Rozdział VII - Wampiry
Stałam jak wryta w widok przed moimi oczami. Nie potrafiłam w to uwierzyć.
To wyglądało tak realistycznie, i tak fikcyjnie... Mowa tu o scenerii w pokoju Yui. To wyglądało tak jakby Ayato był wampirem i pił jej krew. Ale wampiry nie istnieją. Chyba...
Nawet jeśli to nie poruszyło mojego serca, to poruszyło to moją twarz.
Moje źrenice były ogromne, tak jakbym zobaczyła widok rodem z piekła. A przepraszam, ja coś takiego właśnie widzę...
Ich wzroki skierowały się ku mnie. Zaskoczenie tej dwójki było nie mniejsze od mojego. Mimowolnie zakryłam usta rękoma i zaczęłam się powoli wycofywać.
Yui odeszła od Ayato i zeszła z łóżka.
- Asobi, to nie tak jak myślisz...
- Nie tak jak myślę? Przecież on ma na ustach krew, twoją krew! - Byłam zdruzgotana. - Nie wytrzymam tu ani chwili dłużej! - Zaczęłam biec w dobrze znanym mi kierunku, ledwo co powstrzymując łzy które delikatnie zaczęły spływać mi po policzkach.
- Asobi! - Usłyszałam jej krzyk ale nie zwracałam na to większej uwagi. Jedyne o czym teraz myślałam, to ucieczka z tego miejsca. Raz na zawsze.
Nagle, spotkałam idącego w przeciwną stronę Laito, który kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się.
- Ślicznotko, dokąd tak biegniesz? - Nawet się nie zatrzymywałam. Kiedy zauważył łzy na moich policzkach, złapał moją lewą rękę. Kiedy miał otwarte usta, mogłam ujrzeć dwa wystające kły. Czyli nie tylko Ayato jest wampirem...
- Puść mnie! - Wyrwałam się z jego uchwytu i ponownie zaczęłam biec. Laito nie próbował mnie gonić. Jedynie podrapał się po głowie, a na jego twarzy malowało się zdziwienie.
- Zrobiłem coś nie tak?
Biegłam naprawdę długo, aż nie spostrzegłam, że zgubiłam się. To w sumie było do przewidzenia.
Najważniejsze było to, że nie było w pobliżu żadnego z braci Sakamaki. Rozejrzałam się po korytarzu. Po obu stronach ścian było tylko kilkoro drzwi. Wszystkie sprawdziłam. Tak jak przypuszczałam, były one zamknięte. Najbardziej ze wszystkich pokoi, ten na końcu korytarza zainteresował mnie najbardziej.
Drzwi na samym jego końcu, dwuskrzydłowe, całe były z pięknego dębowego drewna, obrobionego w niektórych miejscach złotymi ozdobami. Klamka była bogato zdobiona, tak samo jak framuga. Wyglądało na to, że to jakieś ważne miejsce. Ciekawe czy były zamknięte...
Podeszłam do niego cichym krokiem i z zamiarem otworzenia drzwi, wyciągnęłam ku nim lewą rękę, ale niespodziewanie wydarzyła się rzecz, której się nie spodziewałam. Drzwi otwarły się. Same. Każda na inną stronę.
Wtedy do okrytego mrokiem korytarza wtargnął oślepiający blask księżyca, który jeszcze nie zniknął za horyzontem. Zawiał delikatny wiatr.
Poczułam zimny drescz ale odważyłam ruszyć się w głąb komnaty. Pod moimi krokami cichutko skrzypiało stare drewno. Nie rozejrzałam się po pokoju, gdyż wszystko oślepiał blask księżyca.
Spojrzałam się przed siebie, lekko zakrywając dłonią oczy. Doznałam szoku. Wcześniej księżyc nie był czerwony...
- Nie jesteś u siebie, nie powinnaś wchodzić do nie swoich pokoi. - Skądś znam ten głos...
- Reiji... - Odwróciłam się w jego stronę. Na jego twarzy malował się nieprzenikalny uśmiech.
- Chyba już pewnie wiesz, że nie jesteśmy ludźmi, prawda? - Podszedł do mnie płynnym ruchem.
- Wiem... - Odparłam, spuszczając głowę.
- Skoro wiesz, to moja praca domowa będzie ułatwiona. - Złapał moją prawą rękę i pociągnął za swoje ramię.
- Puść mnie, Reiji! - Szarpałam się, ale nagle sparaliżował mnie strach kiedy tylko ujrzałam jego szpiczaste kły.
Prawą ręką odsunął materiał z mojego lewego ramienia i przejechał nosem po mojej skórze. Lekko się wzdrygnęłam.
- Ciekawe, jak smakuje twoja krew... - Zacisnęłam dłonie w pięści, aby przygotować się do cierpienia.
Nagle, odskoczył odemnie jak poparzony. Zdziwiona poprawiłam swój mundurek i spojrzałam na niego. Jego twarz wyrażała zaskoczenie.
- ...? - Lekko przechyliam głowę.
- Dlaczego nie mogę cię ugryźć...?
- Co masz na myśli? - Dlaczego wampir nie może ugryźć człowieka... Wydajesz się być pod jakąś ochroną, która nie pozwala się zbliżyć do ciebie. W chwili kiedy chciałem cię ugryźć, poczułem porażenie prądem o ogromnym naprężeniu. Człowieka by to zabiło, ale nie wampira. - Porażenie? Jak? Co to ma wszystko znaczyć!?
- Co to może oznaczać, Reiji? - Zapytałam się Okularnika.
- Nie mam pojęcia. Ale mogę powiedzieć, że był to tylko przypadek. Więc następnym razem nie powinno się to wydarzyć... - Znowu znalazł się przy mnie.
Gdy tylko zabrał moją rękę, lekko się cofnęłam. Zamknęłam oczy. Tym razem napewno mnie nie uratuje to porażenie...
Nagle usłyszałam cichy, leniwy i spokojny głos chłopaka, którego rozpoznałabym wszędzie.
- Jesteście za głośni... - Wymamrotał swoje ulubione powiedzenie, po czym zaczął się do nas kierować. Reiji odszedł odemnie, po czym zwrócił się twarzą do Shu.
- I kto to mówi... - Prychnął. Ich bezsensowna kłótnia nie interesowała mnie. Odeszłam od niech i podeszłam do pięknych przeszklonych drzwi prowadzących na balkon.
Dotknęłam zimnego szkła i poprowadziłam swój wzrok na ogromny czerwony księżyc. Był taki mroczny, taki tajemniczy... Nagle zauważyłam kobietę w przepięknej wiktoriańskiej sukni o kolorze szkarłatu z odcieniami czerni i złota. Jej długie włosy były spięte w sztywnego koka, mimo to znad jej twarzy zwisały dwa długie loki złotych włosów kobiety.
Szła w moją prawą stronę. Kiedy już prawie znikała za balkonem, nagle odwróciła się w moją stronę. Ujrzałam jej piękne niebieskie oczy. Spojrzały się wprost na mnie. Kobieta dotychczas smutna, stała się nagle uśmiechnięta. Jej usta wyszeptały słowa, których na początku nie mogłam usłyszeć, ale potem w mojej głowie zabrzęczał kobiecy głos. Jakby to był jej...
~ Jesteśmy jednym... - Co miały oznaczać jej słowa? Powiedziała, że jesteśmy jednym, ale ja nie rozumiem tego. O co jej chodzi? Muszę się spytać.
Lekko dotknęłam złotej klamki i spróbowałam ją przekręcić, ale niespodziewanie poczułam ból w mojej głowie i mroczki przed oczami.
Czy to jej sprawka? Kim jest ta kobieta? Nikt nie odpowiedział mi jednak na te pytania, gdyż utonęłam w morzu mrocznego snu, nie zważając na dwójkę braci za moimi plecami.
Nagle pochwyciły mnie silne ramiona mężczyzny. Podniósł moje ciało i odwrócił się w stronę braci. Nie był to jednak ani Shu ani Reiji, a ktoś zupełnie inny. Dwójka braci odwróciła ku niemu swoje wzroki, które w jednej chwili były przepełnione złością.
- Kim jesteś? - Głos Shu był podniesiony.
Nieznajomy jedynie zaśmiał się pod nosem.
- Jestem tu tylko i wyłącznie na polecenie Mojej Pani. Proszę sobie nie zawracać mną głowy. Jestem tu również z jej powodu. - Wskazał na mnie swoim wzrokiem.
- Nie podobasz mi się. - Kanato pokręcił głową.
- Właśnie, nie powinno cię tu być! - Subaru podniósł swój głos i walnął pięścią w framugę drzwi.
- Lepiej zostaw Ślicznotkę w spokoju, nigdy nie wiadomo kto wydrapie ci oczy z zazdrości. - Laito podniósł swój kapelusz i uśmiechnął się ku mężczyźnie.
- Big Cyc jest mój! - Ayato był pełny złości. Za nim stała Yui, która była wystraszona.
Nieznajomy mimo tych wszystkich słów i tak nie zląkł się. Wprost przeciwnie, jego uśmiech był jeszcze bardziej zadziorny niż wcześniej.
- Że niby co zwykłe wampiry czystej krwi mogą zrobić upadłemu aniołowi najwyższej rangi? - Twarze wampirów i Yui nagle stały się obrazami potężnego zaskoczenia. Nieznajomy wraz ze mną znalazł się już na korytarzu i szedł w inną stronę.
- Nie potraficie zapewnić jej odpowiedniej opieki. Zabieram ją.
- Zatrzymaj się! - Głos Shu był wyższy niż zazwyczaj. - Nie możesz jej stąd zabrać. W innym wypadku będziesz miał do czynienia z Księciem Wampirów! - Nieznajomy wytrzeszczył oczy. Mimo to nie odwrócił się. Dalej szedł.
- W takim razie będę ją obserwował. Jeśli którykolwiek z was spróbuje ją ugryźć, to nie ręczę za siebie.
------------------------------------------------------
Booom! XD
Kolejny rozdział^^ Jest trochę tajemniczy, ale to ma do siebie, że jest switaśnym początkiem ciekawej akcji x3
Dzięki serdeczne za czytanie mych wypocin!^^
Bayoo i do zobaczenia😄
------------------------------------------------------
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top