what do you wanna ride


TAEHYUNG

Poprawiłem jeszcze zsuwające się białe zakolanówki z kokardkami, zakładane w pośpiechu i przeczesałem włosy. Nie miałem czasu porządnie się wykąpać po powrocie od Junga, a już musiałem biec do kolejnego klienta. Zadzwoniłem. Poczekałem kilka sekund, a w drzwiach pojawił się dość blady, czarnowłosy, raczej pulchny mężczyzna z okularami na nosie i z papierosem w ręku. Miał niebieskie polo, w którym odznaczał się jego brzuch i bokserki w panterkę. Obrzucił mnie zaciekawiony spojrzeniem, prawie wypuścił papierosa z ust i odsunął się, by przepuścić mnie w drzwiach.

- V? - zapytał, a wtedy stanąłem w jego zagraconym przedpokoju. Po podłodze walały się kartony, puszki po piwach i papiery. Przełknąłem ślinę i wysiliłem się na uśmiech. Kiwnąłem głową. Facet lustrował mnie już któryś raz wzrokiem. Zatrzymał się w końcu na mojej buzi, a nie na rancie sukienki. - Jezu, faktycznie jesteś śliczny - powiedział, a wtedy wszedłem głębiej do jego mieszkania.

Z kuchni wyszedłem tak szybko, jak się w niej znalazłem, by potem zobaczyć obskurny salon, gdzie stała poobdzierana z tapicerki kanapa, pod oknem, w którym wisiały w wielu miejscach poprzepalane, pewnie papierosem firany. Dziury były takie duże, że widać je było z kilku metrów. W kącie stał niewielki telewizor i puste posłanie dla kota. Potem dopiero zauważyłem miskę, z której więcej było much niż karmy. Kurwa nie ma mowy, że tu zostanę, pomyślałem. Odwróciłem się na pięcie i mijając faceta w drzwiach, stanąłem znowu w przedpokoju. Tam oblech złapał mnie za ramię. Obrócił tak gwałtownie, że zachwiałem się na białych szpilkach, ale nie upadłem. Wyszarpnąłem swoją rękę z jego uścisku i wtedy poczułem uderzenie. W twarz. Z pięści. Dopiero wtedy upadłem na oblepioną czymś, klejącą się i brudną podłogę. Byłem w takim szoku, że przez chwilę nawet nie skojarzyłem faktów.
Grubas mnie kurwa uderzył.
Już nie żyjesz, krzyczałem w myślach. Ta chwila nieuwagi pozwoliła mu jednak na złapanie moich świeżo farbowanych na brązowo włosów i na wytarganiu mnie za nie do kuchni. Tam stoczyliśmy małą walkę, bo chciałem wstać, tym samym zamachnąłem się, a wtedy tamten dostał. Strąciłem jego okulary. Gdy usłyszałem trzask, najpewniej jego oprawek, w tym samym momencie usłyszałem trzask mojej ręki, która została złamana. Złapał ją, natarł swoim cuchnącym cielskiem (dopiero z bliska czuć było woń papierosów i jakiś zwierząt) i złamał jak zapałkę. Nie było to trudne, skoro całe życie dbałem o to, by być chudym. I u niego to raczej nie zadziałały mięśnie, a masa. Wrzasnąłem. Bolało. Złapałem wtedy od razu pulsujące miejsce, przez to znów zarabiając uderzeniem w twarz. Moja głowa upadła na podłogę. Poczułem, jak makijaż spływa mi po twarzy przez łzy. Przekląłem coś. I wtedy znów zaczął ciągnąć za moje włosy. Tak dostałem się do salonu, koło kanapy, gdzie pod oknem, w którym wisiały obrzydliwe firanki, był także kaloryfer. A przy nim kajdanki. Wyrywałem się, ale złamanie jedynie przeszkadzało. Szpilki dawno spadły z moich nóg, zakolanówki miałem w połowie łydek, sukienka podciągnęła się, ukazując moje koronkowe stringi, a jedna z bransoletek, jakie miałem na sobie rozsypała się po podłodze. Torebka leżała już chyba w przedpokoju, bo straciłem z nią kontakt, gdy już poczułem pierwsze uderzenie. To Gucci szmato, wiec lepiej na nią uważaj. Ale w cholerę z tym Gucci, skoro ten frajer złamał mi rękę! I właśnie udało mu się mnie przypiąć do kaloryfera.

- Wypuść mnie do kurwy! Pojebało cie?!

Znowu zarobiłem, przez co tylko głośniej krzyczałem. Oczy piekły, ręka bolała, a po ciele przeszedł dreszcz. Dreszcz strachu. Już nie zdezorientowania i wkurwienia. Tylko strachu.

- Hej, V - powiedział mężczyzna, kiedy odszedł kawałek ode mnie. Przyjrzał się mojej osobie leżącej na podłodze pod kanapą i zaśmiał się. - Przyzwyczaj się do swojego nowego domu.

Krzyczałem jeszcze długi czas. Potem były próby uwolnienia się, ale kajdanki okazały się zbyt ciasne, bym mógł cokolwiek z nimi zdziałać. Zniżyłem się nawet do proszenia i błagania, ale tamten nie reagował. I działo się do cały dzień. Całą dobę. Po tym czasie uświadomiłem sobie, że karma dla kota, stojąca w zielonej misce koło telewizora wcale nie jest dla kota.

HOSEOK

Gdy zadzwonił Romeo, byłem akurat na zakupach z Yoongim. Zepsuliśmy mikrofalówkę i książę nie miał w czym grzać mleka do płatków, a sam zwlekałem z zakupami, przez swoje lenistwo. Yoonie jednak marudził wyjątkowo często, więc w końcu znaleźliśmy sie w galerii. Jednak wtedy musiałem zrezygnować z dalszego kupowania sprzętu do domu, tylko odwiozłem Mina do mnie i podjechałem do Inferno. Miejsce pasażera zajął łysy, a zaraz za mną usadowił się John. Podał mi adres. Dojechanie na miejsce w korkach trwało ponad godzinę i zdążyłem w tym czasie już dowiedzieć się co nieco o kliencie, do którego jechaliśmy. I już miałem złe przeczucia, bo gdy jedna z dziwek znika, a jej ostatnim klientem jest zakompleksiony tłuścioch, który odwiedza klub tylko podczas happy hour i odkłada miesiącami na naszą najdroższą kruszynę to musi być coś nie tak.

- Był u mnie jakoś na początku lutego i zamówił Kisumiego, ale przyszedł by zawiadomić o zmianie adresu i wtedy wpadł mu w oko ktoś inny. Wpłacił ratę. Podał datę. Co miałem zrobić? Nie jestem kierowcą tych szmat - usprawiedliwiał się Amerykanin, ale widząc moje wściekłe spojrzenie w końcu się przymknął. Dojechaliśmy na miejsce. Ruszyłem na trzecie piętro. Szukałem mieszkania.

Była to stara kamienica z drewnianymi drzwiami, które udało mi się wyważyć już przy drugim kopnięciu. Przeszedłem szybko z przedpokoju do następnego pomieszczenia, a potem do salonu, w którym moje oczy ujrzały Taehyunga.

TAEHYUNG

Drugiego dnia w końcu zjadłem karmę. Umierałem z głodu, a ostatnią rzeczą jaką miałem w ustach był kutas tego psychola. Kazał sobie obciągać dwa razy dziennie. Początkowo dostawałem za to coś do popicia jego gorzkiego nasienia. I wiadomym było, że nie chciałem tego robić. Z tego powodu moje ciało ozdabiały teraz liczne nacięcia, siniaki i jeszcze więcej złamań. Cierpiałem. Ból odczuwałem praktycznie na całym ciele. No i czułem strach. Nadal. Nieopisany, głęboko zakorzeniony strach. Poddałem się już po pierwszej nocy, podczas której mnie zgwałcił, a potem złamał trzy palce. Gdy rano odszczekałem, żeby więcej nie śmiał mnie dotykać, za pomocą obcęgów pozbył się moich dwóch paznokci. I to dopiero bolało. Co tam złamania. Jeśli przy nich krzyczałem, to potem wrzeszczałem, darłem się w niebogłosy, co oczywiście hamowała trochę taśma, jaką potraktował moje usta. Zrywał ją tylko przy lodzie. Karmił mnie suchą karmą, co jakiś czas bił i mówił te wszystkie obrzydliwe słowa. Sam przecież był ohydny.

Nie wytrzymałem drugiej doby. Gdy po raz kolejny już tego dnia (miał chyba wyjątkową ochotę na męczenie mnie) przeleciał moje zmęczone ciało, które aż błagało o litość, wkurwiłem się. Wkurwiłem się, oj bardzo. Zebrałem wszystkie siły. Ugryzłem go, gdy podczas orgazmu wcisnął mi penisa do ust. Zacisnąłem zęby najmocniej, jak w tamtym momencie potrafiłem, za co dostałem od razu w głowę, przez co mnie zamroczyło. Gdy udało mu się odsunąć, zobaczyłem krew. Dopiero potem poczułem ją wraz z jego nasieniem w swoich ustach. Splunąłem.

- Pierdol się pizdo! - krzyknąłem, a wtedy powalił mnie plecami na podłogę i usiadł na mnie okrakiem.

Uderzał w moją twarz szybko, trafiał w kości policzkowe, w czoło, rozcinał usta i zostawiał śliwy pod oczami. A ja płakałem, bo na krzyk już nie miałem siły. I potem wstał. Warczał i syczał, pewnie z bólu, bo choć nie odgryzłem mu przyrodzenia, to na pewno uszkodziłem. Gdy otworzyłem oczy, które zalane były trochę krwią, zobaczyłem jak wraca do salonu. Z nożem kuchennym. I wtedy ostatkiem sił podpełzłem z niemym krzykiem do ściany. Byle dalej od niego. Ale to i tak nic nie dało.

HOSEOK

Siedziałem na kanapie i bawiłem się zapalniczką. Nawet nie paliłem. Tylko wypuszczałem gaz. Podpierałem się łokciem o niewygodny podłokietnik. Usłyszałem kroki. My usłyszeliśmy. Do salony wszedł gruby mężczyzna ze spoconą, bladą buzią. Gdy tylko nas dostrzegł, upuścił plastikową torebkę, z której wysypały się bandaże i woda utleniona i rzucił się do ucieczki. Romeo był szybszy. Złapał faceta za kołnierzyk i rzucił na podłogę w salonie. Byłem pierwszym, który przystawił mu pistolet do głowy.

- Hun Chaimin? - zapytałem, choć dobrze znałem odpowiedź. - Jak ci się korzystało z usług klubu Inferno i jego aniołków?

Oberwał lufą prosto w oko, które zaraz zaczęło łzawić. Krzyknął.

- Błagam - zakwilił, a wtedy oberwał jeszcze raz. Od Romea. Cofnąłem się, by usiąść z powrotem na kanapie.

John postawił go na nogi. Romeo zajął miejsce obok mnie. Wycelowałem bronią w twarz mężczyzny.

- Jak śmiałeś? - zapytałem, a ten padł na kolana i zaczął błagać. - Co kurwa teraz? Zajebałeś go?

Wskazałem palcem na martwe, posiniaczone i zakrwawione ciało pod oknem. Przykute było kajdankami do kaloryfera. Chłopak miał twarz tak obitą, że trudno było go rozpoznać. Na sobie miał podartą, różową sukienkę, a w kolanach opuszczone majtki z koronki. Ręce miał powykrzywiane w nienaturalny sposób, co dowodziło tego, że były złamane. Tak jak palce. I piszczel. Obok jego ciała leżał nóż, którym to nie tak dawno poderżnięto Taehyungowi gardło. Szrama na szyi była głęboka, szarpana. Wyglądała ohydnie. Całe jego ciało tak wyglądało. Coś mu zrobił?, myślałem. Z Tae. Taehyungiem. Tym pięknym chłopcem, który kochał seks, ubrania i pieniądze? Jak bardzo go skrzywdziłeś?

- Kurwo - syknąłem wściekły, a potem jeszcze raz spojrzałem w puste oczy Tae, które zwrócone były do góry. - Nawet nie wiesz w jakim piekle się znalazłeś - zaśmiałem się i wtedy po moim policzku spłynęła pierwsza i jedyna łza. - A ty? - zwróciłem się do Johna, naszego wspólnika. - Kurwa, miałeś sprawdzać co z chłopakami, a nasza najsłodsza kruszynka znika na dwa dni i nas o tym nie informujesz? Nie sprawdzasz klienta? Ty pierdolony pedale, co ty sobie kurwa myślałeś? Spójrz na tego idiotę obok! Tłusta świnia kurwa. Zabicie go jest idiotycznie proste. Tak samo jak i ciebie.

Strzeliłem. John zdążył zrobić krok w tył, ale mimo to i tak padł na podłogę z dziurą w klatce piersiowej. Świnia obok krzyknęła. Podszedłem do niej, jak tylko odliczyłem dziesięć sekund od wystrzału. Złapałem za jego tłusty kark i podszedłem do okna. Bez zbędnego pieprzenia otworzyłem je. Próbował się jeszcze zaprzeć rękoma, ale strzał w stopę skutecznie go unieszkodliwił. Cofnął się tak bardzo, że właściwie sam wypadł przez nie, prosto na chodnik, rozbijając głowę, która wyglądała teraz niczym rozkwaszony arbuz. Moje spojrzenie nie utknęło jednak długo na nim. Rzuciłem okiem jeszcze raz na ciało w salonie. Ciało Kima. Ukucnąłem przy nim i złapałem jego policzki w dłonie. Odwróciłem jego głowę, która ledwo trzymała się reszty ciała w swoją stronę. Przejechałem kciukiem po jego szorstkiej skórze i przełknąłem ślinę. Romeo poklepał mnie po ramieniu, a wtedy wstałem, poprawiłem marynarkę i wyszedłem, zostawiając za sobą w salonie dwa trupy. Trzeciego minąłem, idąc do samochodu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top