Rozdział 21

To był trzeci dzień Louisa w Nowym Jorku i Harry był w porządku. Przez większość czasu.

Płakał ostatniej nocy. Zadzwonił do Fizzy, narzekał jej jak to tęskni za Louisem i jak czuł się nieważny bez jej brata wokół. Dała mu niezłą przemowę na temat niezależności, którą oczywiście powinien w sobie znaleźć. Może Louisa tu nie było, ale to dobra rzecz. Szczególnie skoro Harry wiedział, że mężczyzna wróci.

Poszedł do pracy, wysłał jakieś piosenki Kitowi, pisał z Edem, zjadł obiad z nim, Niallem i Ethanem. Louis zadzwonił tego poranka, kiedy Harry biegał na bieżni. Rozmawiali przez prawie godzinę, cóż głównie to Harry mówił, ponieważ Louis był śpiący i co chwilę odpływał, patrząc jak Harry trenuje. To było zabawne i urzekające.

Tak, Harry wciąż niechętnie podchodził do odwiedzania Louisa, kiedy szatyna nie było w mieście. Tak samo było wtedy, kiedy poszedł do jego mieszkania, aby ugotować kolację i poczekać tam na niego. Jednak teraz nie miał na kogo czekać. Mówił sobie, że było tak samo, z tym że tym razem Louis wracał do domu następnego poranka. Jakimś cudem to wciąż sprawiało, że czuł niepokój. Harry miał dla siebie całą stronę w szafie oraz półkę w łazience. Miał tutaj więcej lepszych ubrań niż u siebie w domu. Miał poważny powód, by tutaj być.

Jednak kiedy ktoś zapukał do drzwi, był gotowy ukryć się w kuchennej szafce.

- Kurwa, kurwa, kurwa - wymamrotał pod nosem, biegnąc do salonu, by wyłączyć telewizor.

Nawet go nie oglądał, po prostu potrzebował odgłosu w tle podczas gotowania.

- Louis! - Usłyszał przytłumiony głos zza drzwi. - Słyszę cię, Lou, otwórz te cholerne drzwi.

Harry stał na środku mieszkania gotowy na to, by zadzwonić do Micka i poprosić, by ratował jego tyłek. Jednak Harry powiedział sobie, że w końcu sam był dorosłym. Był chłopakiem Louisa. Praktycznie teraz tu mieszkał. Wiedział jak otworzyć drzwi.

Zrobił to trzęsącymi się dłońmi.

- W samą porę, Lou, przysięgam, że... - Liam zatrzymał się w połowie zdania. - To ty.

Harry przełknął, próbując przypomnieć sobie swoją pokerową twarz. Nie używał jej od czterech miesięcy, więc nie było łatwo ją przywołać.

- Cześć, Louis jest poza miastem - podrapał się po głowie, czując rumieniec na swoich policzkach. - Mogę mu coś przekazać?

Był gotowy uderzyć się w twarz. Jednak może to nie było konieczne, ponieważ w następnej chwili Liam zrobił to za niego.

- Co ty tutaj robisz? - Warknął, wchodząc do środka, kiedy Harry cofnął się przed ciosem. - Okradasz go? - Trzymał teraz Harry'ego za kołnierz koszulki. Właściwie to Louisa koszulka, którą Harry lubił pożyczać. Teraz była ubrudzona krwią.

- Zostaję tutaj, Louis wraca do domu jutro - odpowiedział szybko, trzymając swoje dłonie w obronie. - Nie okradam go, robię kolację.

Przez chwilę Harry był przekonany, że Liam ponownie go uderzy. Mężczyzna wpatrywał się w niego z czystym obrzydzeniem. To było znajome, ale Harry'emu się to nie podobało. Jego terapeuta byłby dumny.

- Mieszkasz tutaj? - Zapytał Liam niskim głosem. Jego oddech pachniał jak wódka, a jego oczy były czerwone.

- Nie. - Harry pokręcił głową, mrugając na rozcięcie na swojej wardze. - Tylko czasami tutaj zostaję.

- Tak jak dzisiaj, kiedy Louisa tu nie ma? - Liam zniżył swój wzrok.

- Wraca rano, chciałem być tutaj wtedy, kiedy wróci.

Liam z prychnięciem puścił jego koszulkę. - Jak słodko z twojej strony.

Harry dotknął swoich warg, smakowały jak krew.

- Wiesz, co. - Liam zaczął cofać się do drzwi. - To dobrze, że tutaj jesteś. - Zamknął drzwi z trzaśnięciem. - Mam twojemu brudnemu ryjowi wiele do powiedzenia.

Harry zmarszczył brwi. Niech się odczepi, mył twarz regularnie. I ton Liama nie był przyjazny. Jakaś część jego miała się z nim w porządku, ale ta druga, która obecnie była za sterami, nie chciała tego słuchać i pozostawać cicho.

- Możesz przynajmniej do mnie mówić jak do osoby? Nawet mnie nie znasz, Liam.

- Och, ależ cię znam - uśmiechnął się, mijając Harry'ego i idąc prosto do salonu, gdzie otworzył sobie barek. - Znam twoje nazwisko, wiem gdzie mieszkasz i ile bierzesz za godzinę.

Harry mrugnął. Zrozumiał, że to nie miała być cywilizowana rozmowa. Grożono mu. Świetnie. Westchnął i uniósł swoją dłoń, patrząc pytająco na Liama.

- Jeśli zamierzasz dawać mi wykład na temat w jaki sposób żyję to mogę najpierw wyłączyć kuchenkę?

Liam zmarszczył brwi i skinął głową. Harry poszedł do kuchni, dostrzegając swój telefon na ladzie. Powinien zadzwonić do Micka i poprosić, by zajął się tą sytuacją. Nie powinien dzwonić do Louisa, mężczyzna leciał teraz nad Oceanem Atlantyckim. I tak się nie zdecydował. Zamiast tego wyłączył kuchenkę, złapał szklankę z szafki i wrócił do salonu.

- Proszę - wręczył szklankę intruzowi.

Liam przyglądał się mu przez dłuższą chwilę, nim wziął szklankę i usiadł na kanapie.

- Więc wciąż się umawiacie? - Zapytał, nalewając sobie szkocką.

- Tak jak widzisz. - Harry wzruszył ramionami i podszedł do drugiej kanapy.

- A dlaczego?

Brunet zmarszczył brwi, patrząc na swój zrujnowany t-shirt.

- Ponieważ się kochamy - odpowiedział szczerze.

-Kurwa - prychnął Liam. - Możesz przestać z tym gównem. Nie kupuję tego.

- Cóż, niczego ci nie sprzedaję. - Harry uniósł na niego brew. - Taka jest prawda. Kocham Louisa i jakimś cudem on tą miłość odwzajemnia. Koniec.

- Nie był z nikim od miesięcy, jeśli nie lat. - Liam uśmiechnął się. - To nie miłość. To nieporozumienie.

Coś opadło w klatce piersiowej Harry'ego. Liam wypowiedział na głos jego największą obawę i zrobił to tak zwyczajnie, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Myślał o tym każdego dnia, czasami więcej niż raz. To sprawiało, że każda jego chwila z Louisem była wartościowa. I płakał do snu, kiedy szatyna nie było obok, wyobrażając sobie jakby to było bez jego miłości.

Jego terapeutka powiedziała mu, że to zły sposób myślenia. Louis był inteligentny, nie był kimś z kim po prostu się spało, żeby na niego wpłynąć. Harry zdawał sobie z tego sprawę, cóż przez większość czasu.

- W takim razie jestem tutaj aż zmieni zdanie - odpowiedział cichym głosem.

- Aż wydusisz od niego każdy grosz?

Ten kometarz sprawił, że Harry zacisnął swoją szczękę. - Nie potrzebuję jego pieniędzy - powiedział z siłą w swoich słowach. - Nigdy nie potrzebowałem jego pieniędzy.

- Dobrze, w takim razie weź moje. - Liam położył szklankę na stoliku i wyciągnął swój telefon. - Ile mam ci dać, abyś się dzisiaj wyniósł?

- Spierdalaj stąd! - Krzyknął Harry, wstając ze swojego miejsca.

- Dobra, może nie dzisiaj, ale w ciągu tygodnia. By się pożegnać i takiem tam.

- Wy-pier-da-laj stąd! - Trząsł się od złości.

- Na co czekasz? - Liam wstał, pokazując Harry'emu na ekranie pięciocyfrową kwotę. - Harry, nie musisz przedłużać tej gry. Możesz to dostać teraz i spieprzać. Nie powiem Lou ani słowa, nigdy nie dowie się o tym co się stało.

To był moment, w którym Harry uderzył Liama w szczękę.

- Kurwa? - Przeklął chłopak, łapiąc się za twarz i opadając na kanapę.

- Nie potrzebuję żadnych pieniędzy, nie potrzebuję od niego niczego i nie potrzebuję twojego pierdolonego przyzwolenia. - Harry teraz krzyczał na Liama. Mężczyzna patrzył na niego z czymś bliskim lęku. - I wydaje się, że Louis również tego twojego przyzwolenia nie potrzebuje. Więc się odpierdol zanim zadzwonię po konsjerża albo jeszcze lepiej po policję.

Przez chwilę żaden z nich się nie poruszył. Obserwowali siebie nawzajem z bliska. Harry czuł pulsowanie w swojej dłoni i wardze. Chciał złapać butelkę ze stolika i się napić, ale to by jeszcze bardziej spierdoliło jego wahania nastroju. Dlatego wstał, czekając aż Liam wyjdzie, wtedy będzie mógł wziąć tabletki przeciwbólowe i wyrzuci swoje risotto do kosza, zanim pójdzie spać.

- Więc go kochasz.

Harry mrugnął dwa razy.

- Co? - Powiedział.

- Naprawdę go kochasz? - Liam uniósł brew.

- Naprawdę go kurewsko kocham, dupku - warknął Harry. - To jakiś test czy co?

Liam wzruszył ramionami, odwracając wzrok. Jego kość policzkowa była czerwona od wpływu uderzenia.

- W pewien sposób, ale byłem przekonany, że weźmiesz pieniądze.

Harry warknął na jego słowo. - Gówno o mnie wiesz.

- Zgaduję, że masz rację. - Złapał za swoją szklankę ze stołu i wziął duży łyk alkoholu. - Louis ze mną nie rozmawiał.

- I czyja to jest wina? - Wymamrotał Harry, opadając na siedzenie.

- Właściwie to twoja. - Liam zerknął na niego, biorąc łyka.

- Jesteś głupkiem, jeśli faktycznie w to wierzysz.

- Ale dlaczego nie? - Rozłożył swoje ramiona w powietrzu. - Jestem tym, który wie o tobie najwięcej główna. Jestem tym, który zna cię od lat, tym, który widział cię w wielu kompromitujących i niekomfortowych pozycjach. Dosłownie i w przenośni. Mądrzej byłoby mnie trzymać z dala.

Harry zachichotał, liżąc swoją zakrwawioną wargę. - Nie jestem taki mądry. I to też wiesz. W jakiej innej pozycji skończyłbym w takim położeniu? Nie byłem tym, który powstrzymywał go od kontaktów z tobą. Wiedziałem, że cię ignoruje, ale nic nie mówiłem. I on wie o wiele więcej niż ty.

- Nie widział tego na własne oczy - powiedział Liam.

- A jak zamieniasz to zmienić? Jestem idiotą, ale nie robiłem porno - pomyślał przez chwilę. - Cóż, przynajmniej nie świadomie.

Liam zachichotał. Dźwięk brzmiał właściwie jak śmiech, kiedy opadł na poduszki i trzymał swoją szklankę blisko swojej klatki piersiowej. Harry uniósł na niego brew.

- Przepraszam, ja tylko - zakaszlał w swoją dłoń. - Nigdy nie rozmawiałem z tobą w taki sposób. Zawsze byłeś taki arogancki i myślałem, że tak właśnie jest. A twoje włosy. Jakimś cudem wydajesz się teraz bardziej ludzki.

- To nie było prawdziwe. - Harry wzruszył ramionami. - Myślałeś, że naprawdę uśmiecham się i macham rzęsami, do tego twojego pojebanego szefa?

- Byłego szefa - poprawił go Liam. - Zostałem dzisiaj wylany.

- Co? - Harry przechylił swoją głowę. - Myślałem, że jedyna opcja żebyś ich opuścił to z głową w górze.

- To prawda - skinął głową. - Dlatego wypełnili papiery zwalniające mnie w chwili, kiedy powiedziałem, że odchodzę.

- To brzmi nielegalnie. - Harry skrzyżował swoje ramiona, marszcząc brwi.

- Jest, ale i tak jestem skreślony - nalał sobie do szklanki więcej szkockiej. - Chcesz trochę?

Harry wpatrywał się w butelkę, zaskoczony tym, że Liam zapytał.

- Wziąłbym, ale nie powinienem - przygryzł wnętrze swojego policzka. - Jestem na lekach.

Liam uniósł brew. - Czy to coś... no wiesz?

Harry zamknął oczy, by nie wybuchnąć śmiechem.

- Nie, to nie choroba przenoszone drogą płciową, Liam - zakrył sobie twarz dłonią. - To antydepresanty i poprawiacze nastroju albo jakieś innego gówno, sam nie wiem.

To sprawiło, że Liam momentalnie usiadł. - Jesteś chory?

Harry ponownie mrugnął. - W pewien sposób. Teraz jest dobrze.

- Co było z tobą nie tak? Czy to depresja?

Harry opuścił głowę do swoich dłoni. Jego terapeutka mówiła mu, aby otworzył się na swoje leczenie. Naprawdę nie obchodziło go co ludzie o tym sądzą. Najgorszą częścią było wyjaśnianie. Zazwyczaj Louis był tutaj, aby mu pomóc, ale to był pierwszy raz, kiedy musiał to powiedzieć sam.

- Dla mnie to był destruktywny mechanizm. Wykorzystywałem to jako wymówkę, by ukarać siebie za swoją porażkę.

Louis przygryzł swoją wargę, przyglądając się mu z bliska. Potem skinął głową, wziął kolejnego łyka, jego oczy były teraz jeszcze bardziej czerwone.

- Wyjaśnia to pieprzonego Marka - powiedział poważniej niż kiedykolwiek. - Wiedziałem, że musisz być na coś chory, by się spiknąć z tym kawałkiem gówna.

- Był jednym z najgorszych. - Harry skinął głową. - Miał również najgorsze fetysze.

- Och, och, przestań! Nie chcę tego wiedzieć. - Liam zacisnął oczy i pokręcił głową, sprawiając że Harry zachichotał.

- Dobrze, uspokój się. - Brunet oparł się o kanapę.

Przez kilka minut było cicho. Liam pił. Harry patrzył na niego.

- Dobrze, kogo ja tutaj oszukuję? - Powiedział w końcu Liam. Harry uśmiechnął się, nienawidząc tego drętwienia w swojej wardze. - Powiedz mi wszystkie brudy i miejmy nadzieję, że rano wszystko zapomnę.

- Chciałbym.

Był ledwie poranek, kiedy Harry obudził się pod wpływem dłoni pocierającej jego włosy. Nie spał długo, większość nocy spędził rozmawiając z Liamem. Dlatego aż warknął.

- Nie chciałem cię budzić, kochanie. - Louis pocałował jego skroń. - Przepraszam.

Harry uśmiechnął się w poduszkę i odwrócił się na łóżku, twarzą do Louisa. Potarł jego twarz w ciemnym pokoju. Dreszcze przebiegły po jego kręgosłupie pod wpływem zimnych palców, dotykających jego ciepłych od snu ramion.

- Wracaj do spania - zachichotał Louis.

- Buziak.

Jego życzenie od razu zostało spełnione, ale zajęczał pod wpływem dotyku. Zapomniał o ranie na swojej wardze.

- Co jest? - Louis brzmiał na zaalarmowanego. - Jesteś zraniony?

- Nie, to nic. Całuj.

- Harry - głos mężczyzny był ostrzegawczy. - Co to jest?

Zdecydował się nie czekać na odpowiedź i zapalił lampkę na stoliku. Harry zamknął swoje oczy na tą jasność, słysząc jęk ze strony Louisa.

- To nic. I to nie tak jak ostatnim razem, obiecuję! - Powiedział Harry, nie chcąc ryzykować zaufania Louisa.

- Więc dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - Dotknął twarzy Harry'ego tak samo jak tej nocy miesiące temu. Palcem dotknął jego podbródka, a kciukiem ponad wargą. To byłoby gorące, gdyby nie aktualna sytuacja.

- Lou, byłeś w powietrzu. Myślałem o zadzwonieniu do ciebie, ale to nie było konieczne.

- Kto to zrobił? - Louis spuścił swój podbródek.

- To nie ma znaczenia. - Harry pokręcił głową.

- Harry. - Louis był wściekły. Znowu. Gorące, ale w złym czasie.

Westchnął, przygotowując się mentalnie na pierdolenie.

- To był Liam. - Patrzył jak szczęka Louisa opada. - Przyszedł tutaj wczoraj i rozmawialiśmy. To była dobra rozmowa.

- A w jakiej części 'dobrej rozmowy' cię uderzył? Jestem trochę zmieszany.

- Och, tak. - Louis uniósł brwi, szukając w swoich jeansach telefonu. - Musiałeś upaść na jego pięść albo coś. Wpadłeś na niego, może?

- Louis, co próbujesz...

- Dzwonię do niego. - Louis uniósł palec, by powstrzymać Harry'ego od mówienia. - Wystarczy! Nie mógł przyjść do naszego domu i cię bić, nie powinien dotrzeć nawet do windy. Rozmówię się później z Mickiem.

- Nie! Nie bądź taki, Lou. - Harry usiadł, patrząc jak Louis rzuca się po łóżku ze zmarszczonymi brwiami i telefonem przy swoim uchu. - W końcu jest między nami dobrze. Porozmawialiśmy i jest dobrze.

- Cóż, nie jest dobrze, Harry. Mój chłopak ma siniaka i to dla mnie nie jest w porządku. - Przestał się miotać i odwrócił swoją głowę w stronę drzwi.

Harry przestał oddychać.

- Co to jest? - Zapytał Louis, odwracając się do Harry'ego. Młodszy przygryzł swoją wargę. - Dlaczego telefon Liama dzwoni gdzieś w naszym mieszkaniu?

Harry mrugnął na jego ton. - Ponieważ śpi na kanapie na dole.

Louis ruszył do drzwi i wzdłuż korytarza, Harry był tuż za nim, tupiąc z powodu swojego wyrwania ze snu.

- Cholera, Louis! Zatrzymaj się! Co zamierzasz zrobić?

Louis nawet się nie odwrócił, był zbyt zajęty gnaniem na dół.

- Co masz na myśli, co? - Zachichotał bez humoru. - Zamierzam go zabić!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top