18

~Dwa dni później~

Było wcześnie, gdy do drzwi sypialni Księcia zastukał strażnik. Brunet pogrążony we śnie nie słyszał tego dźwięku i nadal trwał w krainie Morfeusza. Ostatecznie dotknięcie jego ramienia skutecznie wybudziło go ze snu. Odsunął ramię, którym obejmował talię Luny i zaskoczony spojrzał w poszukiwaniu tego, co przerwało jego sen.

– Wybacz Książę – na widok swoje strażnika przetarł oczy i podniósł się.

Musiało się coś stać, normalnie mężczyzna nie wszedłby tutaj i nie budziłby Harry'ego od tak. Zielonooki spojrzał na Lunę, która poruszyła się niespokojnie. Brunet pokazał gestem mężczyźnie, aby przeszedł do sąsiedniego pomieszczenia, które było czymś w rodzaju małego gabinetu Księcia. Sam ostrożnie wstał z łóżka i narzucił na siebie płaszcz.

– O co chodzi? – spytał zaspany zamykając drzwi gabinetu.

– Król...- zaczął nieśmiało strażnik. – Przysłał medyka aby zbadał panią Lunę. Król Desmond nie może czekać i chce jak najszybciej dowiedzieć się o jej stanie zdrowia – Harry zacisnął dłonie w pięści na samo wspomnienie o jego ojcu.

– Nie interesuje mnie to. Jeśli chce coś od mojej kobiety przyjdzie tutaj później, o ludzkiej porze, gdy się obudzi. Jest chora i powinna mieć ciszę oraz spokój. Przekaż to medykowi i nie pozwól tutaj nikomu wchodzić – powiedział ostro Książę.

– Oczywiście. Wracaj do snu Panie – odpowiedział strażnik i skłonił się.

Mężczyzna wyszedł na korytarz, zamykając za sobą drzwi, natomiast młodzieniec podszedł do łóżka. Odłożył na bok płaszcz i położył się obok Luny. Przymknął oczy i westchnął. Wiedział, że nie zaśnie, a przynajmniej nie będzie to takie proste. Desmond nie byłby sobą gdyby nie zepsuł swojemu synowi dnia już od najwcześniejszych godzin.

Teraz to jednak nie sama pobudka Księcia była problemem, a plany i zamiary króla. On był nieobliczalny i nie wiadomo co strzeli mu do głowy. Powinno wysłać się go na północ kraju do jakiegoś maga, aby podał mu śmiertelną miksturę. Harry obawiał się, że Demsond może wymyślić jakiś kosmiczny i tragiczny plan względem Luny. Że ją skrzywdzi, zmusi do pracy w zamku, szantażując ją życiem samego Księcia, bądź jej. To jeden z najgorszych sposób, wtedy gra się na ludzkich emocjach, na miłości i pragnieniu bezpieczeństwa drugiej połówki.

Harry ułożył jedną rękę pod głową i rozmyślał. Obiecał Lunie, że nie pozwoli aby spotkał ją ból. Wiedział, że uratuje ją z każdej opresji i jest w stanie skoczyć w ogień za jej życie.

******

– Harry – delikatny i cichy głosik wdarł się do snu bruneta. Czyli udało mu się zasnąć po porannej wizycie strażnika. –Kochanie – na sam dźwięk jej głosu robiło mu się ciepło na sercu, a co dopiero gdy wypowiadała taki zwrot.

– Spać – mruknął pod nosem, nie otwierając oczu. Dziewczyna zaśmiała się i musnęła palcem policzek mężczyzny.

– Nie bądź samolubny, wstawaj – uśmiechnęła się.

– Widzę, że jesteś dziś w świetnym humorze – i nic nie mogło go zepsuć. To był cel Harry'ego na dzisiejszy dzień. Utrzymać dobre nastawienie Luny do wieczora.

– Zgadza się. Radzę ci wstać. Twój strażnik przyniósł nam przed chwilą śniadanie. Chodź, bo widzę tam cudowne, świeże bułeczki – powiedziała zadowolona i mimo pomruku niezadowolenia bruneta wstała z łóżka. Przeszła do stołu, gdzie stała taca, a na niej różne pyszności. W tym na środkowym talerzu znajdowały się rumiane placki nadziewane owocami, a tuż obok słoiczek z miodem. Brunetka pisnęła zadowolona. Nigdy nie jadła czegoś takiego. Ostrożnie nałożyła na placek trochę miodu i ugryzła kawałek.

– To jest cudowne – mruknęła, przymykając oczy z zadowolenia. Szybko przeszła odległość dzielącą ją od łóżka i usiadła obok ciała Harry'ego. –Spróbuj – powiedziała, przysuwając do ust bruneta słodki placek. Książę otworzył usta, jednak nadal miał zamknięte oczy. Luna zaśmiała się i przysunęła bliżej ciasto, aby Zielonooki mógł ugryźć.

– Mmmm – mruknął, gdy kawałek placka znalazł się w jego ustach. Uniósł się i uchylił powieki. – Dzień dobry. – musnął szybko malinowe usta Luny, sprawiając tym samym, że na jej policzkach pojawiły się rumieńce. – To gdzie to śniadanie? – spytał, a brunetka zaśmiała się słodko.

******

– I co? – spytał Harry, gdy medyk przysłany przez Desmonda odsunął się od leżącej na łóżku Luny. Książę nie ufał temu mężczyźnie. W końcu przysłała go największa poczwara tego zamku.

– Jest już dużo lepiej, jednak w mojej opinii Pani powinna spędzić jeszcze kilka dni w cieple i nie przemęczać się. Wie Książę, że muszę poinformować króla o wynikach? – zwrócił się w stronę młodzieńca. Ten przeczesał nerwowo włosy i westchnął.

– Tak, tak. Idź już, proszę – powiedział szybko, a mężczyzna w średnim wieku wyszedł.

– Coś się dziej Harry? – delikatny kobiecy głos zwrócił uwagę Zielonookiego. Mężczyzna spojrzał na brunetkę i podszedł bliżej łóżka. Usiadł na kraju i zamknął drobne dłonie kobiety w swoich.

– Obawiam się o plany Desmonda. Może wymyślić coś szalonego względem nas. Nie boję się o siebie, ale o ciebie. Nie chcę abyś padła ofiarom jego szalonych planów. Wiesz, że on jest niezrównoważony – Harry westchnął i ułożył dłonie na policzkach kobiety. Luna wpatrywała się w niego czułym spojrzeniem.

– Spokojnie Harry. Miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze. W końcu powiedziałam, że będę pracować, więc może....

– Luna, Kochanie – przerwał jej szybko brunet. – Ile razy mam powtarzać, że nie będziesz pracować? Jesteś teraz moją partnerką, moją Damą Serca, Damą Serca Księcia tego kraju i chociażby z tego powodu nie pozwolę ci pracować – powiedział stanowczo, lecz łagodnie. Objął jej drobne ciało silnymi ramionami i przyciągnął do torsu. Jego wargi musnęły czoło kobiety w opiekuńczym geście. Luna wyciągnęła ramiona i otoczyła nimi talię mężczyzny.

Tę słodką i romantyczną chwilę przerwało energiczne otworzenie się drzwi komnaty. Luna pisnęła zaskoczona, a ramiona Harry'ego zacisnęły się na talii dziewczyny. Oboje skierowali twarze w stronę drzwi, gdzie ujrzeli pełne wyższości, pewności siebie i pogardy spojrzenie Desmonda. Tuż za nim stało dwóch jego strażników.

– Oszczędźcie sobie tego. Nie potrzebuję widoków fałszywej miłości – warknął Desmond, a Luna zadrżała. Łzy niebezpiecznie balansowały na jej powiekach gotowe w każdej chwili wypłynąć. Słowa króla doprowadziły ją do takiego stanu. Skrzywdziły ją i to bardzo mocno. Jej uczucie do Harry'ego było prawdziwe, była w stanie poświęcić się dla niego, a on śmiał wypowiedzieć takie, a nie inne słowa.

– A ty oszczędź sobie takich oszczerstw skierowanych w stronę mojej kobiety – odpowiedział ostro Harry z naciskiem na ,,mojej".

– Czyli już jesteście razem – mruknął szyderczo Desmond. – Będzie jeszcze ciekawiej –dodał pod nosem co nie uszło uwadze jego syna. – Mój medyk poinformował mnie o jej stanie zdrowia – zaczął z odrazą. – Uważam, że to idealny czas na rozpoczęcie jej pracy w zamku. W zamkowych piwnicach jest wiele miejsc, które z pewnością potrzebują sprzątnięcia, a panująca tam temperatura tylko zahartuje to dziewczę.

– Ona nigdzie nie będzie pracować – zaczął stanowczo Harry wstając. W jego ślady podążyła Luna. Stanęła obok niego, lecz brunet chcąc chronić ją stanął przed drobnym ciałem kobiety.

– Nie rozbawiaj mnie Harry. Już ci to mówiłem. Twoja kobieta – powiedział z rozbawieniem na ,,twoja" - ostatnio już wypowiedziała się na ten temat – odpowiedział, a Luna ułożyła dłonie na plecach Księcia i ścisnęła materiał jego lnianej koszuli.

– Wtedy nie była jeszcze moją Damą Serca. Jest kandydatką na przyszłą królową, więc nie może pracować – odparł dumnie Harry.

– A kto powiedział, że ty w ogóle będziesz królem? – odpowiedział szybko Desmond, niezwykle pewny siebie.

Wydawało się, że młodzieniec wybuchnie i rzuci się na swojego ojca. Jednak drobne dłonie i drżąca z przerażenia za nim jego ukochana odwracała go od tego pomysłu.

– Nie utrudniajcie tego co jest wiadome. Luno, idziemy. Musisz przygotować się do swoich obowiązków – dziewczyna już miała wystąpić zza pleców Księcia, lecz jego ramię ją zatrzymało.

– Powiedziałem, że nie będzie pracować.

– Jesteś tego pewien? – spytał z wyższością Desmond.

– Oczywiście. Nie pozwolę na to. W dodatku nie wyzdrowiała do końca.

– W takim razie jedno z was poniesie tego konsekwencje. Mówiłem o tym – rzucił rozbawiony król. Była to dla niego świetna zabawa, tak jakby Harry nie był jego synem, a zwykłym wyrzutkiem, którego znaleziono na brzegu morza.

Luna zadrżała, a po jej policzkach spłynęły łzy. Wiedziała, że to jej czas, aby udowodnić bezgraniczną miłość do Harry'ego. Oderwała się od mężczyzny i chciała wyjść w przód, lecz ponownie Zielonooki zareagował.

– Ja pójdę – powiedział szybko. Wiedział jakie są konsekwencje jego decyzji, ale nie mógł pozwolić aby to jego ukochana, jego prywatne Słońce zostało skrzywdzone.

– Nie! – krzyknęła Luna, zalewając się łzami. Wyrwała się i już miała odejść w stronę króla, lecz silne ramiona Harry'ego przyciągnęły ją do jego torsu. Przez jakiś czas siłowała się z nim, uderzała jego tors drobnymi piąstkami. Harry z łamiącym się sercem gładził jej głowę, przyciągał do swoje ciała i zalewając się łzami szeptał uspokajające słowa.

– Nie możesz, ja muszę to zrobić – wyszeptała ochrypłym głosem. Brunet przymknął oczy i zacieśnił uścisk. Po jego policzkach spłynęły łzy, które skapywały na odsłonięte ramię Luny.

– Nie pozwolę aby coś ci się stało. Przyrzekłem i dotrzymam obietnicy. Jesteś taka delikatna i krucha Luna. Ja dam sobie radę, zobaczysz – wyszeptał dotykając dłonią jej policzka. Myślał, że choć trochę uspokoi to brunetkę. Lecz jak mogło to uspokoić ją skoro on sam nie wierzył w to co mówił. Wiedział, że Desmond nie weźmie go na dywanik i nie skończy się na wyzwiskach. Będzie to coś gorszego. Ale chociażby przez świadomość tego nie mógł pozwolić, aby zabrali właśnie Lunę.

– Harry...- wyszeptała, czepiając się koszuli bruneta jak ostatniej deski ratunku.

– Spokojnie – jego usta musnęły czoło dziewczyny. – Zobaczymy się jak najszybciej. Obiecuję. Poproszę Liam'a, może uda mu się do ciebie przyjść i pójdziecie do biblioteki – każde kolejne słowa uchodzące z ust Księcia były coraz to bardziej przepełnione smutkiem i rozpaczą.

Wszystko brzmiało jak ich ostatnia rozmowa. Jakby to Harry chciał odciągnąć myśli ukochanej o jego osoby. Ale jeśli się kogoś naprawdę kocha, to nic nie odsunie na dalszy plan rozmyślań na temat drugiej połówki. Oni byli idealnym tego przykładem.

– Szybciej, nie mam całego dnia na waszą dwójkę – odparł zupełnie niewzruszony całą sytuacją Desmond.

– Muszę iść. Zobaczysz wszystko będzie dobrze – słowa Harry'ego przybierały na szybkości. Jego dłonie i wzrok błądziły po twarzy Luny, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów.

– Nie, proszę – wyszeptała tak cichym głosem, że słowa usłyszał jedynie brunet. Jego serce pękało ku uciesze Desmonda, na którego twarzy widniał szatański uśmiech.

– Kocham cię Luna.

– Ja ciebie też kocham Harry – wyszeptała drżącym głosem i oboje zatracili się w namiętnym pocałunku. Kto wie, może byłby to ich ostatni pocałunek?

Odsunęli się, gdy obojgu zaczęło brakować powietrza. Harry wiedząc, że brunetka jest jeszcze trochę oszołomiona pocałunkiem odsunął się i ruszył w stronę Desmonda.

– Nareszcie – jęknął znudzony.

– Nie zabierajcie go! – krzyknęła Luna i rzuciła się biegiem w stronę mężczyzn. Jeden ze strażników odgrodził ją od Księcia. Harry spojrzał na nią smutnym wzrokiem.

– Kocham cię – powiedział na odchodne, po czym został wypchnięty z komnaty przed drugiego ze strażników.

Mężczyzna, który trzymał Lunę rzucił nią na łóżko, po czym jak najszybciej wyszedł. Dziewczyna zerwała się z materacu i pobiegła do drzwi. Zaczęła ciągnąć za klamkę, lecz ta nie ustępowała. Zamknęli ją tutaj. Zrozpaczona i zalana łzami zsunęła się w dół i skuliła pod drzwiami.

Harry po wyprowadzeniu został zatrzymany przed swoją komnatą. Po to aby móc usłyszeć krzyk Luny, zobaczyć jak strażnik zamyka drzwi na klucz i jak jego ukochana dobija się do wejścia. Po bladych policzkach mężczyzny spłynęły łzy. Nie mógł przyjąć do wiadomości co się właśnie stało.

– Jesteś taki naiwny Harry – zaśmiał się Desmond, zatrzymując się. Harry nawet nie zauważył, że znajdowali się już winnej części zamku. – Zapraszam – odezwał się złośliwie i wszedł do jednego z najbardziej przerażających miejsc w zamku.

 Sali tortur.     

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top