stupid bunny
YOONGI
Jak żałosny musiałem być, stojąc w środku nocy przed drzwiami niedużego mieszkania Taehyunga, mojego największego wroga, cały mokry od wiecznie padającego w Seulu deszczu, z zapłakaną twarzą i dziurą w sercu? Oj bardzo.
Gdy Hoseok kazał mi zabierać swoje rzeczy, zostałem sam. Z niczym. W obcym mieście. Sytuacja była co najmniej beznadziejna, a moje ciało nadal trzęsło się z nadmiaru emocji. Przez jakiś czas jeszcze pukałem do drzwi Junga i błagałem, by mi wybaczył, ale ten tylko raz je otworzył i rzucił we mnie kurtką i małą torbą, z która przyjechałem. W środku było kilka banknotów, ale raczej tych o nie za dużym nominale i mój telefon. Gdy płacz pod drzwiami nic nie zdziałał, pomyślałem, że chociaż do niego zadzwonię. Nie widziałem w tym większego sensu, ale miałem bardzo ograniczone pole manewru. Jednak w moim telefonie nie było już numeru bruneta, a pamięcią do cyfr nigdy nie mogłem się pochwalić. Musiałem wybrać między upokorzeniem w postaci spania na wycieraczce, lub na pójściu GDZIEŚ. Nogi zaprowadziły mnie do klubu Inferno, do którego droga była na szczęście prosta, a którą pokonałem w niecałe pół godziny. Pamiętałem, jak Hoseok załatwiał dzień wcześniej lokal dla tancerza i pamiętałem, który to numer. Obszedłem całą kamienicę, aż w końcu rzuciło mi się w oczy wyjście ewakuacyjne, z którego skorzystałem. Drzwi do samego klubu były pozamykane na cztery spusty, natomiast klatka, z mieszkaniami była zachęcająco otwarta. Trzynaście. Taki był numer mieszkania, pod którym stałem. Przypadek?
Taehyung był zaskoczony. Niemożliwe, prawda? Najpierw zmierzył mnie groźnym spojrzeniem, a potem się zaśmiał. Nie musiałem nic mówić, by wiedział, że moja obecność w jego nowym domu była spowodowana przez jedną osobę, o którą jeszcze nie tak dawno się kłóciliśmy. Teraz chłopak miał dwie opcje. Albo zamknąć mi drzwi przed nosem, albo okazać się człowiekiem. Najpierw oczywiście je zamknął i to z takim hukiem, że podmuch wiatru osuszył wszystkie moje łzy. Dopiero, gdy usłyszał "proszę pomóż mi", wpuścił mnie do środka.
Mieszkanie składało się z salonu, w którym to też spał szarowłosy na kanapie, małej łazienki i aneksu kuchennego w przedpokoju. Było dość biednie, ale nie obskurnie czy nieludzko. Powiedziałbym nawet, że przyzwoicie. W kącie stał telewizor, na szafce pod oknem leżała sterta starych książek i jakieś szklane słoniki z trąbami podniesionymi do góry, a na podłodze leżał miękki brązowy dywan. Kanapa była rozłożona, pościel dość brzydka, pomarańczowa w kropki i skopana na jedną ze storn. Bez wątpienia przerwałem Taehyungowi sen. Wystarczyło na niego spojrzeć. Bez makijażu wyglądał inaczej, ale nadal był cholernie przystojny. Włosy jednak sterczały mu na wszystkie strony świata. Nie miał na sobie lateksu, ani koronki, ani nawet szpilek, na których niewygodę zawsze narzekał. Miał zwykłe bokserki i dużą koszulkę z wizerunkiem koali.
Usiedliśmy koło siebie na kanapie. Przez chwilę tylko ze wstydem patrzyłem na swoje ręce, ale gdy w końcu spojrzałem na twarz tancerza oczywiście zauważyłem na niej triumfalny uśmieszek.
- No i co? Daddy Hoseok cie wyruchał i kazał spierdalać?
Słysząc obrzydliwe określenie Junga tylko się skrzywiłem. Przełknąłem gorzko ślinę i skupiłem swój wzrok na przypadkowym meblu. Taehyung czekał na moją odpowiedź dość długo. Kiedy w końcu cisza zaczęła nam obu przeszkadzać, wstał i udał się do kuchni. Wrócił ze szklanką wody i podał mi ją.
- Dzięki - rzuciłem, chwytając napój.
- O! To jednak umiesz mówić.
- Bardzo śmieszne - burknąłem, a Tae rozłożył się wygodniej, podpierając głowę.
- To jak było?
- Muszę?
- No skoro już tu jesteś...
Westchnąłem głośno i poczułem kolejną falę łez. Powstrzymywanie jej okazało się nie lada wyczynem, więc ostatecznie przegrałem walkę i rozryczałem się. Taehyung siedział wyraźnie zmieszany. Nie wiedział co zrobić, czy w ogóle ma cokolwiek robić, więc tylko poczekał aż mi minie.
- Pokłóciliśmy się i mnie wyrzucił - powiedziałem krótko.
- A o co?
- To trochę skomplikowane, wiesz?
- Domyślam się, skoro już wypieprzył cię w środku zimy na bruk. Co mu powiedziałeś?
- Prawdę.
- Czyli kurwa co? Wyrażaj się jaśniej. Ma trzy sutki, czy małego kutasa, bo nie rozumiem o co mógł się tak obrazić?
- Nie. Nie - powtórzyłem już zirytowany i rzuciłem chłopakowi mordercze spojrzenie numer pięć. - To nie twój interes.
- No zdaje się, że jednak mój, skoro siedzisz na mojej kanapie i pijesz moją wodę.
- Mogę sobie iść zaraz.
- Tak? A dokąd?
Do nikąd, pomyślałem. Tae może i był wredną wszą, ale nie był aż takim kretynem i na pewno już zdążył wydedukować, to że skoro wylądowałem pod jego adresem to innego wyjścia nie miałem. A wszyscy doskonale wiedzą, że gdybym miał inny wybór to wolałbym zasnąć w jednym pokoju z samym antychrystem niż z nim.
- Dobra - odparłem i zmierzwiłem włosy. Były nadal mokre i poplątane. - Nie mam dokąd pójść, zadowolony?
- No nie do końca. Ale może będzie z tego coś dobrego - powiedział jak gdyby nigdy nic i uśmiechnął się. A mnie naszła ochota na przywalenie mu. - W końcu Daddy jest wolny.
- Nie mów tak na niego, to obrzydliwe. I nie jest wolny. To tylko mała sprzeczka.
- Jakby tak było to za karę spałbyś w salonie, a nie na mojej podłodze. Albo pod mostem, jeszcze się nie zdecydowałem.
- Dzięki wielkie, serio. W ogóle nie wiem po co do ciebie przychodziłem. To było idiotyczne.
Wstałem. Nie miałem żadnego pomysłu co dalej, ale mimo to podszedłem do drzwi i nacisnąłem na klamkę. Powstrzymała mnie jednak jego zimna dłoń. I użyło mi. Myśl, że będę zmuszony szwędać się gdzieś po dworcu nie uśmiechała mi się, a ból w sercu rósł z każdą minutą. Było mi tak niedobrze, że myślałem że zaraz pochylę się nad toaletą i zwrócę kolację, którą przygotował dla mnie dwie godziny temu mój chłopak. Chłopak. Mój były. Chyba.
- Jak już naprawdę nie masz wyjścia to możesz zostać - powiedział Tae i zaciągnął mnie z powrotem na miejsce, z którego uciekłem. - Tylko nie rycz całą noc, okey?
- Okey.
No cóż, kłamałem. Oczywiście, że większość nocy nie zmrużyłem oka, targany emocjami. Tae nie kazał mi spać jednak na dywanie, tylko pozwolił położyć się pod wspólną kołdrą. Cóż, innej nie miał, a ogrzewanie szwankowało, więc zrobił to chyba tylko po to, by nie musieć rano oglądać mojego zamarzniętego trupa, ale jednak. Kanapa była twarda, wąska i co chwila jeden z nas z niej spadał, a w dodatku Tae chrapał. Ale nie miałem prawa narzekać. Szczerze mówiąc to i tak miałem cholerne szczęście.
Przypomniałem sobie wszystko, co tylko się dało. Nasze poznanie się, nasz pierwszy pocałunek i to jak planowaliśmy moją ucieczkę.
Pierwszy raz zobaczyłem go oczywiście w klubie, na jednym ze spotkań odnośnie remontu sceny i pomieszczeń pracowniczych. Nie zwrócił na mnie początkowo uwagi, ale ja tak. Uderzył we mnie jak grom z jasnego nieba. To był mój ideał. Wyższy ode mnie, starszy, ciemnowłosy, męski, z nutką tajemniczości i nawet niebezpieczeństwa w oczach. Nie musiałem nawet poznawać jego imienia by wiedzieć, że to będzie mój przyszły mąż. Z początku trochę się załamałem, bo zauważyłem, jak wzrokiem rozbiera jedną z barmanek i już miałem strzelać sobie w głowę. Nie może być hetero, błagam, powtarzałem. No cóż nie był. Jeszcze tego samego dnia przeleciał mnie na tyłach swojego samochodu. Nie było w tym wielkiego romantyzmu, ba, w końcu znaliśmy się pięć minut, ale cieszyłem się jak głupi. Gdy wrócił do stolicy, przez kilka dni miałem kaca moralnego. Niczym nie różniłem się od dziwek pracujących w klubie. Byłem nawet gorszy. Dałem obcemu facetowi dupy, bo miał przystoją twarz. Kurwa Min, ty debilu. Tae się chociaż cenił. A ja zrobiłem to za darmo. Jakie było moje zdziwienie, gdy następnego weekendu również pojawił się u mojego ojca. Tym razem nie dałem mu tak łatwo uciec i wyciągnąłem od niego numer. Pisaliśmy trzy miesiące, podczas których widzieliśmy się zaledwie raz. Hoseok nie był gangsterem, jak z Hollywood, ani nawet złoczyńcą. Był miłym gościem, który boi się wysokości i lubi nosić o rozmiar za duże buty. Miał swoje za uszami, nawet sporo, ale nigdy o to nie pytałem, może ze zwykłego strachu, a może czekałem aż sam mi opowie. Był interesujący, opiekuńczy, wprost idealny. W jednym z esemesów napisał mi, że jak tylko mnie zobaczy to powie mi coś ważnego. Powiedział, że zależy mu na mnie. Nasza znajomość opierała się na kilku szybkich numerkach i wiadomościach, co powodowało mój niedosyt i niepokój, ale Hobi zaczął przyjeżdżać częściej, czasami tylko po to by mnie zobaczyć. Zdradziłem go w momencie dla mnie bardzo trudnym, co oczywiście mnie nie usprawiedliwia. Bo tego dnia czekałem na niego stęskniony, niezaspokojony i super wkurwiony. Nie na niego. Na ojca. Klasyczna awantura skończyła się na pięć minut przed pojawieniem się Hoseoka w klubie. I wtedy ojciec zabrał go od razu na spotkanie. Oczywiście nie mogli sobie odpuścić tych szmat, które kręciły dupami przed ich nosami. Wystarczyła iskra. Wyszedłem. Nim doszedłem do domu, dostałem wiadomość od Jeona. Prosił bym dał mu trochę więcej czasu na spłacenie długu. Odpisałem, że ma być u mnie za kwadrans. Nie chciał mnie dotykać, ale miałem to gdzieś. Jego niezadowolona, przestraszona mina jeszcze mnie tylko wkurzała niepotrzebnie. Hoseokowi potem wyjaśniłem, że musiałem zostać dłużej w szkole. Było mi z tym źle. Ale miałem to do siebie, że gdy się denerwowałem zamieniałem się na mózgi z dupą. Potem dopiero przychodziły wyrzuty sumienia. Cholernie ciężkie wyrzuty. Zawłaszcza, że przecież to nie była wina Junga. Moja głupota doprowadziła do tej sytuacji, a teraz mogło być za późno, by cokolwiek naprawiać.
JEONGGUK
Jimin był dumny z mojego dobrego sprawowania w pracy. Mówił, że nie spuszczał ze mnie wzroku i, że uszy zostaną ze mną już na zawsze. Świetnie...
Dostałem śniadanie do łóżka w postaci naleśników i słodkiej herbaty. Swoją drogą to nie pamiętałem jak w ogóle znalazłem się z powrotem w domu Parka. Potem dopiero powiedział mi, że zasnąłem w aucie i mnie zaniósł. Nawet mnie rozebrał. Na widok swojego nagiego ciała rano o mało co nie dostałem zawału, ale nic mnie nie bolało, więc byłem pewny, że Jimin miał rączki przy sobie. Gdy po śniadaniu udałem się do salonu zastałem go na kanapie, z laptopem na kolanach. Usiadłem obok i przyjrzałem się monitorowi. Pisał maila. Nic z niego nie zrozumiałem, bo był po angielsku, ale ten szybko go skończył i wysłał. Potem objął mnie ramieniem i włączył telewizję. Czułem się przez chwilę, jak jego żona. A to był typowy poranek u szczęśliwej rodziny. Ciekawe, gdzie dzieci? Jednak mój humor został bardzo szybko popsuty, gdy tylko rudowłosy się odezwał.
- Wychodzę za godzinę, posprzątaj tu trochę.
I nie o samo sprzątanie chodziło. Po prostu byłem ciekawy tego, gdzie wybiera się mój "Pan". Bałem się zapytać, ale w końcu ciekawość wygrała. Najwyżej mnie opierdoli za wtykanie nosa w nie swoje sprawy i zabije. Co więcej mam do stracenia?
- A gdzie idziesz Panie?
- Mam rezerwacje na twojego kolegę, kochanie.
Cóż. Stan upośledzenia umysłowego, jaki dopadł mnie w tamtej chwili był nie do opisania. Rezerwacja. Kolega. AHA.
- Co? - zapytałem z wytrzeszczonymi oczami i wykrzywioną miną. Już nawet zapomniałem o tym głupim zwrocie.
- Co co?
- Jaką rezerwacje i jakiego kolegę?
Jimin uśmiechnął się i ściszył program. Popatrzył na mnie z podniesionymi do góry brwiami.
- Chyba się zapominasz króliczku.
- Odpowiedz mi Panie.
- Mam dziś zarezerwowany czas z V.
Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Że co proszę?
Nie byłem zły, no bo dlaczego miałbym być? W końcu Jimin nikim dla mnie nie jest. Nie lubię go nawet, prawda? Chociaż teraz to już sam nie wiedziałem, czy to prawda.
No dobra. Może jednak trochę się zdenerwowałem. No bo co to miało być? Porywa mnie, każe u siebie mieszkać, całuje mnie, śpi ze mną i robi mi śniadania do łóżka, a potem informuje o tym że kupił czas z prostytutką ze swojego klubu? I to w dodatku z Taehyungiem! Przecież jak oni się prześpią to na pewno mnie zostawi. Tae jest ode mnie lepszy w te klocki i to nie ulega wątpliwości. Zostawi mnie. Cholera, co teraz.
No i był obrzydliwy. Wczoraj na pewno ktoś już tancerza miał, a teraz sam do niego pójdzie?! A potem będzie chciał mnie? Niedoczekanie.
Niestety, taki mocny byłem tylko w swoich myślach. Na zewnątrz pozostawałem rybą, bo otwierałem usta co chwilę, nie wiedząc co powiedzieć, jakbym próbował zaczerpnąć powietrza.
- Co to za mina? - zapytał w końcu Park, a ja zamknąłem buzię i odwróciłem się w stronę telewizora.
- Jaka mina?
- No ta - powiedział i trącił mój policzek palcem wskazującym. Od razu cicho warknąłem i odsunąłem się. - Co jest?
- No przecież nic nie mówię Panie.
Jimin odpuścił i przez jakiś czas gapiliśmy się obaj bez sensu w teleodbiornik. Program o idolach? Gorzej być nie mogło...
Dziwnie się czułem. A najdziwniej było mi z myślą, że w ogóle mnie obchodzi co robi Park i kogo bzyka. Ale z drugiej strony to wcale nie było takie proste. W końcu sam mówił, że będę mieć z nim jak w niebie i że poczeka na mnie. A jak na razie to czeka trzeci dzień, to chyba aż takiego ciśnienia nie ma, co? No chyba, że nie spotyka się z nim na seks tylko... tylko co? Kawę do cholery? Z dziwką? No jasne.
Po jakimś czasie Jimin udał się do sypialni, by się przebrać z domowych dresów i podkoszulki na zwykłe niebieskie spodnie i bardziej wyjściową koszulkę. Gdy wyszedł z pokoju uważnie go obserwowałem. Poszedł do kuchni napić się soku pomidorowego, a potem poprawił włosy. Cofnął się po zegarek. Zapiął go na lewy nadgarstek. Zaczął szukać kluczyków do auta. Znalazł je na stole koło złocistego talerza ze świeczkami. Poprawił krzesło, bo stało krzywo. Znowu przeczesał palcami rude włosy. Oblizał usta. Popatrzył na mnie i chwycił buty, by je wyczyścić. Przełknąłem ślinę.
- Wszystkie środki czystości masz w szafce nad toaletą. Papierowe ręczniki powinny być pod zlewem w kuchni, a jak nie to się skończyły. Okien nie myj, bo ostatnio je ogarnąłem, więc są czyste. Proszek do prania, wiesz gdzie jest? Pod zlewem, tam gdzie zmiotka i płyn do płukania. Jak będziesz mył lustra to nie używaj tego niebieskiego, tylko...
- Co będziecie robić? - przerwałem mu i zacisnąłem wargi w cienką linię. Jimin zaniemówił na moment a potem odłożył buty na dywan. Otrzepał ręce.
- Zgadnij - odparł poważnie i schował ręce do kieszeni.
- Będziecie to robić Panie?
- Co ci nagle odbiło króliczku? No to chyba oczywiste, prawda?
- Nie dla mnie.
- Dziwnie się zachowujesz. Chyba masz jakiś nagły przypływ odwagi, wiesz? Wczoraj i przedwczoraj to odzywałeś się tylko, kiedy musiałeś. Chyba robisz postępy.
- Postępy... - powtórzyłem i westchnąłem. - Idziesz do niego, żeby mi pokazać, że nie musisz mieć mnie, bo możesz mieć każdego? Dlatego, że nie chce się z tobą przespać?
- Zapominasz się - warknął Jimin i przygryzł dolną wargę.
- Mam rację? Panie?
- Nie - rzucił Park i podszedł do mnie. Stał i patrzył w moje oczy. A ja nagle zacząłem sobie myśleć, jakim idiotą jestem.
Mogłem zwyczajnie siedzieć cicho, a gdyby wyszedł spróbować uciec, wezwać pomoc, cokolwiek. Ale ja jestem nienormalny i wkurzam się, jak obcy mężczyzna, przyczyna mojego obecnego fatalnego stanu (czytaj jako: pieprzone porwanie) idzie do innego. Pewnie. Bo lepiej by było, jakby brał mnie siłą, kiedy ma chcicę. Jestem taki głupi.
- Idę, bo Taehyung jest cholernie seksowny i mam na niego ochotę. A nie po to, by zrobić ci na złość.
- Ale gdybym ci się oddał... - powiedziałem cicho, bliski zawału serca. - Czy wtedy też byś do niego poszedł? I nadal miałbyś na niego taką ochotę?
|Dodaję dziś dwa rozdziały, bo umarł mi laptop i nie wiem, kiedy będę miała możliwość ponownego ujrzenia go. Lord have mercy on my soul.|
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top