Rozdział 24

Gdyby ktoś zapytał Louisa o najlepszą zdolność Harry'ego to prawdopodobnie odpowiedziałby, że jego umiejętność do wprawiania go w śmiech i sposób w jaki mężczyzna szanuje sen.

Widzicie, Louis nie był poranną osobą, a Harry zazwyczaj wstawał z kurami. Jednak Harry nigdy nie obudził szatyn bez żadnego ważnego powodu (blow-job był bardzo ważny). Aż do dzisiaj.

- Louis, musimy iść kochanie, przepraszam.

- Co? - Louis otworzył jedno oko, pokój wciąż był przyciemniony, a wyraz twarzy Harry'ego był poważny.

- Możesz skorzystać z łazienki, poczekam na dole - powiedział, wskazując na jedne drzwi, a potem na drugi. - Spakowałem nas i weźmiemy śniadanie po drodze.

Odwrócił się i poszedł w stronę drzwi, by odwrócić się i krzyknąć.

- Louis! Widzę, że śpisz.

Louis podskoczył lekko i otworzył szeroko oczy.

-Przepraszam, przepraszam - wymamrotał, ziewając. - Która godzina?

- Czas iść, Louis - powiedział Harry, wychodząc z pokoju.

Harry miał zdecydowanie dobry powód, by obudzić Louisa. Denerwował się nadchodzącym dniem. Przed nimi czterogodzinna jazda.

Zanim spojrzał na swój zegar na stoliku nocnym.

- Harry Edwardzie Styles! - Krzyknął od razu, łapiąc za swój zegarek i wychodząc z pokoju. - Dlaczego wyjeżdżamy do twojej matki o piątej nad ranem? To tylko 4 godziny drogi.

Harry siedział na kanapie z dłońmi na kolanach, jak perfekcyjny chłopak, którym nie był.

- Jeśli wyjedziemy teraz to będziemy tak szybciej i nie będę się już stresował.

- Dobrze, kochanie, ale jest 5 rano! Twoja mama zaprosiła nas na obiad.

- Och, to w porządku, dzwoniłem do Gems, przenocuje nas i możemy pojechać prosto do niej.

- Gems? Zadzwoniłeś do niej wczoraj? - Zapytał zmieszany Louis.

- Nie. - Harry przygryzł swoją wargę. - Dzwoniłem do niej dzisiaj rano.

- Skarbie - westchnął Louis. - Wcześniej rano to była jedynie noc. Naprawdę zadzwoniłeś do swojej biednej siostry tak wcześnie w sobotę?

Harry mrugnął. Przynajmniej było mu wstyd.

- Będzie w porządku.

- Oczywiście, że tak, ale czy obudziłeś Rona? Ponieważ jeśli tak, to ta kobieta otruje nas na samym wejściu.

Louis widział jak Harry bawi się palcami na swoich udach. Obracał pierścionki oraz przerzucał z dołu na górę i z powrotem.

- Chcę żeby już było po wszystkim - powiedział po cichu Harry.

Louis przygryzł swoją wargę, aby nie westchnąć z frustracji. - Chodź tutaj, kochanie.

Harry wstał, podchodząc do drzwi i spotykając się twarzą w twarz z Louisem na ostatnim stopniu.

- Przepraszam, ale nie mogłem spać i musiałem to dokończyć - wymamrotał, opuszczając głową.

- Wiem, chochliku - pocałował czubek głowy Harry'ego i przytulił się do jego klatki piersiowej. - Możemy za godzinę wyjechać, ale teraz połóż się ze mną do łóżka.

- Nie, Lou. Nie chcę teraz spać. - Harry uniósł wzrok, marszcząc brwi.

- Kto mówił cokolwiek o spaniu? - Louis uniósł brew, sprawiając że Harry otworzył swoje usta w zaskoczeniu.

Pocałował tą zaskoczoną twarz i zachichotał, kiedy Harry przytulił jego klatkę piersiową. Młodszy mężczyzna wciąż stał na ostatnim schodku i to dało Louisowi małą szansę na to, by wspiąć się na Harry'ego jak małpka.

- Zabierz mnie do łóżka, Harry.

I to zrobił. Położył Louisa na łóżku i wspiął się na niego, by dramatycznie opaść na swojego chłopaka.

- Nawet nie chcę uprawiać seksu - zajęczał. - Myślę, że mamy problem.

- Moje biedactwo. - Louis zachichotał, przytulając Harry'ego swoimi ramionami i nogami. - I tak ściągniesz swoje ubrania, poprzytulamy się.

- Dlaczego mam ściągnąć swoje ubrania? - Wymamrotał Harry, całując szyję Louisa.

- Ponieważ maluszki potrzebują kontaktu skóra do skóry.

To sprawiło, że Harry zachichotał. Louis był zdecydowanie na dobrej ścieżce.

- Czego się tak boisz, kochanie? - Zapytał Louis, kiedy Harry ponownie był w jego ramionach i obydwoje byli zaledwie w swoich bokserkach.

- Że mi nie wybaczy - powiedział Harry, ściskając tyłek Louisa.

- A co jeśli nie? - Zapytał Louis, uśmiechając się we włosy Harry'ego.

- Wtedy ja... cóż, ja...

- Wróciłbyś do życia jakim żyjesz z wiedzą, że zrobiłeś wszystko co się dało. - Louis pocałował jego głowę. - I w końcu poznasz swojego siostrzeńca.

- Mhmm - zgodził się Harry, uciszając się.

Louis przytulił go, słuchając bicia serca Harry'ego i powoli zasypiając.

- Naprawdę chcę żeby mi przebaczyła - usłyszał po jakimś czasie.

- Cóż - ziewnął Louis. - Wiem, że chcesz. I kochanie, myślę, że to, że nas zaprosiła to dobry znak.

- Naprawdę? Ponieważ powiedziała, że ma mi kilka rzeczy do przekazania. - Harry uniósł wzrok, kładąc swój podbródek na klatce piersiowej Louisa. - Była taka spięta przez telefon.

- Ponieważ zadzwoniłeś do niej w środku nocy. - Louis uśmiechnął się, unosząc dłoń, by dotknąć twarzy Harry'ego.

- Dla ciebie to jednak nie było za późno. - Brunet uśmiechnął się. - Myślałem, że po tej nocy będziesz głuchy na to co się dzieje.

- Cóż mogę powiedzieć, wciąż to wyłapałem. - Louis od razu oddał uśmiech.

- Och, przestań zachowywać się jak dziadek, nie jesteś taki stary.

- Harry, mam 30 lat, a ty 24, szczerze nie wiem dlaczego ze mną jesteś.

- Ponieważ cię kocham - powiedział młodszy mężczyzna szeptem, który sprawił, że Louisowi szybciej zabiło serce. - Nie mam także gdzie iść, a ty jesteś odpowiednio bogaty i szalony żeby mnie trzymać.

Louis zachichotał, kręcąc głową.

- Jesteś szczęściarzem, że jesteś słodki i zdajesz sobie z tego sprawę.

Harry uśmiechnął się jaśniej, a jego policzki się zaróżowiły. Jednak jego uśmiech nieco się przyćmił.

- Mama zwykła tak mówić. - Przygryzł głęboko swoją wargę, zamyślając się na chwilę. - Przed tym całym bałaganem mieliśmy dość dobrą relację.

Louis przejechał swoją dłonią po lokach Harry'ego, lekko za niego pociągając, by ujarzmić największego kotka na świecie, który leżał na jego klatce piersiowej. Czy to było dziwne, że to Louis mruczał niemal za każdym razem?

- Nigdy o niej nie mówiłeś - wyszeptał.

Harry skinął głową, kładąc ponownie swoją głowę i zamykając oczy.

- Jest trudna, chociaż chyba wszystkie mamy takie są - powiedział bardzo poważnie. - Kiedyś dzwoniłem do niej niemal codziennie tylko po to, by porozmawiać i zapytać jak jej minął dzień. Ona i tata rozwiedli się, kiedy ja i Gem byliśmy bardzo młodzi i została sama, kiedy poszedłem do college'u. Zawsze czułem się z tym winny.

- Tak, całkowicie mogę się z tym utożsamić. - Louis skinął głową, spoglądając w sufit.

- Ma kota, nazywa się Dusty.

- Ładne imię - zachichotał Louis.

- Tak, jest urocza - wymamrotał. - Tęsknię za tym cholernym kotem i jej codziennymi zdjęciami w różnych miejscach.

Louisa bolała klatka piersiowa z powodu Harry'ego. Mężczyzna nie mógł nawet mówić bez stawania się emocjonalnym. Właściwie to mógł usłyszeć łzy w swoim głosie.

- Swoją drogą - polizał swoje wargi. - Przepraszam za to, że podsłuchiwałem, kiedy rozmawiałeś z nią przez telefon. Wyszedłem tylko zobaczyć, gdzie poszedłeś. Nie chciałem słuchać.

- Och, proszę. - Harry zachichotał, pocierając swoje oko. - Widziałem cię w odbiciu szyby. Odwróciłem się zmartwiony, że przewrócisz się o barierkę. Tak mocno się o nią opierałeś.

Louis zaśmiał się, czując się zażenowany. Był dobry, dla Harry'ego to było w porządku. Cieszył się, że tak było.

Louis miał swoje własne cienie tak jak i każdy. Był czasami głośny i leniwy, nie lubił się spoufalać i był pierwszy do opuszczenia spotkań towarzyskich związanych z pracą. Swoją dwójkę przyjaciół posiadał jeszcze od dzieciństwa, a jego znajomy z college'u również powoli stał się jego kolegą. Był zły w gotowaniu, właściwie to okropny i miał szczerą obsesję na punkcie gównianych programów telewizyjnych. To nie tak, że Harry dostał szczęśliwy bilet.

Brunet cały czas w siebie wątpił, ale Louis też był nerwowy. I martwił się tylko trochę mniej niż Harry, tym że niedługo pozna Ann. Miał trzydzieści lat i poznał Harry'ego jak każdy inny jego klient, na jakimś spotkaniu, wynajdując ślicznego chłopca. Louis bał się, że Anne dojdzie do złych wniosków. Wiedział też, że Harry był bi, a to oznaczało, że łatwiej mu było znaleźć śliczną dziewczynę. To uratowałoby go przed wszystkimi przeszkodami, które społeczeństwo rzucało w ich stronę.

Nie był najlepszą opcją dla Harry'ego. Był przeciwieństwem bruneta i jego temperamentu, był przeciwieństwem bruneta i jego dobrego wyglądu. Nie był przekonany czy pod koniec dnia miał cokolwiek do zaoferowania. A Harry był taki utalentowany, że zaczął dostawać zaproszenia od wszystkich. Pytał Louisa czy pójdzie z nim i parę razy się zgodził. Louis był taki zadowolony, widząc z jaką łatwością Harry radzi sobie w tym przemyśle pirani. Szybko stanie się jedną z nich. Louis poczuł się zagubiony i w pewien sposób porzucony, zawsze chciał wrócić do domu, do swojego bezpiecznego miejsca.

Przyzwyczaił się do myśli, że będzie szczęśliwy z tego co Harry'emu uda się osiągnąć. Jednak z każdym kilometrem, z którym zbliżali się do domu rodzinnego bruneta, dochodził do wniosku, że Anne i Gemma spojrzą na niego i będą to wszystko wiedział. Spojrzą na Louisa i zdadzą sobie sprawę z tego, że jest tylko fazą, małym przystankiem po drodze Harry'ego na szczyt. Jakimś smutnym, samotnym mężczyzną w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie, by dostać więcej niż to na co zasługiwał.

- Lou. - Harry ścisnął jego rękę. - Dlaczego twoja dłoń się poci?

Louis spuścił wzrok z drogi, by zobaczyć pytający wzrok Harry'ego. Wytarł swoją dłoń w jeansy, jakby miał znowu 15 lat i śliczny chłopiec chciał trzymać go za rękę. (Właściwie to nigdy się nie wydarzyło).

- Nie wiem, zgaduję, że po prostu robię się emocjonalny - zachichotał, liżąc swoje suche wargi.

- Twój nos się błyszczy - zachichotał Harry. - Dlaczego nałożyłeś tyle kremu przeciwsłonecznego?

Louis nie powie mu, że to był krem przeciwzmarszczkowy zmieszany z jakimś liftingującym czymś co Harry miał na półce z jakiegoś ludzko niezrozumiałego powodu i jedynie odrobiną kremu przeciwsłonecznego.

- Ma przez cały dzień świecić słońce, a ja nie chcę by na mojej skórze pojawiło się więcej zmarszczek i piegów - powiedział, jakby to nie było nic ważnego.

- Kocham twoje piegi, uwielbiam na nie patrzeć.

Louis okradał kogoś młodszego i lepiej wyglądającego z ich perfekcyjnego Harry'ego. Z tymi jego miły komentarzami i ciepłymi dotykami. Louis był taki samolubny.

- A ty marszczysz brwi - wymamrotał Harry. - Co to jest? Myślisz, że pojechanie tam to zły pomysł?

- Nie, nie, to słodkie. - Złapał ponownie dłoń Harry'ego, przypominając sobie wszystkie powody, dla których tu był - miał wspierać bruneta.

Więc może Harry o nim nie zapomni, kiedy dzień się skończy.

- Tak się denerwuję, Lou.

- Będzie dobrze, a jeśli nie to wciąż będzie dobrze. - Przejechał swoim kciukiem po knykciach Harry'ego. - Kocham cię. Mówiłem ci to dzisiaj?

Harry jęknął. - Też cię kocham, ale to że jesteś słodki i się kręcisz daje mi teraz złe wibracje. To sprawia, że myślę, że nie powinniśmy tego robić.

- Kochanie. - Louis ścisnął jego dłoń. - Możemy o tym nie myśleć, póki tam nie dojedziemy?

- A jak sprawisz, by to było możliwe?

Louis rozejrzał się, a jego mózg miał krótką drogę do jego ust.

- Kto jest twoim ulubionym superbohaterem? - Zapytał.

Harry przez chwilę był cicho, a potem warknął, sprawiając że Louis się uśmiechnął.

- Batman - powiedział szczerze.

- Dlaczego? - Louis zaśmiał się. - Mój to Spiderman.

- Nie wiem - odpowiedział Harry, odwracając się do okna, patrząc na zieloną trawę i drzewa. - Był taki fajny i robił to co chciał. Był prawdziwym bohaterem, ponieważ nie miał żadnej supermocy, wiesz? Był po prostu facetem z silną wiarą w to, że świat może stać się lepszy - dokończył w końcu. - Dlaczego lubisz Spidermana?

- Był zabawny. - Louis wzruszył ramionami.

Patrzyli na siebie, kiedy pauza wydłużała się i wybuchnęli śmiechem.

- Ja daję ci przemowę, a ty mówisz, że wybrałeś swojego superbohatera, ponieważ był zabawny? - Harry pokręcił głową. - Widzisz, a to ja jestem dzieckiem.

- Spiderman jest fajny i zabawny, a ja szczerze mówiąc nie mam jak chronić swojej racji. - Louis przygryzł swoją wargę, by nie uśmiechać się jak szalony. - Kto wybiera Batmana? On jest pełen wahań nastroju i przez cały czas poważny.

- Właśnie w tym rzecz! - Krzyknął Harry. - Jak można pozostać pozytywnym, skoro jest tyle gówna na świecie?

- Cóż, możesz mi nie uwierzyć, ale jesteś bardzo pozytywny dla świata.

- Jestem? - Zapytał zaskoczony Harry.

- Tak, kochanie. Przeszedłeś przez piełko i z powrotem, a wciąż pomagasz nieznajomym w galerii, nawet jeśli jesteśmy spóźnieni do kina. Moim zdaniem to blisko przyjaciela z sąsiedztwa.

Harry przez chwilę był cicho. Louis chciał zadać następne pytanie, kiedy Harry powiedział. - Skoro ja jestem Spidermanem to ty jesteś moim Batmanem.

A Louis chciał uderzyć jego kręconą głowę.

- Nie zawsze jestem humorzasty! - Krzyknął w obronie. - I jestem przekonany, że jestem milszy niż mężczyzna nietoperz.

Harry umierał ze śmiechu, próbując zepchnąć dłoń Louisa od jego klatki piersiowej.

- Ale jesteś inteligentny i szczery oraz bardzo obrończy. Masz chęć pomagania ludziom na dużą skalę, zdajesz sobie sprawę z tego jak zły jest świat i próbujesz to zmienić.

Louis przestał próbować szczypać sutek Harry'ego i pomyślał o tym. Największy problem znowu był w dużej różnicy wieku, ale próbował za bardzo o tym nie myśleć.

- Kto jest twoim ulubionym Spidermanem? - Zapytał Harry po jakimś czasie.

- Toby - odpowiedział Louis, kiwając głową. - Lubię tego nowego Hollanda, ale Toby to był mój Spiderman.

- Ja lubiłem dość Andrew Garfielda. - Harry zacisnął swoje wargi. - Jest gorący.

- Poznałem go. - Louis skinął głową. - Jest bardzo gorący.

- Zamknij się! - Wyszeptał, krzycząc Harry. - Kiedy? Jak? Dlaczego przez to jedno zdanie mam ochotę ci zdzielić głowę?

Louis zachichotał, próbując przypomnieć sobie wszystkie szczegóły, zawierające jego bardzo zainteresowanego penisa.

Od tego czasu wycieczka przebiegła bez dalszych smutnych myśli. Louis nie zrobił sobie przerwy na przewietrzenie, ponieważ za bardzo się denerwował, a Harry go za to skrzyczał, ale i tak pocałował go w policzek i ścisnął jego krocze, by poczuł się jeszcze bardziej sfrustrowany.

Miasto Harry'ego było takie jak każde inne małe angielskie miasteczko na północy Londynu, zielone i domowe. Louis zasugerował pojechanie jutro do Doncaster i zostanie tam na noc. Harry zgodził się niemal automatycznie, za bardzo się martwiąc.

- Musimy iść na zakupy? - Zapytał Louis, skręcając w następną ulicę, kiedy tak poprowadziła go nawigacja.

- Nie, możemy iść później, jeśli Gem będzie nas potrzebowała - powiedział młodszy mężczyzna, już przygryzając swoją czerwoną wargę.

Louis skręcił w kolejną ulicę i zaparkował samochód obok domu z odpowiednim numerem.

- Kochanie, spójrz na mnie. - Odpiął swój pas i odwrócił się do Harry'ego, biorąc obie jego dłonie w swoje własne. - Nie musisz się martwić - powiedział poważnie. - To twoja siostra, rozmawiałeś z nią dzisiaj rano.

Harry zamknął oczy i kilka razy wziął głęboki wdech. Louis chciał zapytać czy wziął swoje leki, ale to nie był odpowiedni moment. Zdecydowali się, że będzie je brał, póki jego lekarz nie wyjdzie z dobrym połączeniami poprawiaczy nastroju z resztą.

- Wszystko ze mną w porządku? - Powiedział Harry bardziej w formie pytania.

- Lepiej niż w porządku, słoneczko.

- Tak, jestem z tobą - wyszeptał Harry. - Będzie dobrze.

Nawet się uśmiechnął. Louis rozpadał się od wewnątrz.

Mickle otworzył im drzwi. Mężczyzna uśmiechał się tak jasno, gdy patrzył prosto na Harry'ego. Przywitał się z brunetem długim uściskiem i potrząsnął dłonią Louisa.

- Miło mi cię poznać - powiedział.

Louis uśmiechnął się trzęsącymi ustami. - Mi tak samo, Mickle. Dużo słyszałem o tobie i Gemmie.

- Z pewnością!

Wszyscy odwrócili się w stronę salonu, gdzie w progu pojawiła się Gemma z małym chłopcem w swoich ramionach. Miał czarne włosy, trochę ciemniejsze niż jego ojca. Louis zezował na dziecko. Uwielbiał dzieci, wciąż pamiętał jak zajmował się swoimi młodszymi siostrami i bratem. Niemowlęctwo to był najlepszy wiek. Potem latały, robiły się chciwe i uciekały przed tobą, zapominając o tobie.

- O mój Boże, w ogóle się nie postarzałeś! - Gemma wskazała na niego palcem, marszcząc brwi.

Louis odwrócił się, by zobaczyć jak Harry i Mickle uderzają się w czoło w tym samym czasie.

- Mówiłem ci, że nie - wyszeptał Harry.

- Cóż, nie wierzyłam ci. - Gemma wzruszyła ramionami. - Zamierzasz go zabrać? Nie mogę się doczekać pójścia na zakupy.

- Co? - Harry nagle miał w dłoniach bobasa i rozszerzone oczy. - Gdzie? Co?

- Idziemy na zakupy - powiedział Mickle prawie przepraszająco. Prawie. - Uznaliśmy, że będziecie chcieli poznać małego i mieć trochę czasu dla siebie.

- Dlaczego? - Pisnął Harry, trzymając Rona jak noworodka. - Nie wiem co... co mam robić?

- Ja wiem co robić - powiedział Louis z nieśmiałym uśmiechem. - Mam wiele praktyki.

- Mam nadzieję, że nie mówisz o moim bracie, ale tylko przez wzgląd na dobro dziecka. - Gemma mrugnęła do niego. - Miło mi cię poznać, Louis! Zobaczymy się za kilka godzin. - Krzyknęła, biorąc swoje buty i wybiegając przez drzwi do samochodu boso.

Mickle zachichotał, wiążąc swoje własne buty. - Wybaczcie za nią, od długiego czasu nie była poza domem. - Wstał i zbliżył się do Harry'ego, całując małą główkę Rona. - Obudził się w środku nocy i miał kilkugodzinną drzemkę. Jest nakarmiony i czysty, ale to się niedługo zmieni, prawda? - Zagruchał do małego. - Dzwońcie jeśli coś będzie nie tak, ale nie martwcie się, jeśli tak będzie. Kurwa, my cały czas coś pierdolimy - pomachał dłonią.

- Kulwa! - Powtórzył Ron chichocząc i wskazując na swojego ojca.

Oczy Mickle'a zrobiły się wielkie. - Cholera - wyszeptał, patrząc na Harry'ego i uśmiechnął się do Louisa. - Widzisz? - Uśmiechnął się, wzruszając ramionami. - I tak będziemy mieć jeszcze kolejne.

- Nigdy! - Krzyknęła Gemma z podwórka. - Mickle, pospiesz się!

I w ten sposób Harry i Louis zostali pozostawieni przy drzwiach. Harry przytulał teraz Rona, a Louis wciąż stał z ich walizkami w swoich dłoniach.

- Wydają się mili - wymamrotał Louis.

- Zabiję ich - odpowiedział Harry pod nosem.

---------------------------------------------------------------------------------

Cześć, pisałam wam chyba, że to moje ostatnie tłumaczenie, natomiast okazało się, że autorka Dirty Talk tworzy drugą część pod tytułem Dirty Thoughts. Czy chcecie żebym ją też przetłumaczyła?

I czy wolicie żebym zaczęła od razu po skończeniu tego opowiadania i wstawiała rozdziały nieregularnie czy dopiero po skończeniu oryginału? (Obecnie jest 8 rozdziałów)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top