16
Brunet otrząsnął się, gdy do jego uszu dobiegł szloch dziewczyny. Rzucił się w stronę łóżka i już po chwili siedział na nim, ciasno obejmując ramionami Lunę. Brunetka drżała w jego uścisku, a jej głowa ułożona była na piersi mężczyzny.
– Powinnam odejść – wyszeptała przez łzy, przez co bicie serca Księcia niebezpiecznie przyspieszyło.
– Nie możesz mnie tutaj zostawić samego – odpowiedział również szeptem, wtulając twarz w jej miękkie włosy. –Nie możesz tego zrobić. Bardzo mi na tobie zależy i nie pozwolę ci na to. Poza tym nie masz gdzie się udać – dodał delikatnym głosem.
Luna przymknęła powieki, a po jej policzkach ponownie spłynęły łzy. Czuła niezwykle silne uczucie do Harry'ego, ale ciągle w głowie miało to, że przez jej obecność brunet ma problemy.
– Powinieneś zadawać się z jakąś szlachcianką, albo księżniczką. Kimś kto nie będzie odrzucony przez twoje ojca.
– Ale ja nie chcę kogoś innego. Ja chcę ciebie – wyszeptał, odwracając ją. Ułożył swoją dłoń na jej policzku i pogładził kciukiem. Następnie zbliżył swoją twarz ku jej i musnął jej malinowe usta. – Nie pozwolę aby ktoś cię tutaj krzywdził. Nie przejmuj się moim ojcem. Nie skrzywdzi cię i ja już o to zadbam. A jeśli będzie miał jakieś problemy to będzie sobie musiał ze mną poważnie porozmawiać – dodał, a następnie złożył pocałunek na jej czole.
Luna uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na szmaragdowe tęczówki mężczyzny. Były niesamowite. Można było podziwiać je godzinami.
– Prawdopodobnie będziemy musieli porozmawiać jutro z moim ojcem. Ale niczym się nie przejmuj, ja będę mówił. Nie chcę narażać cię na niepotrzebny stres –dodał posyłając dziewczynie łagodny uśmiech. Luna skinęła głową i ziewnęła.
– Połóż się. Jesteś osłabiona – wyszeptał i pomógł brunetce zmienić pozycję. Okrył ją kołdrą i musnął ustami jej czoło.
Luna przymknęła oczy, czując nadchodzący sen. Coś jednak nie pozwalało jej w spokoju oddać się tej czynności. Poruszyła się niespokojnie, tym samym zwracając uwagę siedzącego na krześle Harry'ego.
– Coś nie tak? Źle się czujesz? – spytał skanując wzorkiem jej ciało. Brunetka pokręciła przecząco głową i oblała się rumieńcem.
– Ymmm, Harry, m..m..mógłbyś położyć się obok mnie? – spytała czerwona na policzkach. Książę uśmiechnął się czule i skinął głową. Zdjął obuwie i odłożył na bok. Następnie przeszedł na drugą stronę łóżka i położył się na nim. Przysunął się do drobnego ciała brunetki, tak że leżała do niego plecami. Niepewnie ułożył dłoń na jej talii, nie wiedział czy Luna chciałaby takiego gestu. Ale przecież już raz spali w takiej pozycji.
Tymczasem Luna wręcz pragnęła, aby brunet przyciągnął ją do swojej piersi. Jego ręka na talii dziewczyny dodawała jej poczucia bezpieczeństwa, troski, miłości, a przede wszystkim pozwoliła spokojnie zasnąć.
*****
Od samego poranka kolejnego dnia Luna i Harry chodzili przestraszeni i niepewni. Około południa do komnaty Księcia przyszła służąca, która poinformowała go o powrocie króla Desmonda. Teraz kwestią czasu było, aż zawoła parę do siebie, bądź pofatyguje się do nich osobiście. Chociaż na to drugie nie można było liczyć. Luna siedziała w skromnej, błękitnej sukni do kostek z długim rękawem na łóżku, dodatkowo otulona kocem. Medyk stwierdził rano, że minie kilka dni aż wróci do siebie. Harry natomiast siedział w wygodnym fotelu, a wzrok miał wbity w jakiś obiekt za oknem. Był jak w jakimś transie.
Z zamyślania oboje wybudziło stukanie do drzwi. Książę podniósł się, a Luna odwróciła wzrok w stronę drzwi. Harry podszedł zapobiegawczo do drżącej brunetki i ułożył dłoń na jej ręce, aby dodać jej otuchy. Drzwi otworzyły się, a do środka weszła niewysoka służąca. Skłoniła się i spojrzała najpierw na kobietę, a następnie na mężczyznę.
– Pani, Panie, król Desmond wzywa was do siebie – powiedziała cicho.
Luna zadrżała. Pani? Nikt nigdy się tak do niej nie zwracał. Czy to znaczyłoby, że już cały zamek wie o jej pobycie tutaj?
– Pójdziemy sami. Możesz odejść – odezwał się Harry. Po jego słowach kobieta wyszła, a drzwi zamknięto.
– Boję się – wyszeptała Luna wstając. Złożyła koc i odłożyła na bok łóżka. Harry westchnął i przeczesał swoje gęste włosy.
– Wszystko będzie dobrze – wyszeptał schylając się lekko. Dłonią pogładził policzek brunetki i złożył na jej ustach szybki pocałunek.
Książę wyciągnął ramię w stronę swojej towarzyszki. Luna ułożyła na nim dłoń i westchnęła, poprawiając niesforny kosmyk włosów. Niestety, po chwili on znowu się odchylił i opadł jej na twarz. Brunet zaśmiał się cicho i sięgnął do niego dłonią. Założył kosmyk za ucho kobiety i uśmiechnął się. Niestety Luna była zbyt zdenerwowana, aby odwzajemnić gest.
Wspólnie wyszli na korytarz, gdzie przywitali się ze strażnikiem Harry'ego. Następnie prosto udali się do gabinetu Desmonda, gdzie zawsze odbywał rozmowy. Gdy drzwi pomieszczenia były w zasięgu ich wzroku, Luna skuliła się i wtuliła w bok mężczyzny.
– Luna. Będzie dobrze, mówiłem ci. Nie pozwolę aby ktoś cię skrzywdził – wyszeptał, odwracając ją w swoją stronę. Musnął jej czoło, a potem aby nie tracić czasu szybko podeszli do drzwi.
Dwóch strażników skłoniło się lekko na widok Księcia i udawało niewzruszonych na widok kobiety u jego boku. Jeden z mężczyzn otworzył drzwi i zapowiedział przybycie bruneta. Następnie wpuścił ich do środka, po czym zamknął drzwi.
– Ojcze – zaczął poważnym głosem Harry. Desmond stał przy oknie, plecami do nich. Odwrócił się na głos swojego syna i pierwsze co zrobił to przyglądnął się Lunie. Prychnął pod nosem i usiadł na zdobionym fotelu. – Czego od nas potrzebujesz?
– Może wyjaśnisz mi łaskawie co ta żebraczka tutaj robi? – zaczął głosem pełnym jadu i nienawiści. Luna poczuła ostre ukłucie w sercu. Mocniej przytrzymała się Harry'ego. Czuła, że są na straconej pozycji.
– Tylko bez takich określeń. To jest Luna, jest dla mnie bardzo ważna kobietą. Jej dom został doszczętnie zniszczony w czasie ostatniej wichury, a ona sama mocno pokiereszowana. Nie wiem dlaczego kazałeś nam do siebie przychodzić. Ona nie powinna się ruszać z łóżka – mruknął ostatnie dwa zdania ciszej.
– I co w związku z tym? Wielu ludzi zostało pokrzywdzonych przez burzę – Desmond prychnął patrząc z wyższością na Lunę. Jego wzrok mówił: ,,Pozbędę się ciebie żebraczko".
– Luna jest dla mnie bardzo ważna i zostanie na zamku. Jest moim powodem do życia, to dzięki niej się uśmiecham i mam siłę znosić twoje humorki – powiedział ostro Harry do swojego ojca. Luna zarumieniła się słysząc kim jest dla bruneta. Czując na sobie okropny wzrok króla spuściła wzrok, aby włosy zakryły jej policzki.
– Nie rozbawiaj mnie Harry. Daleko ci do błazna. Chociaż – mężczyzna zamyślił się i zaśmiał głośno. Nie był to jednak śmiech rozbawienia, a szyderczy śmiech.
– Nie rozumiem co cię tak bawi – odparł dumnie brunet.
– Twoje zachowanie, jesteś taki naiwny. To przecież oczywiste, że ta kobieta pragnie jedynie bogactwa i władzy. Jest podstępna – słysząc słowa ojca Harry nie wytrzymał.
– Jedynie ty pragniesz władzy! Jej żądza przesłoniła ci wszystkie odłamy życia. Jesteś okropny. Wiem jaka jest Luna, nie znam jej od wczoraj. Jest moim gościem, nie twoim. Ja się nią zajmuję, a nie ty. Nie masz prawa wyrażać się w taki sposób o kobiecie, która jest dla mnie tak ważna! – krzyknął.
Brunetka pierwszy raz słyszała jak Harry krzyczy i zdecydowanie nie podobało jej się to. Zadrżała i wzięła głęboki wdech. Książę wyczuł, że coś jest z nią nie tak i jak najszybciej objął ją w pasie ramieniem, aby w razie czego móc ją złapać, gdyby poczuła się gorzej. Desmond spojrzał na parę i zaśmiał się.
– Taki uroczy obrazek – rzekł z odrazą. –Jeśli ta kobieta ma tutaj zostać, to musi pracować. Chyba, że woli umrzeć z głodu.
– Nie będzie pracować – wysyczał Harry.
– Będzie – odparł pewnie Desmond. – Chyba, że woli żebyś ucierpiał. Ty lub ona, co to za różnica – machnął niedbale dłonią, jakby jego słowa były najbardziej oczywistą rzeczą świata.
Harry miał już coś odpowiedzieć, zareagować. Nie chciał aby jego ukochana musiała męczyć się przez humorki jego ojca. W słowa brunetowi weszła jednak dotąd cicha Luna.
– Dobrze, będę pracować – odpowiedziała cicho. Harry spojrzał na nią zszokowany. On nie chciał aby dziewczyna się przemęczała, miał sprawić, że poczuje się jak prawdziwa księżniczka. A ona nade wszystko stawiała bezpieczeństwo swojego wybawcy od poprzedniego życia w ukryciu.
– I to mi się podoba – mruknął Desmond obrzydliwie cmokając ustami. – Znikajcie mi sprzed oczu. Będę przysyłał do ciebie codziennie mojego medyka. Kiedy twój stan się polepszy będziesz pracować jako służąca. Skończyłem rozmowy – dodał ostro.
Harry posłał mu mordercze spojrzenie i uważając na drobne ciało Luny wyszli na korytarz. Jak najszybciej chcieli wrócić do komnaty Księcia.
******
Gdy tylko zamknęły się drzwi pokoju Zielonookiego on podszedł do Luny.
– Co ty zrobiłaś? Dlaczego? – spytał nie ze złością, ale troską, zmartwieniem i czułością.
– Nie chcę żeby coś ci się stało – wyszeptała, zatapiając się w szmaragdowych tęczówkach. –Popracuję trochę, to nic wielkiego.
– Nie przywiozłem cię tutaj po to, abyś biegała po zamku i sprzątała. Nie zniosę tego, że mielibyśmy się widywać jedynie nocą, kiedy każde z nas musi się wyspać. Nie chcę żebyś pracowała – wyszeptał i wtulił się w jej drobne ciało jak małpka. Luna objęła go ramionami w pasie i przytuliła się do jego torsu.
– Uwierz mi, że nawet dla snu w twoich ramionach jestem w stanie przepracować cały dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top