show me how bad u can be
W Seulu ludzie nadal się zakochiwali i nienawidzili.
W Seulu nadal się rodzili i umierali.
Różnica była taka, że Seul miał o kilku wyjątkowych mieszkańców mniej.
Po śmierci Romea i Jimina, ich ostatni wspólnik, poza Hoseokiem, zmuszony był zamknąć kluby, kilka sprzedać i oczywiście uciec gdzieś, gdzie zacznie biznes na spokojnie, na nowo.
Sam Hoseok ostatecznie wylądował w więzieniu, za sprawą kluczowych zeznań Min Yoongiego i w tym samym więzieniu zmarł, jednak dopiero po kilku latach, na zawał serca. Umierał samotnie, myśląc o jasnowłosym gówniarzu, który przewrócił jego życie do góry nogami. Który go zniszczył.
Min Yoongi także pożegnał się ze światem, szybciej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Jego ciało wyłowiono z wody, miesiąc po wyroku Junga, ale wtedy już w ogóle nie przypominało ono tego samego, niewysokiego i męczonego wyrzutami sumienia chłopca, który przecież chciał dobrze dla tego jedynego, którego tak bardzo zawiódł.
Jeon Jeongguk, choć później Yuunki Park, przeżył. Tego dnia, na peronie numer sześć, z którego pociąg odjechał w kierunku Busan, co prawda umarła pewna jego część, ale fizycznie miał się całkiem nieźle. Co jakiś czas tylko doskwierały mu bóle w pewnych okolicach.
Tego dnia, na peronie numer sześć, zginął Jimin, Park Jimin, zastrzelony przez jednego z członków znienawidzonego gangu, prawdopodobnie tego samego, który jakiś czas wcześniej zastrzelił też Kim Seokjina. Ale Jeongguk przeżył, a nawet udało mu się uniknąć odpowiedzialności za grzechy, jakich się dopuścił.
Tego samego dnia, w którym stracił swoją miłość, przeczytał list, odbierający mu już całkowitą nadzieję. Nadawcą był ośrodek, w którym przebywała jego babcia, która zmarła, kilka dni wcześniej.
Ale Jeon żył, czyż nie to było najważniejsze?
Teraz robił to, o czym kiedyś marzył. Tańczył.
Co z tego, że na rurze?
Odkąd pierwszy raz kochał się z Jiminem, zakochał się również w seksie i nadal to robił.
Tylko, że codziennie z kimś innym, ubrany w skąpą bieliznę, dostając za to kilka banknotów.
Tak naprawdę nie pamiętał już, jak się nazywa, ani skąd jest. Przeżarty doszczętnie przez heroinę i inne ścierwa, kontaktował tylko, gdy ktoś wspominał o pieniądzach lub, gdy wołano go jedynym pseudonimem, na jaki reagował.
- Króliczku, chodź tu! – krzyknął jeden z mężczyzn na sali.
Po chwili gościł już chłopca na swoich kolanach.
Nie minęła godzina, a za trochę wonów, ten sam facet przekonał się, jak smakuje młodszy, jak rusza się na scenie, potem w łóżku.
- Kurwa, jesteś najlepszym, jakiego miałem – zaśmiał się i nim wyszedł, rzucił na zmiętą pościel napiwek. – Kocham cię normalnie, króliczku – powiedział na odchodne, obiecał jeszcze wpaść i wyszedł.
A Jeon zebrał pieniądze, wciągnął kolejną kreskę i z błogim uśmiechem na zeschniętych i popękanych ustach, powiedział niby do siebie, ale tak naprawdę do kogoś kto do końca jego życia był już w jego głowie, dla kogo zatracił siebie, kogo również pokochał i kogo stracił:
- Ja ciebie też.
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top