dancin naked in my livin room
JIMIN
Przycisnąłem jego głowę przy końcu, gdy czułem nadchodzący orgazm. Jeongguk tylko rozluźnił gardło i jęknął, gdy wypełniłem jego śliczne usta. Zassał się ostatni raz, przełknął nasienie i polizał samą główkę, by zaraz się wyprostować i pozwolić mi wytrzeć sobie spocone czoło. Chusteczka przydała się, bo cała jego broda był a w ślinie, ale na szczęście nie pobrudziliśmy jego kołnierzyka.
- Gorzkie - pisnął, łapiąc podaną mu przeze mnie butelkę wody w dłonie. Wziął kilka łyków i przybliżył się do mnie, składając krótkiego całusa na moim policzku. - Powinienem już iść - wyszeptał, wyraźnie zdenerwowany. - Nie wypada się spóźnić na komisariat.
- Tylko się nie denerwuj - powiedziałem, przyciągając go na chwilę do siebie, całując jego czoło, potem nos.
- Jak mam się nie denerwować, jak nawet nie powiedziałeś mi co mam mówić - żachnął się i spojrzał od dołu w moje oczy. - A co jak po moich zeznaniach cię wsadzą?
Przekonywałem go jeszcze chwilę, że na pewno będzie dobrze, by potem wypuścić go z auta i zaprowadzić na komendę. Gdy przedstawiłem się dyżurnemu w okienku, zaraz zawołał do nas dwójkę mundurowych, którzy przejęli młodego, a potem mnie.
Przesłuchanie skończyło po kwadransie, po którym mój adwokat załatwił wszelkie formalności i niedopowiedzenia. Gdy wróciłem do auta, nie musiałem długo czekać na króliczka, który z wypiekami na twarzy zajął miejsce pasażera. Zamknął za sobą drzwi i przytulił się do mnie.
- Jak to zrobiłeś!? - ucieszył się, cmokając moje pogryzione przez niego usta. - Tą kartkę - sprecyzował, śmiejąc się lekko. - A ten detektyw? Boże, co za bzdury przeczytałem! Zapłaciłeś mu?
- Kochanie, gdybyś tyko wiedział ile z nich jest na nasze skinienie - rzuciłem, odpalając silnik, z zamiarem zawiezienia Jeongguka na jakiś porządny obiad.
Wybrał w końcu ryby, w dodatku w chyba swoim ulubionym lokalu, z wielkimi akwariami na ścianach i miliardem rybek. Zamówił wyjątkowo duży posiłek i zażyczył sobie wino, czego oczywiście nie mogłem mu odmówić. A po jedzeniu, pojechaliśmy na zakupy.
Kilka nowych koszul trafiło do naszej garderoby, bo Jeon stawał się coraz śmielszy, jeśli chodzi o swoje zachcianki, które spełniałem i, o które zacząłem serio dbać. Kupiłem mu buty, bo co z tego, że miał już takie cztery pary, tylko w innym kolorze? Latał z przymierzalni do przymierzalni, próbując coraz to nowsze ubrania i w końcu wydałem całkiem sporą sumkę, ale nie narzekałem. Chciałem widzieć go szczęśliwego.
To nie tak, że się zakochałem. No może trochę. Jeongguk był inny niż reszta kurw, z którą miałem do czynienia. Pomijając, że był czysty, gdy go poznałem (poza małym incydentem) i chyba wstydziłbym się przed samym sobą, gdybym obraził go słowem, które tak często padało z moich ust w kierunku do pracowników - dziwka. Jeongguk był dobrym chłopakiem, bo niczym nie różnił się od zwykłych chłopców, jakich widywać można na ekranach telewizorów, oglądając typową koreańska dramę. Podobał mi się, to nie ulegało wątpliwości. Był moim osobistym, ale w tym wszystkim chyba się trochę zapędziłem, bo zachowywałem się tak, jakby on też miał do mnie wyłączność. Ale gdy nachodziła mnie myśl, by zabawić się z którymkolwiek z chłopców, których numery miałem zapisane w swoim telefonie, od razu sobie o nim przypominałem i chowałem komórkę do kieszeni. Chyba rzucił na mnie jakiś urok, którego za cholerę nie mogłem się pozbyć.
Albo po prostu nie chciałem.
Dlatego też zabierałem go na coraz to wymyślniejsze randki. Kino, kręgielnia, lodowisko, wesołe miasteczko przerobiliśmy już chyba z dziesięć razy, dodatkowo pieprząc się w prawie każdym z tych miejsc (oprócz lodowiska, bo wiało). I sam już nie wiedziałem, czy to na seksie nadal mi zależało, który swoją drogą stawał się coraz lepszy, czy na nim samym. I zaczynało mnie to przerażać.
Jeongguk jednak też był człowiekiem i zaczynały go nachodzić te same pytania, co mnie. I o dziwo on miał więcej odwagi, by spytać, czy czuję do niego coś więcej, niż tylko popęd płciowy.
- Nie pytam od razu, czy mnie kochasz - usprawiedliwił się szybko, siadając bliżej mnie na kanapie w swoim niedawno kupionym, satynowym szlafroczku z frędzelkami. - Po prostu chce wiedzieć, czy mogę kiedyś liczyć na coś innego z twojej strony, na coś, co mógłbym jakoś nazwać. Bo jak na razie to nie wiem, czy jestem twoją osobistą szmatą, - wypowiedział to słowo z pewnym jadem w glosie - czy utrzymankiem, czy przyjacielem z plusem.
- A co byś chciał, by między nami było?
- Nie chce być tylko lalką do ruchania.
- Nie jesteś.
- Wiem, bo zauważyłem, że chyba ostatnio coraz bardziej się starasz - powiedział cicho, lekko przestraszony. - Ale nie wiem, czy źle tego nie interpretuje.
- A czy ty coś do mnie czujesz?
Jeongguk w odpowiedzi złożył na moich ustach krótki pocałunek, po czym pozwolił mi się objąć ramieniem i cmoknąć w głowę.
- Chyba tak - odparł, przytulony, łasząc się jeszcze bardziej, najwyraźniej chcąc, bym pogłaskał go po włosach, co zaraz uczyniłem. - Ale jeśli ty nie, to przecież...
– Chcesz, żebym cię kochał?
- A jesteś w stanie to zrobić?
- Nie wiem – przyznałem i oparłem się wygodniej. – Nigdy nie byłem zakochany.
- Ja też nie. – Wtulił się we mnie, przenosząc nogi z podłogi na kanapę. – Ale chcę wiedzieć, czy w ogóle tego chcesz?
- Musiałbym być ci wierny – powiedziałem, chwilę się nad tym zastanawiając, potem pogłaskałem Kooka po boku i westchnąłem. – Odkąd tu jesteś to i tak tylko ciebie miałem, więc to chyba nie problem.
- Chyba? – spojrzał na mnie z wyrzutem. Zaśmiałem się.
- Dlaczego w ogóle ci na tym zależy?
- Ostatnio mnie uderzyłeś – powiedział, starając się brzmieć poważnie. – Nie chcę, by kiedykolwiek się to powtórzyło.
Cmoknąłem go szybko w czoło. Jeongguk wychylił się po herbatę, której wziął łyk i podał mi moją.
- A przypomnij mi, dlaczego oberwałeś?
Westchnął tylko na to, bo odpowiedź była przecież oczywista. Nie chciałem jednak sprawiać mu dodatkowych przykrości, zwłaszcza, że mina Jeona od razu się zmieniła, dlatego uśmiechnąłem się do niego i zapewniłem:
- Postaram się, cię kochać. I już cię nie uderzę. Obiecuje.
JEONGGUK
Wydawało mi się przez kolejne dni, że Jimin mówił prawdę, że serio zaczął się starać. Wychodziliśmy po jego pracy na kolejne randki, obiady jadaliśmy na mieście, a i często gęsto dostawałem małe prezenty. O mojej posadzie w Inferno mogłem na razie zapomnieć, bo po strzelaninie, jaka odbyła się jakiś czas temu, Park bał się mnie posadzić za barem. No i dookoła kręciło się mnóstwo policji, niekoniecznie tej przekupionej przez ich bandę.
Będąc w mieszkaniu, czułem się bezpieczny. Przynamniej do wieczora, kiedy to para mundurowych nie zapukała do drzwi. Jeden z nich był tu już wcześniej, ale drugiego nie znałem. Wyjrzałem przez judasza i powoli odsunąłem się, przerażony widokiem. Nim jednak schowałem się w pokoju, usłyszałem głos jednego z nich.
- Możemy ci pomóc Jeongguk.
Stałem kilka minut przy ścianie z sercem w gardle i ze łzami w oczach, wahając się. Jednak nic nie odpowiedziałem i pozwoliłem, by mundurowi odeszli, zostawiając mnie roztrzęsionego w salonie.
Płakałem dopóki nie wrócił szarowłosy, czyli prawie godzinę. A gdy ten tylko znalazł się przy mnie, rzuciłem się mu na szyję i pochwaliłem się, jakim to ja jestem grzecznym chłopcem. Nagrodą za to było wiele pocałunków tej nocy.
Kolejne dwie noce niestety spędziłem samotnie, bo jak się później okazało, Jimina aresztowano. Mnie natomiast czekała niemiła niespodzianka w postaci nakazu przeszukania. Nie mogłem wtedy nie wpuścić wszystkich tych ludzi do naszego mieszkania. Owinąłem się kocem i patrzyłem, jak każdy z nich dobiera się do najskrytszych zakamarków naszych szaf i szuflad. A gdy jeden z funkcjonariuszy wyciągnął z komody mój strój króliczka, tylko się uśmiechnąłem. Niczego nie znaleźli, bo tak jak kazał mój ukochany, wszystkie paczki z białym proszkiem, schowałem w szybie wentylacyjnym, którego to sprawdzeniem zajął się komisarz Kim Namjoon – nasz stały i jedyny klient Jina, który w zamian za noc z nim, był w stanie narazić swoją karierę. A Jimin wrócił dobę później, uśmiechnięty od ucha do ucha, z kwiatami dla mnie i z obietnicą wynagrodzenia mi samotnych wieczorów.
Następnego dnia, mieliśmy samolot na Majorkę.
HOSEOK
Kiedy Jimin wrócił w końcu ze swojej tygodniowej wycieczki, zabraliśmy się porządnie za interesy. Romea zgarnięto i nie zapowiadało się, by proces tak szybko się skończył, a do tego wszystkiego napatoczył się dodatkowy problem. I to dość poważny (jakby mało nam było jebania z tym gangiem). Bo gdy brat twojego byłego współpracownika, którego ostatnio zastrzeliłeś, przemierza połowę globu, by dowiedzieć się, co się stało z jego młodszym rodzeństwem, jest już źle. Zwłaszcza, gdy gość jest jakimś pieprzonym herosem, z ucieczką z więzienia w życiorysie. Pojawił się w naszym klubie, w dniu, gdy Park wylądował na lotnisku w Seulu. Zamówił drinka i kazał zawołać szefa. Chwilę później siedział ze mną w loży, pozwalając Kisumiemu na zajęcie swoich kolan.
- Raport niczego nie wyjaśnił – powiedział i odpalił kolejnego papierosa. – A Johna zastrzelono w dość nieładnej dzielnicy, gdzie też zabito jedną z waszych szmat.
- Raport wyjaśnia wszystko – odparłem, samemu gasząc swoją fajkę. – Taehyunga, czyli naszą kruszynę zabił klient, który też strzelił do Johna. Potem skoczył z okna. Taka historia – parsknąłem, racząc się kolejnym drinkiem.
- Dziwne, bo tak się składa, że mam świadków, którzy to przysięgają, że widzieli tego dnia dwóch mężczyzn wychodzących z budynku, tuż po strzale. Właściwie strzałach. Dwóch. Jeden był łysy, ale z tego co wiem, nadal trwają przesłuchania tego waszego Szekspira, czy jak go tam cholera zwiecie, a drugi z opisu był wysokim, brązowowłosym gościem, w lakierkach, z dość charakterystycznym tatuażem na przedramieniu. – Mężczyzna spojrzał na węża, który ozdabiał moją skórę. Potem na moje świecące się buty. Klepnął tancerza w pośladek i zgasił papierosa. – Podejrzane, nie uważasz?
Kisumi spojrzał na mnie przestraszony, a wtedy zauważyłem na jego ciele gęsią skórkę.
- Seul to piękne miasto – zaśmiał się Amerykanin. – Duże. Jeden mieszkaniec w tą czy we w tą nie zrobi nikomu wielkiej różnicy, co? No i popatrz, myśląc tak, myliłeś się, bo choćbym miał tu zdechnąć to zapierdolę cię, za to, co zrobiłeś mojemu...
I już nie dokończył swojej groźnej wypowiedzi, bo zdolności mowy pozbawił go nikt inny, jak Park, stojący za nim z lufą wymierzoną w skroń. Gdy strzelił, Kisumi krzyknął, a jeden z gości za barem stłukł kieliszek. Krew, jak i ciało klienta zniknęła z moich oczu po kwadransie, kiedy to z Parkiem, wrzuciliśmy ciało do rzeki.
- Opaliłeś się młody, wiesz? – rzuciłem do czarnowłosego (szary się chyba znudził, jemu lub Jeonowi).
- Wiesz, jakie tam jest słońce? Człowieku! Zabierz kiedyś tego swojego gówniarza.
JIMIN
Gdy jeden problem znikał, zaraz pojawiał się kolejny i tak niestety było i tym razem. Porachunki z innym narkotykowym gangiem, wcale nie zostały wyrównane, a pozbycie się brata Johna, tylko rozpoczęło kolejną wojnę miedzy nami, bo pieprzony Amerykanin znał kilku z nich. Odwetem za jego śmierć była kolejna strzelanina, która działa się akurat, gdy mnie w pracy nie było. Niestety był Jin, mój i nie tylko mój ulubiony barman. Wraz z jego śmiercią, straciliśmy ważnego pomocnika, Namjoona, który gdy tylko dowiedział się, że tamten zginął, zostawił żonę i syna, samemu strzelając sobie w łeb.
- Ile to ja razy im obu powtarzałem, żeby coś ze sobą zrobili – mówiłem Jeonggukowi, leżąc z nim w wannie, w której to płakał na wieść o obu zgonach. – A oni nic. Nam miał rodzinę, więc może dlatego się wahał, ale przecież nie kochał tej laski, za to bardzo chętnie zapraszał do hotelu Jina, a i tak nigdy mu nie powiedział, że go kocha. Idiota.
- A kochał go?
- Oczywiście, że tak.
- Nie chce żebyś ty też ginął – zapłakał Jeon i wtulił się we mnie jeszcze mocniej. – Nie zostawisz mnie?
- Nigdzie się nie wybieram – zaśmiałem się i zająłem plecami młodszego. Po wyjeździe na Majorkę, ciągle schodziła z nich skóra, przez nadmierne opalanie się. – Trzeba kupić chyba jakiś krem na to – powiedziałem, masując jego boki. – Mówiłem ci, żebyś się smarował czymś, to ty swoje.
- Na Majorce było wspaniale – powiedział, uśmiechając się lekko przez łzy. – Wrócimy tam kiedyś?
- Możemy lecieć nawet za miesiąc, jeśli chcesz. Tylko niech tutaj sytuacja się trochę unormuje. – Westchnąłem i niedługo po tym, leżeliśmy już w łóżku i rozkoszowaliśmy się swoją obecnością.
Nawet po całym tygodniu pieszczot, Kookie nie miał dość, więc zanim zasnęliśmy, pozwoliłem mu się trochę ujeżdżać, bo stwierdził, że nie zaśnie bez tej bliskości. Nim jednak faktycznie odpłynął do krainy Morfeusza, zapytał, czy skończymy tak, jak Namjoon i Jin.
- Nigdy nie usłyszę od ciebie, że mnie kochasz? I umrę, myśląc, że interesuje cię moje ciało? – zapytał, wdychając zapach szamponu, chowając się w zagłębieniu mojej szyi.
- Usłyszysz. I to całkiem niedługo, przysięgam – zapewniłem go i cmoknąłem na dobranoc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top