epilog
[3917 słów]
Jeongguk
Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, jak dokładnie będzie wyglądać moja przyszłość. Czy będę idolem tak długo, jak tylko mogę? A może moja kondycja fizyczna mi na to nie pozwoli? Dodatkowe zajęcie, w postaci polowań, również wykluczało kilka ścieżek, które wcześniej rozważałem. A nie rezygnując z tego obowiązku, poniekąd skazałem się na taką przyszłość.
W wieku dwudziestu pięciu lat, musiałem zniknąć na dwa lata ze sceny muzycznej, kiedy hyungowie udali się do wojska. Jako Łowca pełniłem o wiele ważniejszą rolę w Korei, przeznaczając większość tego czasu na dodatkowe treningi i udoskonalanie umiejętności. W międzyczasie tata uznał, że to najwyższa pora oznajmić mi, jakimi prawami rządzą się związki Łowców. Z ogromnej księgi mogłem wybrać potencjalną partnerkę, z którą chciałbym spędzić resztę życia, głównie skupiając się na moim obowiązku i spłodzeniu kolejnego Łowcy lub Łowców. I raczej nikt nie był zaskoczony, gdy wybrałem Lee Jieun, w sumie nawet nie łudząc się, że zechce ze mną być. Zresztą, od razu tego pożałowałem, pamiętając jak bardzo onieśmiela mnie ta dziewczyna. I poniekąd liczyłem, że odrzuci moją propozycję, przekazaną przez mojego dziadka. Dlatego przy naszej pierwszej randce, na którą się zgodziła, o mało nie zszedłem na zawał.
Nie musieliśmy się do niczego zmuszać. Wszystko raczej potoczyło się naturalnie. Ja, od zawsze ją podziwiałem, uznając za ideał piękna i wiedząc, że będę ją wspierał do samego końca kariery, a ona, chyba lubiła nieco niezdarnych chłopców, którzy zaczynają się jąkać i rumienić, gdy jej oczy za długo na nich patrzą. Tak długo kochałem ją jako idolkę, że naprawdę niewiele czasu zajęło mi pokochanie jej jako kobiety. Noona również uznała, że „Z takim gentelmanem i uroczym chłopcem jak ja, może ułożyć sobie życie".
Informacja o naszym związku, dotarła do opinii publicznej dopiero kilka miesięcy od naszego oficjalnego wyjścia z wojska. Armys, tak jak wszyscy się tego spodziewaliśmy były wściekłe. A przynajmniej większość. Niektóre moje fansite'y zakończyły swoją działalność, tak samo jak te IU. I oboje musieliśmy znosić niezbyt miłe komentarze od fanów. Jednak nie mieliśmy już po dwadzieścia lat. Powoli układaliśmy sobie swoje życie prywatne, nie świecąc już jako gwiazdy tak mocno jak kiedyś. Dlatego w wieku dwudziestu dziewięciu lat, byliśmy już po ślubie, ja nie skupiałem się na karierze idola tak jak na początku. To raczej było moim hobby, przy reszcie zainteresowań i równie dobrze płatnych prac. W końcu oprócz bycia fotografem, byłem również reżyserem, piosenkarzem, sporadycznie modelem. Ale nie przepadałem już za pokazywaniem się w mediach, szczególnie solo. Wolałem to robić z resztą chłopaków, ewentualnie z IU, której wytwórnia była bardziej surowa od mojej, chcąc ją w przeróżnych programach, czasami nakłaniając do tego też mnie. Jako jej ukochanego, którego Korea również chciała oglądać w telewizji.
Jednak teraz, oboje mieliśmy niewielką przerwę od tego wszystkiego, skupiając się na naszej rodzinie, która nie składała się już tylko z naszej dwójki, wliczając w nią naszego malucha. Sześciomiesięczny Joowon był dla nas wszystkich lekkim zaskoczeniem. Ale na pewno zaliczał się też do miłej niespodzianki. W końcu raczej nigdy nie znaleźlibyśmy czasu na dziecko, gdybyśmy chcieli je zaplanować. A dzięki Joowonowi moja ukochana mogła odpocząć zarówno od obowiązku Łowcy, jak również swojej pracy. Wolałem, aby na razie nie musiała się niczym martwić, będąc przy naszym synu zwłaszcza przez te pierwsze miesiące życia.
Czasami, pomimo tych dwudziestu dziewięciu lat na karku, nadal czułem jakbym był młodym chłopcem, który nie wraca do własnego mieszkania, a do dormu, dzielonego z hyungami. Trochę za tym tęskniłem, nawet jeżeli widywałem się z nimi bardzo często, kochając tak samo jak przed ich pójściem do wojska i utrzymywaniem minimalnego kontaktu. Nasza przyjaźń była zbyt silna, aby te dwa lata mogły nas rozdzielić.
Przekroczyłem powoli wejście do mojego i noony mieszkania. Zawsze panował tu idealny porządek, o co raczej dbała moja żona, bo ja pozostawiony sam sobie, zrobiłbym tu okropny bałagan. Wszystkie pokoje były urządzone dość elegancko, ale dzięki staraniom mojej Jieun żadne pomieszczenie nie wyglądało jak wyjęte prosto z katalogu. Było tu przytulnie i miło.
– Noo...! – Ledwo zdjąłem buty, a już chciałem się z nią przywitać, na szczęście w porę przypominając o naszym maleństwie, które zapewne spało. Zamilkłem, kręcąc na siebie głową i rzucając swoją torbę na podłogę, aby już udać się do kuchni, w której słyszałem, że krząta się moja żona. Zresztą, czułem z niej cudowne zapachy, które łatwo mnie tam wabiły.
Noona mieszała właśnie w jednym z garnków, odwrócona do mnie tyłem i ubrana w jedną ze swoich wygodnych bluz. Lubiłem ją oglądać w takim stroju. Zrelaksowaną i zdrową. Dzięki ciąży nie musiałem się martwić o jej wagę, bo przez te dziewięć miesięcy dbała o to, aby dostarczać swojemu organizmowi odpowiednią, dzienną dawkę kalorii. Jednak teraz codziennie sprawdzałem, czy nie odpuszczała sobie niektórych posiłków, ograniczając do jednego jogurtu dziennie i jakichś warzyw, lub kolejnej swojej niezdrowej diety.
Na razie nie skierowałem się do naszego śpiącego w nosidełku Joowona. Najpierw chciałem przywitać się z nooną, która już posyłała mi uśmiech, wystawiając w moją stronę łyżkę z jakąś zupą. Odwzajemniłem ten miły gest, nie mogąc się przed tym powstrzymać kiedy ją widziałem. Nadal tak uroczą i piękną. A do tego moją.
– Dzień dobry, Jeonggukie. Jak w pracy? Doprawić jeszcze? – zapytała, dając mi to spróbować i ocenić. Ale tak jak większość jej potraw, było idealne.
– Jest w porządku – przyznałem szeptem, obawiając się podnieść choć trochę głos, aby nie obudzić naszego malucha. Zaraz też przytuliłem ją od tyłu, wiedząc że zapewne zostało mi to po tych kilku ostatnich miesiącach ciąży. Zresztą, uwielbiałem ją trzymać w ten sposób w ramionach, nigdy nie przeszkadzając przy tym w zajęciu, którym była pochłonięta. A kiedy lekko się pochylałem, mogłem czuć na twarzy jak jej krótkie włosy przyjemnie mnie łaskoczą. Właśnie tak jak teraz. – Tęskniłem za wami, więc trochę mi się dłużyło – dodałem, odpowiadając tym samym na jej drugie pytanie, tak samo cicho jak przy pierwszym zdaniu.
– Nie musisz szeptać. Joowon się nie obudzi – zapewniła mnie jednak, choć poniekąd wolałem nie ryzykować nagłym obudzeniem go, aby później nie musiała po usypiać aż kilka godzin. – Cieszę się, że już jesteś. Usiądź, już wszystko podaję.
– Pomogę, noona – oznajmiłem od razu, zaraz trochę niechętnie wypuszczając ją ze swoich ramion, zwłaszcza po tym jak zaczęła się we mnie wtulać. Podwinąłem już rękawy swojej bluzki, rozpoczynając z nią niewielką współpracę przy nakrywaniu stołu i przenoszeniu na niego wszystkich garnków. Przywitałem się z nią w międzyczasie krótkim pocałunkiem, na który oboje się uśmiechnęliśmy. Nie zapomniałem również o Joowonie, głaszcząc go delikatnie po policzku i ograniczając się tylko do takiego gestu, bo bałem się, że go obudzę.
Zaraz mogliśmy skupić się już tylko na posiłku i rozmowie. A to o mojej pracy, a to o wydatkach i lekarzach, czy też zakupach. Noona oznajmiła mi również, że dostała propozycję poprowadzenia jakiegoś programu, nadal będąc cenioną artystką, ale na razie i tak musieliśmy to sobie odpuścić.
Po posiłku nasz maluch w końcu się obudził, gaworząc coś do siebie. Nie domagał się przesadnie naszej uwagi, dlatego zapewne nawet byśmy tego nie zauważyli, gdyby nie te odgłosy.
Nie mogłem się powstrzymać i zaraz do niego podszedłem. Ale nie miałem odwagi wziąć go na ręce, jedynie uśmiechając się i głaszczą go po jednej z dłoni. Jieun niestety to zauważyła, jak zwykle chichocząc przez moje trochę niezręczne interakcje z naszym synkiem. Ale... nigdy nie miałem do czynienia z małymi dziećmi. I trochę nie miałem pojęcia jak się przy nim zachowywać.
– Jeonggukie... Walczysz z demonami, a boisz się wziąć na ręce własne dziecko? – zapytała rozbawiona, zaraz do nas podchodząc i wyjmując go z nosidełka, aby przekazać go w moje ręce. – Proszę, weź go, a ja umyję naczynia – poprosiła, gdy już starałem się ułożyć ręce tak, aby bez problemu go trzymać. Ale to nie było takie łatwe i przez chwilę głupio kombinowałem.
– To... coś innego, noona. Joowon jest drobny. Mogę go skrzywdzić – zauważyłem, przejmując go w końcu. Choć jak tylko moja żona miała wolne ręce, zmieniła położenie moich dłoni na trochę wygodniejsze dla naszej dwójki. Dodatkowo zaraz złapała mnie za zgięcie łokcia, zaczynając prowadzić w stronę kanapy. A kiedy już zająłem na niej miejsce, chyba była na tyle spokojna, aby nas zostawić, wracając do kuchni.
Nasz maluch chyba cieszył się z widoku swojego taty, trochę się we mnie wpatrując, a trochę gaworząc. Czasami starałem się zrobić jakąś dziwną minę, aby się uśmiechnął, śliniąc przy tym. A kiedy w końcu przyzwyczaiłem się do jego obecności w moich ramionach, uśmiechnąłem się rozczulony, nigdy nie sądząc, że będę posiadał taki skarb. Zwłaszcza z Jieun.
– Moje małe szczęście. Tata jeszcze się do ciebie nie przyzwyczaił, ale mocno cię kocha. Bardzo mocno – przyznałem, zaraz go lekko tuląc i dając całusa w główkę. Nie spodziewałem się, że dotrze to także do uszu mojej żony, która zaraz się zaśmiała z kuchni.
– I pomyśleć, jak panikowałeś, gdy się dowiedziałeś – przypomniała, gdy Joowon już zainteresował się największym elementem na mojej twarzy, czyli nosem, od razu go łapiąc i ciesząc się przy tym.
No tak. Kulfon taty najciekawszy na świecie.
– W sumie... nadal panikuję, noona – zauważyłem, zezując na tę rączkę, która zaraz została przeze mnie ucałowana. – Chyba za długo sam byłem dzieckiem – dodałem, co niestety było prawdą i teraz trochę ciężko było mi się odnaleźć w rodzinnym życiu. Noona zawsze się mną opiekowała, przypominając o wszystkim i motywując do wielu rzeczy. A teraz sam musiałem się tego nauczyć, właśnie dla naszego syna.
Jieun zaraz do nas dołączyła, siadając obok i kładąc głowę na moim ramieniu. Niestety nie miałem możliwości złapania jej za rękę, dlatego dalej pilnowałem, aby trzymać dobrze naszego synka.
– Takiego cię pokochałam. Mojego słodkiego, małego Jeongguka – oznajmiła, sprawiając tymi słowami, że jak zwykle zrobiło mi się bardzo miło. Byłem dla niej tym, czym kiedyś tak bardzo chciałem być. To był jeden z tych moich idealnych, wymarzonych scenariuszy na przyszłość. Może nie najbardziej pożądany, ale na pewno taki, w którym byłem w stanie się zatracić i go pokochać. Niestety, miał on swoje minusy, o których noona zaraz mi przypomniała: – Nowy demon pojawił się przy Han. Namawia do skoków z mostów.
Mój uśmiech nieco zbladł i zaraz na to westchnąłem, wiedząc niestety, że obowiązki wzywają. Jieun wzięła ode mnie spokojnego Joowona, który zaczął sięgać do jej włosów jak tylko znalazł się w ich pobliżu. A ja wykorzystałem jej wolną rękę, aby złączyć nasze dłonie, tuż na jej udzie.
– Zajmę się tym – obiecałem, nie mając zamiaru jej jeszcze pozwalać polować. Nawet jeżeli mieliśmy możliwość zostawić naszego synka u jej rodziców.
– Może pomyślimy niedługo o drugim? Skoro na razie siedzę w domu, to zrobiłabym sobie jedną długą przerwę zamiast dwóch krótkich? – zaproponowała nagle, mocno mnie tym zaskakując. Bo... tak szybko?
– O drugim?
– Nie chciałbyś jeszcze jednego maluszka? – zapytała, z nutką nadziei w głosie, dlatego zaraz pospieszyłem z wyjaśnieniami.
– Na razie wolałbym, abyś odpoczęła, noona. I zamiast dwóch krótkich przerw, zrobiła sobie dwie długie. Zajmę się wszystkim w tym czasie, ty po prostu odpoczywaj – poprosiłem, posyłając jej kolejny uśmiech i podsuwając sobie nasze dłonie pod usta, aby ucałować tę jej. Dużo delikatniejszą i drobniejszą od mojej.
Noona pokiwała na to głową, przysuwając się do mnie bliżej, aby móc we mnie wtulić. Moja ręka chętnie ją objęła, gdy Joowon zaśmiał się wesoło z jakiegoś tylko jemu znanego powodu.
Byłem z nimi szczęśliwy, nawet bardzo. Ale czasami zdarzało mi się pomyśleć o nieco innym scenariuszu mojej przyszłości. O takim, w którym pomyślałbym tylko o sobie. I o nim. O naszej przyszłości.
Musiałem pozbyć się ze swojego umysłu większości myśli o Jiminie. I tylko w chwilach słabości uświadamiałem sobie, że tak naprawdę bardzo za nim tęsknię. Za wszystkim, co przeżyliśmy w ciągu tamtych kilku miesięcy. Za Japonią, w której znów chciałbym z nim zatrzymać czas, mogąc oglądać ten szczery uśmiech i słuchać wszystkich słodkich wyznań, kierowanych tylko do mnie. Jednak klatka, w której powoli się przed nim zamykałem, nie miała już żadnego wyjścia. Wszystkie zostały skrupulatnie scalone, zamieniając się w grube kraty. Widziałem przez nie jego życie, mogłem oglądać, jak nasza relacja zamienia się w zwykłą znajomość i zespołową współpracę. Już nigdy nie miało być „nas". Byłem „ja" i był „on" – Park Jimin, znajomy, któremu ledwo mówiłem „cześć", nawet nie potrafiąc spojrzeć mu już w oczy. Bo nie mogłem go kochać, nie mogłem o nim myśleć i wchodzić z nim w interakcje. Mój świat mi na to nie pozwalał. Nie pozwalał być z jedyną prawdziwą i pierwszą miłością. Ale tylko tak mógł być bezpieczny. Beze mnie, pisząc swój własny scenariusz.
Jimin
Nic nie mogłem poradzić na to, że czas biegł dalej, a z każdym kolejnym dniem to, co było między mną a Jeonggukiem, stawało się nic nie wartymi wspomnieniami. Wspomnieniami, o których obaj mieliśmy zapomnieć. Udawać, że nigdy nie miały miejsca. Tak cennymi, a jednak tak bardzo bolesnymi.
To, co zdarzyło się wiele lat temu, musiało otworzyć w mojej głowie jakąś furtkę do szaleństwa. Starałem się jakoś pozbierać po rozstaniu z Jeonggukiem, przez co szybko wpadłem w ramiona Taemin hyunga. Szybko jednak okazało się, że miałem być dla niego tylko zabawką do kochania, z którą nie wiązał swojej przyszłości na dłuższą metę. Zresztą, nasza krótka przygoda wcale pozytywnie na mnie nie podziałała, bo tylko tym bardziej czułem się podle, ciągle mając z tyłu głowy myśl, że zdradzam moją prawdziwą miłość.
Przez kolejne lata, aż do pójścia do wojska, nie miałem nikogo. Ale to wcale nie oznaczało, że nie szukałem kogoś, kto zastąpi maknae w moim sercu. I tak wpadłem na cholernie szalony pomysł, który popchnął mnie do przeszukania pokoju Jeongguka, aby zdobyć jakieś jego notatki dotyczące demonów. Byłem wręcz zdesperowany, aby znaleźć jakiekolwiek potrzebne mi informacje. I w końcu na nie trafiłem w zeszycie, który Jeongguk dostał od swojego brata. Instrukcję, jak przyzwać demona. Szybko jednak porzuciłem ten pomysł. Aż za dobrze pamiętałem, jak te potwory dręczyły mnie, kiedy zostałem porwany.
Sprawa wróciła do mnie jeszcze raz, gdy wyszliśmy z chłopakami z wojska. Tamten okres był dla mnie pewnym oczyszczeniem, maknae już nie był przy mnie na każdym kroku, czego wymagała od nas wspólna praca w zespole. Teraz powoli mieliśmy się rozdzielić, zamieszkując w osobnych mieszkaniach. Ale kiedy tylko dowiedziałem się, że przez ten czas młodszy zdążył się związać z Jieun, jeszcze tego samego wieczora wezwałem sukkuba po raz pierwszy.
Demon już w tamtym momencie pojawił się w narysowanym przeze mnie kole pod postacią jedynej osoby, której pragnęło moje serce. Wydawał się zdziwiony moim widokiem i z początku był agresywny. Powiedział, że pamięta masakrę, którą Łowcy przeprowadzili po moim porwaniu. Był jednym z nielicznych sukkubów, które tamtego dnia uciekły z polany. Zmienił jednak ton, kiedy zaproponowałem mu pakt. Obiecałem oddawać mu regularnie, raz w tygodniu moją energię, stając się do niego pewnym źródłem pożywienia, w zamian prosząc o pozostawianie mi tyle, abym mógł normalnie funkcjonować dzień po stosunku. I tak zacząłem spotykać się z demonem w moim prywatnym apartamencie, gdzie co tydzień zjawiał się, aby spędzić ze mną czas.
Dla tych wieczorów byłem jeszcze w stanie funkcjonować. Ciągle czekałem tylko na ten jeden dzień z siedmiu, który oznaczał nasze spotkanie. Niecierpliwiłem się od samego rana, nie będąc zbyt miłym, jeśli ktoś próbował w jakiś sposób zmienić moje plany. Liczyło się tylko to jedno spotkanie. Spotkanie z moją ułomną wersją Jeongguka.
Dzisiejszy wieczór był właśnie tym tak mocno oczekiwanym, dlatego tuż po powrocie do apartamentu, zjadłem jak najwięcej, by mieć siłę, umyłem się i czekałem w łóżku. Każda minuta dłużyła się w nieskończoność, a ja z utęsknieniem patrzyłem w stronę drzwi, choć doskonale wiedziałem, że wcale nie musiał nimi wejść. Demon pojawiał się w miejscu, które sam wybierał. Nic więc dziwnego, że ciche syczenie, jakby nagle ktoś rozpalił wielkie ognisko, dobiegło zza moich pleców. I nim zdążyłem się odwrócić, poczułem, jak materac się ugina obok mnie, a dobrze mi znana, męska dłoń wsuwa się pod moją koszulkę, prosto na brzuch.
- Wiem, czego dzisiaj pragniesz, hyung - wyszeptał, a przez jego głos przeszły mi ciarki po plecach. Ten lekko zachrypły, podniecony ton nie był tak idealny jak ten, którego echo z przeszłości ciągle siedziało w mojej głowie, jednak wystarczało. Podobnie, jak wystarczały pocałunki, oznaczające powoli mój kark.
- Już się bałem, że nie przyjdziesz - wymruczałem, przekręcając się twarzą do niego.
Zapalone światło w czasie naszych stosunków było mi cholernie potrzebne. Po pierwsze po to, aby wspomnienia z porwania nie przytłoczyły mojego pragnienia, oraz dlatego, że... przez te wszystkie lata... Nie pozwalałem sobie na patrzenie na prawdziwego Jeongguka. Odkąd wróciłem z wojska i dowiedziałem się o ślubie Jeongguka, z którego wyszedłem, nie mogąc znieść tego bólu, trzymałem się z dala od niego, odpowiadając tylko na jakieś jego pytania, gdy razem pracowaliśmy, wciąż jako BTS, ale nigdy nie podnosiłem wzroku na jego twarz. Nawet na scenie, nawet, gdy choreografia miała nas do tego zmusić. Po prostu tego nie robiłem.
Teraz jednak patrzyłem na tak dobrze mi znaną twarz osoby, stanowiącej dla mnie centrum świata. I tylko jeden szczegół w tym wszystkim nie pasował. Jego oczy zawsze były pięknie czekoladowe, a te, które teraz na mnie patrzyły, przypominały raczej czarne dziury, w których nie było ani odrobiny ciepła, czy pozytywnych uczuć.
- Zawsze znajdę dla ciebie czas - wymruczał, łapiąc na moje biodra, aby nieco mnie przysunąć, po czym przeniósł się nade mnie. - Spragniony? - wyszeptał, pochylając się do mojej szyi, która została uraczona delikatną ścieżką, wyznaczaną przez jego język.
- Jak zawsze. Pragnę całego ciebie - zapewniłem, całując niesforne włosy. - Daj mi go - zacząłem błagać, tak bardzo chcąc już poczuć. Najlepiej w moich ustach, od czego zaczęliśmy.
Każdy dotyk, pieszczota, pocałunek, pchnięcie, szarpnięcie czy poruszenie sprawiało, że jęczałem i błagałem o więcej. Ale demon wiedział doskonale, na ile możemy sobie pozwolić, aby wszystko było zgodne z paktem. Dlatego po trzech rundach w kilku pozycjach, moje nogi nie były już w stanie się unosić, padając na materac po zsunięciu się z jego ramion. Westchnąłem z przyjemności, patrząc, jak nie-Jeongguk kładzie się obok mnie. Na samym początku naszej... nazwijmy to znajomości, po prostu znikał, zostawiając mnie samego w łóżku. Jednak któregoś razu zapytał, czy chcę, aby został chwilę dłużej. Od tamtej pory mogłem jeszcze przez chwilę oszukiwać się, że wszystko jest w porządku. Przysunąłem się więc do niego i wtuliłem w jego bok. Brakowało mi tylko jakiegoś gestu z jego strony. Przytulenia. Pogłaskania. Niezobowiązującego pocałunku. Jednak tego już nie było. Nie było nawet rozmowy. Była tylko chwila na złapanie oddechu. Ale dzisiaj coś było inaczej. Przynajmniej w moim sercu, bo kiedy poczułem, jak demon podnosi się, aby mnie opuścić, w przypływie odwagi złapałem go za nadgarstek.
- Poczekaj jeszcze. Proszę - szepnąłem, a jego czarne oczy przez chwilę wpatrywały się we mnie intensywnie. Czułem, że sprawdza moje myśli i nie wiem, czy to, co znalazł skłoniło go do spełnienia mojej prośby. Czy to była jakaś forma litości? A może wiedział, że osiągnie dodatkową korzyść ze spełnienia mojej prośby?
Tym razem jego ręka objęła mnie, co było tak bardzo nowe, a zarazem wyczekiwane, że aż wciągnąłem głośniej powietrze, zaskoczony jego działaniami. Wykorzystałem jednak okazję, aby się znów w niego wtulić.
- Może powinienem przychodzić częściej? - zaproponował, ale ja od razu pokręciłem głową.
- Chciałbym - przyznałem, jednak musiałem mu wyjaśnić, dlaczego odmawiam pomimo tej chęci. - Ale nie mam czasu i potrzebuję siły, by pracować. A dobrze wiemy, że nie przyjdziesz by tylko tu ze mną być - zauważyłem, uśmiechając się smutno do siebie.
- Masz rację. Przychodzę tu głównie dla twojego ciała i energii - przyznał, nawet nie próbując oszukiwać. Nie byliśmy przecież kochankami, których łączyło uczucie, lecz czysty biznes.
- Ale i tak dużo mi dajesz w zamian. Dziękuję - szepnąłem. Chyba nigdy nie spodziewałem się, że będę wdzięczny tak potwornej i obrzydliwej istocie, jaką był ten demon, a jednak gdyby nie on, już dawno porzuciłbym karierę, uciekając gdzieś daleko od tego wszystkiego. - W przyszłym miesiącu będę miał więcej wolnego, więc będziesz mógł zabrać podwójną porcję.
- To dobrze. Porządnie się tobą zajmę - obiecał cwaniackim tonem, a zaraz po tym jego dłoń wylądowała na moim pośladku, który został ściśnięty.
Znów poleżeliśmy chwilę w milczeniu, a kiedy demon ponownie się podniósł, zatrzymałem go już drugi raz.
- Może... jeszcze raz dzisiaj? Odwołam rano spotkanie z Yoongi hyungiem. Chcę ciebie - poprosiłem, czując desperację w moim głosie. Jakoś potrzebowałem go jeszcze mocniej niż zwykle. I chyba płakałbym resztę nocy, gdyby mnie teraz zostawił. Demon jednak nie miał powodów, aby odmawiać sobie dodatkowej porcji pożywienia.
- Zwolnimy trochę tempo w takim razie - powiedział, oferując mi taką ,,taryfę ulgową" chyba dopiero po raz trzeci, odkąd go zaprosiłem do mojego życia. W końcu seks z nim zawsze był intensywny, a to wolniejsze tempo bardziej przypominało romantyczne uniesienia.
- Mój Jiminnie - wyszeptał, zabierając się do kolejnych pieszczot, a ja pozwoliłem mu działać, znów przekonując moje serce, że właśnie jest blisko swojego ukochanego.
Rano obudziłem się osłabiony w pustym łóżku. Przez chwilę leżałem patrząc na poduszkę obok, a następnie powoli sięgnąłem na pustą część, nadaremnie szukając kogokolwiek. Nigdy nie zostawał, przecież nie miał z tego żadnego pożytku. Zresztą, co by mi to dało? To wszystko było jedno wielkie kłamstwo, które miało oszukać moje serce.
Cofnąłem rękę i powoli przekręciłem się na drugą stronę, sięgając do szafki. Z szuflady wyjąłem pojemniczek z kapsułkami, które miały choć trochę pomóc w zebraniu resztek sił, abym mógł pójść do kuchni coś zjeść. Po drodze sięgnąłem po telefon, aby zadzwonić do Yoongi hyunga, oznajmić mu, iż się spóźnię. Jakieś dwie godziny. I stanowczo nie był tym zachwycony, ale średnio go słuchałem, skupiając się raczej na odgrzaniu sobie jedzenia, które przygotowałem wczorajszego wieczora.
Te poranki po naszym wieczornym spotkaniu zawsze mi się ciągnęły, ale dzisiaj było mi szczególnie ciężko przez zaproponowanie dodatkowej rundy. Musiałem jednak jakoś się pozbierać i wrócić do moich obowiązków. Zwłaszcza, że dzisiaj czekał mnie ważny dzień - nagranie piosenki, którą tak długo pisałem, starając się ją dopieścić w każdym calu. Nie mogłem więc wrócić do łóżka. Zjadłem więc, umyłem się, ubrałem i ze słuchawkami na uszach poszedłem do samochodu.
Usiadłem na fotelu kierowcy, jednak moje dłonie zamarły w połowie drogi do stacyjki, aby nacisnąć przycisk odpalający, bo z urządzenia poleciała tak dobrze mi znana piosenka, przywołująca wspomnienia. Chwilę potrwało, nim otrząsnąłem się z tej nagłej zmiany utworu. Sięgnąłem jednak w końcu do telefonu i zatrzymałem odtwarzanie ,,There For You". Przetarłem oczy, aby osuszyć je z łez, które uniemożliwiały mi ruszenie się z parkingu. Zawsze płakałem słuchając tej piosenki, która przypominała mi pewną wizytę w Tokio. Pokręciłem głową, karcąc się kolejny raz za taką masochistyczną postawę, której przecież nie mogłem zmienić i ruszyłem do wytwórni, aby spotkać się z Yoongim.
Starszy nawet nic nie powiedział na mój widok. Chyba całe wkurwienie zdążył już przelać przez telefon, gdy zaraz po porannym budziku zadzwoniłem do niego, informując, że nie przyjadę do Big Hit na nasze umówione spotkanie. Czułem, że jestem nie fair, w końcu przeze mnie musiał wstawać szybciej, pewnie niechętnie opuszczając łóżko. Zwłaszcza, że miał w nim Heeyeon. Teraz było już jednak za późno, więc wymruczałem tylko przeprosiny i ruszyłem prosto do kabiny, w której miałem nagrać moją nową piosenkę. Hyung zatwierdził ją już jakiś czas temu, ale próbował mnie przekonać, bym nie umieszczał jej na mojej płycie. Ja jednak czułem, że muszę to zrobić. Może potrzebowałem to z siebie wyrzucić. Może pragnąłem podzielić się ze wszystkimi moim złamanym sercem. A może po prostu chciałem, by on to usłyszał.
Założyłem więc słuchawki, z których usłyszałem ciche dźwięki gitary i patrząc na kartkę, która już na mnie czekała, zacząłem śpiewać:
Tak bardzo za tobą tęsknię.
Ale wiem, że nie mogę być blisko ciebie.
A mimo to, niczym głupiec, mam nadzieję
i czekam,
aby zobaczyć cię ponownie.
I wiem, że będę na ciebie czekał
każdego dnia,
do końca mojego życia.
Bo kocham cię
i nigdy nie przestanę...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top