3

Brunet przekroczył próg swojej komnaty, po czym zamknął ostrożnie drzwi. Przeczesał dłonią mokre włosy i zbliżył się do wielkich drzwi balkonowych. Na szczęście były zamknięte w czasie nieobecności mężczyzny i woda nie dostała się do środka. Westchnął spoglądając na burzę za oknem. Na widok kropel deszczu spływających po szybie i piorunów przeszywających niebo, w myśli wkradła się nowo poznana dziewczyna. Luna, piękne imię dla pięknej kobiety. To takie nieoryginalne sformułowanie.

Wracając do brunetki. Sama w lesie, w trakcie burzy. W dodatku nie wiadomo, gdzie podziała się po odejściu od rzeki. Mógł za nią iść, krzyknąć, zrobić cokolwiek byle by mieć pewność, że wszystko z nią w porządku. Teraz męczyły go okropne wyrzuty sumienia. Ze złości na samego siebie uderzył pięścią w okno. Tego dnia kolejny raz dopisało mu szczęście, gdyż szyba nie rozbiła się.

Zimno zaczęło owiewać jego ciało, a dreszcz przeszedł Harry'ego od stóp do głów. Jak najszybciej przywołał służące. Niedługo później do uszu bruneta doszło pukanie do drzwi. Po zgodzie księcia kobiety weszły do komnaty i skłoniły się lekko.

– Przygotujcie mi kąpiel i jakieś czyste ubrania. Okropnie zmarzłem – poprosił z uśmiechem, pocierając ramiona.

– Oczywiście. Polecę kuchni przygotować rozgrzewającego naparu dla Księcia – odezwała się jedna z nich.

– Dziękuję wam bardzo – odpowiedział, po czym zbliżył się do stojącego w rogu komnaty czarnego stoliczka. Stał na nim mały wazon, a w nim czerwone róże z zamkowego ogrodu. Brunet wyciągnął trzy kwiaty i podał każdej z kobiet. Służące były onieśmielone zachowaniem Księcia i dopiero po długich namowach przyjęły podarunek.

Niedługo później Harry mógł odprężyć się w wielkiej bali wypełnionej ciepłą wodą. Zamknął oczy i zanurzył się w cieczy. Do jego głowy ponownie wkradła się przepiękna brunetka. Dziwniejsze od tego były myśli, które wraz z nią przywędrowały. Gdyby tak stanęła teraz w drzwiach, odziana jedynie w cienką jedwabną suknię. Jej długie, ciemne włosy ozdobione kwiatami. Z niezwykłą gracją zbliżała się w stronę bali, a będąc tuż przy niej zrzuciła z ramion materiał. Z nieśmiałym uśmiechem weszła do środka i zanurzyła się w wodzie naprzeciwko bruneta. Jej stopa dotykała jego uda, a białe zęby przygryzały ponętnie wargę.

W jednej chwili Harry energicznie podniósł się do pionu, a jego oddech niebezpiecznie przyspieszył, sprawiając brunetowi problemy w oddychaniu. Dotknął dłonią miejsca gdzie znajdowało się serce i przymknął oczy.

– Harry! – gruby głos dotarł do jego uszy.

– Chwilę! – odpowiedział równie głośno młody mężczyzna i pospiesznie wyszedł z bali. Okrył swoje ciało ręcznikiem. Spiesząc się narzucił czerwony płaszcz i wyszedł z pomieszczenia służącego za łazienkę. – O co chodzi? – spytał przeczesując mokre włosy. Król spojrzał na syna z lekką odrazą i prychnął.

– Za grosz szacunku do własnego ojca...

– Którego roli nigdy nie spełniałeś – przerwał mu szybko i dumnie brunet. Król uniósł do góry dłoń dając mu znak milczenia. Książę wydawał się jednak nic z tego nie robić.

– Przyszedł list od twojej narzeczonej...

– To nie moja narzeczona, tylko twoja. – wydawało się, że lada chwila król wybuchnie ze złości.

– Chce cię poznać oraz przedstawić swoje dzieci. Zapowiedziała swoje przybycie na najbliższy piątek. Masz być w zamku, bo inaczej nie ręczę za siebie.

– A co jak mnie nie będzie? – Harry wkroczył na cienki lód. – Też pozbędziesz się mnie, tak jak mojej matki? Kiedy zaczęła mieszać się w interesy państwa, bo chciała dobrych zmian to stała się niewygodna. Wielki Król Desmond przestawał być taki Wielki. – z każdym kolejnym wypowiedzianym zdaniem zbliżał się do mężczyzny, a na jego twarzy pojawiał się szyderczy uśmiech. – Myślisz, że jestem taki głupi i nie wiem co zrobiłeś? Wypadek, powóz spadł w przepaść. Doprawdy ciekawe, skoro matka jadąc do swojej ciotki pokonywała na trasie jedynie wielkie równiny. Ciekawe czy poddanym spodobałoby się to co zrobiłeś. A może po prostu im zapłaciłeś żeby milczeli, tak jak ludziom, którzy zabili moją matkę! – krzyknął, a duża dłoń z sygnetem na palcu odbiła się na delikatnym policzku Księcia. Siła odrzutu zwróciła głowę młodzieńca w prawo, lecz mimo czerwonego, piekącego śladu i zdartej przez pierścień skóry Harry trzymał fason. – Jesteś nikim dla mnie. Zapamiętaj to sobie – wysyczał ostro i jak najszybciej podszedł do szafy. Jak nigdy sam wyciągnął szaty i wyszedł do sąsiedniej komnaty, gdzie sypiał. 

Założył szybko bieliznę, ciemne spodnie i szmaragdową koszulę. Biodra obwiązał pasem, a na dłoń nałożył dwa pierścienie. Mokry materiał rzucił na ziemię i po założeniu obuwia jak najszybciej opuścił swój zamkowy kompleks.

Stukot niskich obcasów butów roznosił się po całym korytarzu. Brunet szedł nie zwalniając kroku. Minął już kilka służących, które skłoniły się nie spoglądając na twarz Księcia. Przynajmniej nikt nie zadawał pytań o wygląd twarzy młodzieńca.

Zbiegł po krętych schodach i pchnął drzwi po prawej stronie. Od razu uderzyły w niego różne zapachy. Urok królewskiej kuchni.

– Książę. – z lewej strony dobiegł do Zielonookiego dobrze znany mu głos.

–  Witaj Liamie. – brunet posłał mu lekki uśmiech. Szatyn odłożył na drewniany stolik worek mąki i zbliżył się do przyjaciela. Mimo, że obu mężczyzn dzieliła przepaść jeśli chodzi o pozycję społeczną, nie przeszkadzało im to w zawarciu pięknej przyjaźni.

– W czym mogę ci pomóc Książę? – spytał skłaniając się lekko, mimo że nie musiał tego robić.

– Wiesz, że możesz mi mówić po imieniu. Jesteś moim przyjacielem. A tak na poważnie...– Harry przerwał i podszedł do szatyna. – Daj mi trochę wina, tego od króla Francji.

– Nie mogę Harry. Dobrze wiesz, że medyk  zakazał ci spożywania alkoholu. Szkodzi to twojemu organizmowi. – Liam jak zwykle nie zgodził się na prośbę przyjaciela. Zielonooki pokręcił zrezygnowany głową i podszedł bliżej, dzięki czemu na jego twarz padło światło świec. Brązowooki przyglądnął się przyjacielowi i zbliżył się.

– Będę tego żałował. – pokręcił głową na swoją uległość. – Tam gdzie zwykle?

– Tak. – odparł Harry, po czym cały w skowronkach udał się do zamkowej biblioteki. Pomieszczenia, które odwiedzał tylko on. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top