Rozdział 19

Nie było łatwo. Louis nie oczekiwał, że tak będzie, ale również nie wiedział tego jaka będzie przyszłość. I czasami kiedy było źle, po prostu musiał wiedzieć, że to zadziała.

U Harry'ego została zdiagnozowana depresja. To jednak nie był termin medyczny. Każdy papier, który otrzymał od terapuety głosi 'depresyjne zaburzenia osobowości'. To brzmiało tak poważnie i prawdziwie, że Louis się bał, kiedy Harry wręczył mu te papiery. Jednak brunet nie podchodził do tego poważnie.

Cały czas robił sobie żarty z aliteracji, próbując każdego dnia wyskoczyć z czymś nowym.

- Dzień zaburzeń onanizacji! - Powiedział, kiedy stali w kolejce w sklepie, sprawiając że starsza kobieta przed nimi przewróciła oczami.

- A co to? - Zapytał Louis też przewracając oczami.

Był do tego taki przyzwyczajony. Wzruszył ramionami, kiedy kobieta spojrzała w ich stronę, jak 'przepraszam, ale kocham tego idiotę'.

- To wtedy jak jest zima i jest tak zimno, że twój kutas się kurczy rano i to takie smutne, ale czasami się budzisz - wykonał ruch, jakby podnosił kołdrę. - I masz dzień zaburzeń onanizacji!

- Dalej mów to tak głośno żeby mogli nas wykopać - zachichotał Louis.

Harry bardzo dumnie uśmiechnął się ze swojego odkrycia.

- Nie zrobią tego - wskazał na ich wózek. - Wykupujesz połowę tego sklepu.

Louis przyjrzał się z bliska ich wózkowi. Nie był pewien jak połowę z tego ugotować, ale jego siostry jutro przyjeżdżały i to był ostatni weekend zanim Mark zabierze dziewczynki na wakacje, a najmłodsi pojadą do babci. Przed nim duże spotkanie rodzinne i absolutnie nie czuł się gotowy. Denerwował się również tym, że spotkają Harry'ego.

Znali już Harry'ego, rozmawiali przez telefon, a nawet okazjonalnie przez FaceTime. W ciągu ostatniego miesiąca dziewczynki nawet zaczęły pytać Louisa o Harry'ego za każdym razem, gdy dzwoniły. Tak jakby już był częścią rodziny. To sprawiało, że czuł ciepło od środka.

- Myślę, że moja szóstka rodzeństwa i ty pochłoniecie to w jeden wieczór - powiedział rozsądnie. - Więc to może nie być wystarczająco.

- Tutaj są cztery pudła lodów. - Harry spojrzał na niego z wszechwiedzącym spojrzeniem. - Przyznaj, że po prostu wypadłeś z obiegu.

Louis wytknął język i zaczął wykładać ich towar na ladę.

Byli w drodze do domu, kiedy Harry powiedział. - Dni zaropiałych oczu.

- Przechodziłem przez to. - Uśmiechnął się Louis, skręcając w swoją ulicę.

Był świadomy tego, że Harry przez całą jazdę był głęboko zamyślony. I był przekonany, że nie zajmie mu dużo czasu, nim wyskoczy z czymś nowym.

- O czym myślisz? - Zapytał, zerkając na niego.

Harry szczypał swoją wargę swoimi palcami i patrzył na drogę przed sobą.

- To głupia nazwa - wzruszył ramionami. - Po prostu nie sądzę, że powinieneś coś uważać za 'zaburzenia' i mówić ludziom, by z tym walczyli. To brzmi jak przegrana bitwa.

- Tak, dla mnie to też dziwne. - Louis skinął głową.

Chciał powiedzieć, że 'ale i tak to pokonasz'. 'Damy sobie z tym radę' albo coś ckliwego jak 'musimy być silniejsi'. Jednak powiedzenie tego wydawało się być złe, ponieważ Harry po prostu czasami potrzebował, by Louis był po jego stronie.

Więc jeśli chciał się z tego śmiać i robić żarty to Louis będzie się chociaż starał.

- Dostępny zbiór origami - uśmiechnął się.

Harry zachichotał obok niego.

Przed nimi dobre dni. Louis miał się dobrze z tym, że nie wszystko wiedział. Po prostu cieszył się z tego, że dobre dni istniały.

Absolutną prawdą było to, że czasami Louis zapominał jak stare było jego rodzeństwo. Kupił kartonik mleka czekoladowego dla Ernesta, ale chłopak powiedział, że jest 'za stary na kakao' i wybrał zamiast tego sok. Tak samo było z Phoebe i Daisy, ponieważ Louis był przekonany, że były zachwycone, kiedy ostatnim razem kupił im rzeczy do makijażu.

- Czy to z sekcji dla dzieci? - Daisy uniosła swoją brew.

- Nie! - Louis skrzyżował swoje ramiona. - To organiczne i dobre dla twojej cery, Lottie mówiła, że się w to teraz wkręciłaś.

- Karta podarunkowa byłaby wystarczająca - wymamrotała Phoebe.

- Dziewczyny, on się stara. - Zachichotała Fizzy ze swojego miejsca w kuchni. - Potraktujcie go łagodnie.

Phoebe i Daisy wymieniły spojrzenia, a potem odwróciły się do swojego brata w unii, którą często robiły.

- Dzięki, Lou! - Powiedziały, chcąc go przytulić.

Louis przyciągnął je bliżej. Tak szybko dorastały, to był ich ostatni rok w szkole. Z całą szczerością bał się tego co miał nadejść. Jednak chciały iść do college'u i to wydawało się być dobrym startem.

- Dobra, teraz moja kolej. - Harry uśmiechnął się, wstając ze swojego miejsca.

- Kupiłeś nam prezenty? - Ernest zerknął zza swojego telefonu.

Chłopiec miał teraz swój własny świat, ciągle grając na tym urządzeniu. Fizzy przyniosła z kuchni sałatkę i położyła ją na stole, a potem usiadła obok Lottie.

- To nie było konieczne, Harry - powiedziała. - Przecież nie ma świąt.

- Ciii - uciszył ją Louis. - Był podekscytowany.

Harry poszedł po schodach do ich pokoju, a Lottie odwróciła się całościowo do Louisa.

- Nie mogę uwierzyć w to jaki jest słodki - wyszeptała.

- I gorący - szybko dodała Phoebe.

Louis zarumienił się, przewracając oczami. Nie będzie obgadywał swojego chłopaka, jakby był jego własnością. Chociaż w pewien sposób tak było. Każdy poranek,w którym budził się obok Harry'ego był przywilejem i wydawał się być spełnieniem marzeń.

Harry zszedł na dół z jakimiś torbami, sprawiając że Lottie rozszerzyła oczy.

- O mój Boże, czy to Gucci? - Prawie krzyczała.

Harry zachichotał. Louis wiedział, że się denerwował. Młodszy mężczyzna był zdeterminowany, by kupić prezenty samemu, ale okazjonalnie pytał Louisa o opinię. Zdaniem Louisa to było za dużo. Był winny rozpieszczaniu swojego rodzeństwa, ale Harry przeszedł na całkowicie inny poziom.

- Moja ostatnia piosenka jest teraz w radio, więc szukałem okazji, by wydać swój pierwszy czek - wzruszył ramionami z rumieńcem na policzkach, Louis chciał go ukryć i zatrzymać blisko blisko serca.

Lottie chwile później krzyknęła, kiedy Harry wręczył jej torebkę Gucci z ostatniej kolekcji. Fizzy dostała szalik z tej samej kolekcji, a dziewczyny dostały nowe etui na telefony.

- To robione z wzoru? Od Gucci? - Zapytała Daisy już zmieniając etui na nowe.

- Tak, pani w sklepie powiedział teraz, że jest taka opcja, próbują dostać się do młodszych, więc...

- I mają różne wzory. - Phoebe przyglądała się swojemu z bliska.

- Tak, Fiz pomagała mi wybrać.

Fizzy mrugnęła do niego, robiąc Lottie zdjęcie z jej nową torbą. Louis patrzył jak jego siostry robią się młodsze o co najmniej 5 lat. Ludzie wyglądali na młodszych, kiedy byli szczęśliwi.

- Co jest z nim i Gucci? - Wymamrotała Daisy do Louisa.

- Nie pytaj - wyszeptał niskim głosem.

- Słyszałem, że Lou dał wam Xbox'a na wasze ostatnie urodziny. - Harry uklęknął obok Ernesta i Doris, zyskując ich całkowitą uwagę. - Więc kupiłem wam gry na niego, mam nadzieję, że to nic takiego co już macie. Jednak na wszelki wypadek jest też tutaj karta podarunkowa - ledwo skończył zdanie, a Doris już go przytulała wokół szyi.

Ernest po prostu wziął gry z wyciągniętej dłoni Harry'ego i przyjrzał się im.

- Ojjj. - Louis wskazał na swojego brata. - Powiedz dziękuję.

- Dziękuję! - Krzyknął Ernest. - Nie mamy takich. Możemy w nie teraz zagrać? - Zapytał, patrząc na Louisa.

Doris była teraz przyczepiona do Harry'ego i szeptała mu coś do ucha. Była zbyt duża, żeby ją podnieść, ale dla bruneta wydawało się to być w porządku.

Bez problemu podnosił Louisa, więc siedmiolatka na pewno nie była dla niego problemem.

- Nie mam xbox'a. - Louis wzruszył ramionami.

To złapało uwagę Harry'ego i zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Byli drużyną.

- Masz! - Kłócił się Ernest. - Za telewizorem. Widzę go.

Louis westchnął. Jego brat był taki jak on. Tak przykro mu było za to jaki był trudny, kiedy był młodszy. Nie zjedzą rodzinnego obiadu, jeżeli Ernest teraz dopadnie się do gry.

- Po obiedzie - powiedział Louis.

Wrócili na swoje miejsca, a Harry pomógł Fizzy przynieść kurczaka. Przyszła dzisiaj wcześniej, by ugotować obiad i na początku brunet był trochę obrażony. Chciał zrobić wszystko sam, aby im zaimponować. Jednak godzinę później ich dwójka rozmawiała entuzjastycznie i gotowali razem. Louis był piątym kołem u wozu przez cały wieczór.

- Więc poznaliście się w te święta? - Lottie była pierwszą, która przywołała ten temat.

Louis nic im nie powiedział o Harrym, kiedy był u nich na święta, a Lottie znała go wystarczająco dobrze.

- Tak, poznaliśmy się podczas tej imprezy dla brytyjskiego nadawcy. - Harry skinął głową. - Louis był tam, by promować swoją książkę - uśmiechnął się. Małe gówno.

- Swoją drogą, kiedy ona wychodzi? - Zapytała Fizzy.

- Mam nadzieję, że nigdy - wypalił Louis.

Dziewczynki przestały jeść, by przyjrzeć mu się z bliska.

- Co masz na myśli, Lou? - Lottie zmarszczyła brwi. - Pracowałeś nad tym od lat. Nie rozumiem tego.

Harry też marszczył brwi, próbował złapać wzrok Louisa, ale szatyn zdeterminowany patrzył na swojego kurczaka.

- Po prostu nie była dobra. Odwołałem to na początku roku.

Phoebe upuściła swój widelec.

- Ale co z tymi wszystkimi rzeczami, które powiedziała mama? - Wyszeptała, jako pierwsza łapiąc jego wzrok.

I to był problem. Mamy nie było tutaj, aby to przeczytać, prawda?

- Mark będzie zdewastowany. - Lottie wypowiedziała jego następną myśl.

- Przejdzie przez to.

Fizzy brzmiała pewnie i Louis był za to dozgonnie wdzięczny. To nie był czas na to. Opowie tą historię później. Harry jednak patrzył teraz na niego. Będzie musiał mu to niedługo wyjaśnić, chociaż tego nie chciał.

- A jak tam agencja? - Zapytała Fizzy i wszystko wróciło na swoje miejsce.

Rozmawiali o pracy i szkole.

- Chcę studiować modę.

- To nie jest zawód - powiedział śpiewająco Louis.

- Tak mama mówiła o twoim marzeniu. - Phoebe machnęła na niego ręką.

- I będę utrzymywał jej spuściznę żywą, przypominając ci dzień za dniem, że to nie jest zawód. - Louis uśmiechnął się do swojej siostry. - Aby utrzymać cię stąpającą mocno po ziemii.

- Wciąż będziesz płacił za szkołę?

- Oczywiście, że tak.

Zaśmiali się z bójki, którą Ernest wszczął w szkole.

- Był dwukrotnie większy ode mnie!

- To dlatego twoja siostra cię broniła? - Uśmiechnął się Louis.

- Jest silna, a co!

Harry opowiadał o swojej nowej pracy, która wychodziła na wiosnę.

- Czy to ktoś kogo znamy? - Lottie wypluła swój sok jabłkowy i poruszył brwiami.

- Może. - Harry uśmiechnął się i mrugnął do Doris.

Dziewczyna zachichotała, ukrywając swoją twarz. Harry szybko stał się jej pierwszym crushem. Phoebe nie była daleko za nią z Daisy poruszającą za brwiami za każdym razem, kiedy jej bliźniaczka śmiała się za głośno z żartów puk-puk Harry'ego. Może to było genetyczne, śmianie się z głupich rzeczy, które mówią ślicznie chłopcy. Louis zmagał się ze swoim własnym chichotem.

- Możemy zgadywać? - Fizzy uśmiechnęła się, zawsze ciesząc się z wyzwania.

- Możemy już zagrać w 'overcooked'? - Ernest zajęczał ze swojego miejsca, dziwnie się patrząc na Harry'ego.

- Odłóż swoje talerze do zlewu. - Louis skinął głową i wstał, aby im pomóc.

Pocałował Harry'ego w głowę podczas swojej drogi do kuchni i poczuł gęsią skórkę, kiedy dłoń bruneta znalazła jego i delikatnie ją ścisnął.

Louis zdjął poduszki z obydwu kanap i rzucił je na podłogę tak żeby dzieciaki mogły tam siedzieć i się bawić.

- Erny. - Louis zawołał chłopaka, kiedy ten już instalował płytę. - Coś się stało? - Wyszeptał Louis, gdy już siedział obok niego na podłodze.

Jego młodszy brat spojrzał na niego i powoli z westchnieniem przekazał swój kontroler Doris.

- Nie, po prostu sądzę, że Harry jest nowy - powiedział bardzo poważnie.

Louis zmarszczył brwi. - Czy to źle?

- Nie wiem. - Chłopak podrapał się po głowie. - Nie jestem wredny. Lottie mówi, że czasami jestem, ale tak nie jest.

Louis przytulił go do swojego boku.

- Harry jest teraz moim chłopakiem - wyszeptał. - Spróbuj go poznać. Jest dobry.

Chłopak ponownie westchnął. - Dobrze. Możemy teraz pograć?

Znowu. Tak szybko rośnie. Kilka lat temu osoba, która dała Ernestowi prezent automatycznie stawała się jego nowym bohaterem. Teraz chłopak podchodził z rezerwą do każdego nowego imienia w rozmowie. Louis potrzebował swojej mamy, aby powiedziała mu co z tym zrobić.

Kiedy wrócił do głównej części Lottie i Fizzy pokazywały coś Harry'emu na telefonie, a Phoebe pomagała Daisy w posprzątaniu stołu.

- Co tutaj robisz? - Zapytał, chichocząc.

- Dokańczam Zajmowanie się swoimi Obowiązkami - odpowiedział Harry, podkreślając każde słowo.

Louis spuścił głowę, trzęsąc się od śmiechu.

- W takim razie Dymisjonuję cię od Zajmowania się Obowiązkami. - Pomachał dłonią na Harry'ego, odwracając się, aby zabrać talerze od Phoebe.

- O co chodzi z tymi wszystkimi słowami? -Zapytała, marszcząc brwi.

- To nasz taki żart. - Louis wzruszył ramionami, kiedy ładował zmywarkę. - Harry z tym wyszedł, możesz go zapytać.

Harry rozmawiał z Fizzy, a Louis patrzył jak Phoebe do nich podchodzi. Nienawidziła tego jak nie rozumiała żartu.

Harry uśmiechnął się do niej po chwili zmartwienia, a Louis powoli zrobił wydech. Nie był pewien czy brunet będzie czuł się w porządku z odpowiedzią. Ale cóż, jego terapeutka zachęcała go do tego, by dzielił się swoją diagnozą z rodziną i przyjaciółmi. Louis był ciekawy czy jego siostry były teraz troszeczkę bliższe rodzinie.

- Więc nazywa się to DZO i wymyśliliśmy kodowanie - usłyszał koniec wyjaśnień i uśmiechnął się na 'my'. Louis cieszył się z tego, że był w drużynie Harry'ego.

- Więc to jak Dni Zadufanych Osób? - Zapytała Lottie, która teraz znajdowała się na kanapie i oglądała jak dzieci grają.

- Tak. - Harry kliknął palcami i mrugnął do Lottie. - Podoba mi się to.

Skończyli ze zmywarką i przeszli do kanap, gdzie Harry już jedną zajmował, a Fizzy siedziała na drugim końcu.

- Wygooglowałam to i w słowniku jest parę szalonych przykładów - zachichotała Daisy. - Na przykład Depresja Zgonowa po Obudzeniu.

- Absolutna i straszna prawda. - Louis wykrzywił się i opadł na kanapę obok Harry'ego. - Nie pij albo będzie ją zawsze miała.

- Ha ha - zaśmiała się jego siostra. - Depresja Zdziałana Oralem - przeczytała z ekranu.

Louis jęknął. - Jezu Chryste! Czy to na pewno słownik? - Odwrócił się do Harry'ego, który wtórował jej ze śmiechem. - Nie masz jeszcze 18 lat, pamiętaj o tym - uniósł brwi na swoją małą siostrę.

- Ja mam ponad 18, daj mi ten telefon - dołączyła Lottie.

-To katastrofa - wyszeptał Louis, ciesząc się z tego, że policzki Harry'ego były teraz czerwone, a jego dłoń znajdowała się na tyle kanapy za Louisem. To było takie domowe, to że siedział tutaj ze swoimi siostrami i Harrym, śmiali się z czegoś głupiego i po prostu byli razem jak rodzina.

- Dół Zwany Odbytem - powiedział Lottie, śpiewającym głosem, sprawiając że Louis przestał się uśmiechać.

Harry opuścił swoje czoło na ramię Louisa, histerycznie chichocząc.

- To zabawniejsze, kiedy pochodzi od nas - powiedziała Daisy. Dzięki Bogu.

- Tak, ale to wymaga trochę myślenia. Na googlach już jest pełno niedorzeczności. - Phoebe była naprawdę bardzo dumna z siebie.

- To łatwe! Dzień Zaczarowanego Ołówka. Widzisz?

Teraz to Louis się zaśmiał. Daisy powiedziała to za całkowitą powagą, a on wciąż w niej widział 10-letnią dziewczynkę. On i Harry wymienili się spojrzeniami i pokręcili głową.

- Zgoda na Smyranie Policzków. - Fizzy uśmiechnęła się jasno.

- To nie są odpowiednie litery - powiedziała szybko Phoebe.

- To na zespół stresu pourazowego, który ja mam - powiedziała.

Louis poczuł jak Harry obok niego się poruszył i był zaskoczony, dostrzegając, że brunet trzymał teraz dłoń Fizzy.

- Ja mam jedno, ale twój brat mnie zabije, kiedy powiem to na głos.

- Och, no dalej! - Phoebe pokręciła głową. - Czasami jest takim zabijaczem frajdy.

- Wypraszam sobie. - Louis uniósł brwi. - Jestem najlepszym bratem na świecie. - Uniósł swój palec.

- Więc Harry może to powiedzieć?

- Nie.

Lottie przewróciła oczami.

- Harry, powiedz to. - Skinęła głową, łapiąc wzrok bruneta. - Co ci zrobi? Będzie większą suką? Jakby to było możliwe.

- Och, ale jest. - Powiedziała Daisy, patrząc na swoje paznokcie.

Harry spojrzał na Louis z rozdartym wyrazem twarzy.

- Nie - ostrzegł go Louis.

- Ale to takie dobre.

- Założę się o wszystkie swoje pieniądze, że nie.

- I był przegrał, ponieważ tak jest.

- Harry, powiedz to już, dzieciaki i tak już nie słuchają.

- Słuchamy - powiedzieli w tym samym czasie Ernest i Doris, tworząc zmarszczki wokół swoich oczu.

Harry zachichotał. - Zobaczmy Shreka Ponownie - powiedział, sprawiając że Louis jęknął.

- Nie gadam aż tyle o Shreku! - Pokręcił głową.

Fizzy przygryzła swoją wargę w głębokim zamyśleniu. - Chociaż jak wyszedł to widziałeś go z jakieś 10 razy.

- I pokazał nam to z jakieś 3 razy więcej. - Daisy skinęła głową.

- I cytowałeś go regularnie aż skończyłeś 16 lat. - Lottie uśmiechnęła się, za bardzo jej się to podobało.

- Wciąż to robi!

- Mów więcej, a będziesz dzielił kanapę z tą dwójką - wymamrotał Louis, klepiąc dłoń Harry'ego.

- Phoebe nie miałaby nic przeciwko - zakaszlała Daisy w swoją pięść, dostając w ramię od swojej bliźniaczki.

Byli tak pochłonięci drażnieniem się z Phoebe nad jej oczywistym crushem, że Harry miał perfekcyjną okazję, by pochylić się do ucha Louisa.

- Zgoda na Ssanie Penisa - jego oddech był gorący na skórze Louisa.

Uniósł swój wzrok, więc Harry mógł zobaczyć jak nie wywarło to na nim żadnego wrażenia.

- Czy to było to o czym oryginalnie myślałeś?

Mężczyzna skinął głową. - Przepraszam, że wypaliłem to ze Shrekiem - wyszeptał. - Kocham, kiedy go cytujesz. To tak jakbyś był nastolatkiem w ciele mężczyzny. Szczególnie, kiedy cytujesz Ciastka. To nawet gorące, na swój dziwny sposób.

- Jesteś zbyt łatwy. Wszystko jest dla ciebie gorące.

- Jeśli chodzi o ciebie to tak.

Był tak pełen gówna, ale Louis był w nim głupio zakochany.

- Więc? - Harry poruszył swoimi brwiami.

- Co?

- Zgoda? - Powtórzył, odpowiednio akcentując.

- Mmm. - Louis złapał się za podbródek. - Odrzucona.

Harry uroczo wydął swoją dolną wargę. Lottie walczyła teraz z Phoebe na drugiej kanapie. Daisy filmowała to, a Fizzy uśmiechała się do swojej szalonej rodziny.

Louis nie miał nic przeciwko temu, że nie wiedział jaka będzie przyszłość. Mógł poczekać, przebrnąć przez wszystkie kłody. Był po prostu wdzięczny za to, że dobre dni były całkowicie niespodziewanie najlepszymi dniami jego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top