36

– Już wszyscy? – spytał Harry jednego z urzędników, który stał się mu najbliższy.

– Tak – odpowiedział i wspólnie ruszyli w stronę wyjścia z budynku opactwa. Luna kroczyła za nimi ubrana w długą czarną suknię jak wymagał zwyczaj.

– Dobrze. Wracamy teraz do zamku i zaczniemy przygotowywać się do koronacji. Uroczystość odbędzie się za cztery dni, tak? – dopytał brunet, na co w odpowiedzi urzędnik jedynie skinął twierdząco.

Harry zgodnie z urzędnikami stwierdził, że obecna sytuacja jest niezwykle nadzwyczajna i nie będzie obowiązywała żałoba. Z resztą nie oszukujmy się, Desmond nie miał wielu zwolenników, szczególnie wśród prostej ludności.

Przyszły król odwrócił się do tyłu, gdzie kroczyła jego ukochana. Posłał jej uśmiech i wysunął w jej stronę ramię. Kobieta odwzajemniła gest i ułożyła dłoń na zgiętej ręce. Wspólnie szli wolnym krokiem w stronę karocy, która pozostała jako ostatnia przed budynkiem opactwa. Drzwi środku transportu otworzył woźnica, który również pomógł Lunie wsiąść do środka. Tego wymagał od niego jego zawód. Gdy przyszła para królewska znalazła się w środku urzędnik dosiadł swojego konia i ruszył na przodzie orszaku.

Co do wojów, którzy wszczęli bunt. Harry rozkazał ich wszystkich pojmać i umieścić w groźnych lochach szkockich zamków. Tam nie będą nikomu zagrażali.


*****

– A więc jak mamy przystroić salę balową? – spytała jedna z kobiet, która zajmowała się dekoracjami.

– Nie wiem – mruknął Harry, rozglądając się dookoła. – Myślę, że chciałbym tutaj długie stoły. Tak aby wszyscy mogli się widzieć. Po środku powinno pozostać miejsce do tańca, a tam w rogu kąt dla muzyków – mówił, przechadzając się po pomieszczeniu i wskazując miejsca, o których mówił.

– Może ustawimy tam stół pary królewskiej? Myślę, że będzie to idealne miejsce – zasugerowała kobieta.

– Doskonały pomysł – skwitował brunet z uśmiechem. – W takim razie mamy już wszystko ustalone. Możecie powoli zabierać się za to wszystko. Ja muszę już uciekać.

Służąca skłoniła się, na co brunet skinął lekko głową. Następnie ruszył w stronę potężnych schodów i wbiegł po nich na szczyt. Stamtąd udał się prosto do kuchni. Tam miał na niego czekać Liam, a także Luna, którzy mieli zastanowić się nad posiłkami, które zostaną podane na uroczystości.

Harry pchnął drewniane drzwi kuchni i przekroczył jej próg. Jak zwykle powitały go radosne śpiewy kucharzy i śmiechy kobiet.

– Witam wszystkich. Jak praca? – spytał Zielonooki, zwracając na siebie uwagę. Wszyscy odwrócili się w jego stronę i skinęli z uśmiechami. Od kiedy Desmond odszedł, a swoje rządy rozpoczął jego syn wszyscy stali się jacyś radośniejsi.

– Witaj Książę. Doskonale. Z pewnością szukasz panienki Luny i Liam'a – odezwał się jeden z kucharzy. – Udali się do biblioteki. Tutaj nie mieli miejsca żeby spokojnie porozmawiać – wytłumaczył, za co w podzięce Zielonooki skinął.

Brunet opuścił kuchnię i udał się wolnym krokiem w stronę biblioteki. Przechadzając się podziwiał każdy najmniejszy odłamek pałacu. Teraz docierało do niego co właściwie się stało. Desmond zmarł, on miał zostać królem i poślubić Lunę. To wszystko stało się tak nagle. Od zawsze odejście króla było dla Harry'ego czymś w stylu marzenia. Może i źle to brzmi, bo nadal był jego synem, lecz to jak Desmond traktował młodzieńca było nie do przyjęcia. Wreszcie Zielonooki otrzymał to czego tak bardzo pragnął. Spokój u boku ukochanej. Lecz wydawało się być to przytłoczone przez inne obowiązki, które spadły jak grom z jasnego nieba. Jednak w tym wszystkim miał swoją ukochaną, która pomagała mu utrzymać trzeźwy umysł i wspomagała we wszystkim. Miał w niej wielkie oparcie. I to dzięki temu jeszcze bardziej utwierdził się w tym, że uczucie, które do niej żywi jest prawdziwe i silne.

Harry zatrzymał się przed drzwiami biblioteki. Już na korytarzu słyszał głośne śmiechy. To dobrze, że dziewczyna dogaduje się z jego przyjacielem. Książę przekroczył próg pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.

– Co tutaj tak wesoło? – spytał rozbawiony. Luna otarła policzki z łez, powodowanych śmiechem i odsunęła krzesło obok siebie. Harry udał się w tamtym kierunku i przed zajęciem miejsca musnął policzek dziewczyny.

– Liam jak zwykle się wygłupia – powiedziała z nadal obecnym rozbawieniem.

– Och tam od razu wygłupia. Rozśmiesza cię – odpowiedział mężczyzna wertując kolejne strony księgi kucharskiej. W pałacowej kuchni pracowały dwie osoby, które potrafiły czytać i dzięki temu zajmowały najwyższe stanowiska. Również dzięki ich umiejętności inni kucharze mogli nauczyć się i przygotowywać potrawy z przepisów, przywiezionych z innych królestw.

– Wybraliście coś już? – spytał brunet.

– Nie. Czekaliśmy na ciebie – odpowiedziała Brązowooka z uśmiechem. Harry odwzajemnił go i wspólnie wzięli się za przeglądanie ksiąg.

*****

Gdy wszystkie potrawy i napoje zostały wybrane cała trójka miała wyjść z biblioteki. Harry jednak postanowił poruszyć pewną kwestię, która została już uzgodniona z Luną.

– Liam  – zaczął brunet. Szatyn zwrócił się w stronę przyjaciela.

– Tak? – spytał z charakterystycznym i zawsze obecnym na ustach uśmiechem.

– Chciałem ci coś zaproponować. Chciałbym abyś, gdy oficjalnie przyjmę koronę został moim osobistym doradcą. Podszkolę cię trochę w czytaniu, a także w polityce zagranicznej i wewnętrznej naszego królestwa. Chociaż z tego co zauważyłem podczas naszych rozmów jesteś dobrze zorientowany – powiedział Harry z uśmiechem, obejmując w talii Lunę.

Dla wstępującego na tron bruneta ważne było, aby mieć przy sobie kogoś zaufanego. A Liam był najlepszym kandydatem. Luna posłała uśmiech w stronę ukochanego, a następnie jego przyjaciela.

– Ja..nie wiem co powiedzieć – zaczął zaskoczony szatyn. –Jestem w szoku. Nigdy nawet nie śniłem o czymś takim – westchnął i pokręcił głową w niedowierzaniu. –To będzie dla mnie zaszczyt Panie.

– Och Liam – zaśmiał się brunet. – Jakie Panie? Znamy się tyle, że nawet gdy zmienię pozycję jesteś wręcz zobowiązany do zwracania się do mnie po imieniu – powiedział i odsunął ramię od kobiety. Zbliżył się i objął po męsku swojego przyjaciela.

– Dziękuję ci Harry – wyszeptał wdzięcznie Liam.

– To ja dziękuję tobie za to, że się zgodziłeś. – skwitował brunet.

***********

Wielkimi krokami zbliżamy się już do epilogu ... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top