Rozdział XV - Przeszłość

Było już około godziny piątej. A ani ja, ani Subaru nie chcieliśmy wstać. Było zbyt ciepło.
Nie to, że się w nim zabujałam czy coś, bo ja się w nim nie zabujałam! Poprostu, jest strasznie wygodny.

Od tamtej rozmowy z Air'em nie odzywamy się. Ale to nie on zawinił, że moje ciało jest opętane. Jestem pewna, że to również nie moja. Nie pamiętam, żebym wyrażała zgodę na takie zabawy z nekromancją.

Całą noc się nad tym wszystkim zastanawiałam. Doszłam jednak do wniosku, iż najlepszym wyjściem byłoby narazie nie mówienie o tym nikomu, w szczególności Shu i Reiji'jemu. Nigdy nie wiadomo, jak zareagują.

Ciągle śpiąc, myślałam nad konkretnym rozwiązaniem tego problemu. Bo przecież co mogłabym zrobić, jak nie myśleć?

Nagle do pokoju wszedł... Śpiący Książe. Kiedy tylko mnie zobczył, w objęciach Subaru, wyraz jego twarz natychmiast się zmienił. Kiedy go zobaczyłam, odrazu powróciłam do pozycji siedzącej.

- Shu, to nie tak jak myślisz. Ja... znaczy się... - Całkowicie zamurowało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam zbyt zakłopotana. Zarumieniłam się jak burak.

Patrzał się na mnie niewidomym wzrokiem. Jego oczy były pełne zdziwienia. Szeroko otwarte. Usta były lekko rozchylone. Był tak zszokowany, jakby nigdy nie był.

Wstałam z łóżka i podeszłam do niego.

- Shu? - Zapytałam się cicho, licząc na jego odpowiedź.

Po chwili odwrócił się do mnie. W jego oczach widziałam... złość? Shu, czy to ty? Nigdy nie widziałam u niego aż takiej postawy.

Myślałam, że coś zrobi. Ale tego nie zrobił.

- Nie wiedziałem, że jesteś aż taka... jaka? Ach, już wiem. Puszczalska. - To zabolało. Jak on śmie tak do mnie mówić? W jednej chwili poczułam, jak moja tęsknota do niego rozsypała się na miliardy kawałków. Nie widziałam w nim już tego samego Shu.

Powstrzymując piekący łzy, wyprostowałam prawą dłoń i wycelowałam ją w jego lewy aa policzek. Niepodziewanie, ten złapał moją dłoń. Od policzka do dłoni dzieliło mnie kilka milimetrów.

Wystraszyłam się.

- Puść mnie. - Warknęłam.

Nadal patrzał się na mnie tym litościwym wzrokiem, pełnym pogardy.

Nie nawidziłam tego wzroku. Rozbrajał mnie po kilku sekundach. Odwróciłam wzrok. Nie chciałam się na niego patrzeć.

- Powiedziałam puść mnie. - Powiedziałam łagodniejszym tonem.

Zrozumiałam, że nie miał zamiaru mnie puścić.

Spojrzałam się na niego. Jego wzrok w jednym momencie złagodniał.

- Naprawdę... jesteś nieziemsko głupiutka, jak na człowieka. - Puścił moją dłoń. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę. On... czy on nie był przypadkiem zazdrosny?

- Czekaj, czekaj, czekaj. Czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosny? - Zapytałam.

Po chwili jego twarz zakryły delikatne rumieńce. Takie kolorem przypominające dojrzałego pomidora.

- Nie, a dlaczego pytasz? - Jego oczy, szeroko otwarte i te rumieńce... wyglądał naprawdę słodko. Facepalm... o czym ja myślę?

- Twoja reakcja była bezcenna, muszę przyznać. Nie myśl sobie, że wybaczyłam ci czy coś. Mam na ciebie focha. Od teraz. - Wyszłam z pokoju, zostawiając Subaru i Shu w nim samych sobie. Ten drugi wyszedł za mną. Bo na bieganie juź za późno...

- Dokąd idziesz?

- A co cię to obchodzi? - Będę tak bardzo pyskata, że on się sam na mnie fochnie. I dobrze mu tak😌.

- Jak byś mogła to... przynieś mi do pokoju wodę mineralną. Nie dziękuję. - Zniknął.

- Fakaj się, Shu! Nie będę twoją pokojówką! - Wrzasnęłam. Po braku odpowiedzi skierowaiam się ku kuchni. Zobaczyłam, co mogę zjeść. Mimo faktu, że lodówka była wypełniona wieloma składnikami, czy to ostrymi, czy to słodkimi, nie potrafiłam się na nic zdecydować.

- Może kisiel w kubku byłby dobrym pomysłem... - Z jednej z szafek wyjęłam bananowy kisiel. Pychotka! Kocham banany! Są takie dobre...

Po 20 minutach wychodziłam z kuchni z kubkiem gorącego kiślu bananowego. Stanęłam w progu. Ta woda mineralana... brać czy nie brać?

Kierowałm się ku jego pokojowi. Po co ją wogóle brałam?

Po co zasady grzeczności, skoro można wbić do pokoju przy użyciu tradycyjnych metod?

- I z buta do pokoju! - Wbiłam do jego pokoju. Jestem z siebie taka dumna!

Uważnie się rozejrzałam. Nigdzie go nie było. Położyłam mineralną na jego biurku i szybko wyszłam z pokoju.

- Dobrze, że go nie zastałam. Shu jest zdolny do wszystkiego.

Po 5 minutach znalazłam się w ogrodzie. Co dziwne, mimo zbliżającej się pory jesiennej, wieczór był bardzo ciepły.
I jeszcze ten słodki kisiel bananowy... poprostu cudowny poniedziałkowy wieczór.

Zawiał delikatny wiatr. Usiadłam na ławce, wdychając słodki zapach kiślu.

Wszystko wywróciło się do góry nogami. A to wszystko od momentu mojego przyjazdu. Myślałam, że są normalnymi trochę psychopatycznymi braćmi. Pozory jednak myliły. Ten nienaturalmy wygląda, to sadystyczne podejście do mnie i Yui, ta wyniosłość, teleportacja, szybkość... choć to widziałam, nadal nie mogę w to uwierzyć. To jest... niemożliwe. Wampiry i inne tego typu stworzenia istniały tylko w bajkach, książkach fikcyjnych i w mitach. Ale nie w rzeczywistości. Do tego ta sytuacja z Beatix, pojawienie się Air'a...

To nie jest normalne. Prawdopodobnie sama muszę dojść do tego, ale potrzebuję jakichś poszlak. Najlepiej byłoby gdybym zaczęła od pokoju Beatrix. Może coś mi pomoże...

Nużący koniec dnia sprawił, że moje oczy ulegały ciężkiemu snu. Nie potrafiłam się powstrzymać i zasnęłam. Nie wiedziałam jednak, że to nie będze zwykły sen...

Melodia, usłyszałam melodię pięknych skrzypiec. Otwarłam oczy. Czułam ogromne zimno bijące od ziemi. Chyba leżałam na jakimś betonie. Podparłam się dłońmi o ziemię i usiadłam.

- Gdzie ja jestem? - Rozejrzałam się po pięknym ogrodzie. Róże i wszelakie kwiaty rosły w równych rzędach na odpowiednio przyciętych krzakach. Ponad mną znajdował się ogromny zamek, którego wieże sięgały do nieba. Niebo było zakryte chmurami, ale deszcz nie padał. Wiał delikatny wiatr.

Wstałam. Po chwili usłyszałam śmiechy. Śmiechy dzieci. Zobaczyłam trójkę dzieci. Jedno było czerwonowłose, drugie roudowłose a trzecie fioletowowłose. Przypominali mi oni Ayato, Laito i Kanato... Zaczekaj!

To podobieństwo, te oczy... musiałam przenieść się w czasie! Ale czy jest to możliwe? Sądząc po tym, że to są ich młodsze wersje to tak, możliwe jest, że znalazłam się w przeszłości. Może to mi pomoże w śledztwie?

Podeszłam bliżej i przyjrzałam się. Tak, to bez dwóch zdań ich młodsze kopie.

- Ayato! Nie biegnij tak szybko! - Laito krzyknął.

- Ale moje wampirki uciekły! - Kanato zaczął płakać. Mam tak wielką i nie powstrzymaną chęć przytulenia tej słodkiej kruszyny... Kanato był naprawdę słodki!

- Ore-sama je dla ciebie złapie! - Ayato podniósł do góry patyka i wykrzyczał. On również był słodki.

- Widzisz Kanato? Nie masz powodów do płaczu. Zachwilę wrócą, obiecujemy ci! - Laito w formie dziecka jest naprawdę życzliwym i przykładnym starszym bratem.

- Naprawdę? Łaaaa! - Kanato uśmiechnął się przpięknie i pobiegł za braćmi.

Na moje usta wkradł się uśmiech. Rozumiem, że ich dzieciństwo było szczęśliwe. Moje serce raduje się, kiedy widzę takie cudowne sytuacje.

- Ayato. - Czyiś chłodny i kobiecy głos zatrzymał trójaczków. To nie był głos Beatrix. Spojrzałam się w tamtą stronę. Moim oczom ukazała się kobieta o przpięknych fioletowych włosach i o jadowicie zielonych oczach, podobnych do oczu Ayato.

- Kanato, chodźmy. - Oboje kiwnęli głowami i zostawili Ayato sam na sam z piękną kobietą. Ciekawe kim jest?

- Ayato, co robisz? - Zapytała, zakładając ręce na piersi.

- Bawiłem się. - Odparł. Z jego twarzy zniknął uśmieszek.

- Bawiłeś się. A powinieneś się uczyć, Ayato.

- Ale ja nie chcę! - Czyli jednak coś się w ich dzieciństwie działo.

- Nie obchodzi mnie twoje zdanie! W tej chwili idziesz się uczyć! Nie mogę sobie pozwolić na takiego bękarta jak ty! Musisz pokonać syna Beatrix. W przeciwnym wypadku... Wiesz co się wydarzy, prawda?

Ayato posmutniał.

- Nie będę już twoim synem. - Synem? Czy to oznacza, że ta kobieta to Cordelia?

- Tak, nie będziesz już moim synem. Będziesz tylko bękartem. Na koniec wrzucę cię do głębokiego i ciemnego jeziora i dzieci takie jak ty osiadają na dnie, nigdy stamtąd nie powracając.

- I tak nie chcę się uczyć!

Ayato po chwili uciekł. Cordelia westchnęła i usiadła na pobliskiej ławce.

- Są z nim same problemy. Jeśli go nie przygotuję, przegram z Beatrix i jej synem. A do tego nie mogę dopuścić. - Po 5 minutach przyszli Kanato i Laito.

- Moje ukochane dzieci! Moja najdroższa ptaszyno, zaśpiewaj dla swojej matki. - Z uśmiechem na twarzy pogłaskała włosy fioletowłosego. Laito wtulając się w swoją matkę obok patrzał na swojego młodszego brata, kiedy ten śpiewał.

Wynika to z tego, że najgorzej miał Ayato. Biedny Król...

W jednej chwili zawiał silny wiatr. Zamknęłam oczy przed szalejącą wichurą, jednak po chwili mogłam już otworzyć, bo wiatr ustąpił.

Zorientowałam się, że byłam w zupełnie innym miejscu. A dokładnie w alei białych róż. Przedemną stało dziecko o białych włosach. Cały czas wpatrywało się w wieżę, a dokładniej w okno. Gdy tam się spojrzałam, ujrzałam zarysy kobiety, która po chwili zniknęła w wieży. Z ręki chłopca wypadł srebrny sztylet. Bardzo mi przypomina Subaru.

Jestem ciekawa, czy ta kobieta jest jego matką. Subaru jest jedynakiem, a więc bardzo prawdopodobnie tak. Jak miała na imię.... Christa?

Yui musi mi opowiedzieć o niej.

- Alfredzie, gdzie znajduje się Shu? - To bez żadnych ogródek Beatrix! Odwróciłam się. Zobaczyłam ją, siedzącą pod altaną i robiącą na drutach. W jej towarzystwie siedziało dziecko o dobrze znanych mi atramentowych włosach i okularach z nosem w książce.

Stałam kilka metrów od altany.

- Przesiaduje w lesie, o Pani.

- Znowu? Co ja z nim mam... - Głęboko westchnęła i z powrotem zaczęła robić na drutach.

- Matko! Matko! - Moje oczy w jednym momencie roztwarły się szeroko. Na przeciw Beatrix biegło dziecko. Blondwłose dziecko. O wesołych niebieskich oczach. Dostrzegłam również na jego rękach małe szczeniątko owczarka niemieckiego. Ciekawe skąd go wytrzasnął...

Beatrix spojrzała się na niego. Wstała od robótek i spojrzała się na uśmiechnięte dziecko.

- Shu, gdzież się podziewałeś? Martwiłam się o ciebie! - Nie była chyba za wesoła.

- Matko, zobacz! Od Edgara dostałem tego szczeniaczka! Czy nie jest słodki? - Szczenię po chwili zaczęło go lizać. - Przestań! To łaskocze! - Shu był taki radosny... I niezwykle słodki. Co więc sprawiło, że zachowuje się tak jak teraz?

- Shu! - Beatrix krzyknęła. Shu natychmiast się opanował. - Mam dla ciebie wiele cierpliwości, lecz powoli się ona kończy. Mój synu, twoim obowiązkiem, jako najstarszy syn rodu Sakamaki jest przygotowanie się do zostania głową rodu, a nie ciągłe bawienie się! Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że bawienie jest lepsze od uczenia się, ale to na tobie ciąży ten obowiązek zostania głową naszego rodu.
Rozumiesz to, prawda? Narazie możesz się bawić, ale tylko do godziny 18, dobrze? - Uśmiechnęła się.

- Dziękuję ci, matko! - Rozradowany znowu gdzieś pobiegł a Beatrix usiadła na siedzeniu. Mały Reiji odłożył książkę i spojrzał się na kobietę.

- Matko, nauczyłem się tej książki na pamięć.

- To dobrze. - Beznamiętnie odpowiedziała i zabrała się za robótkę.

Reiji bez słowa powrócił do czytania książki. A więc to on miał najgorzej... Mimo wszystko, Beatrix zmuszała go do nauki. Pewnie za to teraz nie potrafi skończyć liceum.

Nagle Beatrix spojrzała się na mnie. Jak dotąd nie widział mnie nikt oprócz niej.

- Beatrix... - Poczułam dziwny, kłujący ból w głowie. Pojawiły mi się mroczki przed oczami.

Beatrix, czy ty to zaplanowałaś? Czy chciałaś abym o tym wiedziała? Jaki masz w tym interes? Dlaczego to ja muszę być naczyniem dla twej duszy? Dlaczego?

----------------------------------------------------

Hejka wszystkim!

Pragnę was powiadomić, iż... powracam! A co za tym idzie... reaktywacja mego opka!

Jej! "Cieszmy się i radujmy, bo syn był umarły, a ożył, zaginął, a odnalazł się."

Jednak najbardziej boli mnie fakt, że nie było mnie tak długo i że tyle mnie ominęło...

No cóż. Było minęło. Teraz wróciłam i opka będę wstawiała regularnie, jak mówiłam (czasami mogą być dni, kiedy szykuję się do ważnego sprawdzianu czy kartkówki, więc słowa dotrzymać nie dotrzymam 😭)

A zatem:

Najmocniej przepraszam ☺☺☺☺

Wybaczycie i to?

----------------------------------------------------

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top