22
Luna ubrana w szarą, prostą i połataną suknię opuściła pomieszczenie dla służby. Długie włosy odrzuciła na plecy i poprawiła krótkie rękawy sukienki.
– A więc teraz musisz iść do pałacowej kuchni. Tam poprosisz pewnego kucharza o zaprowadzenie do spiżarni. On przekaże ci resztę informacji – wytłumaczyła żywo kobieta.
– A jak on ma na imię? – spytała nieśmiało brunetka.
– Wiedziałam, że o czymś zapomniałam – zaśmiała się służąca. – Szukaj Liam'a – odpowiedziała kobieta, a Luna zamarła.
Jeżeli Liam, którego ma szukać jest przyjacielem Harry'ego to będzie naciskał aby dowiedzieć się dlaczego brunetka została skierowana do pracy. Ale przecież może być tu więcej mężczyzn o takim imieniu. Prawda?
Brązowooka skinęła głową i po wskazaniu przez służącą drogi ruszyła w stronę pałacowej kuchni. Na dobrą sprawę, nie było to trudne. Cudowne zapachy rozchodziły się już na końcu korytarza. Brunetka stanęła przed drzwiami pomieszczenia i po wzięciu głębokiego wdechu, weszła do środka. W kuchni panował gorąc, głośne rozmowy, jakieś kobiety coś śpiewały, ale co najważniejsze. Wszyscy byli bardzo radośni. Wesoła kuchnia niezwykle kontrastowała z ponurym i cichym korytarzem zamku.
– Luna? – do uszu brunetki dobiegł znajomy jej głos. Nie słyszała go wiele razy, lecz bardzo dobrze wiedziała do kogo należy. – Co ty tutaj robisz? – Liam zbliżył się do niej i lekko skłonił.
– Nie rób tego – odpowiedziała szybko, ciągnąc jego ramię w górę, aby się wyprostował. – Miałam się zgłosić do pewnego Liam'a. To chyba ty. Masz zaprowadzić mnie do spiżarni.
– To chodzi o ciebie? – spytał zszokowany. – Dlaczego? Przecież nie możesz pracować. Jesteś wybranką Harry'ego – odpowiedział szybko ciągnąc dziewczynę na bok. Może i w kuchni panował gwar, ale nie zapominajmy, że nawet ściany mają uszy. – Co się stało? I gdzie w tym wszystkim Harry?
– Ja...nie mogę ci niczego powiedzieć – odparła zdenerwowana Luna. – Po prostu zaprowadź mnie do tej spiżarni i powiedz co mam zrobić.
– Luna...
– Liam skończ. Pokaż mi drogę. Chcę zrobić to co muszę jak najszybciej i wrócić do komnaty – brunetka westchnęła, czując ukłucie w sercu na myśl o poranionym ciele ukochanego. Szatyn westchnął i wyjął z kieszeni fartucha duży klucz.
– Tędy – wskazał brunetce drogę i wspólnie ruszyli przed siebie. – Tam jest bardzo zimno. Powinnaś się cieplej ubrać – odezwał się Liam, gdy stanęli przed drzwiami spiżarni.
– Mam tylko to. Dam radę. Będę pracować, rozgrzeję się – wytłumaczyła szybko Luna, machając niedbale dłonią.
Szatyn miał już coś odpowiedzieć, gdy z dalszej części kuchni dobiegł krzyk.
– Liam! Chodźże tutaj! Za niedługo podajemy obiad królowi!
– Wybacz, ale muszę już iść. Zostawię otwarte drzwi. Klucz mam przy sobie, więc nie bój się. Nikt cię tutaj nie zamknie – odpowiedział szybko, po czym zniknął.
Brunetce nie pozostało nic innego jak wejść do spiżarni. Tuż po przekroczeniu progu poczuła na ramionach zimne powietrze. Rzeczywiście, temperatura nie należała do wysokich. Luna postanowiła jednak nie zrzędzić i aby nie dopuścić do zamarznięcia kończyn rozpoczęła swoją pracę. Musiała przetrzeć półki i ustawić na nich różne przetwory oraz warzywa i owoce. Praca nie wydawała się być trudna, lecz w towarzyszących jej warunkach była wielką udręką.
Już po dziesięciu minutach dziewczyna poczuła skutki przebywania w pomieszczeniu. Jej ramiona drętwiały, a palce u stóp przestawały dawać o sobie znać. Dziewczyna potarła ramiona aby się rozgrzać i wróciła do pracy. Do pewnego czasu wszystko było dobrze. Potem jej czynności były przerywane przez ataki kaszlu i kichanie. Nie ukrywajmy, że takie oznaki nie zapowiadają niczego dobrego.
Luna jednak zdawała sobie sprawy, że z Desmondem nie ma żartów i jeśli nie wykona swojej pracy czekają ją konsekwencje. Starała się jak najszybciej zakończyć pierwsze zadanie i przy okazji nie rozchorować.
Godzinę później brunetka wyszła ze spiżarni. Jej nos i policzki były blade, a kaszel nie chciał ustąpić chociaż na chwilę. Postawiła stopę na niewielkich schodach, które prowadziły do kuchni i zachwiała się. Upadłaby, gdyby nie pomocnicza poręcz przy ścianie. Z zimna Luna nie czuła stóp, a jej nogi same się uginały. Wspierając się na poręczy dziewczynie udało się wyjść po schodach, po czym ostrożnie i wolno ruszyła w głąb kuchni, aby znaleźć Liam'a. Będąc u celu poczuła gorące powietrze, które zbyt szybko owiało jej ciało. Kichnęła głośno, zwracając tym samym uwagę części kucharzy.
– Przepraszam – odezwała się nieśmiało i próbowała wypatrzeć Liam'a. Nigdzie go jednak nie było.
– Panienka Luna? – głos z prawej strony dobiegł do uszu kobiety. Brunetka odwróciła się i zobaczyła młodą dziewczynę, która sądząc po ubiorze była kucharką.
– Tak – odpowiedziała drżącym głosem brunetka.
– Liam udał się do króla Desmonda, aby zanieść mu wino. Prosił, że gdyby nie wrócił przekazać ci, że masz udać się do sali balowej i wyczyścić podłogę. To polecenie króla, ale osobiście bardzo ci współczuję. To pomieszczenie jest ogromne. Chodź ze mną, dam ci wiadro z wodą i szmatę.
Kucharka ruszyła przed siebie, a Luna tuż za nią. Obie wyszły na korytarz, a następnie skierowały się do drzwi po lewo. Kobiety weszły do środka, gdzie składowano środki do dbania o czystość pałacu. Nieznajoma wzięła w dłonie wiadro i napełniła go wodą, a następnie wlała jakiś płyn.
– Będzie ładnie pachnieć – powiedziała z lekkim uśmiechem i odłożyła przedmiot na ziemię. Następnie otworzyła drewnianą szafę i wyjęła jakieś materiały i coś w rodzaju szczotki. – To z pewnością ułatwi ci zadanie – posłała jej ponownie uśmiech.
– Dziękuję –Luna przejęła rzeczy i już miała się wyprostować, gdy przerwało jej w tym kichnięcie.
– Dobrze się czujesz? – spytała nieznajoma i podeszła bliżej brunetki. Ułożyła dłoń na czole ukochanej Księcia i niemal od razu ją odsunęła. – Masz gorączkę. Może powinnaś odpocząć? – spytała, marszcząc czoło.
– Nie, to nic wielkiego. Przejdzie mi – odpowiedziała Luna i wzdrygnęła się, gdy jej ciało przeszedł dreszcz. – Jak dojdę do sali balowej? – spytała szybko. Chciała już znaleźć się we wspomnianym pomieszczeniu i zabrać się do pracy. Nie ukrywajmy, że jak najszybciej chciała wrócić do Harry'ego i sprawdzić co z nim. Był jej oczkiem w głowie, szczególnie teraz, gdy był w wiadomym stanie.
– Raczej nie będziesz miała z tym problemu. Musisz wyjść na główny korytarz. Wiesz który? – Luna skinęła twierdząco głową. – W takim razie ruszysz do jego końca, następnie przejdziesz w lewo, a po prawej stronie będą wielkie schody w dół, prowadzące do sali balowej na lekkim obniżeniu terenu. Uwierz mi, nie będziesz miała problemu z jej znalezieniem. Jakbyś jednak się pogubiła wystarczy, że poprosisz o pomoc któregoś ze strażników na korytarzu –wyjaśniła miło. –Jesteś pewna, że dasz radę pracować?
– Tak. Dziękuję za wszystko. Pójdę już – odpowiedziała szybko Luna i zabrała przygotowane dla niej rzeczy.
Brunetka jak najszybciej opuściła pomieszczenie i ruszyła we wskazaną przez kucharkę drogę. Przez cały czas dreszcze, które nawiedzały jej ciało nie mogły jej opuścić. Luna zastanawiała się dlaczego też Desmond nakazał jej wyczyścić salę balową, zamiast sali tortur jak to wspominała dużo wcześniej jedna ze służących. Może polecił tak tylko powiedzieć, aby wytrącić brunetkę z równowagi?
Luna w dość krótkim czasie znalazła drogę do sali i rzeczywiście trafiła tam bez problemów. To był pierwszy raz, gdy brunetka ujrzała to pomieszczenie. Złym określeniem byłoby to, że Lunie zaparło dech w piersiach. Dziewczyna była urzeczona widokiem jaki zastała. Wysokie pomieszczenie, przez którego wielkie okna na wszystkich ścianach wpadało mnóstwo światła. Do tego marmurowa posadzka, ozdobne świeczniki na ścianach, a na środku sufitu monumentalny kandelabr z ozdobnymi kryształkami. Dziewczyna zeszła po dużych schodach i stanęła pośrodku sali. Na marmurowej posadzce ułożyła wiadro i szmaty. Wyprostowała się i dokładnie przyjrzała pomieszczeniu. Było przepiękne. Luna nie mogła się powstrzymać przed przymknięciem oczu i okręceniem się wokół własnej osi. W jej głowie pojawił się obraz jej i Harry'ego wirujących do muzyki, w akompaniamencie oklasków zaproszonych na bal gości. Napad kaszlu przywrócił jednak kobietę do rzeczywistości. Luna wzdrygnęła się i kichnęła. Potarła zimne ramiona i skostniałymi dłońmi chwyciła szmatę. Włożyła ją do wody, która okazała się być letnia. Namoczyła i dokładnie wykręciła, aby pozbyć się wody. Następnie przystąpiła do czyszczenia podłogi. W miarę upływu czasu Luna dostawała wrażenia, że powierzchnia do umycia zamiast zmniejszać się, powiększa dwukrotnie.
*****
Było już późno, gdy Lunie udało się uporać z posadzką w sali balowej. Jej twarz zdobiły wypieki, a dłonie i nogi zrobiły się przeraźliwie blade. Luna odczuwała również zmęczenie całym dniem, a jedyne czego teraz pragnęła to ujrzeć twarz ukochanego. Podniosła się z pozycji klęczącej i rozprostowała kości. Na brzegu wiadra ułożyła szmatę, a do środka włożyła szczotkę. Następnie uważając aby nie wylać brudnej wody ruszyła w stronę głównego korytarza.
Rozpalona i trzęsącym się ciałem przeszła do pomieszczenia, w którym składowano środki czystości. Do specjalnej beczki przelała zawartość wiadra, a pozostałe przedmioty schowała. To chyba tyle z jej obowiązków na dziś. Wytarła wilgotne ręce w jakiś ręcznik i ruszyła w stronę komnaty Księcia, co chwilę nawiedzana napadem kaszlu.
Droga do sypialni nie zajęła jej długo. Będąc już na odpowiednim korytarzu z oddali zobaczyła Alec'a.
– Dobry wieczór – odezwała się cicho, czując jak traci siły na cokolwiek. Mężczyzna odwrócił głowę w stronę kobiety, na widok której, na twarzy pojawiło się wyraźne zmartwienie.
– Wszystko dobrze Luno? Dobrze się czujesz? – spytał zmartwiony. –Nie wyglądasz najlepiej.
– Wszystko jest dobrze – zapewniła, dobrze wiedząc, że prawda jest zupełnie inna. – Co z Harry'm? Obudził się? – spytała.
– Niestety nie. Ale medyk mówił, że coś mruczał pod nosem, więc podejrzewa, że za niedługo będziesz mogła z nim porozmawiać. Teraz dobrze będzie do niego mówić i przebywać z nim. On czuje obecność ludzi obok siebie.
– Dobrze, dziękuję ci bardzo – odpowiedziała brunetka i kichnęła.
– Jesteś pewna, że wszystko dobrze? Masz chyba gorączkę.
– Daj spokój – zaśmiała się nerwowo. – Jest dobrze. Dziękuję za troskę – zakończyła i zniknęła w sypialni Księcia.
Ostrożnie zamknęła drzwi i westchnęła. Chyba rzeczywiście nie było z nią najlepiej. Dreszcz przeszedł jej ciało, a ona objęła się ramionami. Nadal miała na sobie strój służącej, który do najcieplejszych nie należał. Jak najszybciej zbliżyła się do szafy, w której Harry przechowywał stroje dziewczyny. Brunetka zdjęła beżową, prostą suknię z długim rękawem i niewielkim dekoltem. Udała się do łazienki, gdzie po doprowadziło się do porządku. Przyłożyła dłoń do czoła, aby sprawdzić czy rzeczywiście na gorączkę. Dziewczynie wydawało się, że temperatura jej ciała jest w normie. Jednak rozpalona twarz mówiła coś innego. Brunetka namoczyła w zimnej wodzie kawałek tkaniny i przemyła nim twarz, licząc, że to pomoże pozbyć się czerwieni.
Luna myślała, że zmiana sukni na cieplejszą, chociaż trochę pomoże w ogrzaniu jej ciała. Okazało się to być błędem, gdyż mimo nowego stroju, brunetka nadal odczuwała silny chłód. Wyszła cicho z łazienki i podeszła do wielkiego łóżka, w którym leżał jej ukochany.
– Hej Skarbie – zaczęła szeptem i usiadła na rogu łóżka. Twarz Harry'ego ogarnięta była spokojem. Tym razem jego ciało było szczelnie okryte kołdrą. W oczy Luny rzucił się koc na krańcu łózka. Brązowooka sięgnęła szybko po materiał i ciasno się nim owinęła. Dopiero to pomogło chociaż trochę zmniejszyć chłód. – Kiedy się obudzisz? – spytała nagle. – Tęsknię za tobą – dodała.
Luna niepewnie ułożyła dłoń na ręce Harry'ego. Bała się, że może mu tym sprawić ból i wybudzi go z tym strasznym uczuciem.
– Przepraszam, że cię nie posłuchałam co do pracy. Ale to pozwoli mi ocalić twoje życie. Nie wybaczę sobie jeśli stanie ci coś jeszcze. Bardzo cię kocham i nie wyobrażam sobie, że miałbyś jeszcze raz cierpieć za mnie – wyszeptała wpatrując się twarz mężczyzny.
Za oknem zrobiło się już ciemno, a na Niebie pojawił się Księżyc. Miliony gwiazd rozświetlało niebo, a komnata Księcia oświetlona była zapalonymi świecami. Pośród lekkiego mroku byli oni. Luna, której policzki pokrywały łzy oraz Harry. Kompletnie nie świadomy tego, co działo się dookoła. Gdyby nie unosząca się miarowo klatka piersiowa, można by pomyśleć, że Książę zasnął wiecznym snem. Jednak jego serce nie mogło się zatrzymać. Miało powód, dla którego miało bić. Mianowicie drobną brunetkę, która tuż obok zalewała się łzami.
– Myślisz, że mogłabym ci coś zaśpiewać? Kołysankę? – odezwała się brunetka, przerywając grobową ciszę. Czuła, że dzięki temu będzie mogła wyrazić cały ból oraz uczucie, które żywiła do mężczyzny. Jeszcze nie wiedziała jak dokładnie brzmi tekst całej kołysanki. Wszystko miało wyjść w praniu.
Luna bezwzględnie potrzebowała bliskości Harry'ego. Niepewnie wstała i obeszła łóżko dookoła. Ostrożnie położyła się obok bruneta i przytuliła do jego ramienia, po czym z jej ust zaczęły wydobywać się słowa. Melodia była jej świetnie znana. Harry, któregoś razu grał coś takiego na fortepianie w sąsiedniej komnacie. Luna okryła się delikatnie kocem i spojrzała z ukosa na ukochanego. Był taki piękny. Wzięła głęboki wdech i słysząc w głowie melodię z fortepianu zaczęła cichutko śpiewać.
– I remember tears streaming down your face / Pamiętam łzy spływające po twojej twarzy
When I said, "I'll never let you go" / Kiedy powiedziałam: ,,Nigdy nie pozwolę ci odejść"
When all those shadows almost killed your light / Gdy te wszystkie cienie niemalże zgasiły twoje światło
I remember you said, "Don't leave me here alone" / Pamiętam jak powiedziałeś: ,,Nie zostawiaj mnie tutaj samego"
But all that's dead and gone and past to night / Lecz to wszystko już umarło, odeszło i przeminęło dzisiejszej nocy
Just close your eyes / Po prostu zamknij oczy
The sun is going down / Słońce chyli się ku zachodowi
You'll be alright / Będzie dobrze
No one can hurt you now / Nikt nie może cię teraz skrzywdzić
Come morning light / Przyjdzie światło poranka
You and I'll be safe and sound / Ty i ja będziemy cali i zdrowi *
Delikatny głos ucichł, powieki brunetki zrobiły się wyjątkowo ciężkie, a towarzyszące jej cały czas zimno zostało przysłonięte przez emanujące od ciała Harry'ego. Brunetka wtuliła twarz w ramię Księcia i odeszła do krainy Morfeusza.
*************
*Jest to tekst piosenki Taylor Swift ,,Safe and Sound". Jednak w żaden sposób nie utożsamiajcie Luny z osobą Taylor. Po prostu jej piosenka idealnie wpasowała mi się w książkę
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top