30

– Harry! – krzyk rozniósł się po sali balowej. Luna zadrżała w ramionach ukochanego, chowając twarz w jego torsie. Natomiast wzrok mężczyzny utkwiony był na twarzy króla. – Koniec tej maskarady! Jutro widzę wszystkich godzinę wcześniej w pracy i zostaniecie w niej godzinę później! – krzyknął, przeraźliwie zimnym tonem, czym zaskoczył parę. Myśleli, że zemści się jedynie na nich, a nie na Bogu winnych ludziach.

– Ależ...- zaczął donośnym głosem Harry.

– Zamilcz! – przerwał mu Desmond z wyraźną odrazą. – W tej chwili znikać stąd, a ciebie zapraszam do mojego gabinetu. Bez niej – wskazał palcem na Lunę, po czym w towarzystwie swoich doradców ruszył za filar.

Oddechy pary były płytkie i niespokojne. Harry ucałował szybko czoło Luny i odwrócił się w stronę gości.

– Wybaczcie za to wszystko. Król miał wrócić dopiero za kilka dni. Nie wiem jak do tego mogło dojść. Postaram się jak najszybciej załagodzić sytuację i usunąć to, że musicie jutro dłużej pracować. Bardzo was przepraszam – głos Księcia był tak smutny i pełen winy, że nikt nie miał serca się na niego złościć. Wszyscy posłali w jego stronę pocieszające uśmiechy i skłonili się w jego stronę.

– Chyba powinniśmy już iść – odezwała się szeptem Luna, podchodząc do ukochanego. Ten skinął głową i objął ją ramieniem w pasie, po czym skierował ich dwójkę w stronę schodów.

Brunet chyba nie czuł się najlepiej, gdyż w czasie drogi do komnaty wielokrotnie zarzucało go na różne strony i często musiał się zatrzymywać, aby wziąć oddech. Gdy wreszcie znaleźli się na odpowiednim korytarzu mogli swobodnie wejść do komnaty. Oczywiście Alec'a nie było przed drzwiami. Z racji odbywającego się balu miał za zadanie pilnować jednego z bocznych wejść do zamku.

Luna pomogła podejść Zielonookiemu do łóżka i posadziła go na materacu. Mężczyzna westchnął i przeczesał dłonią włosy. Brunetka w tym czasie podbiegła do stołu, na którym stały dwa kielichy i dzban z wodą. Napełniła naczynie cieczą i podała ukochanemu. Ten z niezwykłą szybkością pozbył się wody z kielicha.

– Muszę tam iść. Zostaniesz tutaj i obiecaj mi, że nie będziesz się martwić – zaczął, gdy nabrał więcej sił. Luna stanęła przed nim i objęła dłońmi jego policzki.

– Nie pleć bzdur, wiesz przecież, że będę się martwić – wyszeptała, po czym wtuliła się w ukochanego. Harry posadził sobie dziewczynę na kolanach i oparł swój policzek o jej.

– Obiecuję, że wrócę cały i zdrowy. Zobaczysz – szepnął, przymykając oczy. Luna zacisnęła powieki, gdy w jej głowie pojawiły się wspomnienia poranionego ciała Zielonookiego.

– Mogłabym czekać na ciebie przed drzwiami gabinetu? – spytała pełna nadziei.

– Obawiam się, że nie. Nie chcę cię narażać na jeszcze niepotrzebny tobie gniew Desmonda – odpowiedział brunet odsuwając się lekko. Dłonią pogładził policzek kobiety i ostrożnie musnął jej usta. Tak jakby za chwilę miały się rozkruszyć pod wypływem pocałunku.

– W takim razie poczekam tutaj. Tylko proszę, wracaj jak najszybciej.

Harry skinął głową i po ostatnim namiętnym pocałunku podniósł się. Poprawił swoją fryzurę i po wzięciu głębokiego wdechu ruszył na korytarz.


*****

Harry stąpał równym korkiem po zamkowym korytarzu. Był odważny i silny, każdy to wiedział. Lecz w obliczu mającej się za chwilę odbyć rozmowy z królem był przerażony. I nie chodziło tu o jego życie, a o Lunę. Obawiał się, że Desmond może mu zarzucić, że cały ten bal został zorganizowany z jej inicjatywy.

Po kilku minutach brunet stanął przed gabinetem ojca. Jeden ze strażników przed drzwiami zapukał w nie i wszedł do środka. Chwilę później powrócił i wprowadził młodzieńca do pomieszczenia. Desmond siedział przy swoim wielkim biurku i zajadał się winogronami. Gdy drzwi zostały zamknięte przeniósł spojrzenie na syna i parsknął z odrazą.

– Powiedz mi co tu się w ogóle dzieje – zaczął zdecydowanie zbyt spokojnym głosem. – Wyjeżdżam w sprawach kraju, a ty zabawiasz się tutaj z tą dziewczyną. Czy tak zachowuje się przyszły władca? Albo chociaż ten, który jest przekonany, że nim będzie? Do tego tak zniszczyć salę balową na gromadę jakiś wieśniaków – prychnął z odrazą i przysunął do ust kielich. Wziął kilka łyków, prawdopodobnie wina, po czym kontynuował. – Jestem pewien, że to wszystko za sprawą tej całej wieśniaczki, która łasi się koło twoich nóg – mruknął.

– Wszystko zostało zorganizowane z mojej inicjatywy, a Luna jest moją ukochaną. Zasiądzie obok mnie na tronie i wspólnie będziemy rządzić tym krajem sto razy lepiej jak ty – odburknął wściekle Harry. Desmond ledwo co wytrzymywał. Był o krok od powstania i uderzenia swojego syna w twarz. Wiedział jednak, że teraz musi się pohamować. Kolejne obrażenia po wyjściu z jego gabinetu mogłyby być już podejrzane.

– Och, zamknij się szczeniaku. Uwierz mi. Ty i ta dziewucha dostaniecie taką lekcję, że popamiętacie ją do końca życia! – krzyknął król, zaciskając dłonie na materiale swoich szat. –Wynoś się stąd teraz! – dodał, po czym do gabinetu wbiegli strażnicy. Chwycili Księcia za ramiona i wyprowadzili na korytarz.


*****

– I co? – Luna dopadła ukochanego, gdy ten tylko wszedł do komnaty. Objęła dłońmi jego policzki i zaczęła się przyglądać twarzy mężczyzny.

– Hey – zaczął z lekkim rozbawieniem Harry i odciągnął dłonie ukochanej. –Wszystko jest dobrze – dokończył, po czym jakby na potwierdzenie swoich słów musnął jej usta.

– Coś mi się nie wydaje – mruknęła dziewczyna.

– Och, za dużo myślisz czasem. Odpręż się – posłał jej uśmiech i przytulił. – Jest już późno. Powinniśmy iść spać. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń – Luna skinęła w geście potwierdzenia i wraz z ukochanym skierowała się w stronę szafy. Z racji, że stanęli po stronach garderoby, którą akurat zajmowała ta druga osoba, brunetka wyjęła piżamę Harry'ego, a Książę suknię Brązowookiej.

– Idź pierwszy. Źle się czułeś i powinieneś się od razu położyć – stwierdziła Luna, dotykając ręką czoła mężczyzny. Harry chwycił jej drobną dłoń i ucałował jej wierzch.

– Za chwilę wracam – skomentował, po czym zniknął za drzwiami łazienki.

Brunetka odłożyła swoje ubrania na stół i zbliżyła się do balkonowych drzwi. Odsunęła zasłaniającą je zasłonę i spojrzała na dwór. Na Niebie rozświetlonym przez gwiazdy świecił Księżyc. W mieście niedaleko zamku, w co poniektórych domach jeszcze dało się zobaczyć przez okna jasne światło.

– Możesz już iść – cichy pomruk wdarł się do jej głowy, a następnie ciepło na jej biodrach. Luna odwróciła się i ujrzała uśmiechniętego Księcia.

– A ty idziesz do łóżka – zaznaczyła i sięgnęła po swoją suknię, która pełniła funkcję piżamy.

Harry jak na grzecznego chłopca przystało poszedł za słowami swojej drugiej połówki i położył się w wielkim łożu i okrył kołdrą. Rzeczywiście, nie czuł się najlepiej. Pojawił się lekki ból głowy, który najwyraźniej ukazał się dopiero teraz.

Po kilku minutach do komnaty wróciła i Luna. Przebrana w lekką pudrową sukienkę. Odłożyła równo złożone ubrania na dno szafy i dołączyła do Księcia. Mężczyzna okrył ich oboje i objął mocno dziewczynę. Luna wtuliła twarz w tors Zielonookiego i wzięła głęboki wdech.

– Dobranoc Kochanie – wyszeptała.

– Dobranoc Skarbie – odpowiedział, po czym oboje odeszli do krainy Morfeusza.

******

Nad ranem powodem pobudki Harry'ego było uciążliwe i podejrzane zimno. Brunet uchylił powieki i zobaczył, że miejsce obok niego jest puste. Przerażony szybko usiadł i rozglądnął się po komnacie.

Była pusta.

Z zawrotną prędkością wyskoczył z łóżka i rozpoczął przegląd swoich komnat. Łazienka, gabinet, balkon.

Nie było jej.

Luna zniknęła. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top