Rozdział XIV - Niania

- Haaaaaaaa! - Donośnie ziewnęłam, wyginając się jak kot, który wybudził się z słodkiego snu.

Rozejrzałam się po pokoju. Spostrzegłam, że do wnętrza nie wdzierało się żadne światło. Z lekkim westchnieniem wstałam z łóżka i za jednym pociągnięciem udostępniłam pięknemu zachodzącemu słońcu wizytę w moim pokoju.

- Jaki piękny zachód słońca... - Był rzeczywiście piękny. Po chwili z uśmiechem na twarzy odeszłam i wzięłam smartfona do ręki. 17:20. Co?!?
W jednej chwili wyciągnęłam mundurek z szafy i przebrałam się w niego. Wraz z torbą momentalnie wybiegłam z pokoju i skierowałam się ku dołowi... O Boże, spóźnię się! Kiedy tak biegłam zobaczyłam białowłosego chłopaka, który najspokojniej w świeci szedł w stronę swojego pokoju, z założonymi rękami na karku.

Kiedy mnie zauważy, od razu złapał za ramię i zatrzymał.

- Gdzie Ci tak śpieszno? - Zapytał z stoickim spokojem.

- A dokąd mogę... Subaru, oczywiście, że do szkoły! Spóźnię się, więc proszę, puść mnie.

- Ty nigdzie nie idziesz. Zostajesz dziś w domu.

- Co? Jak to zostaję? - Puścił moją rękę, kiedy odwróciłam się do niego całkowicie.

- Wczoraj dziwnie się zachowywałaś. Zemdlałaś i spałaś cały wczorajszy dzień i cały dzisiejszy.

- No i? - Czyli po tym zemdlałam...

- No i z uwagi na Twoje ewentualne obudzenie się, ktoś musiał zostać w domu, aby Cię pilnować. Obudziłaś się teraz, jak oni właśnie odjechali a ja szłem w kierunku Twojego pokoju.

- Rozumiem. - Głęboko westchnęłam i skierowałam swoje kroki ku kuchni. Byłam cholernie głodna.

- Dokąd idziesz?

- Do kuchni. - Postawiłam pierwszy krok od kilku minut i po chwili poczułam ogromny ból. Moje nogi się ugięły i miałam już upaść, ale ten mnie złapał, abym nie rozbiła sobie głowy o marmurową posadzkę.

- Nigdzie nie idziesz! Prawie rozbiłaś sobie głowę o posadzkę! Wracasz do łóżka. Albo nie, ja Ci pomogę. Przecież ledwo co się ruszasz. - Czułam jak kołuje mi się w głowie, nie byłam w stanie mu zaprotestować. Skinięciem głowy zgodziłam się, aby mnie zaniósł do mojego pokoju. Wampir z łatwością wziął mnie na ramiona i zaniósł do mojego pokoju, bez żadnego słowa.

- Nie jestem ciężka? - Zapytałam cichym głosem.

- Moc wampirów sprawia, że jesteś dla mnie lekka jak piórko. Nawet nie wiem ile ważysz, ale tak na oko jesteś jakaś nie zaszczególnie ciężka, mam rację?

- Nie jestem taka ciężka, bo mam 46 kg.

- A więc nie jesteś taka ciężka, jak przypuszczałem! - Uśmiechnął się.

- Hej! - Pacnęłam go lekko w czoło. Zaśmiał się. Subaru nie jest zły. Jest naprawdę miły. Rzadko się odzywa, bo praktycznie w ogóle go nie widzę. Nadrabia to jednak swoją dobrocią i nadopiekuńczością. No i przyjemnie pachnie.

Pozwoliłam mu się zanieść do swojego pokoju. Drzwi otworzył lekkim kopnięciem nogi. Nie były zamknięte ale lekko uchylone. Delikatnie ułożył mnie na pościeli i przykrył kołdrą.

- Dopóki nie zaśniesz, będę przy Tobie.

- Dzięki Ci. - Zamknęłam oczy i spróbowałam zasnąć. Jednak, mimo przyjemnego ciepła nie potrafiłam zasnąć, więc co chwilę się obracałam. Zauważył to Subaru.

- Coś się dzieje? - Zapytał, podchodząc do mnie i przykładając rękę do mojego czoła.

- Nie mogę zasnąć. - Wymamrotałam, jakby półnieprzytomna.

- W ciągu 10 minut dostałaś gorączki. Zaczekaj, przyniosę Ci okład... - Nie, niech nie idzie... Złapałam go ostatkami sił za rękę i przytrzymałam.

- Nie idź, proszę. Przytul mnie, zrób cokolwiek, aby było mi cieplej... - Wyszeptałam. Subaru spojrzał na mnie zdziwiony i lekko zarumieniony. Skinął głową i położył się obok mnie. Przytulił mnie mocno i nie puszczał do póki nie powiedziałam. Ja równierz go objęłam, nie myśląc o zimnie, które przerażało mnie.

Po 5 minutach już spałam w jego objęciach. On również zasnął. Nie wiem ile spaliśmy, ale czułam, że spanie w jego ramionach nie jest takie, o jakich kiedykolwiek marzyłam. Subaru był chłopakiem o bardzo wybuchowym charakterze, typowy Tsundere. Ale za to właśnie jest taki słodki.
Może i prowadzi tryb samotnika, ale jest naprawdę fajnym gościem. Nie to co Śpiący Książe... Ten myśli jedynie o spaniu i lenieniu się na maxa. Zazwyczaj dodałby jakiś komentarz... właśnie, gdzie jest Air? Nie widziałam go, odkąd pojechałam na zakupy z Laito. Ciekawe, gdzie go wywiało...

~ Mnie szukałaś? - Momentalnie jego głos zabrzęczał w mojej głowie.

~ Air? - Zapytałam z nadzieją.

~ Tak, wybacz, nie było mnie jakiś czas. Musiałem... musiałem załatwić kilka ważnych spraw. Nic się nie wydarzyło pod moją nieobecność?

~ Nie nie nie, nic się nie wydarzyło. Wszystko po staremu. No może oprócz kilku litrów upuszczonej krwi, pary złamanych kości i duszy matki dwóch wampirów! - Miałam potworną ochotę mu wygarnąć i przywalić w twarz, ale nie mogłam. Nadal spałam. I po zatym nie chciałam się budzić.

~ Nikt nie wypił Ci krwi ani nie połamał kości... - Poczułam rozdrażnienie w jego głosie.

~ No nie, ale by do tego doszło! A i zapomniałam! Dusza Beatrix scaliła się ze mną!

~ Jak to scaliła? I kto to jest Beatrix?

~ Beatrix to pierwsza żona Karlheinza i matka Shu i Reiji'ego. Wczoraj mnie opętała, nie wiem co mi się wydarzyło, ale czułam jej obecność w swoim ciele.

~ Cholera! - Jego klnięcie rozpłynęło się w każdym zakamarku mojego umysłu. - Nie udało mi się...

~ Co ci się nie udało? - Spytałam, miejąc nadzieję, że to nic niebezpiecznego.

~ Moim zadaniem było nie dopuścić, aby jej dusza powróciła do Twojego ciała!

~ Że co?!

~ Pewnie trudno jest Ci w to uwierzyć, ale tak jest naprawdę. Zapewne ta kobieta powiedziała ci, że chce wypełnić jakieś zadanie nie? Oszukała cię. Tak naprawdę, jej marzeniem było powrócić do swojego ukochanego i jedynego męża i mężczyzny jej życia, Króla Wampirów Karheinza Sakamakiego.

~ Ty chyba sobie jaja robisz...

~ Nie tym razem, Księżniczko. Ta sytuacja jest największej wagi. Od kiedy tylko ją zobaczyłaś, rozpoczęła przejmowanie Twojego ciała. Jeśli nie zrobimy czegoś na czas, jej dusza przejmie Twoje ciało. - Po chwili ciemność, w której się spowijałam, zmieniła się w czyste światło. Moim oczom ukazałam się ja. Tak poprostu ja. Tylko że moje ciało było nagie. Całe było spowite łodygami białych róż, które oplatały je w prawie każdym miejscu. Na ich końcach, bialeńkie pąki jeszcze nie rozkwitły. Włosy również, jednak były zaplątane w łodygach. Koniec jednej z łodygi kończył się na moich ustach, na których jeden pąk był lekko uchylony. Ręce miałam rozłożone, jakbym wisiała na krzyżu. Obraz takiej mnie, poprzeplatanej łodygami białych róż wyglądał jednocześnie majestatycznie i... starsznie. Tak jakby mnie ukrzyżowano.

~ Widzisz siebie? To twoja dusza. Ten stan, w jakim obecnie jest, to ponad 45% opętania. Czyli tak zrozumialej, Twoja dusza jest opętana w 45%. Jeśli zajdzie to za 75% opętania, nie będzie już ratunku ani dla Twojej duszy, ani dla Twojego ciała. Wszystko przejmie owa kobieta.

To... to... to jest niemożliwe. To chyba jakiś sen. Nie, to jakiś koszmar. To nie może się dziać naprawdę. Czy to wszystko oznacza, że moje życie jest zagrożone? Tak bardzo się boję... niech mnie ktoś ochroni. Ktokolwiek. Proszę...

------------------------------------------------------

No hej ^3^

Ten rozdział to taki jakby początek mroczniejszej części mojego fanfica😁

Teraz skończyłam Rozdzialik związany z Subaru, za nie długo szykuje się rozdzialik z... Śpiącym Księciem! Kto szczęśliwy? Ja jestem w siódmym niebie, mimo faktu, że nie jestem czytelnikiem a autorem😂 Ubolewam**

Do zobaczenia^^

------------------------------------------------------

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top