i pozwól, by zobaczyła cię takim jakim jesteś - powiedział spokojnym głosem.
Nie musieli jechać do domu Ann. Był wzdłuż ulicy i zaraz za rogiem. Oddech Harry'ego się zmieniał im bliżej byli.
- Czy to dom, w którym dorastaliście? - Zapytał Louis Gemmę.
Harry trzymał jego dłoń w martwym uścisku, ale jego wzrok mówił, że był teraz bardzo daleko od Louisa.
- Tak. - Skinęła głową, przytulając Rona bliżej. Chłopiec był ubrany w czerwone śpioszki i ciepła czpakę. Wieczorem było trochę chłodno. - Na drzewie z tyłu znajduje się huśtawką, którą nasz tata nam powiesił.
Louis ścisnął dłoń Harry'ego. Kolejna historia, której nigdy nie słyszał. Louis nie wiedział nic o mężczyźnie, oprócz tego, że go nie było.
- Co powinienem powiedzieć? - Zapytał Harry spanikowanym głosem. - Wie, że przychodzimy razem? Może czeka na mnie.
- Myślałem, że powiedziałeś, że chce mnie poznać? - Wyszeptał Louis, marszcząc brwi.
- Nie miałem na myśli ciebie! - Młodszy ścisnął dłoń Louisa jeszcze mocniej, o ile to w ogóle było możliwe. - Ty mnie nie zostawiasz!
- Oczywiście, że nie, słodziaku. - Louis uśmiechnął się, uspokajając się. - Wszystko będzie dobrze. Jest twoją mamą, kocha cię bez względu na wszystko.
Nie był pewien czy Harry go słyszał, byli już na ganku, a Gemmą nie kierowały sentymenty. Albo żadna analiza emocjonalna. Po prostu otworzyła drzwi i weszła do środka.
- Mamo, jesteśmy!
Louis utknął na ganku z przerażonym Harrym.
To był moment, w którym Louis ją zobaczył. Ann podeszła do otwartych drzwi, stawiając ostrożne kroki. Miała na sobie okulary, a jej dłonie się trzęsły. Harry był krok od złamania dłoni Louisa, ale było to niemal niedostrzegalne przy sile z jaką Louis oddawał uścisk. Ann nawet jeszcze nie spojrzała w jego stronę, a on już miał ochotę zwymiotować.
- Harry? - Zapytała kobieta szeptem, zbliżając się do niego.
To wyglądało tak, jakby zbliżała się do dzikiego zwierzęcia. Wydawała się dobrze znać swojego syna.
- Mamo.
Harry z ledwością powiedział słowo i cały świat oszalał. W następnej chwili coś upadło w domu i roztrzaskało się z głośnym dźwiękiem. Od razu usłyszeli płacz Rona i przeklinającą Gemmę. Jednak nic z tego nie miało tak naprawdę znaczenia, ponieważ Louis i Mickle byli zbyt zajęci łapaniem Ann przed upadkiem.
- O mój Boże! - Harry dołączył się do akcji kilka sekund za późno. - Zabierzcie ją do domu.
- Jesteśmy w nim - stwierdził Mickle.
Louis podążył za Micklem i prowadził prawie nieprzytomną kobietę do salonu, aby usiadła.
- Załatw jakąś wodę - praktycznie warknął w stronę Harry'ego.
Nie widział tego jak Harry pobiegł do kuchni, wentylował Ann jakimś magazynem i pomagałam ją położyć.
- To się często zdarza? - Wyszeptał.
- Tylko jeśli rozmawiamy o Harrym, ale nigdy nie jest tak źle.
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam. - Mamrotał pod nosem Harry, kiedy wrócił z wodą. - Mick, Gemma cię potrzebuję - wskazał na kuchnię, a Mickle wstał, by znaleźć swoją żonę.
Louis dostrzegł, że Ann patrzy na Harry'ego z zaszklonymi oczami i zdecydował, że również się wycofa, ale Harry go powstrzymał.
- Nie zostawiasz mnie - syknął mężczyzna.
Louis musiał się uspokoić, to dlatego zacisnął swoją szczękę i usiadł obok kanapy. Ta rodzina miała coś do siadania na podłodze.
- Cześć, mamo - wyszeptał Harry, siadając obok Louisa i przeczyszczając swoje gardło. - Przepraszam za... - przygryzł swoją wargę, patrząc na Ann i jej trzęsące się dłonie. - za to. Przepraszam za to i za wszystko - wskazał na siebie. 'To'.
Ann zmarszczyła brwi i poruszyła swoją dłoń, by złapać tą Harry'ego.
- To ja powinnam przeprosić, kochanie - powiedziała mokrym głosem, łzy już wypływały z jej oczu. - Byłam taka oschła dla ciebie, myślałam, że nigdy nie wrócisz - zaczęła całkowicie płakać, a następnie Harry rozbeczał się w ten sam sposób.
Louis czuł się tutaj zagubiony i całkowicie niepotrzebny. Jedynie dłoń Harry'ego mówiła mu co innego. Jedynie tego poranka myślał, że będą mieli chłodne powitanie, jakieś lody do przebicia i możliwe łzy żałoby i niejasnej sytuacji z Ann. Jednak gdy teraz płakała z czystego szczęścia na widok Harry'ego, Louis nie wiedział czy jest równie szczęśliwy.
Gdyby miał świadomość natury ich nieporozumień to zagoniłby tutaj Harry'ego wcześniej. Po prostu kazałby mu wejść do środka. Nie był nawet bliski tego, dlaczego brunetowi zajęło to tak długo, zanim ulżył swojej matce w nędzy.
- Już jest ze mną lepiej - powiedział, przysuwając do siebie dłoń Harry i zamykając oczy. - Mam obiad na stole i... mam pieniądze.
Obydwoje w tym samym czasie zmarszczyli brwi. Harry spojrzał na Louis, jakby miał jakikolwiek pomysł na to o czym jego matka mówi.
- Jakie pieniądze? - Zapytał, wciąż marszcząc brwi.
- Mam je na czarną godzinę, na wypadek, gdyby twój... przyjaciel - spojrzała na chwilę na Louisa. - Chciałby wyjechać wcześniej.
Louis miał milion pytań w swojej głowie, ale wszystkie się sprowadzały do jednego.
- Myślisz, że jestem jego sponsorem? - Zapytał, zanim jego usta mogły się połączyć z jego mózgiem.
Ann ponownie na niego spojrzała, tym razem z bliska. Ona również zmarszczyła brwi, odbijając jego wyraz twarzy. Harry był taki zmeszany, że patrzył pomiędzy nimi z otwartą buzią.
- To ty nie? - Zapytała Ann cienkim głosem. - Sądziłam...
- Nie. - Louis uśmiechnął się, ale był to smutny uśmiech.
Właściwie to niezdrowe było to jak było oskarżany przez nieporozumienia, kiedy chodziło o jego relację z Harrym.
- W takim razie kim...
- Jest moim chłopakiem. - Dzięki Bogu, że Harry odnalazł swój głos, ponieważ Louis zaczynał być zażenowany samą obecnością tutaj. - Rzuciłem to, mamo. Prawie siedem miesięcy temu.
Ann rozszerzyła swoje oczy i patrzyła pomiędzy Louisa i Harry'ego. Szatyn był czerwony jak pomidor.
- Och, cholera - czknęła. - Tak bardzo przepraszam - powiedziała w stronę Louisa. - Jak... jak mogę...
- Jest w porządku - Louis pokręcił głową. - To nie twoja wina.
Harry zerknął w jego stronę tylko na sekundę, ale to było wystarczające dla Louisa, aby wiedzieć. Harry zdał sobie sprawę z tego, że Louis obwiniał go za tą sytuację.
- Więc. - Ann ponownie zmarszczyła brwi. - Nie rozumiem, dlaczego nie wróciłeś do domu, kochanie?
Kolejne milion pytań. Louis był gotowy zostawić tu Harry'ego samego. Jego problemem było to, że chciał pomóc brunetowi przez to przejść. Obiecał mu także, że tu będzie.
- Nie byłem pewien czy chcesz mnie widzieć - powiedział mężczyzna, spuszczając swoją głowę.
- Co? Szukałam cię! Jak mogłeś tego nie wiedzieć?
- Mamo, przepraszam za to, że nie przyjechałem wcześniej - powiedział Harry, kładąc swoją głowę na kolanach Ann.
Znowu zaczęła płakać, głaszcząc Harry'ego po włosach. Louis widział jak mężczyzna się relaksował w chwili, gdy zaczęła to robić. Może dlatego brunet tak bardzo lubił, gdy to robił.
- Ja... - przygryzł swoją wargę. - Sądzę, że dam wam chwilę.
Ścisnął dłoń Harry'ego i poczuł ulgę, kiedy mężczyzna ją puścił. Louis potrzebował chwili dla siebie. To wszystko to było dla niego za dużo i nie chciał tego wyjaśniać.
Poszedł na podwórko. Próbował powstrzymać swoje własne łzy, chciał stać się niewidzialny.
- Tutaj jesteś - usłyszał Gemmę.
Nie było żadnego światła, więc podskoczył na dźwięk jej głosu.
- Czy to... huśtawka? - Zapytał, podchodząc bliżej.
Siedziała na drewnianej ławce pod drzewem. To nie była huśtawka, tylko zwykła ławka.
- Tak - zachichotała. - Nazywam to huśtawką, ponieważ naprawdę taką chciałam, ale mój tata zamiast tego postawił ławkę. - Louis przygryzł wargę, siadając obok niej i patrząc na Rona w jej dłoniach. - Właściwie to trochę się buja. Ziemia jest zbyt błotnista, żeby trzymała się w miejscu.
- Nie jest wystarczająco ukorzeniona - zauważył Louis. Wydaje się niestabilna.
- Tak jak mój ojciec. - Uśmiechnęła się, sprawiając że spojrzał na jej twarz. - To dlatego Harry odszedł.
Louis tak bardzo marszczył brwi, że krem od Harry'ego nie miał szans.
- Z powodu twojego taty? - Zapytał zmieszany.
- Ponieważ mama zawsze uważała, że jest taki jak on.
- Och. - Odwrócił wzrok, próbując to wszystko zrozumieć. - A jest?
Gemma wzruszyła ramionami. - Musiałabym go znać, żeby odpowiedzieć.
Nie mógł pojąć tego co zadziało się w tej rodzinie. Louis przypomniał sobie słowa Tołstoja 'Szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój własny sposób'. Był w pewien sposób wyrzutkiem próbującym ułożyć te wszystkie elementy, by zobaczyć cały obrazek. Czucie się w ten sposób nie było przyjemne, kiedy i tak już był niepewny swojego miejsca w życiu Harry'ego i teraz był niemal przekonany, że nic nie wiedział o życiu, którego chciał być częścią.
Siedzieli w ciszy, zanim Ron zaczął mamrotać i wyciągał swoje małe ramiona w stronę Louisa.
- Spójrz kto ma dzisiaj swojego pierwszego crusha? - Gemma uśmiechnęła się do swojego syna. - Potrzymasz go?
- Oczywiście. - Louis przytulił Rona do swojej klatki piersiowej i pocałował jego główkę.
- Naprawdę cię lubi.
- Ja też go naprawdę lubię - powiedział Louis, przytulając chłopca bliżej i wdychając jego zapach.
Wieczór pachniał chłodnym powietrzem i świeżą trawą, wiosna była pełną parą, ale dzisiejszej nocy serce Louisa wydawało się być zamrożone. Ron był ciepły i pachniał jak czystość. To dlatego szatyn kochał dzieci - były proste w zrozumieniu, nawet nie miały konkretnych motywów ani podwójnych żyć. Nie potrzebowały twojego zaufania, potrzebowały twojej opieki. Louis zawsze był tym, który się opiekował i gdzieś po drodze stracił swoje zaufanie.
- Mam nadzieję, że rozmawiają jak dorośli - westchnęła Gemma. - Wiem, że nie powinnam oceniać, ale mogą sobie teraz wypłakiwać oczy, niewiele przy tym wyjaśniając.
- Sądzę, że Harry już zdążył wszystko wyjaśnić.
- Mama też ma dużo do wyjaśniania.
- Na przykład?
Ron wgryzł się w palec Louisa, sprawiając że mężczyzna jęknął z zaskoczenia.
- Przepraszam - powiedziała Gemma. - Ząbkuje.
- Tak, zdałem sobie z tego sprawę - pokręcił głową na małego chłopca, dostając nieśmiały uśmiech. - Co masz na myśli z Ann?
- Cóż, to ona tak właściwie wypędziła Harry'ego z naszego życia. Nie wierzyła w niego, tak bardzo chciała żeby wrócił, że rozciągała każdą porażkę jaka się wydarzyła. Po prostu musiał się wycofać.
- Och, dobra - wymamrotał Louis. - Czy jestem kutasem trochę winiąc swojego chłopaka za nieszczęście swojej mamy? - Zapytał bardzo cichko. - Czuję się jak kutas.
Gemma spojrzała na niego z pustym wyrazem. - Naprawdę powinieneś być po jego stronie. Więc może jesteś.
I miała całkowitą rację. Nie znał nawet połowy historii, a już był gotowy do wystawienia własnej opinii. Ten dzień sprawił, że był niepewny siebie i swojej przyszłości.
- Wiedziałeś, że Ann myślała, że jesteś sponsorem Harry'ego? - Zapytała znikąd.
Louis rozszerzył swoje oczy. - Dlaczego jej nie poprawiliście.
Wzruszyła ramionami. - Myślałam, że będzie zabawnie. Jednak teraz, kiedy cię zatrzymamy będzie jeszcze zabawniej.
'Kiedy cię zatrzymamy'. Louis zrobił wydech. Nie był co do tego taki pewien.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top