skinny waists and bad habits
Praca nie był trudna. Jedyne co, to roznosiłem zamówione drinki, znosiłem puste szklanki i wrzucałem je do zmywarki. Potem ową zmywarkę rozpakowywałem i układałem szkło na miejsce. Czasami podawałem coś Jinowi i pozostałym barmanom - najstarszemu z nich Tomowi, wykolczykowanemu biseksualiście i Nitowi, chłopaczkowi w moim wieku. Rozlewałem sok do szotów i dokładałem parasolki, owoce, śmieszne słomki. Cóż, reakcje na mój widok były różne. Ludzi przyglądali mi się uważnie, zaczepiali czasami, ale reagowałem tak kazał mi Jimin - mówiłem, że należę do jednego z właścicieli i nie wolno mnie dotykać. Na wszystkich działało to jak odstraszasz na komary. Od razu zabierali ręce, przepraszali i nawet kłaniali się lub rzucali jakimś przyjemnym, a nie obleśnym komplementem. I w końcu zamiast słyszeć od co niektórych mistrzów romansów, że "na pewno mam ciasną dziurę", słyszałem, że jestem śliczny, czy że mam piękne kształty, cokolwiek miałoby to oznaczać u faceta. Nie było problemów większych niż to, że musiałem zasuwać w tę i we w tę w nierozchodzonych jeszcze lakierkach. Było wiele ludzi, więc i wiele zamówień. Robiłem co mogłem, by odciążyć barmanów, ale sam powoli traciłem siły.
Zrobiłem sobie małą przerwę, gdy na scenie pojawił się Taehyung. Zapowiedział go Kisumi, przedstawiając jako poważnego konkurenta o miano najlepszego tancerza w Inferno. Tae spotkał się z falą oklasków, gdy tylko jego noga stanęła na wypastowanych panelach. Uśmiech schodził z jego twarzy tylko po to, by mógł go zastąpić jakąś wulgarną miną, na której widok większości klientom stawało. Coś mi się wydawało, że tego wieczoru będzie miał pełne ręce roboty. Tańczył mega dobrze. Szpagaty i różne pozycje na rurze nie były dla niego problemem. Po około piętnastu minutach zszedł ze sceny i ruszył do swoich widzów, siadając jednemu z nich na kolanach. Pozwalał się obmacywać po pośladkach, dotykać swoich sutków, ust, pozwalał sobie na słuchanie ich sprośnych komentarzy, a i na pewno sam na nie odpowiadał. Siadał tak na wielu facetach, a zaraz po tym, ci lecieli schodami na dolne piętro i rezerwowali dla siebie i jego pokój, na chociaż marne pół godziny. Wystarczył jeden jego taniec, a miał już zapełnione wszystkie możliwe rubryki wizyt. Na dziś i na przyszły tydzień z tego, co później się dowiedziałem. Zrobił wrażenie. Gdy V obsługiwał klientów na dole, jego miejsce na parkiecie przejął jakiś inny chłopak.
Cały proceder, nazwijmy to po imieniu - dawania dupy w tym oto klubie, wyjątkowo mnie przerażał. Ustalałeś sobie grafik na przyszły tydzień. Wpisywałeś wolne godziny, oczywiście takie by wpasowywały się w czas otwarcia klubu, choć i specjalni klienci się zdarzali. Zabierali cie na kolacje, a potem do hotelu. Wracając, wpisywałeś godziny, kartkę zostawiałeś na dole. Po konsultacji z pracownikiem klubu potencjalny klient mógł kupić sobie czas z tobą. Wcześniej ustalał jakiego rodzaju usługa by go interesowała. Płacił. Byłeś jego. A potem przychodził kolejny. I nie obrzydzały mnie same względy higieniczne, choć i tak chwała, że był obowiązek ubierania gumek, to najbardziej powalał mnie na kolana sam ten sposób wybierania sobie z kim chce się spędzić czas. Choć nie wiem dla kogo podniecającym było całowanie się z gościem, który pół godziny temu miał w ustach dwa kutasy, a jeszcze wcześniej zlizywał czyjąś spermę z własnej upudrowanej twarzy. Czy tych ludzi nie odrzucał fakt, że posuwają kogoś, kto ten samej nocy miał już tuzin kochanków? I choć musiałem przyznać, że pracownicy byli atrakcyjni i serio musieli wiedzieć jak rozpalić faceta, widać to było chociażby po ich ruchach, to jednak ja nie mógłbym czegoś takiego robić. I naprawdę cieszyłem się teraz, że jednak wpadłem w oko Jiminowi, że jednak wziął mnie do siebie i, że jedyny penis jakiego będę musiał oglądać będzie jego.
Tylko musisz być grzeczny.
Co jeszcze było dziwne, to to że taki V, czy chociażby Kisumi w ogóle nie przestawali się cieszyć. Ja zapłakałbym się na śmierć, a oni chętnie pokazywali swoje ciała, a potem jeszcze je udostępniali. A to wszystko dla pieniędzy.
Moja zmiana miała trwać do trzech godzin, bo Jimin nie zamierzał więcej czasu spędzać w klubie i w dodatku wiedział, że sobota wieczór plus pierwszy raz w pracy (i cholernie długie zakupy przed nią) nie dodawały się. O dwunastej zrobił się jeszcze większy ruch, a jeden z barmanów został zastąpiony przez innego. Zniknął młodszy chłopak, a na jego miejsce wskoczył Kisumi, który w tym klubie robił chyba za trzech. Był w odpowiednim dla barmanów stroju, a na dłoniach miał czarne rękawiczki. Spodziewałem się, że to przez to, że są klienci, którzy boją się o jego "czystość". Sam Kisumi wyjaśnił, że tylko czasami zastępuje tu kogoś, bo robienie drinków to trochę jego hobby. Ale cieszyłem się, że przyszedł, bo chciałem go o coś zapytać.
Od godziny przy barze siedział młody mężczyzna o białych włosach i bez przerwy patrzył się na Jina. Zamawiał co jakiś czas czystą z colą, ale oprócz tego w ogóle się nie odzywał. Tylko oglądał, jak barman wyciska sok z cytryny, kruszy lód czy miesza koktajl. Jin patrzył na niego czasami i się uśmiechał, ale nic nie mówił. Wyglądało tak, jakby się znali. Może nawet trochę przypominali takie typowe zakochane w sobie ciche nastolatki, które stać jedynie na rzucanie tajemniczych spojrzeń i puszczanie oczek. Gdy zapytałem Kisumiego co to za facet, odparł zwyczajnie, że to przecież Namjoon. No tak, oczywiście. Namjoon któżby inny. Bo przecież ja znałem każdego Namjoona w Seulu. Popatrzyłem więc na Kisumiego z politowaniem, a wtedy uśmiechnął się przepraszająco i wyjaśnił.
- Przychodzi tylko do Jina. Tylko w soboty. I zabiera go po pracy do siebie.
- Siedzi tu z nim aż do końca zmiany?
- Tak. Ma jakiegoś fioła na jego punkcie. Jin sypia w końcu tylko z nim, a to może coś znaczyć, nie? Jak dla mnie to oni dawno powinni być już razem, tylko że są idiotami i żaden z nich nie chce się przyznać, że najchętniej to by sobie wsunęli na palce obrączki.
Przypomniało mi się, jak Jimin opowiadał o barmanie, który obsługuje tylko jednego klienta.
- Ale nie martw się - dodał Kisumi. - Nam jest bardzo w porządku gościem. Daje spore napiwki, a przy tym nie wkłada łap, gdzie nie trzeba. Jakby Jin coś takiego zobaczył to by już mu nie dał - zaśmiał się i ruszył na drugi koniec baru, by przynieść jabłkowe whisky.
Przy barze usiadł w końcu Jimin. Było późno, a oczy powoli same mi się zamykały. Odczuwałem skutki stania na nogach cały dzień i bałem się, że jak dalej będę musiał latać po kieliszki to w końcu zemdleje po drodze. Wycierałem akurat szklanki, kiedy zaczepił mnie Tom i wskazał na rudowłosego. Podszedłem do blatu i usłyszałem, jak mówi, żebym wyszedł od zaplecza. Pożegnałem się z barmanami i wyszedłem, zabierając swój płaszcz. Stałem kilka sekund na mrozie, bo szybko zauważyłem idącego w moją stronę Parka. Objął mnie ramieniem i zaprowadził do samochodu. W środku odpalił maksymalnie ogrzewanie, bo na dworze panowało około minus dziesięciu i położył mi rękę na udzie. Gdy poczułem miękkość fotela w aucie, od razu zachciało mi się spać. Nawet przymknąłem oczy, które otworzyłem leniwie dopiero, gdy poczułem jego dotyk. Pogłaskał mnie i przybliżył się do mojej buzi. Ani drgnąłem, gdy składał na moim policzku ciepły pocałunek. Zabrał mnie do domu. Swojego domu. Mojego też. I choć jak później o tym myślałem to karciłem się za nazywanie tego miejsca właśnie tak, ale tamtej nocy, zmęczony i dość zadowolony z pracy pragnąłem tylko powrotu do DOMU. Domu tego w Seulu. Domu Jimina Pieprzonego Parka.
HOSEOK
Kilka dni po tym, jak zatrudniliśmy nowego tancerza o ksywce V do naszego klubu, zaczęło dziać się coś dziwnego z Yoongim. Znaczy w sumie działo się z nim wiele dziwnych rzeczy, nawet zaraz po tym, jak przyjechał do stolicy, by zamieszkać w moim domu, ale intensywność tych jego wybuchów złości nie była taka poważna. Yoongi był zazdrośnikiem, to fakt. Potrafił robić wyrzuty o każdego, nawet Jimina, mojego przyjaciela. "Bo za długo z nim gadasz przez telefon". Nawet już nie "rozmawiasz" tylko "gadasz", jakbyśmy mówili o kolorze ścian do salonu, czy o wyborze nowej lodówki. Omawialiśmy zazwyczaj sprawy biznesowe, od których zależała moja i teraz nawet Mina przyszłość, ale dla niego i tak był to niepotrzebny bełkot. Bycie zazdrosnym o mnie stało się jego ulubionym zajęciem. A już przeszedł samego siebie, kiedy dowiedział się, że muszę iść do Inferno, gdy na rurze będzie akurat Taehyung. Rozpłakał się, padł na kolana na środku dywanu i zaczął się trząść jak osika. Patrzyłem na niego i niedowierzałem. Uklęknąłem od razu przy nim i zacząłem go uspokajać. Najpierw trochę się rzucał, okładał pięściami moją klatkę, co robił zawsze, gdy się złościł, ale w końcu przylgnął do mnie i schował się w moich ramionach. Po raz kolejny czekała nas rozmowa o wzajemnym zaufaniu i o mojej wielkiej miłości do niego. Nie wiedziałem, co ubzdurał sobie w tej swojej małej czaszce, ale każde moje wyjście traktował jako drogę do zdradzenia go, najlepiej jeszcze z całą załogą Inferno jednocześnie. Zawsze po takim wybuchu przepraszał i obiecywał, że to był ostatni raz. A tych ostatnich razy zdążyłem się już naliczyć pięć. Miałem powoli po dziurki w nosie jego wyrzutów i ryków, bo nie dość że psuł mi plany to jeszcze szkodził sobie i doprowadzał się do stanu totalnej rozsypki. Martwiłem się o niego.
- No bo co, jeśli ktoś ci się spodoba? - pytał z całą czerwoną od łez twarzą. W takich momentach nie przypominał ani trochę tego pyskatego, wyszczekanego, introwertyka, tylko małą, ciepłą kluskę. - Jak zapomnisz o mnie?
- Jak mógłbym o tobie zapomnieć?
- No normalnie. Po prostu będziesz miał swoje potrzeby, czy coś - powiedział i wytarł się rękawem szarej bluzy, którą podkradł z mojej szafy. Była nie niego o rozmiar za duża.
- Moje potrzeby zaspokajasz w stu procentach - zapewniłem, a wtedy znowu poleciało mu kilka łez. Wyglądał na człowieka, którego zwyczajnie coś gryzie, boli, męczy. Nie wiedziałem, co mu się dzieje i bałem się, że może faktycznie robię coś nie tak, tylko tego nie widzę.
- No ale Taehyung...
- Coś się go tak uczepił? Zrobił ci coś?
- Nie! - krzyknął i znowu wylał wodospad łez. - Ale widzę, jak na ciebie patrzy. Z resztą jest dużo ładniejszy ode mnie, dlaczego ty w ogóle jeszcze trzymasz mnie w swoim domu, skoro przed nosem masz dużo lepszego kandydata...
- Co ty za bzdury pleciesz? - zapytałem i nie czekając na jego kolejny wywód, przytuliłem go i pozwoliłem się wypłakać. Trwało to trochę, bo jak myślałem, że powoli zasoby płynów w jego organizmie się kończą, ten wybuchał ponownie.
- Bo o zdradę tak łatwo... wystarczy chwila słabości i już po wszystkim. Jakiś błąd, czy spojrzenie i koniec.
- Yoongi - zaśmiałem się, bo wydawało mi się to absurdalne. - Czy ty mi chcesz coś powiedzieć? - dodałem z jeszcze większym uśmiechem, oczywiście w żartach. Ale przerażenie, jakie wymalowało się na jego twarzy było autentyczne. Wyglądał przez moment, jakby miał zejść na zawał. Jego i tak blada twarz stała się jeszcze bledsza, ku mojemu zdziwieniu, a oczy wypełniły się kolejnymi już tego poranka łzami. Schował buzię w dłonie i zaszlochał. A ja siedziałem jak wryty w tą podłogę i zbierałem z niej swoją szczękę. Jakoś tak zrobiło mi się dziwnie pusto w sercu. - Yoongi? - zapytałem ostrożnie, a wtedy usłyszałem jak głośniej płacze. Nie trwał tak jednak długo, bo gdy zmienił pozycje rąk ze swojej twarzy na moje ramiona przytulił się mocno. - Yoongi? - powtórzyłem i odsunąłem go od siebie gwałtownie. Co tu się działo. - Kurwa Yoongi. - Potrząsnąłem nim, by się uspokoił. - Mówi mi. Mów mi teraz, wszystko. Yoongi kurwa mać ogarnij się i mów - krzyknąłem, na co skulił się, targany emocjami.
- Przepraszam - wypłakał. Na bieżąco ścierał łzy ze skóry. - Hobi ja naprawdę nie chciałem, przepraszam, ja kocham tylko ciebie. To był błąd - mówił szybko.
- Coś ty kurwa zrobił? - zapytałem bez ogródek i spojrzałem na niego gniewnie. Początkowo nie chciał nic więcej powiedzieć, tylko ryczał i powtarzał w kółko, że mu przykro. W końcu przemówił.
- Bo to było, jak przyjechałeś w sprawie tej kokainy do ojca. I była tam też ta dziwka.
Słysząc początek historii przybiłem sobie piątkę z własnym mózgiem. Wiele razy już Yoongi wypominał mi, że nie odepchnąłem wyjątkowo napalonej tancerki, która jedyne co zrobiła to zaświeciła przede mną piersiami. Słuchałem o tym wiele razy.
- No i wiesz, że się zdenerwowałem, nie? No i wtedy jakoś tak wyszło.
- Co kurwa wyszło?
- No - Min pociągnął nosem. - No, że z takim jednym. No zrobił mi - powiedział ciszej, wstydząc się ewidentnie tego co się stało. Ale jego wstyd miałem w nosie.
- Kto to kurwa był? - warknąłem i przybliżyłem się do niego. Znowu zapłakał, a wtedy stanąłem nad nim i zapytałem o to samo ponownie, tylko głośniej.
- Tak jakby tancerz...
- Taehyung?
- Nie - odparł krótko i wstał, by mnie przytulić. Odepchnąłem go. Trząsł się jeszcze bardziej niż przedtem. - Hobi proszę, ja cie...
- Ty jesteś kurwa niepoważny - syknąłem i odszedłem parę kroków do tyłu. - To mi kurwa robisz wyrzuty, że z kimś rozmawiam, czy że wykonuję swoją pracę, bo przepraszam cię bardzo, ale załatwienie temu całemu nowemu dupodajowi pokoju leżało w moim interesie, a ty kurwa na boku dajesz sobie zwalić czy coś?
Poszedłem do kuchni i oparłem się wściekły o blat. Jeszcze nigdy nie czułem się tak kurewsko źle. Nie było sytuacji, która by mnie tak zdenerwowała. Mieszkanie z Minem, ratowanie jego czterech liter było złym pomysłem. Wiązanie się z nim i powierzane mu swojego serce było jeszcze gorszym, choć to nastąpiło wcześniej. Szarowłosy przyszedł za mną do kuchni. Schował się za futryną, jakby bojąc się, że zaraz rzucę w niego szklanką.
- Kto to był kurwa? Jakaś dziwka z tego klubu, co? Zabije go. I zaraz potem ciebie - warknąłem, a ten rozpłakał się jeszcze bardziej. Jego umiejętność coraz to mocniejszego i głośniejszego płakania mnie zadziwiała. - Pytam o coś!
- Jeon - wyszeptał i bezsilnie opadł na podłogę, znów chowając twarz.
- Jeon?
- Ten, co teraz jest osobistym Parka - wyjaśnił, jąkając się przy prawie każdym słowie.
- Ten gówniarz? On się do ciebie dobrał? Nie uwierzę w to. Na kilometr widać, że dziewica. Kazałeś mu, już ja cie znam szmato jedna - syknąłem, nie panując w ogóle nad słowami, które wypowiadałem i nad swoim ciałem. I nie wiem kogo bardziej zabolało to wyzwisko. Jego, czy mnie? Bo nigdy nie pomyślałbym nawet, że zrobi coś, przez co sobie na to miano "zasłuży".
Płacz i krzyk trwał jeszcze jakiś czas, ale ja też miałem swoje granice. Skończyło się na moim głośnym: wypierdalaj i zatrzaśnięciem za Yoongim drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top