18. dotyk
[7649 słów]
Jeongguk
Jiminnie chyba starał się dla nas znaleźć idealną formę, dzięki której będziemy mogli być ze sobą jak najczęściej i jak najdłużej. Sądziłem, że moje szybkie polowania choć trochę pomogły naszej relacji, ale najwyraźniej mój ukochany potrzebował mnie bardziej, niż myślałem. Dlatego często razem ćwiczyliśmy już nie tylko taniec, ale i śpiew, nawet jeżeli nasze techniki mocno się od siebie różniły. Ale niezbyt się tym przejmowałem, będąc po prostu szczęśliwy, że mogłem go oglądać prawie cały czas.
Powoli, powoli, przygotowywaliśmy się do kolejnego comebacku, tym razem z drugą częścią albumu Love Yourself. Na prośbę fanów, wszyscy przefarbowaliśmy się na brązowo, nad czym nieco ubolewałem, nie mogąc oglądać już mojego blond aniołka. Choć i w takim kolorze wyglądał przeuroczo, i tak ciesząc moje oczy swoim widokiem, za każdym razem, gdy go widziałem. Ja natomiast, jako członek BTS, będący w centrum naszych choreografii, musiałem się nieco wyróżniać, dlatego noony i hyung zadecydowali, że zapuszczę nieco włosy i wypróbuję dość nietypową fryzurę, którą na razie widziałem tylko na zdjęciu. Chętnie zgodziłem się na taką stylizację, bo widziałem, że fani mają powoli dosyć moich brązowych, prawie zawsze tak samo ułożonych włosów, gdy reszta chłopaków ciągle wypróbowuje coś nowego. Natrafiłem już na dość sporo memów z tym związanych, więc wiedziałem, że to najwyższa pora, aby coś zmienić.
Dodatkowo nasz CEO poprosił, aby tym razem nie tylko Namjoon, Yoongi i Hoseok brali udział w tworzeniu Tear. Również miałem coś skomponować i napisać, oczywiście przy pomocy producentów i hyungów. Ale nawet z ich wskazówkami i propozycjami, to nie było takie łatwe.
Kolejny wieczór siedziałem w swoim studiu, poprawiając niektóre części i modyfikując je tak, aby jutro móc przejść się z tym do któregoś z hyungów. Jednak szło mi to dość opornie, przez co więcej przeglądałem jakichś stron i tutoriali, niż zajmowałem się piosenką. Zresztą, dobrze wiedziałem, że zaraz i tak miał przyjść do mnie Jiminnie i chyba żyłem tą myślą, woląc zająć się trochę nim, niż pracą. Dlatego słysząc, jak drzwi do mojego studia się uchylają, od razu przekręciłem trochę głowę do tyłu, powoli obracając się razem z fotelem, aby móc z nim przywitać.
Chłopak, tak jak ustaliliśmy, pokazał niewielki gest palcami, na który odpowiedziałem mu podobnym, choć nieco innym. To miały być nasze „gesty dnia", a czasami „słowa dnia", chroniące nas przed stycznością z demonami. Tak, w najszybszy możliwy sposób mogliśmy się dowiedzieć, że ktokolwiek z BTS to prawdziwy członek BTS, a nie jakiś byt, podszywający się pod niego. Bez dopytywania i bez niepewności.
Ściągnąłem słuchawki z głowy, co od razu sprawiło, że włosy, które były przez nie podtrzymywane, opadły mi tak, że zasłoniły całkowicie oczy. Przeczesałem je natychmiast, odzyskując choć trochę widoczności i posyłając uśmiech mojemu chłopakowi, by zaraz po tym wskazać na swoje kolana, chcąc go przytulić i nie wypuszczać ze swoich ramion przez resztę wieczoru.
Jiminnie chętnie spełnił moją prośbę, wtulając się w mój tors i chowając tam przez chwilę, co jak zwykle mnie rozczuliło, bo był taki mały i drobny.
– Cześć, kochanie – przywitał się szeptem, zaraz podnosząc głowę, aby ucałować mnie w policzek, na co objąłem go mocno i znów w siebie wtuliłem. – Co robisz?
– Staram się coś stworzyć, ale bez wskazówek Yoongi hyunga i Namjoon hyunga ciężko mi to idzie. Miałem coś skomponować na ten album... ale nie wiem, czy jestem w stanie to zrobić – przyznałem, nieco tym przygnębiony, bo nawet jeżeli to moja pierwsza, samodzielna piosenka, myślałem że lepiej mi to pójdzie.
– Na pewno jesteś. Dasz radę, jesteś wspaniałym artystą – pocieszył mnie mój ukochany, znów nieco się ode mnie odsuwając. Tak, aby mieć dostęp do moich włosów, które zaczął przeczesywać. A takie działanie jak zwykle sprawiło, że musiałem zamknąć oczy, pozbawiając się w ten sposób widoku mojego ślicznego chłopaka.
– Chciałbym napisać coś dla ciebie, hyung – przyznałem, posyłając mu uśmiech i czując już jak robi mi przedziałek pośrodku włosów, przeczesując je na dwa boki, dzięki czemu znów mogłem otworzyć oczy, natrafiając na jego spojrzenie, wpatrujące się we mnie z czułością.
– Chyba zacznę ci kucyka robić z tych włosów – powiedział z uśmiechem, na szczęście zaraz dodając: – Co byś dla mnie napisał?
Zaśmiałem się na to początkowe stwierdzenie, bo wiedziałem, jak by się to skończyło. Milionem zdjęć, które później znalazłyby się na Twitterze w moje urodziny.
– Nie, proszę, tylko nie to. Są wystarczającą męczarnią – wyżaliłem się, po prostu nie potrafiąc sobie z nimi poradzić, bo jeszcze nigdy nie miałem aż tak długich włosów. Oczywiście na mojej twarzy pozostał uśmiech, bo już formułowałem odpowiedź na jego pytanie, zaczynając gładzić go przy tym rękoma po plecach. Zacząłem przyglądać się jego twarzy, zastanawiając na czym najbardziej bym się skupił, gdyby to była piosenka o miłości. Co zauważyłem u niego jako pierwsze? O czym marzyłem i co najbardziej kochałem, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że się w nim zauroczyłem?
– Coś o najseksowniejszych oczach, jakie kiedykolwiek widziałem, i najpiękniejszych ustach, które proszą się o pocałunki – oznajmiłem krótko, zaraz przysuwając się do jego ust, które nie były już przykryte żadnymi korektorami i podkładami, tak jak jeszcze kilka godzin temu na nagraniach. I dzięki temu znów mogłem się im przyglądać w całej, pięknej okazałości. Nie rozumiałem, dlaczego nasze fanki wolały, kiedy były sztucznie zmniejszone. Bo takie naturalne były najbardziej pociągające.
Ucałowałem je delikatnie, zaraz czując, jak Jiminnie się do mnie przysuwa, lgnąc do mojego ciepła i dotyku. I wystarczyło kilka powolnych muśnięć, aby zmienił nieco pozycję na moich kolanach, siadając na nich okrakiem i wplatając palce w moje włosy. W tej chwili moje zmartwienia przestały się liczyć. Był tylko mój ukochany, jego ręce i jego usta. Wiedziałem, że oboje jak zwykle zatracaliśmy się powoli w sobie, zamykając we własnym świecie.
– Dawno się nie kochaliśmy – szepnął mi prosto w wargi, gdy odsunął się od nich zaledwie na milimetr, tak, aby nadal się o siebie ocierały przy każdym jego słowie.
– Chcesz? Tutaj? – zapytałem, bardziej dlatego, że nie byłem przygotowany, co było dość głupie z mojej strony, skoro to miejsce było najbezpieczniejsze w Big Hit. Jednak... po tym stwierdzeniu od razu uświadomiłem sobie, jak bardzo go pragnę, przez co jedna z moich rąk zjechała z jego pleców prosto na pośladek, zaciskając się na nim.
– Tak. Jeśli ty tego chcesz – odpowiedział, a ja nie mogłem przestać wpatrywać się w jego lekko przymknięte oczy.
– Oczywiście. Zawsze – zapewniłem, znów dając mu całusa, choć równie krótkiego jak za pierwszym razem, bo moje usta za bardzo rwały się w inne miejsce. Chciałem sprawić mu trochę przyjemności, wiedząc jak bardzo lubi, gdy pieszczę go w tych najwrażliwszych rejonach. Dlatego uciekłem już od jego warg, przenosząc się na szyję, gdzie muskałem jego skórę, czasami wysuwając przy tym końcówkę języka, zataczając nią delikatne kółka.
Czułem, że obu zaczyna nas to rozpalać, zwłaszcza, gdy dłonie Jimina wsunęły się pod moją koszulkę, przejeżdżając po brzuchu, którego mięśnie były jeszcze bardziej uwydatnione przez ostatnie, intensywne treningi. W końcu przy tym comebacku nie tylko włosy miały zaskoczyć i ucieszyć nasze ARMY. Również mój brzuch miał być częściej pokazywany przy tytułowej piosence, czym głównie mój chłopak mógł się nacieszyć. Bo przecież tylko on miał pozwolenie na dotykanie mnie tak często jak tego chciał i gdzie tylko chciał.
– Pocałuj mnie jeszcze, proszę – usłyszałem, gdy mój język dotarł aż do jego obojczyka, przygryzając go delikatnie. Nie miałem zamiaru zwlekać z zareagowaniem na tę prośbę, natychmiast wracając do jego ust, które tym razem pocałowałem namiętniej i zachłanniej. Moje ręce zaczęły dobierać się do jego koszulki, gdy oddechy gubiły w naszych wargach.
Jiminnie pomógł mi pozbyć się z niego górnego ubrania, oczywiście zaraz samemu zdejmując i moją koszulkę, dzięki czemu, gdy tylko powróciliśmy do swoich ust, mogliśmy poczuć, jak bardzo rozpalone są nasze ciała.
– Mój śliczny Jeonggukie. – Starszy wyszeptał prosto w moje usta, chyba pod wpływem chwili i uczuć, na co nie mogłem pozostać obojętny, również chcąc podzielić tym, co czuję.
– Ty jesteś za to najpiękniejszy, hyung. Najpiękniejszy – przyznałem, przejeżdżając dłońmi po całych jego plecach, gdy nasze usta znów do siebie wróciły, zatracając się w swojej miękkości i smaku.
Moja druga ręka była trochę bardziej niegrzeczna od tej pierwszej, gładzącej po prostu plecy Jimina, dlatego przeniosła się na jego krocze, zaczynając je pocierać przez obcisłe spodnie.
Sam mój dotyk sprawił, że ciemnowłosy jęknął mi prosto w usta, ciesząc tym dźwiękiem moje uszy, po czym zaraz dodał:
– Jeonggukie... kocham cię.
Uśmiechnąłem się na to wyznanie, nie przestając poruszać ręką i dając mu przy tym delikatne buziaki, na co jego ciało reagowało jeszcze większym lgnięciem do mojego dotyku. Jednak chyba tyle mu wystarczyło, bo bez uprzedzenia odsunął się ode mnie, stając na chwilę na podłodze, aby ściągnąć spodnie i zaraz zacząć dobierać się do tych moich. Pomogłem mu z tym, unosząc się. A skoro miałem na sobie dresowe spodnie, przy okazji ściągnęliśmy i moje bokserki. Po czym, nie marnując czasu, przeniosłem ręce na biodra Jimina, pozbywając się z niego również jego bielizny, uśmiechając przy tym na widok jego nagiego, pięknego ciała.
Zaraz przyciągnąłem go do siebie, pomagając powrócić do poprzedniego pozycji, przy czym przesunąłem się nieco do przodu, aby mój ukochany mógł na mnie opaść i być bliżej mojego ciała.
Przeniosłem jedną rękę na sam dół jego pleców, gdy druga pozostała gdzieś pośrodku nich. A taki układ pozwolił mi poruszać nieco jego ciałem, dzięki czemu zaczęliśmy ocierać się o siebie swoimi kroczami.
– Tańcz na mnie, kochanie. Uwielbiam patrzeć jak tańczysz – wyszeptałem, napawając się jego bliskością i widokiem, tak samo, jak przyjemnością, którą w tej chwili sobie sprawialiśmy.
– Bez ciebie żaden mój taniec nie będzie doskonały – stwierdził, oddychając prosto w moje lekko rozchylone usta, gdy jego ręce objęły moją szyję, a wargi niestety zaraz uciekły gdzieś nieco wyżej, dając mi buziaka prosto w głowę.
Nie marnowałem czasu, wiedząc, jak bardzo obaj siebie pragniemy, dlatego moja ręka zjechała między jego pośladki, a jeden z palców już chciał zająć się rozciąganiem go. Na szczęście szybko sobie przypomniałem, że to może być dla niego bolesne, przez co moja ręka najpierw przeniosła się pod moje usta, które zaraz naśliniły dwa palce. Dopiero po tym powróciłem między jego pośladki, powoli, powoli zaczynając wsuwając się w niego jednym z palców.
– Sam jesteś doskonały, Jiminnie, więc wszystko co robisz, jest równie doskonałe. Jesteś perfekcyjny w moich oczach. Perfekcyjny, słyszysz? – wyszeptałem przy tym, tuż przy jego uchu, kontynuując naszą poprzednią wymianę zdań, którą zakończyliśmy przez chęć bliskości i zapewnienia sobie przyjemności. A teraz, mogłem go porozpraszać takimi wyznaniami, próbując przy tym podbudować i przypomnieć, jak bardzo jest dla mnie ważny.
– Słyszę... ale nie bez ciebie. Ty mnie dopełniasz, Jeonggukie – stwierdził, trochę mi jęcząc i samemu zaczynając nabijać się na mój palec.
Widziałem, jak bardzo tego pragnie. Obaj pragniemy. Dlatego moje palce starały się jak najszybciej go przygotować. Druga ręka trzymała go możliwie najbliżej. Usta szeptały kolejne komplementy, składając też pocałunki na jego ślicznej buzi. A kiedy w końcu poczułem, że jego wejście jest w stanie przyjąć nie tylko moje palce, ale i penisa, zabrałem je z niego, zaraz chwytając za swój członek i zaczynając w niego wchodzić. Było to bardziej oporne niż zwykle. W końcu nie mieliśmy żadnego nawilżenia, przez co moje oczy przyglądały się zmartwione jego twarzy.
– W porządku? Wolniej? Wolniej. – Sam siebie zapytałem i od razu sam sobie odpowiedziałem, widząc, jak Jiminnie zamyka mocno oczy, a jego dłonie lekko zaciskają się w piąstki na moich ramionach.
– Odrobinkę. Nie pomyślałem, by nosić ze sobą żel... – przyznał, choć wiedziałem, że to ja powinienem o tym pamiętać. I na pewno coś tutaj przyniosę po dzisiejszym wieczorze. – Za długo cię we mnie nie było – zauważył, a ja niestety musiałem mu przyznać rację, bo widząc, jak bardzo był często zmęczony, nie chciałem zapewniać mu dodatkowego wysiłku.
– Muszę coś tutaj przynieść. Przyda nam się – wyszeptałem, dalej próbując powoli w niego wejść, przy czym asekurowałem jego ciało, gładząc go trochę po plecach, a trochę po pośladku.
– Albo mogliśmy użyć bardziej naturalnych nawilżaczy – podzielił się kolejną propozycją, przy czym rozluźnił na tyle, abym mógł w niego wsunąć trochę więcej niż samą końcówkę penisa, a to sprawiło, że nie tylko wypuściłem powietrze, nie mogąc się nacieszyć taką bliskością, a również zauważyłem jak bardzo mój Jiminnie jest dzisiaj niecierpliwy. Chłopak zaraz próbował się na mnie poruszać, dlatego musiałem go przystopować, łapiąc za biodra. W końcu to jeszcze nie był ten moment, w którym mogliśmy przestać się kontrolować. Na razie niestety musiałem poruszać się w nim powoli i ostrożnie.
– Nie wiem, czy byłyby wystarczające – przyznałem, wtulając twarz w jego szyję, której dałem mokrego buziaka.
– To zawsze coś. – Z tymi słowami, ze strony mojego ukochanego, w końcu poczułem, że mogę zanurzyć się w niego głębiej i głębiej. A przez zauważenie tego, aż zamruczałem prosto w jego szyję, nie mogąc się doczekać tego momentu.
Obaj zaczęliśmy ze sobą współpracować, ja pomagając mu się unosić i opadać oraz wysuwając biodra do góry, a on poruszając się na mnie coraz szybciej. Tak jak go o to poprosiłem, po prostu na mnie tańczył, wyginając się z rozkoszy co jakiś czas lub poruszając całym swoim ciałem w rytm naszego seksu.
Czasami się w siebie wtulaliśmy, innym razem szeptaliśmy coś w swoje usta, lub po prostu patrzeliśmy sobie w oczy, nie mogąc się od nich oderwać, bo tak bardzo pragnęliśmy zatrzymać tę chwilę na zawsze. Dlatego nawet gdy nasze oddechy i serca jeszcze bardziej przyspieszyły, a nasz moment powoli zbliżał się ku końcowi, nie pozwalałem mu od siebie uciec, trzymając go blisko. Jak najbliżej.
I nawet kiedy już doszliśmy, wzdychając i jęcząc gdzieś w swoje ramiona, lub tak jak ja, we włosy, nie odsuwaliśmy się od siebie przez dłuższą chwilę.
Niestety Jiminnie jako pierwszy starał się uciec trochę ode mnie, zaczynając zbierać swoją spermę z mojego ciała, przepraszając przy tym, choć nie rozumiałem dlaczego. Złapałem przy tym powoli jego brudną już rękę, mając dla niej i jego nasienia, trochę inne przeznaczenie, które może i go odrobinę zaskoczy, ale mam nadzieję, że równie mocno ucieszy.
Jimin
Brakowało mi tej najpiękniejszej formy bliskości z Jeonggukiem. Nie śmiałem go wcześniej prosić o seks, bo wiedziałem, że między nami nie układa się tak, jak powinno. A fizyczne kochanie się tak dla samego kochania nie było tym, czego oczekiwałem od stosunku. Liczyły się dla mnie prawdziwe uczucia, które przecież były między naszą dwójką. Jednak dopiero teraz, gdy sytuacja uległa poprawie, mogliśmy znów złączyć swoje usta, podczas gdy nasze ciała ocierały się o siebie, a moje pośladki błagały o zakończenie w nich tej przyjemności. Najważniejsza była jednak możliwość patrzenia w te kochane oczy, które zawsze patrzyły na mnie jak nikt inny - z uczuciem, w którym kryła się przede wszystkim miłość. I miałem nadzieję, że młodszy w moich również może odczytać to samo.
Orgazm, który podarował mi Jeonggukie, był cudowny, przez co miałem ochotę wycałować jego usta, jednak zająłem się najpierw oczyszczeniem jego brzucha, na który doszedłem. Nie chciałem go ubrudzić, bo znając nasze szczęście, Hoseok zaraz wypatrzy najmniejszą plamkę na ubraniu maknae i będzie komentował nasze zachowanie, czego mój chłopak na pewno nie lubił. Mi było to raczej obojętne, w końcu nic złego nie robiliśmy, jednak wolałem, aby młodszy czuł się komfortowo.
Nagłe powstrzymanie moich działań trochę mnie zaskoczyło. A już zwłaszcza słowa, które mój ukochany wypowiedział, trzymając delikatnie mój nadgarstek.
- Użyj tego do przygotowania mnie - poprosił mnie, wciąż szybciej oddychając.
- Co? - To polecenie na tyle mnie zdezorientowało, że przez chwilę nie wiedziałem, co mam powiedzieć.
- Zamieńmy się - wyjaśnił z lekkim uśmiechem, przez co moje oczy z dwóch standardowych kresek, zmieniły się w wielkie spodki. Nawet jego głaszcząca mnie po ramieniu ręka nie potrafiła przywrócić mnie do normalności.
- Chcesz tego? Dlaczego? - zapytałem, kompletnie zbity z pantałyku, nie rozumiejąc, skąd taka fantazja. W końcu ani razu mnie o to nie prosił do tej pory. Wydawało mi się, że po naszym pierwszym razie jasno określiliśmy nasze role w związku. A tu niespodzianka.
- Umm... Po prostu to... - zaczął, tak uroczo się mieszając, że nie mogłem powstrzymać uśmiechu. - Nie chcesz tego, hyung? Myślałem, że... To do nas pasuje? - wydukał w końcu, czerwieniejąc się na całej twarzy.
Mój Jeonggukie... Naprawdę kocham cię z całego serca.
- Chyba... chyba trochę chcę... - przyznałem, również czując, jak moje policzki zaczynają delikatnie płonąć. - Chcę dać ci jak najwięcej przyjemności.
A jeżeli właśnie tego chcesz, to pokonam mój kompleks mniejszości i dam z siebie wszystko, abyś czuł się jak najlepiej.
Wstałem powoli, starając się być ostrożnym, bo nawet pomimo całej tej przyjemności nie mogłem zignorować ścierpniętych nóg. Poruszałem więc nimi chwilę, rozglądając się po tym dobrze mi znanym pomieszczeniu. I doprawdy nie miałem pojęcia, gdzie mielibyśmy się kochać.
- Jak chcesz to zrobić? Na podłodze? - zapytałem, po prostu nie znajdując innej opcji. Moje nogi nie utrzymają go tak, jak on to zrobił ze mną, a przy ścianie... Wolałbym go mieć w swoich ramionach...
- Chyba tak będzie nam najwygodniej? - zapytał niepewnym tonem, podnosząc się z miejsca. Jednak zamiast przeniesienia się na podłogę, objął mnie w pasie i pochylił, aby pocałować moje usta. Całe szczęście, że mnie przytrzymał, bo przez te jego namiętności miękły mi kolana. Nie dałem się jednak rozproszyć tą pieszczotą i korzystając z moich ubrudzonych dłoni, sięgnąłem do pośladków maknae, jedną ręką zacząłem go tam masować, a drugą już wylądowałem przy wejściu, drażniąc powoli pierścień mięśni, które chętnie zaczęły ze mną współpracować. Choć sądząc po minie chłopaka, trochę go to kosztowało, o czym mówiły mi marszczone przez niego brwi. Aby jak najlepiej to zniósł, ale także, by okazać mu więcej czułości, na które zasługiwał, zająłem się pieszczeniem językiem jego szyi oraz torsu. Do tego drugiego łatwiej mi było sięgnąć, dlatego szybko skoncentrowałem się na sutkach, drażniąc je również zębami. Trochę chciałem w ten sposób przekazać Jeonggukowi wiadomość o treści: ,,Zobacz, jakie to przyjemne. Rób mi tak!".
Nim zdołałem włożyć w Jeongguka choćby jeden palce, maknae przeniósł nas na podłogę. Nie położył się jeszcze, lecz usiadł na nogach, pozostawiając dla mnie dostęp do swojej dziurki, która kusiła coraz bardziej.
Obym tylko dał sobie radę...
Przy takim ułożeniu, mogłem sobie pozwolić na powrót do ust Jeonggukiego, przejeżdżając zaraz językiem po jego wargach i tym razem zawalczyłem o dominację w pieszczocie, wsuwając język między jego wargi. Jednak nie tylko tym się zająłem. W międzyczasie sięgnąłem ręką do bluzy, którą zostawiłem na podłodze wraz z torbą, gdy siadałem na kolanach młodszego, teraz mając zamiar wykorzystać ją jako prowizoryczny koc. Musiałem na chwilę zaprzestać pieszczot ustami, aby skupić się na rozłożeniu ubrania jedną ręką, a kiedy mi się to udało, pchnąłem chłopaka na nią.
- Na pewno? - zapytałem, czując, że jego dziurka robi się gotowa na coś więcej niż moje palce, które rozciągały jego wejście.
Przez chwilę w milczeniu patrzyliśmy sobie w oczy. Czekałem na jego odpowiedź, coraz bardziej spięty i niepewny, ale maknae wziął moją dłoń, na której nadal było nieco spermy, pomógł mi zebrać jeszcze trochę z jego brzucha i przeniósł ją na mojego penisa, zachęcając, abym poruszał na nim w górę i w dół, nawilżając w ten sposób.
- Na pewno, Jiminnie - powiedział, znów się uroczo rumieniąc, choć nie puścił mojej ręki. Przez takie zachowanie czułem, jak ogień coraz mocniej we mnie płonie, pożądając to urocze, a zarazem seksowne stworzenie.
Wolną ręką rozsunąłem jedną z jego nóg, jednocześnie napierając nieco na niego, aby ponownie grzecznie się położył. Pomógł mi z tym, ustawiając się jak należy, więc nakierowałem mojego penisa na jego wejście i pochyliłem się do niego, aby złączyć nasze usta w chwili, kiedy końcówka mojego przyrodzenia wsunęła się w niego. Jego zaciśnięte mocno oczy dużo mi mówiły o nieprzyjemnym uczuciu, bez którego nie mogliśmy się obyć, zaraz jednak sapnął ciężko, obejmując mnie, aby ukryć twarz w moim ramieniu.
Będę dla ciebie kochankiem, który się zatroszczy o twoje spełnienie, kochanie.
Niezwykle ostrożnie i powoli pokonywałem kolejne centymetry, aż znalazłem się w nim cały, rozkoszując się tym ciepłym, ciasnym wnętrzem. Miał rację, że tego chciałem, choć przy mojej długości lepiej się czułem, gdy to ja byłem na dole. Teraz jednak nie o tym myślałem, skupiając się na prawieniu komplementów dla mojego słodkiego chłopaka oraz dotykaniu i całowaniu tego idealnego ciała, które miałem ochotę zbadać na każdym milimetrze. I chyba naprawdę dobrze mi szło, bo młodszy, choć nadal się we mnie wtulał, ciągle prosił o więcej, zachęcając mnie tym samym do jeszcze zachłanniejszych pieszczot oraz szybszego poruszania. I wcale nie musieliśmy za długo czekać na ponowne spełnienie, bo Jeonggukie rozlał się na mnie, niedługo po tym, jak sam wypełniłem jego wnętrze białą cieczą.
- Mój słodki - wyszeptałem, odsuwając się nieco, aby przestał się przede mną kryć i pozwolił mi na ucałowanie tych cudownych ust. - Kocham cię, Jeonggukie - dodałem, między kolejnymi pocałunkami.
- Ja ciebie też. Moje słońce - zapewnił szeptem, nie pozwalając mi się już odsunąć ani na kilka centymetrów, trzymając w mocnym uścisku.
Kiedy zabrakło nam oddechu, skupiłem się znów na jego szyi, dając mi spokojnie zaczerpnąć tchu.
- Czy... było ci dobrze? - wyszeptałem niepewnie, naprawdę się tym martwiąc, bo teraz, gdy mój umysł nie był już tak bardzo osłonięty przyjemnością, wszystkie wątpliwości i niepewności powróciły.
Spojrzałem na Jeongguka, który uśmiechnął się do mnie radośnie i pogłaskał moje plecy.
- Bardzo, Jiminnie. Możemy... częściej się zamieniać?
Nie spodziewałem się takiej prośby, dlatego moja buzia zaraz wykrzywiła się w uśmiechu, którego nie chciałem się już pozbywać. W końcu tyle szczęścia, co on, nikt mi nigdy nie dawał, a to był tylko powód do radości.
- Tak. Będziemy się zamieniać tak często, jak chcesz - obiecałem, wiedząc już, że będę musiał powalczyć z moimi własnymi uprzedzeniami jeszcze mocniej. W końcu muszę być silny i uwierzyć w siebie, aby mój chłopak był ze mnie zadowolony.
- Dziękuję, hyung - szepnął, całując mnie w mokre od potu włosy. - Odpoczniemy chwilę i muszę wrócić do pracy, dobrze? Oczywiście możesz ze mną zostać. Zawsze - poprosił, na co kiwnąłem głową, kładąc się obok niego, by wtuleni w siebie, na podłodze, nadzy i szczęśliwi, zebrać siły do dalszego funkcjonowania w naszej codzienności. Dobrze, że mieliśmy siebie, aby jeszcze bardziej umilać swoje życie. W końcu nawet jeśli miłość naszych fanów pomagała nam iść dalej przed siebie, to jednak uczucie, które było między nami, napędzało miliony razy skuteczniej.
Jeongguk
Nie mogłem tak tego zostawić. Po tamtym incydencie z sukkubem, tylko czekałem aż będę miał trochę czasu, dzięki czemu znajdę go i zabiję. Bo bardziej niż o zemstę, chodziło mi o uczucia, jakie wywołał we mnie i Jiminie. W końcu byłem tylko jego i żaden byt nie powinien zrobić mi czegoś podobnego. Tak poniżającego i niepotrzebnego. Rozumiałem, że niektórzy ludzie sami potrafili przyzwać sukkuba, nie mając partnera seksualnego i po prostu potrzebując takiego demona. Ale ja nigdy nie odczuwałem takiej potrzeby. Dlatego to tak bardzo mnie męczyło.
Kiedy znalazłem już na to czas, spędziłem prawie całą noc tropiąc go, a później tocząc z nim walkę. Ten typ demona zdecydowanie nie był na moje doświadczenie i umiejętności, przez co trochę mocno przy tym ucierpiałem. Choć na szczęście udało mi się go pokonać. Cudem, bo cudem, ale udało.
Po tej nocy byłem nieco spokojniejszy, wiedząc że przynajmniej on na pewno już mnie nie nawiedzi. Mnie ani Jimina, czy też reszty moich hyungów. Co prawda nie spodziewałem się, że na drugi dzień, zawita do naszego dormu równie niespodziewany, choć mile widziany, gość. Zawsze kiedy mój tata miał do mnie przybyć, dostawałem od niego jakiąś wiadomość, dlatego mocno się zdziwiłem, gdy po nagraniach, nawet nie zdążyłem się przebrać i zmyć makijażu, a Hoseok już mnie wołał do drzwi wejściowych.
Mimo wszystko kierowałem się do niego z lekkim uśmiechem, w ogóle nie spodziewając, że przywita mnie dość chłodnym i nietypowo spokojnym:
– Jeon Jeongguk. W tej chwili marsz do samochodu.
Nie zdążyłem nic powiedzieć, patrząc mu jedynie przez chwilę w oczy, które w przeciwieństwie do tonu jego głosu, były po prostu wściekłe.
Nie miałem zamiaru z niczym kombinować, krzycząc tylko do hyungów, że wychodzę z tatą, po czym grzecznie założyłem buty i skierowałem się za nim na dół. Po drodze zastanawiałem się co takiego mogło go aż tak zdenerwować, bo przecież nie zrobiłem ostatnio niczego wbrew ich woli?
Posłusznie wsiadłem do samochodu taty, zajmując miejsce pasażera i od razu zaczynając analizować ostatnie dni, w których może nie odpowiadałem na jego wiadomości? Lub nie odbierałem od mamy albo hyunga?
Kątem oka, zobaczyłem w lusterku, że moje ułożone na bok włosy i zbyt wyróżniające się z tłumu ubrania, mogłyby zwracać na nas uwagę, dlatego ściągnąłem skórzaną kurtkę, rzucając ją do tyłu, a zaraz po tym roztrzepałem włosy, aby były mniej ułożone i idealne.
Tata wsiadł do samochodu tuż po mnie, nie odzywając się ani na początku, ani kiedy już ruszyliśmy. Dlatego to ja, po kilometrze lub dwóch, trochę niepewnie się odezwałem, widząc w jakim jest humorze.
– Dokąd jedziemy, tato? I czemu jesteś zły?
– Jeszcze się pytasz? – warknął na mnie, choć na szczęście zaraz się uspokoił, kontynuując już trochę łagodniej: – Staniesz przed Sądem Łowców za swoje zachowanie na wczorajszym polowaniu.
– Zachowanie? Użyłem jakiejś runy, której nie powinienem? Lub broni?
– Zabiłeś sukkuba – wyjaśnił, czego nadal nie rozumiałem.
– To źle?
– Ile razy na szkoleniu powtarzałem ci, że masz trzymać się demonów na swoim poziomie?
Niestety, miał z tym rację. Trochę zapomniałem, że sukkub faktycznie nie zaliczał się do mojego poziomu. Ale jeżeli sobie z nim poradziłem, chyba nie miał być o co zły?
– Skrzywdził mnie, więc musiałem się go pozbyć – przyznałem, choć przed rodzicem było to o wiele cięższe niż przed którymś z hyungów. I może niepotrzebne? Może powinienem po prostu skłamać, żeby jak zwykle nie okazywać słabości?
– Złamałeś nasz pakt z sukkubami – przyznał, a już na samo słowo „pakt", zrobiłem się nieco zły. I może trochę rozczarowany i zmęczony, bo moja rodzina wrzuciła mnie z tym wszystkim na głęboką wodę, oczekując że będę idealnym Łowcą już po pierwszym polowaniu i kilku szkoleniach, ukrywając przy tym sporo faktów o Łowcach.
– Pakt? Mamy jakiś pakt z nimi? Taki, o którym Jeonghyun hyung mówił, że nie istnieją i są zakazane, tato?
– Bo o tym nie wiedzieliśmy! – krzyknął, do tego na tyle głośno, abym się wzdrygnął, od razu żałując swoich słów i śmiałości. Moje spojrzenie uciekło na moje uda, a ręce szybko znalazły się między nimi. Czułem, że zwalniamy, bo tata najwyraźniej zdenerwował się na tyle, że nie potrafił spokojnie prowadzić samochodu. I przez to zaraz zjechał na pobocze. Nie odwracałem się jednak w jego stronę, nawet jeżeli kątem oka widziałem, że na mnie patrzy. – Posłuchaj. Nie bez powodu Łowcy mają przypisane poziomy, według których mogą zabijać poszczególne demony. Dzisiaj rano wyjaśnił mi to mój ojciec, a twój dziadek, który jest głową naszego klanu. Taka wiedza jest dostępna tylko dla głów klanu, ale zdradził mi ją, bo próbowałem powstrzymać go przed wezwaniem cię do sądu. Są pewne demony, z którymi mamy pakt. W ten sposób chronią nas przed innymi demonami. Wydawało mi się zawsze, że zabicie sukkuba graniczy z cudem i dlatego nikt oprócz głowy klanu nie ma poziomu dostatecznego, aby zniszczyć ich przedstawiciela. A te poziomy były tak naprawdę przykrywką. Więc nie dziw się bratu, że powiedział ci o zakazie zawierania paktów, bo to prawda. Tylko głowy klanu mogą podjąć taką decyzję. Zresztą, dlaczego rozmawiałeś z Jeonghyunem o paktach?
– Byłem... ciekawy – skłamałem, nie chcąc mówić nic o Mefym, bo wpadłbym w jeszcze większe kłopoty. – Jak mnie za to ukarzą? – dodałem spokojnie, niestety czując przy tym, że już zebrały mi się łzy w oczach, dlatego odwróciłem głowę na bok, nie chcąc pokazywać tego tacie.
Mężczyzna westchnął ciężko, na szczęście zaraz odpalając już samochód i ruszając w dalszą drogę.
– Nie wiem. Przyleci głowa klanu z Japonii, by sądzić cię razem z dziadkiem. Wiesz, jaki jest mój ojciec, ale ten Japończyk... nie zna litości. Mogą zrobić wszystko. Gdy przed nimi staniesz, narysują ci runę prawdomówności i wszystko zależy od tego, co powiesz. W najlepszym wypadku będziesz... trochę okaleczony.
Skrzywiłem się na to, nie mając już zamiaru niczego dodawać odnośnie tych ich kar i „sprawiedliwości". Bo nie dość że ryzykowaliśmy własnym życiem na każdym polowaniu, to jeszcze musieliśmy dostosowywać się do jakichś paktów, za których złamanie czekała nas okrutna kara.
Milczałem przez całą drogę do Busan, trochę siedząc na telefonie, trochę maltretując swoje wargi z nerwów, tak samo jak paznokcie i włoski na policzkach. Myślałem o tym, co mnie tam czeka. Może nawet i śmierć? Bo znając Łowców i ich okrutną naturę, będzie to dla nich idealna kara za złamanie zasad.
Oczywiście powiedziałem Jiminowi, gdzie musiałem się udać, prosząc przy tym, aby się nie martwił. A kiedy dotarliśmy do miejsca, które już niezbyt pamiętałem, ale nadal znałem, skierowałem się posłusznie za tatą, prosto do domu dziadka. W środku czekała już mama, na której widok miałem ochotę się rozpłakać. Bo nie dość, że nie widziałem jej tak długo, to mogłem się z nią spotkać tylko w takich okolicznościach.
Kobieta przytuliła mnie, pozwalając mi się w nią wtulić i choć trochę uspokoić w jej ramionach. Widziałem, że jest zmartwiona losem swojego młodszego syna, ale tata chyba przygotował ją na taką ewentualność, bo nie płakała, tak jak by to zapewne zrobiła. W końcu opuściłem ją w dość młodym wieku, zajmując się karierą, nie miałem zbytnio czasu się z nią kontaktować i najczęściej widywałem ją po koncertach, na które zapraszałem całą swoją rodzinę. Dlatego w tym momencie, kiedy miałem ją tak blisko, nie chciałem opuszczać jej bezpiecznych ramion, bojąc się tego, co mnie czeka.
Oczywiście w końcu odsunąłem się od niej niechętnie, patrząc na nią tylko smutny i odchodząc bez słowa. Dalej pokierował mnie już tata, prowadząc pod drzwi, za którymi czekał już na mnie dziadek i ten Japończyk. Nie ociągałem się z tym, woląc mieć to już za sobą, dlatego zaraz otworzyłem drzwi, wchodząc do tego pokoju.
Obaj mężczyźni siedzieli za biurkiem z grobowymi minami. Oczywiście tylko tyle zdążyłem zauważyć, bo zaraz nisko się im ukłoniłem, nie wracając spojrzeniem na ich twarze, a zawieszając go gdzieś na podłodze. Znajdowaliśmy się chyba w gabinecie dziadka, ale nie byłem tego pewny do końca, bo raczej nigdy nie mogłem tutaj wchodzić, czy to sam, czy z bratem lub kuzynami. Poza tym zapewne i tak się zmienił przez tyle lat, tak samo jak dziadek, którego ciężko byłoby mi rozpoznać.
– Podejdź, Jeongguk – poprosił mnie zaraz znajomy głos, w którego kierunku zerknąłem, widząc, że przygotował dla mnie sztylet. Pokonałem te dzielące nas dwa metry, podwijając rękaw bluzki i wyciągając do niego rękę. Byłem już przyzwyczajony do takiego bólu, dlatego po prostu przyglądałem się jak symbol, którego nigdy nie używałem, choć dobrze znałem, świeci przez chwilę na mojej ręce, by zaraz po tym zniknąć, trochę przy tym mieszając w moim umyśle.
Miałem niestety sporo sekretów do ukrycia, które mogłem teraz tak łatwo przed nimi zdradzić. A przez taką magię, wszystkie tajemnice same cisnęły mi się na język.
Dziadek wskazał na przygotowane dla mnie krzesło, umiejscowione naprzeciwko tej dwójki, dlatego zaraz niechętnie zająłem na nim miejsce, znów uciekając spojrzeniem na podłogę.
– Jeongguk, wczorajszej nocy dokonałeś zabójstwa na gatunku demonów, który wykracza poza twoje kompetencje. Dlaczego?
Pierwsze pytanie, a już czułem się zakłopotany. Musiałem być ostrożny i wybierać najlepsze i najbezpieczniejsze opcje, które mnie nie pogrążą i nadal będą się zaliczać do prawdy.
– Zapomniałem o tym zakazie – przyznałem, mając nadzieję, że taką odpowiedzią nie rozgniewam ich tak bardzo jak mojego tatę.
– Zapomnienie było twoim powodem? – Niestety głos mojego dziadka nie brzmiał na zadowolony, przez co zaraz się poprawiłem, czego zresztą wymagała ode mnie runa prawdomówności.
– Nie... Ten sukkub przyszedł do mnie... Pod postacią mojej ukochanej osoby – oznajmiłem niechętnie, marszcząc przy tym lekko brwi, bo to nie było zbyt miłe wspomnienie.
– To nie być dobry powód – stwierdził tuż po tym ten Japończyk, który zapewne i tak wszystko uznałby za zły powód, bo przecież powinienem być posłuszny ich zasadom i rozkazom.
– Tak właśnie działają sukkuby. Jak rozumiem zrobił ci krzywdę i postanowiłeś się zemścić?
– Tak. Jestem zakochany i nie potrzebuję do seksu demonów – przyznałem, trochę zły, głównie przez takie podejście ich wszystkich do tego incydentu.
– Ojciec na pewno powiedział ci, to, co mu przekazałem, prawda? Informacje o pakcie, który nasz klan zawarł z sukkubami?
– Tak, powiedział.
– Zgodnie z paktem, dzięki twojej chęci zemsty i bezmyślności, tysiąc niewinnych osób zostało dzisiaj zabranych przez sukkuby, aby zostać ich ofiarami. I nie będą one miały możliwości wyzdrowienia po tym porwaniu. Tysiąc osób zostanie wyssanych z energii do ostatniej kropli, ponieważ nie potrafisz być posłuszny i robić to, co do ciebie należy. A kolejne tysiące będą zabierane co miesiąc. Jak myślisz, jaka kara przysługuje za tak haniebne zachowanie?
Zmarszczyłem tylko brwi na to wszystko, mając ochotę westchnąć. Nie spodziewałem się, że Łowcy, którzy powinni chronić ludzi, pozwolą zabrać ich demonom, bo mieli z nimi „pakt". Jak bardzo beznadziejne to było? I bez sensu? Nawet jeżeli sukkuby miały jakieś zadanie, chronienia nas przed innymi rodzajami demonów, jakie prawo miały do zabijania tylu istnień za śmierć jednego z nich? Przecież mogliśmy się ich pozbyć, tak jak ja to zrobiłem jeszcze tej nocy. I żaden człowiek by już nie ucierpiał.
Nie miałem jednak zamiaru mówić im tego wszystkiego, bo zapewne tylko by na mnie nakrzyczeli, zwiększając karę. O ile w ogóle mogli, bo spodziewałem się, że otrzymam za to największą z możliwych, którą była:
– Śmierć? – zapytałem szeptem, trochę nie potrafiąc się z tym pogodzić, bo nigdy nie pragnąłem tak szybko stąd odejść. Zwłaszcza teraz, łamiąc przy tym serca wszystkich hyungów i fanów, a szczególnie to mojego ukochanego.
– W ten sposób pozbylibyśmy się potrzebnych rąk do pracy – stwierdził mój dziadek, bo przecież było to takie oczywiste. Tylko do tego byłem im teraz potrzebny. Jemu, mojemu bratu i tacie. – Jako Sędzia klanu Jeon, podjąłem decyzję o twoim przymusowym przejściu szkolenia Łowcy. Na najbliższe pół roku zostaniesz w Busan, aby przyjąć szkolenie, które już dawno powinno być ci zapewnione. Twoja wytwórnia zostanie poinformowana o wypadku, który uniemożliwi ci pracę przez ten czas. Całe szkolenie zostanie zakończone egzaminem, który po zdaniu uczyni z ciebie prawdziwego Łowcę i dopóki go nie zdasz, szkolenie będzie się przeciągać. Najwyższa pora, by ktoś się zajął twoją edukacją jak należy. Oprócz tego zostanie na ciebie nałożona runa milczenia, która uniemożliwi ci mówienie o paktach, odbierając mowę za każdym razem, gdy spróbujesz o tym powiedzieć, a także zdolność pisania, jeśli spróbujesz takie informacje zapisać. W tej chwili zostaniesz również skierowany do sali, w której odbierzesz tyle ciosów, ile osób zginie dzisiaj przez twoją bezmyślność. Możesz odejść.
Początkowo jakoś to do mnie nie docierało. Busan? Pół roku? Wypadek? I miałbym w ten sposób okłamać nie tylko moją wytwórnię i hyungów, a również fanów? To było już za dużo. Mimo wszystko to bycie idolem jest tym, czym chciałem się zajmować, co mnie uszczęśliwia i bez czego nie mogę żyć. Nikt z rodziny nie wpłynie już na moje decyzje. Nawet jeśli powinienem być im posłuszny.
– Nie. Mam pracę, z której nigdy nie zrezygnuję dla bycia Łowcą. Mogę próbować pogodzić oba obowiązki, ale nie mam zamiaru skupiać się tylko na tym drugim – oznajmiłem, dość stanowczo, bo przez chwilę wyobraziłem sobie całkowite odizolowanie od mojego ukochanego. Przebywanie w Seulu i bycie w BTS, pozwalało mi mieć go przy sobie cały czas. A będąc w Busan, zapewne widywałbym go raz na miesiąc, może rzadziej. Nie, nie byłem w stanie tego znieść.
– Pyskaty dziecko. Moje dzieci grzeczne – odezwał się znów ten Japończyk, swoim łamanym koreańskim, który zaczynał mnie już denerwować.
– Jeongguk, to jest twój obowiązek. Nie można się sprzeciwiać postanowieniom głowy klanu i Sędziemu – przypomniał mi dziadek surowym tonem, który w tej chwili niezbyt na mnie wpływał, bo za bardzo martwiłem się perspektywą rozstania z moim ukochanym na tak długi czas.
– Obowiązek? Przez który mam nagle zrezygnować ze wszystkiego co kocham? Możecie mnie torturować, ale Seulu nie opuszczę.
– Nawet do niego nie wrócisz przez pół roku. Wyjdź – rozkazał starszy, na co od razu wstałem, mówiąc tylko stanowcze: „Wrócę", po czym ukłoniłem się im i wyszedłem.
Na zewnątrz już czekał na mnie brat, z którym nawet nie chciałem się witać, opierając o ścianę i chowając twarz w dłoniach. A kiedy poczułem jak kładzie mi już rękę na ramieniu, chcąc zapewne zabrać do odpowiedniego pomieszczenia, w którym otrzymam swoją karę, zadzwonił mój telefon.
Spodziewałem się, że któryś z hyungów może próbować się ze mną skontaktować, aby upewnić, że nic mi nie jest. Ale kiedy odebrałem od Namjoona, naprawdę nie sądziłem, że moi hyungowie znów przeze mnie ucierpieli. A to po raz kolejny złamało mi serce.
Jimin
Nagłe pojawienie się ojca Jeongguka zaskoczyło nas wszystkich. A jeszcze bardziej niepokojący był fakt, że Jeonggukie nie odpowiadał na moje wiadomości na Kakao, gdy już razem z resztą zespołu udałem się do dormu po skończonych nagraniach. Patrzyłem zaniepokojony na ekran telefonu, czekając na cokolwiek, choćby tę jedną kropkę potwierdzającą, iż wszystko w porządku. Jednak cisza po drugiej stronie łącza trwała.
Musiałem się czymś zająć, dlatego kiedy Taehyung zaproponował wspólne granie na konsoli, chętnie się zgodziłem. Razem z rówieśnikiem usiedliśmy przy kanapie. Ja oparłem się o nią plecami, natomiast zaciekawiony naszą rozgrywką Hoseok wsunął się między mebel, a swojego chłopaka, sadzając go sobie pomiędzy nogami. Jak zawsze delikatnie ukuła mnie zazdrość, przez to, że Jeonggukie nie może teraz tak siedzieć ze mną, ale ponieważ miałem o nim nie myśleć, wierząc, iż cokolwiek się stanie - da sobie radę, skupiłem się na grze. Oprócz naszej trójki, w dormie był jeszcze lider, który zamknął się w pokoju, aby móc w spokoju posłuchać muzyki i poczytać książkę w ramach łapania oddechu. Najstarsi hyungowie udali się na zakupy, aby uzupełnić nasze zapasy w lodówce, choć Hoseok w drodze do dormu odstawiał, iż nasz raper chce spotkać się ze swoją dziewczyną. Szczerze go podziwiałem, że w tym wszystkim potrafi jeszcze znaleźć czas na takie spotkania. Przecież on również miał wiele na głowie, a mimo tego mógł znaleźć chwilę na randkę z Hani nooną.
Znów za bardzo uciekłem myślami, przez co moja wirtualna postać spektakularnie wyskoczyła z toru wyścigowego. Tae zwrócił na to uwagę chyba już trochę wyczulony na mój humor, bo zaraz zaczął mnie zagadywać, abym przestał myśleć o moim ukochanym. W trakcie naszej wymiany zdań, z pokoju mojego rówieśnika przyszedł Mefy, ciągnąc za sobą trzy skarpety, aby spałaszować je, siedząc na kanapie. Kto by pomyślał, że demon stanie się integralną częścią naszego mieszkania...
Minęły może z dwie godziny, podczas których udało mi się wygrać z Taehyungiem kilka razy, Seokjin hyung wrócił i zrobił obiad, który zjedliśmy przy telewizorze (tak jak podejrzewałem, Yoongu hyung wyrwał się, by spędzić trochę czasu z Hani nooną), a Namjoon hyung zdążył nas ochrzanić za zbyt głośną ekscytację kolejnym ukończonym wyścigiem. I wszystko wydawało się całkiem normalne, dopóki nie poczułem jakiegoś niepokoju w żołądku. Moja głowa jakby sama odwróciła się w stronę wejścia do pokoju, a kiedy napotkałem patrzące na mnie czarne oczy, zamarłem.
Na pierwszy rzut oka mógłbym powiedzieć, że w progu stoi Jeongguk, który szykował się na wyjście na scenę. Przystojny, spokojny, ubrany w najlepszy garnitur. Ale teraz, w świetle dnia, bez problemu mogłem zobaczyć, że wcale nie stał przed nami mój ukochany. Czarne jak węgiel, bezbiałkowe oczy, utwierdzały w przekonaniu, iż mamy do czynienia z istotą nadprzyrodzoną. Uśmiech, który powinien ozdabiać tę twarz, wykrzywiał się w taki sposób, jakby wiedział, że za chwilę zrobi coś bardzo złego i cholernie mu się to podobało.
Ledwo zdążyłem wziąć głębszy oddech, czując, jak moje serce wali z przerażenia, gdy między mną, a tym potwornym bytem, wyrósł wysoki na dwa metry demon o fioletowej skórze. Jego głowę przystrajały wielkie, baranie rogi, a zamiast nóg i rąk, posiadał kopyta oraz szpony. Jednak ten potwór, stał do nas tyłem, przez co byłem jeszcze bardziej zdezorientowany.
- Wynoś się stąd. To mój teren - zagrzmiał i dopiero po tonie rozpoznałem w nim Mefy'ego, który obiecał przecież nas bronić. Jego głos również przeszedł transformację, ale dało się go rozpoznać. Nawet pomimo tak przyprawiającego o ciarki tonu.
To musiało być stanowczo za dużo dla Hoseoka, który dopiero po przemianie naszego demona obronnego, zorientował się, co się dzieje. Wrzasnął okropnie z przerażenia, zaraz łapiąc moje ramię, aby odciągnąć jak najdalej od tych stworzeń z piekła rodem. Dałem się mu ciągnąć, zbyt przerażony, aby ruszyć się w jakikolwiek sposób. Mogłem jedynie obserwować tego pseudo-Jeongguka, który wyraźnie interesował się moją osobą. Ciągle patrzył prosto na mnie, przez co łatwo było się zorientować kto jest celem jego wizyty.
Przerażający uśmieszek na twarzy obcego demona był jednak niczym z jego chichotem, który brzmiał jak z najgorszych koszmarów. Ledwo wydał kilka dźwięków, a nagle prosto od jego ciała, w naszą stronę pomknął cień, który zachowywał się, jak ciecz, zalewająca podłogę i wszystko, co napotkała na swojej drodze do mnie. Poruszał się z taką prędkością, że dwie sekundy wystarczyły, aby cały pokój pochłonęła ciemność, nierozjaśniona żadnym, choćby najmniejszym światełkiem.
Nagle poczułem, jakby moje ciało przestało do mnie należeć. Ramiona opadły mi luźno, straciłem czucie w nogach, a głowa opadła nieco w dół. Mój umysł pozostał w pełni przytomny, ale fizycznie jakbym zapadł w sen. I to dość makabryczny, bo zorientowałem się, że moja noga sama stawia krok w przód.
- Jimin! - krzyk Hoseok hyunga docierał do mnie jak przez wodę, ale dał się zrozumieć. Nadal trzymał moje ramię, ale najwyraźniej czując moje poruszenie się, postanowił przytrzymać mnie mocniej, o co błagałem go bez słów.
Jednocześnie wydarzyło się kilka rzeczy na raz. Ręka starszego, która powstrzymywała mnie przed dalszym stawianiem kroków, puściła mnie, całkowicie pozwalając na mój spacer wbrew mojej woli. Usłyszałem, jak Taehyung krzyczy imię swojego chłopaka, chyba łapiąc go w tej ciemności. Mefy ryknął potężnie, prawdopodobnie nacierając do walki, jednak zaraz po tym, usłyszałem tylko wrzask bólu. Jednak to wszystko jakby nagle ucichło, a czerń wokół zdawała się być kocem, który otula mnie coraz ciaśniej i ciaśniej, pomagając jednak stawiać kolejne kroki.
Jeszcze nim dłoń demona wylądowała na moim policzku, poczułem jego obecność. Zwykle od innych ludzi czuje się ciepło, ale w tym przypadku jakiś żar buchał od tego bytu, przez co bałem się, że mnie oparzy. Jednak ten łagodny, niepasujący do tak okropnej istoty, dotyk, jakby przeniósł mnie nagle do innej rzeczywistości. Ciemność stała się jeszcze gęstsza, zabierając wszystkie możliwe dźwięki. Było tak nieznośnie cicho, że zdawało się, iż zaczynam słyszeć szum mojej krwi w uszach. W dodatku powietrze stało się jakby tłuste. Miałem wrażenie, że lepi się do wnętrza moich płuc, krzywdząc mnie od środka. Najgorsze jednak było, gdy w tej ciszy zaczęły pojawiać się głosy.
Przerażające szepty nie pasowały mi ani do męskiego, ani do żeńskiego głosu. Zdawały się dochodzić z każdej strony, ale jednocześnie jakby ze mnie, z mojego środka. Oskarżały mnie o zaniżanie poziomu BTS, o moją słabość w czasie treningów wokalnych, o ciągłe załamania głosu, o piskliwości tonu, o mojej sylwetce, która przecież była za gruba, o odstawaniu od reszty chłopaków przez swój beznadziejny wygląd. To wszystko było okropne, jednak jeszcze bardziej zabolało, gdy kolejne szepty wytknęły mi, iż Jeonggukie jest ze mną tylko dlatego, że ma mnie pod ręką oraz z litości, bo uganiałem się za nim żałośnie długo.
To wszystko tak bardzo przytłaczało, że miałem ochotę zwinąć się w kulkę i płakać. Po prostu pragnąłem wylać morze łez, w którym się utopię, znajdując w śmierci sposób na uciszenie tych głosów, wypowiadających głośno każdy mój lęk. Nie mogłem jednak tego zrobić, bo niewidzialna siła wciąż zmuszała mnie do stania prosto. Dopiero, gdy po policzkach pociekły mi łzy, poczułem, jak odzyskuję kontrolę, przez co moje nogi nie wytrzymały i ugięły się, abym mógł ukryć się w kuckach, zasłaniając uszy dłońmi. To jednak nic nie dawało, dlatego zacząłem błagać o litość.
Nie wiem, czy minęła minuta, czy cały dzień, ale kiedy poczułem, że zaraz zemdleję lub oszaleję, nagle wszystko ustało, a na moim policzku pojawił się łagodny dotyk. Ciemność jakby powoli się rozrzedzała, przez co widziałem kontury jakichś... budowli? Drzew? Sam nie wiedziałem. I nie zdążyłem się tym zainteresować, aby móc określić moje położenie i szukać drogi ucieczki, bo cała moja uwaga skupiła się na ponownie dotykającej mojego policzka dłoni. A następnie kolejnej, tym razem na ramieniu. I na biodrze. I na nodze. Tak wiele rąk zaczęło badać moje ciało, a każdy jeden napawał mnie obrzydzeniem. Próbowałem wstać i im uciec, jednak nawet odczołganie się kawałek, nie pozwoliło mi na pozbycie się tego niechcianego dotyku. Płakałem, błagałem, próbowałem bić niewidzialne ręce, jednak bez skutku. Sam już nie wiedziałem, czy z mojego gardła nadal wydobywa się krzyk, błagający Jeongguka o pomoc, czy to zostawało już tylko w mojej głowie.
Kiedy znów byłem bliski szaleństwa, ręce zniknęły, pozostawiają tylko te na moich ramionach. W tym momencie poczułem, jak ktoś wtula w siebie moje plecy, delikatnie parząc skórę.
- Jiminnie, mój Jiminnie. Pozostaniesz tu ze mną już na zawsze.
Ten głos ani trochę mi się nie podobał. Brzmiał jak ten złowieszczy śmiech, który wcześniej męczył moje uszy.
- Nie chcę - załkałem, pozwalając łzą spływać do mojego gardła. - Zostaw mnie.
- Chcesz. Przecież tego pragniesz. Mnie pragniesz - szeptał, a jego ton z każdą chwilą zmieniał się w bardziej uwodzicielski, niż szkaradny.
Dłoń demona postanowiła powędrować po moim ciele, ponownie przynosząc uczucie paraliżu, ale również tej nieznośnej utraty kontroli.
- Nie. Jesteś demonem. Tylko demonem. A ja kocham Jeongguka - powiedziałem, trzymając się tej myśli, jak ostatniej deski ratunku.
- Kochasz go? Dlatego go zdradzasz i pożądasz innych? - wyszeptał mi prosto do ucha, badając moje uda.
- Nie pożądam nikogo innego. To była tylko chwila słabości - odparłem, już mniej pewnie. W końcu sprawa z Taemin hyungiem nadal była świeża. I choć tak bardzo żałowałem, nie mogłem cofnąć czasu. A bardzo bym chciał.
- Chwila słabości, którą Jeongguk zapamięta na całe życie i będzie płakał przez nią po nocach - zauważył zły byt, sięgając ręką do mojego krocza, które zaczął masować przez resztki materiału, jakie mi zostały po spotkaniu z niewidzialnymi rękami.
- Przestań. Błagam, przestań! - rozpłakałem się jeszcze bardziej, nie mogąc znieść dotyku, który sprawiał zarówno przyjemność, jak i przynosił obrzydzenia. Do siebie i do tego potwora.
Dłoń demona zasłoniła mi usta i na moment zamknąłem oczy. A kiedy je otworzyłem, byłem już w naszym hotelu w Tokio, gdzie Jeonggukie badał moje ciało dłońmi, sprawiając mi tym dużo przyjemności.
Mój Jeonggukie. Kocham cię. Weź mnie całego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top