how about no bby


YOONGI

Moje omdlenia zdarzały się dość rzadko, ale się zdarzały. No, a tego dnia zemdlałem dwa razy. Pierwszy, uderzając twarzą, robiąc sobie uroczą śliwę pod okiem. Drugi raz, widząc swojego martwego ojca. Jakoś tak, słabo mi się zrobiło. Badania wykazały brak jakiejś witaminy, a nie cukrzyce jak myślał Hoseok. Jeszcze tego samego dnia wróciłem ze szpitala do domu i wylegiwałem się w łóżku Junga.
Nasze dni mijały.
Nie czułem się co prawda tak swobodnie, jak przed zerwaniem i nadal trochę niepewnie poruszałem się po mieszkaniu, ale liczyło się to, że mogłem być tu z nim. Z mężczyzną, do którego należało moje serce. I ten właśnie mężczyzna siedział teraz przede mną z kubkiem herbaty w ręku i uważnie przyglądał się mojemu zzieleniałemu, ledwo widocznemu już śladowi pod okiem.

- Na pewno nie ma niczego, o czym chciałbyś ze mną porozmawiać? - zapytał już drugi raz, tonem, który sugerował jego tryb mamuśki. Jednym słowem - martwił się.

- Hobi kurwa - syknąłem i wziąłem łyka swojego napoju. - Już ci mówiłem. Nie ma.

- Na pewno?

- Mów do rzeczy, bo zaczynam się bać.

- No - zaczął i odchrząknął. Położył mi rękę na moim przykrytym kocem kolanie. - Chodzi mi o twojego ojca. Chayhuna Mina. Krimera.

- Co z nim?

- Nie żyje.

- Przecież wiem. Byłem tam, zapomniałeś?

Jeden łyk herbaty. Dwa niepewne spojrzenia.

- Nie czujesz się z tym jakoś... źle?

- Nie Hoseok. Jest w porządku.

Jung westchnął i odstawił kubek na stolik. Przysunął się jeszcze bliżej. Odszukał pod kocem mojej wolnej dłoni i złapał moje chude palce. Przyłożył je do ust i pocałował.

- Jeśli jest coś co mogę...

- Możesz - wtrąciłem się i mocniej ścisnąłem jego rękę. - Powiedz mi, że mnie kochasz. Nie słyszałem tego od zerwania. Chce to usłyszeć. A potem zabierz mnie na zakupy. Zepsuła się mikrofalówka i nie mam w czym grzać mleka do płatków.

Hoseok zaśmiał się i cmoknął mój nos. Wyszeptał dwa upragnione słowa i wstał, by przygotować się do wyjścia.

JEONGGUK

W buzi pozostał słodki posmak. Wszystko za sprawą ananasa, którego ostatnio tak namiętnie jedliśmy. Do pizzy. Do sałatki. Do deseru. Przełknąłem ślinę. Usta nadal miałem lekko podpuchnięte, bo zaledwie pięć minut temu zajmowałem się Jiminem na zapleczu. A teraz paradowałem w stroju kelnera po klubie. Na scenie wyginał się Kisumi, prezentował wszystkim swój strój kapitana i zbierał pieniądze, leżące na ziemi. Uśmiechnął się ostatni raz do widzów i zniknął za kotarą. Zebrałem szkło z reszty stolików i wróciłem za bar, przy którym siedział Namjoon - stały (jedyny specjalny) klient Jina. Patrzył się oczywiście na bruneta, jak ten nalewa miarkę syropu do drinka. Kolejny banknot od niego wylądował w kubeczku z napisem "zbieramy na nowe uszy dla Kooka ". Uśmiechnąłem się i zabrałem za dostawianie butelek piwa do lodówki. Zauważyłem, jak starszy mężczyzna siada przy barze. Seokjin był zajęty, więc ja podszedłem, by zapytać, co podać. Zamówił zwykłe dwa szoty i sok jabłkowy, co niebyło problemem. Nabiłem na kasę. Nalałem do szkła.

- Dzięki - rzucił i przystawił bliżej siebie kieliszek. - A tak w ogóle młody, to ile ty masz lat, co? - zapytał, szukając czegoś w kieszeni. Zajęknąłem się, a wtedy wyjął odznakę. Policyjną. Spojrzałem na Jina. On na mnie. Zamieniliśmy się miejscami. Ja podszedłem do Namjoona i dokończyłem jego drinka, a tamten uśmiechnął się słodko do klienta.

- O co chodzi? Inspekcja? - zaśmiał się.

- Pytam ile ten tu ma lat. - Wskazał na mnie. Wypił drugiego szota. Popił. - Tylko to chce wiedzieć. No i może jeszcze wiek tego, co teraz w pokoju numer cztery daje siwemu właścicielowi sieci hoteli Mancer. Ci dwaj mnie interesują.

Namjoon zapłacił, a wtedy do baru podszedł ktoś jeszcze. Park. Skinął na mnie głową, a wtedy wychyliłem się.

- Zrób mi gin z tonikiem, króliczku - powiedział i cmoknął mój policzek. - A pan? - zwrócił się do policjanta. - Chce pan coś? Może nie alkohol pana interesuje? Kokainę też mamy. I here. I kilka innych gówien. Ceny wysokie, ale warto - zaśmiał się, a policjant dopił swój sok. - Chyba, że chce pan skorzystać z innych, specjalnych usług klubu. Nie taniec, a może prywatna noc? Z moim króliczkiem? Co pan na to?

Mężczyzna obrócił sie na krześle i popatrzył na Parka ze stoickim spokojem. Jedna, pojedyncza żyłka pulsowała mu na czole.

- A ile ten pana króliczek ma lat, hm? - zapytał, a wtedy Jimin poprawił srebrne włosy i się zaśmiał.

- Odpowiednio, żeby wiedzieć jak się robi Martini, Cuba Libra, czy laskę.

Wyszedłem zza baru z tacą, by pozbierać szklanki i kufle. Potem stanąłem koło stolika, który był najbliżej samego baru, a co za tym idzie, stołków barowych, na których siedział gość. Gość lokalu. Gość, który, gdy tylko schyliłem się po kieliszka, klepnął mnie w tyłek. Jimin wleciał w niego od razu. Pięść dotarła do nosa mężczyzny. Tamten spadł ze stołka. Podskoczyłem z piskiem i upuściłem tacę. Szkoło rozbiło się na podłodze. Ochrona klubu zleciała się natychmiast. Czterech "goryli" złapało policjanta pod pachami i wyniosło. Jimin podszedł do mnie. Jego granatowe lakierki podeptały rozbite odłamki. Położył mi rękę na ramieniu i cmoknął w głowę. Gdy odwróciłem się do niego i popatrzyłem w jego oczy, podniósł kąciki ust. A potem, jak gdyby nigdy nic, złapał mnie, jak księżniczkę i wyniósł na zaplecze. Tam zabrał moja torbę, w której miałem normalne ubrania i narzucił mi płaszcz na ramiona. Wyglądało na to, że moja zmiana się skończyła.

Wróciliśmy do domu, w którym kochaliśmy się namiętnie przy drzwiach wejściowych, w butach, w odzieniu wierzchnim. Tak bardzo byliśmy spragnieni, mimo tego, że maksymalnie dwie godziny temu się zabawialiśmy. Znaczy Jimin. Znaczy ja. Ja jemu sprawiałem przyjemność. Jednak tym razem było inaczej niż zwykle, bo Jimin doszedł pierwszy. Jego sperma wypełniła moje wnętrze, a ciało odetchnęło z ulgą. Stałem nadal przy drzwiach, opierałem się o nie łokciami, bo Jimin przylegał do moich pleców. I wtedy, gdy wyszedł ze mnie, odwrócił mnie przodem do siebie i za rękę zaprowadził na sofę. Po drodze zdjął buty. Położył mnie tam i poprawił moje królicze uszy. Pochylił się nade mną, a potem poszukał wygodnego miejsca między moimi nogami, byśmy obaj mogli swobodnie leżeć. I pierwszy raz w życiu ktoś mi sprezentował seks oralny. Nigdy bym się nie spodziewał, że może być to takie przyjemne, a w dodatku nigdy bym się nie spodziewał, że Jimin mógłby coś takiego zrobić. Efekt był szybki i oczywisty. Jęknąłem głośno, dochodząc mu w ustach i zanim jeszcze zdążyłem się uspokoić, ten nachylił się nade mną i pocałował, tym samym przekazując mi własną spermę. Skrzywiłem się lekko, bo okazała się kwaśna. Połknąłem wszystko, a szarowłosy uśmiechnął się i zaniósł mnie do wanny. Tam, tak jak zawsze podczas wspólnej kąpieli, przytulałem się do niego i korzystałem z wielu kojących środków czystości. Nigdy nie szczędziliśmy sobie soli, mydełek w kształcie róż, kul, które rozpuszczały się po włożeniu do wody i różnych aromatycznych żeli. Czas w wannie stał się moim ulubionym, bo wtedy, leżąc w ciepłej, pachnącej wodzie, odpoczywaliśmy. Nie musieliśmy nic mówić, ale zazwyczaj jednak rozmawialiśmy. Czasami wymienialiśmy wodę, gdy po godzinie robiła się zimna, lub gdy zabawialiśmy się w niej. I dziś też leżałem na klatce piersiowej szarowłosego i wdychałem śliczny zapach czekolady. Podniosłem na chwilę głowę, by spojrzeć w jego zamglone oczy i zobaczyłem w nich coś dziwnego.
Spokó? Sam Jimin posłał mi łagodny uśmiech i przybliżył się powoli, by cmoknąć mnie w czoło.

- Jutro mam dużo pracy -powiedział, z powrotem odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Ja nadal przyglądałem się jego twarzy. - Zostawię ci kartę, to sobie pójdziesz na zakupy, co? Albo gdzieś indziej, jak chcesz. Na kawę, ciastko? Może zadzwonisz do Yoongiego i pójdzie z tobą?

- Dobrze - odparłem i wtedy pozwoliłem mojej głowie spocząć na klatce piersiowej starszego. - Ale nie potrzebuje nic ze sklepu Panie.

- Potrzebujesz na pewno. Jak pójdziesz to na pewno jakaś czapka, czy koszulka ci wpadnie w oko. Albo kup sobie jakąś grę, nie wiem w sumie. Pamiętam, jak jakiś czas temu mówiłeś, że grałeś na konsoli w wolnym czasie. Kup jakąś i będziesz miał co robić. Tylko nie wychodź przed dwunastą, bo do południa ma przyjść kurier. Odbierzesz paczkę.

- A co zamawiałeś Panie?

- Laptopa i telefon.

- Stary ci się zepsuł Panie?

- Te są dla ciebie. Za tydzień święta, więc potraktuj to jako połowę prezentu. Druga część bardziej ci się spodoba.

Patrzyłem znów na niego z szeroko otwartymi oczami i zastanawiałem się co jeszcze wymyśli. Już sama wizja pierwszego prezentu mnie zszokowała, a to nie był koniec.

- Wspominałeś raz, że nigdy nie byłeś za granicą.

*

Yoongi przyszedł do mnie około pierwszej. Nie do końca wiedziałem jak się wobec niego zachowywać. Cóż, jeszcze niedawno byliśmy wrogami. Teraz jednak sytuacja uległa zmianie. Opowiedział, że Hoseok nie wrócił na noc i napisał mu tylko, żeby się nie nudził i poszedł ze mną na zakupy. Mówił, że Jung często wychodzi na nocki do pracy, ale zawsze budził się z nim w łóżku. Tego ranka nie. Widziałem, że jest tym dość zmartwiony, więc próbowałem odwrócić jego uwagę od problemu jakimiś pierdołami. Dlatego wepchnąłem go do przymierzalni ze stertą dżinsów. Yoongi był bardzo chudy, a jego ramiona to już w ogóle przechodziły same siebie. Miał wręcz biały odcień skóry, na którym bardzo odznaczały się czerwone ślady, jakie Hoseok mu zostawiał. Robił to jednak w zakrytych miejscach, co zaobserwowałem dopiero przy luźniejszym t-shircie (to już w drugim sklepie). Jimin też był miłośnikiem malin, jednak jego był krwiste, mocne, słodko bolesne i intensywniejsze. Większość z tych, które ozdabiały moją szyję była sinofioletowa, te na brzuchu już bardziej wpadły w zieleń. Kręciły mnie i z niemałym uwielbieniem je oglądałem. I choć wiedziałem, że ludzie patrzą na mnie dziwnie - miałem to gdzieś, bo zatrzymywałem się przy każdym lustrze i szybie, byle tylko jeszcze raz spojrzeć na oznaczoną skórę.

Pochodziliśmy po różnych butikach. Było tak jak mówił Jimin, że co chwila coś mi się rzucało w oczy. Nie chciałem jednak wydawać za dużo, więc wziąłem tylko parę spodni, które wyjątkowo opinały mój tyłek, parę butów i jemu samemu bluzę, w którą i tak sam się chciałem wpakować. Wypytałem Yoongiego też o jego zdrowie, a on wtedy przypomniał sobie o "podziękowaniach". Był szczerze wzruszony, gdy Jung opowiedział mu, jak rzuciłem się na niego, bo myślałem, że ten skrzywdził Mina. Trochę się pośmialiśmy i wtedy usiedliśmy przy stoliku w restauracji. Zamówiliśmy herbaty z rumem.

- A jak jest między tobą, a Jiminem? Tylko cie rucha? Bo skoro dał ci swoją kartę, to chyba...

- Nie tylko - przerwałem mu, ale zaraz tego pożałowałem. Nigdy w końcu żaden z nas się nie deklarował. Czemu więc zaprzeczyłem? - Wydaje mi się, że to coś więcej. Nie tylko dla mnie! - dodałem szybko, bo Yoongi posłał mi krzywe spojrzenie.

- Tylko nie bądź kurwa naiwny - powiedział i wziął łyka gorącego napoju. - I bądź grzeczny.

Zaśmiałem się.

- Nie śmiałbym inaczej - odparłem, a wtedy przeszliśmy znowu do rozmowy o Hoseoku, o którym Min lubił najwyraźniej dużo opowiadać. Starszy podobno lubił porządek, ale nienawidził robić prania. Raz dziennie palił papierosa i raz dziennie pił kawę. Wstawał późno, miał obsesję na punkcie pewnego talk-show i często kupował szarowłosemu pluszaki.

Cieszyłem się, że wszystko między nimi było już dobrze. Pamiętałem jak jakiś czas temu Hoseok był u nas i pytał mnie o relację z Minem. Teraz tak bez problemu puścił nas razem na miasto? Kiedy byliśmy w kawiarni esemesowałem z Jiminem, który aktualnie nudził się za miastem, bo przesłuchiwał "jakiegoś pojebanego typka-samobójcę".

- Często o nim wspominasz, wiesz? - powiedział starszy, a mi prawie nowy telefon wypadł z ręki. Spojrzałem na niego z niemym "co" na ustach. - O Jiminie. Gadasz o nim.

- Ty o Hoseoku też - podkreśliłem od razu, odkładając na moment komórkę.

- Hoseok to mój chłopak, a ty chyba się w Parku zakochałeś - zaśmiał się i zamówiliśmy jeszcze ciasto. Ale nie zaprotestowałem, ani nie zaprzeczyłem jego słowom.

Pożegnałem się z Yoongim około piątej. Jimin kazał mi wracać do domu taksówką, ale miałem dużo czasu do mojej godziny policyjnej (20 - maksymalnie w domu), więc postanowiłem jednak się przejść. I bardzo dobrze zrobiłem, bo minąwszy wielki, neonowy napis sex shop, aż stanąłem jak wryty na środku chodnika. Wstydziłem się wejść jak cholera, ale wtedy w mojej głowie pojawił się głos, przypominający o świętach. Musiałem wejść.

Przywitał mnie widok oszklonych szafek, w których to poustawiane były przeróżne gadżety począwszy od wibratorów, skończywszy na kneblach i czarnych, lateksowych maskach, czy smyczach, niczym dla psów. Na półkach stały różnego rozmiaru sztuczne członki, o różnych kolorach, a nawet takie z funkcją śpiewania kilku melodii, co mnie już trochę odtrąciło. Było wiele gier, plakatów, buty dla kobiet, bielizna, a nawet oddzielna gablotka na prezerwatywy. Wtedy dowiedziałem się, że istnieją takie z wizerunkiem prezydenta, czy takie które świeciły w ciemnościach. Sprzedawca podszedł do mnie, gdy zauważył moje zakłopotanie i uśmiechnął się słodko. Był starszym, siwiejącym mężczyzną, od którego miałem ochotę uciec.

- Pomóc? - zapytał, a gdy już miałem się cofać do wyjścia, dodał: - Mam coś, z czego zadowolony będzie każdy mężczyzna.

- Gdzie ja właśnie szukam, ale niekoniecznie dla siebie - wykrztusiłem, wlepiając wzrok w dmuchaną lalkę wiszącą pod sufitem.

- Dla swojej dziewczyny? Chłopaka? Kolegi?

- Chłopaka - odparłem, nadal lekko zawstydzony. Było to dość dziwne uczucie. Gdziekolwiek się nie spojrzałem to widziałem penisy albo waginy.

Mężczyzna pokazał mi kilka rzeczy, które albo były dobrym, albo fatalnym pomysłem. Nie było jednak nic wyśmienitego, co wręcz zawładnęłoby moim sercem (i kutasem, a nawet tyłkiem). Trochę się naoglądałem, ale w końcu znalazłem. Było banalne, ale było pewniakiem. Dość drogim, ale byłem pewny, że jak tylko Jimin mnie takim zobaczy to zapomni o tych kilku stówach. W końcu tak bardzo lubił mnie nazywać swoim króliczkiem...

Gdy szarowłosy wrócił do domu czekałem na niego z kolacją. Był to co prawda zwykły makaron z warzywami i kurczakiem, ale generalnie wyszło mi całkiem smacznie. Wystawiłem wino, które kupiłem po drodze w sklepie i świeczki. Naszukałem się zapalniczki, ale opłacało się. Pokój wyglądał ślicznie. Muzyka w tle koiła moje uszy, więc przebrałem się tylko w szlafrok i rozkoszowałem się spokojem. Przyszedł dość późno. Już w drzwiach zrobił zdziwioną minę, gdy zauważył, że światła są przygaszone, ale nic nie powiedział. Zdjął buty, płaszcz i rozejrzał się. Kąciki jego ust podniosły się na widok stołu, na którym rzecz jasna stało jedzenie oraz kieliszki. Potem podszedł do mnie, przytulił i podniósł tak, że objąłem go nogami. Lubiłem się tak przytulać, o czym wiedział. Jak już mnie odstawił to złożył na moich ustach delikatny pocałunek.

- Jaki mój króliczek jest kochany - powiedział i odsunął mi krzesło, bym usiadł do stołu. - Króliczek chyba nie kupił dziś arszeniku i nie dosypał mi do jedzenia, prawda? - zaśmiał się, a wtedy pogmerałem widelcem w makaronie udając obrażonego. Uśmiechnąłem się znów, gdy puścił mi oczko.

- Jak w pracy Panie?

Jimin zatrzymał sztuciec będący w połowie drogi do jego buzi.

- Trochę problemów - odparł. - Trzeba było się zając tym policjantem co wczoraj sobie ciebie upatrzył.

- Nie upatrzył - powiedziałem cicho, a Jimin cmoknął. - A co mu zrobiliście?

- Zgadnij króliczku - zaśmiał się i pokazał mi swoją obtartą dłoń. Jak mogłem wcześniej nie zauważyć śladów? Widząc moją zaniepokojoną minę, od razu odłożył jedzenie. - Ale to nic. Pyszne danie, tak swoją drogą - pochwalił mnie, za co podziękowałem. - Jak się bawiłeś z Yoongim?

- Było w porządku. Opowiadał dużo o Hoseoku.

- Kupiłeś sobie coś ładnego?

- Spodnie. I buty.

- A konsolę? - Pokręciłem głową. - Sam ci ją chyba będę musiał kupić - zaśmiał się.

Chwilę jeszcze coś opowiadał. Wypiliśmy trochę wina. Wrzuciliśmy naczynia do zmywarki i usiedliśmy na kanapie. Jimin objął mnie ramieniem, bym mógł się przytulić. Tak też zrobiłem. Głaskał moje włosy, a ja bawiłem się sznurkiem od swojego szlafroka.

- Króliczku - zaczął. - Możesz sobie już darować to "panie". Wystarczy Jimin. Tylko pamiętaj, że jak coś odwalisz to wrócimy do tamtego.

- Naprawdę? - ucieszyłem się, od razu podniosłem głowę, a potem wpakowałem mu na kolana. Jedna jego ręka spoczęła na moim biodrze, podczas, gdy na drugiej opierał swój łokieć. - Wow. Jimin - zachichotałem, a wtedy prychnął i mnie przytulił. Gdy odsunąłem się, dostałem buziaka, tym razem w nos.

- Pamiętasz może tego tancerza, V? - zapytał. - Taehyung miał na imię. Na pewno pamiętasz.

Kiwnąłem głową. O chłopaku nie tak łatwo było zapomnieć.

- Nie żyje od wczoraj.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top