33

Brunet odprowadził Hadesa w stronę znajdującego się nieopodal lasu, po czym jak najciszej starał się podejść w stronę wybrzeża. Skrył się za jednym z krzewów, gdy zauważył jak wzdłuż plaży idzie jakiś mężczyzna. Przeszedł obok Luny, nie obdarzając jej nawet spojrzeniem, po czym dołączył do swoich kompanów przy ognisku. Harry odetchnął z ulgą i rozglądnął się przed wyjściem ze swojej kryjówki. Gdy teren był czysty, a mężczyźni wydawali się mocno pijani, pochylony ruszył w stronę ukochanej. Gdy był już obok niej upadł na kolana, aby znajdujący się przed nimi krzew mógł ich oboje zasłonić.

– Luna – wyszeptał, dotykając jej ciała.

– H...H...Ha...Ha-rry – wyszeptała drżącym głosem. Uchyliła powieki i spojrzała na niego. Jej popękane od zimna i prawdopodobnie braku wody usta ułożyły się w uśmiech. – Jesteś tutaj – dodała, wyciągając dłoń w jego stronę.

– Jestem Kochanie. Jestem. I zabieram cię – odpowiedział szeptem, muskając ustami jej czoło i ledwo powstrzymując łzy.

Ostrożnie objął ciało dziewczyny, a gdy ta wtuliła się w niego brunet się podniósł. Spojrzał w stronę ogniska. Żaden z mężczyzn nie był zainteresowany ich dwójką. Obawiając się jednak, że taki stan rzeczy może szybko ulec zmianie żwawym krokiem ruszył w stronę lasu. Co jakiś czas oglądał się za siebie, aby mieć pewność że nie są śledzeni. Harry wiedział, że musi się spieszyć. Nawet nie ze względu na groźnie wyglądających mężczyzn, ale stan brunetki, który nie wydawał się być dobry.

W niedługim czasie udało się Zielonookiemu wrócić do lasu, gdzie postawił Lunę na ziemi. Dłonie kobiety były tak skostniałe, że nie mogła puścić materiału ubrania mężczyzny. Harry sprytnie odpiął swój płaszcz i otulił nią dziewczynę. Następnie ułożył swoje dłonie na tych ukochanej i zaczął je ostrożnie pocierać. Dzięki temu chwilę później Luna mogła swobodnie zginać palce.

Harry posadził Lunę na grzbiecie Hadesa i wyciągnął z torby butelkę z wodą. Wyjął korek i podał ją ukochanej. Dziewczyna z wielką wdzięcznością przejęła naczynie i upiła kilka łyków. Mogłoby się wydawać, że wypije bardzo dużo cieczy, jednak jej suche gardło nie pozwalało na tę czynność. Przy każdym przełknięciu odczuwała pieczenie i ból. Książę schował butelkę i rozglądnął się czy przypadkiem ktoś nie ruszył za nimi. Mężczyźni jednak nadal siedzieli wokół ogniska i śpiewali pijackie piosenki.

Brunet parsknął oburzony, po czym usiadł na miejscu za Luną. Oparł dziewczynę o swój tors i chwycił lejce, tak że brunetka znajdowała się pomiędzy ramionami mężczyzny. Brązowooka przymknęła oczy i wtuliła się w ciało Księcia, a jej usta delikatnie się rozchyliły. Harry wyjechał na główną drogę i ruszył galopem w stronę zamku. Liczyła się każda sekunda.

– Wytrzymaj trochę Skarbie. Jeszcze trochę – wyszeptał, muskając szybko głowę dziewczyny.


*****

Było przed dwudziestą trzecią w nocy, gdy brunet wjechał na dziedziniec zamku. Strażnicy z pochodniami w dłoniach szybko znaleźli się obok mężczyzny i zaczęli o wszystko wypytywać.

– Pomóżcie mi do cholery! – warknął brunet, powodując ciszę wśród zgromadzonych. Jeden ze strażników oprzytomniał i chwycił ostrożnie Lunę, aby Książę mógł swobodnie zejść na ziemię. –Zaprowadźcie go do stajni – rzucił, podając lejce Hadesa jednemu ze strażników. –Zabiorę ją, a wy wracacie do swoich obowiązków – dodał ostrym głosem, a następnie wziął w ramiona ukochaną.

Chwycił ją ,, jak pannę młodą", po czym ruszył w stronę głównych drzwi zamku. Harry wiedział, że wywoła tym niezłe zamieszanie, ale nie zamierzał bawić się w podchody. Gdy tylko zbliżał się do drzwi, same zostały otworzone. Oczywiście przez strażników wewnątrz budynku.

– Książę – usłyszał znajomy mu głos. Odwrócił głowę i ujrzał Fransa.

– Dzięki tobie mam ją przy sobie. Dziękuję ci bardzo – powiedział szczerze i posłał strażnikowi uśmiech.

– Niech Książę poda jej ciepły napar. Jest bardzo blada – Frans zwrócił uwagę na skórę dziewczyny.

Harry skinął głową w podzięce i szybkim krokiem udał się do swojej komnaty. Był już zmęczony, tracił siły. Lecz wiedział, że musi dotrzeć do komnaty i zająć się ukochaną. Jest jej to winny. Chociażby dlatego, że to właśnie ona poświęcała się dla niego, gdy on leżał poraniony w łóżku.

– Książę! – z końca korytarza do uszu bruneta dobiegł krzyk. Po chwili oczom Księcia ukazała się biegnąca w jego stronę postać Alec'a. –Zaniosę ją.

– Nie – zaprzeczył od razu mężczyzna. – Proszę, biegnij do kuchni i niech przygotują gorący napar. O ile jeszcze jest ktoś w kuchni – dodał ostatnie zdanie ciszej, po czym udał się do komnaty.

Łokciem nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia. Całe pogrążone było w ciemności, a na podłodze walały się jeszcze ubrania Księcia, które rano z siebie zrzucił. Ułożył Lunę na wygodnym łóżku i okrył ją szczelnie kołdrą.

– Nie odchodź Harry – wyszeptała, wyciągając dłoń w jego stronę, gdy ten odsunął się od łóżka.

– Muszę zapalić świece – dodał cicho, muskając ustami czoło dziewczyny. Ta skinęła głową i przymknęła oczy.

Brunet chwycił w dłoń jedną ze świec i szybko pobiegł do łazienki. Tam zawsze paliła się jedna z nich. Nie było w jej pobliżu drewnianych przedmiotów, więc nie było obawy o to, że może spowodować pożar. Harry zapalił knot świecy, a następnie dzięki niej rozpalił pozostałe świeczniki w swojej sypialni. Gdy światłość rozjaśniła pomieszczenie, brunet usiadł na rogu łóżka obok ciała Luny. Zamknął jedną z jej dłoni w swoich i próbował ją rozgrzać.

– Och Kochanie – wyszeptał, spoglądając na nią z troską. Dziewczyna posłała mu lekki uśmiech i zamrugała powiekami. –Czy ktoś ci coś zrobił? Desmond cię skrzywdził? – spytał, wypowiadając imię ojca z wielką trudnością.

– Nie – odpowiedziała. –Spokojnie – dodała, układając drugą dłoń na rękach bruneta.

Ich rozmowę przerwał trzask drzwi. Do komnaty wszedł Alec z dzbanem w dłoniach.

– Panie, Pani – odezwał się. – Przygotowano napar. Z imbirem, goździkami i miodem o ile niczego nie pomyliłem – powiedział szybko. – Nalać? – spytał, spoglądając na Harry'ego. Książę skinął głową i powrócił spojrzeniem na ukochaną.

Alec napełnił kielich i podał go brunetowi, po czym zgodnie z jego prośbą opuścił komnatę.

– Musisz usiąść Skarbie – zaczął Harry i odłożył na chwilę naczynie. Pochylił się nad ukochaną i pomógł jej usiąść, przy okazji układając jej pod głową poduszkę. –Teraz musisz to wypić. Wszystko – dodał ostatnie słowo, podając dziewczynie kielich.

Luna przejęła naczynie w drżące dłonie, jednak miała problem z chwyceniem naczynia. Nie miała na tyle siły w palcach. Z tego też powodu to właśnie Harry'emu przyszło napajać dziewczynę naparem. Ostrożnie przykładał do jej ust kielich, a Luna brała po kilka niewielkich łyków.

– Cieplej? – spytał, poprawiając kołdrę, która zsunęła się z ramion dziewczyny.

– Tak, dziękuję – odpowiedziała cicho, posyłając w stronę bruneta szeroki uśmiech, który za każdym razem powalał go na kolana.

– Możesz mi opowiedzieć co się stało rano? Dlaczego Desmond cię wywiózł? – spytał zatroskanie. Luna westchnęła i wzięła głęboki wdech. Upiła kilka łyków naparu, chcąc nawilżyć gardło przed swoją wypowiedzią.

– Kiedy spaliśmy słyszałam jak ktoś wszedł do komnaty. Usiadłam i okazało się, że byli to strażnicy. Mierzyli w ciebie z broni. Powiedzieli, że jeśli nie pójdę z nimi to cię zabiją na moich oczach. Nie mogłam na to pozwolić – westchnęła. –Potem wyprowadzili mnie na korytarz. Myślałam, że był tam Alec i jakoś zareaguje. Przynajmniej powiem mu coś, ale nie było go. Strażnicy zaprowadzili mnie do gabinetu Desmonda. Powiedział, że jest to kara dla nas za nieposłuszeństwo – jej słowa przerwał atak kaszlu. Harry zerwał się z łóżka i rozprostował zaciśnięte ze złości w pięści palce. Doskoczył do Luny i pomógł jej się pochylić, a dłonią klepną lekko jej plecy. Gdy sytuacja minęła, brunet powrócił na poprzednie miejsce. –Potem wsadzili mnie do tej karocy i pojechaliśmy. Zostawili mnie wśród tego pożal się Boże wojska i odjechali. Kiedy poprosiłam o trochę wody to zostałam obrzucona wyzwiskami i rzucona za krzew, przy którym mnie znalazłeś – resztę zdań mówiła szeptem. Harry ponownie przysunął do jej ust kielich, aby kobieta mogła nawilżyć gardło.

– Desmond mnie popamięta. A przynajmniej mam taką nadzieję – skomentował Harry.

Książę miał już serdecznie dość swojego ojca, jego chorych wyczynów i jeszcze gorszego charakteru.

To się musi wreszcie skończyć!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top