17. interakcje

[6622 słowa]

Jeongguk

Cały mój dzień był po prostu ciężki. Chodzenie było ciężkie, leżenie było ciężkie, a co dopiero kilkugodzinny taniec. Na szczęście Hobi rozumiał, że mogę być przemęczony, i niczego nie komentując, pozwalał mi odpocząć częściej niż zwykle. Niestety reszta chłopaków tworzyła sobie całkowicie inne teorie dotyczące mojego stanu, który dla niektórych był przemęczeniem ostatnimi aktywnościami. Ale akurat z tym dawałem sobie świetnie radę. No i z dzisiejszym dniem też powinienem, po ilości użytych run, mających mnie uzdrowić. Ale najwyraźniej byłem też zmęczony psychicznie? Co wpływało na moją kondycję fizyczną? Nie potrafiłem tego inaczej wytłumaczyć.

Oczywiście chciałem porozmawiać z Jiminem jeszcze w Big Hit, jednak nie czułem się na siłach, a on widać, że nie szukał na razie mojego towarzystwa, również wyglądając na zmęczonego. Dlatego dopiero w dormie planowałem go gdzieś złapać i zamienić z nim kilka słów. Choć najpierw planowałem trochę odpocząć. Przez co po powrocie nie szedłem nawet do kuchni, czy do łazienki, a prosto do swojego pokoju. Chyba od razu zasnąłem, bo kiedy się przebudziłem, na dworze już się ściemniało, a w moje drzwi ktoś pukał.

Przetarłem tylko oczy, przekręcając się powoli i zaczynając rozmasowywać odrętwiałą rękę. A kiedy zacząłem już w pełni kontaktować, w końcu się odezwałem:

- Taak? - Mój głos nadal był lekko ochrypnięty od snu, dlatego nie byłem pewien, czy dotarło to do mojego gościa. Na szczęście drzwi za chwilę się otworzyły i stanęła w nich osoba, za którą najwyraźniej moje serce tęskniło na tyle, by od razu mnie całkowicie rozbudzić.

Jiminnie hyung!

- Jesteś bardzo zmęczony? Czy możemy pogadać? - zapytał niepewnie, zaledwie zaglądając do mojego pokoju i jeszcze nie przekraczając jego progu.

- Wymęczyłeś mnie, ale wiesz, że dla ciebie zawsze wykrzesam z siebie trochę energii - przyznałem z delikatnym uśmiechem, mrugając szybko zmęczonymi oczami, aby bez problemu móc na niego patrzeć. Bo o dziwo wyglądał na smutnego?

- Ja? - dopytał zdziwiony, jakby nie chciał się przyznać do jakiego stanu mnie doprowadził dzisiejszą nocą. Ale może po prostu nie chciał na razie o tym rozmawiać, a poruszyć inny temat?

Blondyn wszedł w końcu do środka, zamykając za sobą, po czym przeszedł pod mojego łóżko. Choć nie usiadł na nim, tak jak się tego spodziewałem, a zajął miejsce na podłodze, tuż przy nim. Nie spodobało mi się to, bo teraz chciałem go mieć jak najbliżej siebie.

Wyciągnąłem rękę w stronę jego włosów, delikatnie je przeczesując i mówiąc przy tym krótkie: „Yhymmm", jako odpowiedź na jego pytanie. Nawet tak prosta czynność niezwykle mnie w tej chwili cieszyła, bo nawet w nocy nie miałem okazji go tak dotykać. W końcu chciał nade mną dominować i niezbyt miałem ku temu okazję.

- Chodź może na łóżko, Jiminnie? - zaproponowałem, słysząc jak mój głos trochę się już zmienił przez jego bliskość. Teraz wydawał się bardziej delikatny i stonowany, a może nawet odrobinę uroczy. Ale tak właśnie działał na mnie mój ukochany.

Chłopak nie zareagował na moją propozycję. Nawet na nią jakkolwiek nie odpowiedział. Zamiast tego przyciągnął nogi do siebie, spierając na kolanach podbródek i zaczynając mówić coś, czego nie spodziewałem się tak od razu:

- Przepraszam. Tak bardzo żałuję tego, co ci powiedziałem w nocy. Ja wiem, że masz swoje obowiązki. I ratujesz życie ludziom, którzy nawet o tym nie wiedzą. Powinienem cię wspierać, a nie ranić - wyznał, tuż przy samym końcu nie powstrzymując łez, które chyba już w połowie tej wypowiedzi próbowały wypłynąć z jego oczu, co wywnioskowałem po sposobie, w jaki jego głos powoli się załamywał.

Może i wcześniej tego potrzebowałem. Pocieszenia, zapewnień, może nawet i przeprosin. Ale nie od niego. Jiminnie nic mi nie zrobił, chcąc po prostu mojej uwagi i miłości, której mu nie dawałem wystarczająco. Dlatego tak bardzo zabolał mnie fakt, że nie zdołałem tego jakoś rozwiązać, zanim mojemu słońcu zrobiło się przez to tak smutno.

Przysunąłem się jeszcze bliżej niego, tak aby bez problemu dosięgnąć drugą ręką do jego mokrego policzka, który zacząłem delikatnie głaskać, przyglądając się smutnie jego twarzy. Drugą ręką nadal gładziłem jego włosy, chcąc mu zapewnić jak najwięcej tego subtelnego dotyku.

- Hyuung, już wszystko jest w porządku. Rozumiem, że chcesz, abym ci poświęcał więcej czasu... i będę starał się to robić. Za wszelką cenę - zapewniłem, już w ciągu dnia starając się obmyślić jakiś plan, który pozwoli mi skrócić moje polowania lub ograniczyć ich liczbę. Wszystko dla szczęścia mojego ukochanego.

Jiminnie w końcu podniósł na mnie wzrok i zawahał się, chyba chcąc wstać. Choć zaraz się przed tym powstrzymał, a z jego oczu popłynęło jeszcze więcej łez, gdy z ust wyrwał się szloch.

Och, nie, nie, nie. Kochanie...

- Powinienem z tobą porozmawiać już wczoraj - wyszlochał, na co jak najszybciej zwlokłem się z tego łóżka, na chwilę łapiąc za głowę, gdy poczułem, jak przez nawet taki ruch zakręciło mi się w niej. Ale moja kondycja fizyczna mało mnie teraz obchodziła, dlatego szybko się z tego otrzepałem, siadając przy nim na podłodze i obejmując tak, aby przyciągnąć całkowicie do siebie.

- Sposób, w jaki wczoraj się pogodziliśmy, też był bardzo miły i przyjemny. Ćśś, mój Jiminnie... Spokojnie, kochanie - szeptałem, trzymając go tuż przy swoim torsie, gdy moje ręce głaskały jego ramiona, a oczy już zaczynały zachodzić łzami przez jego stan.

- Co? Nie... Nie... Nie rozmawialiśmy... wczoraj - stwierdził nagle, między szybkimi oddechami i szlochem. I sumie... miał rację.

- Wiem. Nie za wiele rozmawialiśmy. Ale już wszystko zrozumiałem. Tylko... mogłeś mi trochę odpuścić. Przez ciebie ledwo chodzę, hyung - przyznałem, chcąc mu się w ten sposób odrobinę poskarżyć, ale i poprawić humor.

- Jeonggukie, o czym ty mówisz? - Jednak jego zdziwienie trochę mnie zdezorientowało.

- No o naszym wczorajszym seksie - przypomniałem mu szeptem. Może wczoraj pił i tego nie pamięta?

- Jeong... Jeong... Gu... Gukie... Wczo... Wczoraj byłem... u... u... u Taemin hyunga - wyznał, mocno roztrzęsiony, nadal płacząc. A kiedy na mnie spojrzał i zaczęło to do mnie docierać, w jego oczach starałem się doszukać czegoś, co powiedziałoby mi, że po prostu żartuje. - Nie... nie ko... chaliśmy się... wczo... wczoraj - dodał, a ja jakoś nie potrafiłem przyjąć do siebie tej informacji. W końcu wszystkie wspomnienia z tej nocy nadal były żywe w moim umyśle. Jego dotyk i wszelkie doznania. Głos, usta, dłonie...

Przecież...

Nawet nie wiem, kiedy odwróciłem głowę gdzieś na bok i dałem się całkowicie pochłonąć moim myślom. A gdy doszedłem do jednego logicznego wniosku z tej sytuacji, aż się skrzywiłem.

- Na pewno, hyung? - zapytałem jeszcze cicho, tak bardzo pragnąc usłyszeć odpowiedź przeczącą, choć wiedziałem, że to niemożliwe.

- Na... na pewno. - Te słowa wystarczyły, abym powoli się od niego odsunął, kładąc sobie rękę gdzieś na torsie. Wzdrygnąłem się. Z obrzydzenia i strachu. A moje spojrzenie zawiesiło się na jednym punkcie, gdzieś na podłodze, nie potrafiąc się do niego oderwać. Bo... nawet nie wiedziałem, co w tej chwili czuć. Zostałem wykorzystany? Zgwałcony? Ale przecież do samego końca byłem przekonany, że to mój Jimin. Dlatego chciałem tego i nie miałem nic przeciwko wszystkiemu, co chciał mi zrobić.

Moje zachowanie sprawiło, że szloch mojego ukochanego tylko przybrał na sile, choć nadal byłem zbyt zszokowany, aby na to zareagować.

- De... demon. Ko... chałeś się... z demonem. - Sam słusznie zauważył, niestety przyznając to, czego ja nie potrafiłem, bojąc się nawet o tym pomyśleć.

Seks z demonem. Bytem, który mógłby mnie zabić, gdyby tylko się postarał. Seks z czymś, czego nigdy nawet nie chciałem dotknąć, a otrzymał całe moje ciało. W dodatku, sam mu je oddałem, myśląc że to mój ukochany.

Zerwałem się, prosto do biurka, skąd wziąłem sztylet, aby zacząć rysować na swoim ciele runy. Ochronne i uzdrawiające. Choć przeróżnego rodzaju. Dlatego najpierw zapełniłem nimi jedną rękę, nawet nie dając im zniknąć, i już przerzuciłem się na drugą.

Przyglądałem się, jak lekko błyszczą, niemiłosiernie boląc. I czekałem na efekty, jak tylko zaklęcia się wchłonęły. Ale... nic to nie dało. Nadal byłem osłabiony, zmęczony i czułem się bezsilny.

One już zawsze będą przychodzić. Do mnie. Do hyungów. A ja nic na to nie poradzę. Jestem tak beznadziejnym i słabym Łowcą.

Pokręciłem powoli głową, chowając twarz w dłoniach. Nie zamknąłem jednak przy tym oczu, po prostu chyba bojąc się tego zrobić.

Bardzo słabym Łowcą... i chłopakiem, i idolem, i człowiekiem...

Zaraz poczułem, jak czyjeś dłonie mnie obejmują. A wiedząc, że to tylko Jiminnie, szybko uciekłem w jego ramiona, z całych sił starając się nie rozpłakać.

- Przepraszam, hyung - wyszeptałem, usiłując normalnie oddychać, choć w tej chwili nawet to było ciężkie.

- Ca.. łowałem się... z Tae... min hyungiem. To... ja... prze... przepraszam! - przyznał nagle, obejmując mnie jeszcze mocniej.

Nie spodziewałem się takiej wiadomości, dlatego znów mnie po prostu zamurowało.

- Kie-kiedy? - To pytanie było jedynym, co przyszło mi w tej chwili do głowy. Bo jeszcze nie przyswoiłem tej informacji.

- Ostatniej... nocy... - sprecyzował, odsuwając się ode mnie powoli i nagle lądując tuż przede mną, do tego na podłodze, kłaniając się. - U... piłem się... i... poz...woliłem... mu... prze... praszam... - tłumaczył się dalej, a ja nie miałem pojęcia co zrobić.

To zabolało. Bardziej niż świadomość tego, że zostałem wykorzystany przez demona. W końcu byłem zazdrosny o jego przyjaciela już od dobrych kilku lat. A teraz, kiedy byliśmy nareszcie razem, oni...

Musiałem przenieść się jak najszybciej na swoje łóżko, bo inaczej czułem, że zaraz bym tam upadł. Straciłem nagle chęć i ochotę do zmuszania swojego ciała do współpracy. W końcu było ono wymęczone i jakoś ciężko mi teraz z tym walczyć.

Jimin znów zaczął płakać, nie ruszając się z miejsca. A ja nie potrafiłem mu jeszcze powiedzieć, żeby tego nie robił i wstał, bo moje myśli skupiły się na tych kilku słowach, które mi przed chwilą przekazał: „Całowałem się z Taemin hyungiem".

Całował się z nim...

- Zawsze mówiłem... hyungowi o moich problemach... Wydawało mi się... że czasem tylko on... ma ochotę mnie wysłuchać... A przez twoje polowania czułem się... samotny - zaczął, urywając swoją wypowiedź co kilka słów, aby zaczerpnąć powietrza lub pozwolić kolejnym łzom popłynąć po policzkach. A ja po prostu siedziałem, pozwalając mu mówić dalej. - Reszta chłopaków... zajmuje się sobą... nie miałem z kim porozmawiać w dormie... więc poszedłem do hyunga... I wypiłem za dużo... I on dał mi... bliskość. I czułem się dobrze... I nie... myślałem. W ogóle... o niczym nie myślałem... gdy złączył nasze usta. Po prostu... dostałem ciepło... za którym tęskniłem... Ale żałowałem tego... już po chwili... I nadal żałuję... bo cię kocham... i nie chciałem cię zranić... I już nigdy... nigdy nie pójdę do hyunga... I nie będę pił... Tylko proszę, wybacz mi...

To wytłumaczenie i opisanie całej tej sytuacji sprawiło tylko, że obraz ich dwójki, cieszącej się tym pocałunkiem i swoją bliskością, pojawił się w mojej głowie, od razu sprawiając, że skrzywiłem się, nie potrafiąc już dłużej powstrzymywać. Nie byłem silny, zwłaszcza w tej chwili, pozwalając uciec pierwszym łzom z moich oczu, i mając ochotę po prostu ukryć się pod kołdrą lub kocem, z dala od wszystkiego i wszystkich. Chociaż przez chwilę.

Ale wiedziałem, że jakoś muszę sobie poradzić z tym bólem. Zaakceptować go i zaakceptować to wydarzenie. Tylko... to nie było takie łatwe, bo tak bardzo chciałem, aby Jimin pragnął tylko mojej bliskości i ciepła. Tylko mojego ciała i moich ust.

Jimin

Pogarda. To właśnie czułem w tym momencie względem samego siebie. Gdybym był choć trochę rozsądny, nigdy nie pozwoliłbym Taemin hyungowi na pocałunek. Zresztą, sam się o niego prosiłem, a to tym bardziej nie powinno mieć miejsca. Wstyd będzie mi teraz towarzyszył przez resztę życia. Nigdy sobie nie daruję tak egoistycznego i chamskiego zachowania.

Teraz, klęcząc na podłodze, z moich oczu płynęły gorące łzy, z którymi powinny wypłynąć gałki. Może choć trochę zostałbym ukarany za moje błędy. Niemożliwość oglądania uśmiechu Jeongguka była przecież dla mnie największą karą. Ale one uparcie pozostały na swoim miejscu.

- Też chciałem dać ci jak najwięcej bliskości, kiedy... Kiedy... - zaczął cicho Jeonggukie, ale musiał wziąć głębszy oddech, bo sam zalewał się łzami. - Kiedy wróciłem przedwczoraj z polowania... Gdybym tylko mógł, zawsze wybrałbym ciebie, hyung.

Nie potrafiłem ruszyć się z miejsca, klęcząc przed nim w ukłonie. Nawet nie wiedziałem, co powiedzieć. Nic mnie nie usprawiedliwiało. Jeżeli Jeonggukie kiedykolwiek mi wybaczy, to będzie to prawdziwy akt miłosierdzia z jego strony, bo nie zasługiwałem na to.

- Nie rób tak, hyung. Wstań - szepnął, a ja powoli podniosłem się, nadal jednak spuszczając w dół głowę. Nie czułem się na siłach, aby widzieć jego łzy, których byłem powodem.

Nagle poczułem, jak niezwykle delikatna ręka dotyka grzbietu mojej dłoni. Przypominało to bardziej dotyk motyla lub jesiennego liścia, jednak moja kończyna sama zareagowała, potrzebując dotyku tej jednej, wyjątkowej dla mnie osoby. Dlatego niezdarnie i z niezwykłą ostrożnością, pozwoliłem sobie na ujęcie tej dłoni. Nasze palce pierwszy raz się ze sobą nie splotły po takim geście, a narastająca między nami cisza świadczyła o tym, jak bardzo oddaleni jesteśmy od siebie, nawet znajdując się fizycznie ten jeden metr od siebie.

Trwanie w takim zawieszeniu nie mogło trwać w nieskończoność, jednak w momencie, gdy Jeonggukie zaczął cofać swoją dłoń, coś we mnie pękło. Poczułem, jakbym już nigdy nie miał go spotkać, choć przecież jeszcze wiele lat będziemy razem pracować i mieszkać. Pod wpływem tak silnych emocji, zalałem się łzami, padając przy tym na kolana, zbyt roztrzęsiony, aby móc dalej stać. I choć Jeonggukie najwyraźniej nie życzył sobie mojego dotyku, ująłem jego złączone nogi drżącymi rękami.

- Jestem dupkiem. Jestem egoistą. Jestem najgorszym chłopakiem, jakiego mogłeś mieć. Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam - szlochałem, nie podnosząc głowy.

- Jimin... - Jego łamiący się głos wywołał tylko jeszcze więcej moich łez. - Nie mów tak. Nie mów. Nie mów, nie mów, nie mów. Nie chcę tego słyszeć. Bo jesteś moim szczęściem... i nieważne, czego byś nie zrobił, nigdy nie będę chciał cię stracić... Tak bardzo cię kocham, hyung, nawet kiedy to tak boli - wyznał zapłakany, powoli zaczynając głaskać moje włosy, starając chyba choć trochę uspokoić. Szybko podniosłem się, widząc, że dokładam mu tym jeszcze więcej cierpienia, po czym usiadłem mu okrakiem na kolanach, chcąc go pocieszyć tak, jak hyung zawsze powinien. W końcu to on przeżywał teraz dużo mocniejsze uczucia, to on był młodszy i to on zasługiwał na to, aby dostać ukojenie. Chciałem nim być, choć był w tej sytuacji spory absurd.

- Nie chciałem być powodem twojego płaczu. Nigdy, przysięgam. Proszę, nie płacz - błagałem, tuląc go mocno do siebie.

Maknae również mnie objął, tak samo mocno, po czym pokręcił głową.

- Mam ochotę już nigdy cię nie puszczać. Nigdy, nigdy... Proszę, nie chodź już do niego.

- Nie pójdę. Przysięgam - obiecałem i wiedziałem, że dotrzymam tego słowa za wszelką cenę. Moja przyjaźń z hyungiem nie była warta łez mojego ukochanego.

Długo jeszcze siedzieliśmy ciasno spleceni, starając się uspokoić, jednak nie szło nam to zbyt dobrze. W pewnym momencie doszło do tego, że nawet nie miałem już czym płakać. Jeonggukie postanowił w końcu przenieść nas na łóżko, nie wypuszczajac mnie jednak ze swoich objęć. Jego oczy były już mocno zaczerwienione od łez, które jemu również się skończyły.

- Wiem, że... twój hyung jest na pewno dojrzały i przystojniejszy. Potrafi się tobą zaopiekować i dać ci to, czego potrzebujesz. A ja... umiem tylko udawać przed naszymi fankami, że tak wiele potrafię, choć... nawet nie umiem zapewnić ci szczęścia - wyszeptał, na co natychmiast pokręciłem głową.

- Nieprawda. Jesteś najprzystojniejszą osobą, jaką znam. I potrzebuję tylko ciebie, nikogo innego. I nie udajesz, bo ja wiem, że wiele potrafisz. Tylko kosztuje cię to masę pracy i czasu. I doceniam to. I... I kocham cię. Kocham całym moim sercem - zapewniłem cicho, choć tym razem to jego głowa wykonała ruch zaprzeczający tym stwierdzeniom.

- Też cię kocham, dlatego nie mogłem cię teraz nie przytulić i chcieć trzymać blisko... Hyung... - wyszeptał, odsuwając mnie nieco, ale tylko po to, aby móc musnąć moje usta. Usta, które tak bardzo pragnęły jego słodkich warg, przez co nie mogłem się powstrzymać przed ich ponownym, krótkim posmakowaniem.

- Bardzo, bardzo cię kocham. Proszę, odpocznij. Nigdzie nie idę, zostanę z tobą, jeśli tylko tego chcesz - zapewniłem, wtulając się w niego ponownie.

Przez chwilę leżeliśmy, oboje pogrążeni we własnych myślach. Moje skupiły się na ciągłym przeżywaniu tej tragedii, wcale nie polepszając mojego nastroju.

- Chyba... powinienem powiedzieć też reszcie hyungów, aby starali się upewniać, że mając do czynienia z prawdziwym Jeonggukiem, a nie demonem. I... ja też powinienem zacząć to praktykować - wyszeptał, przerywając ciszę, a jego słowa wywołały we mnie jeszcze więcej lęku, przez co mimowolnie się skuliłem.

- Naprawdę uprawiałeś seks z demonem? - wyszeptałem. Tak, jak jego bolał mój pocałunek z Taemin hyungiem, tak i mnie trochę przytłoczyło to, że jego ciało zostało w ten sposób zbezczeszczone przez ten okropny byt.

- Naj-najwyraźniej.

Czy mogłem mu o to robić wyrzuty? O spędzenie nocy z kimś, a raczej czymś innym? Nie. I nie zamierzałem tego nigdy robić. On sam na pewno wystarczająco miał do siebie żal o coś takiego.

- Czy... Czy coś ci się przez to stanie? Nie zmienisz się w demona? - wyszeptałem, stawiając to jako priorytet tej sytuacji. Bo jego bezpieczeństwo było dla mnie dużo ważniejsze.

- N-nie. Jestem tylko przemęczony. Sukkuby wysysają z człowieka całą energię. Ze mną też to zrobiły.

Kiwnąłem lekko głową i ukryłem twarz w jego boku, chcąc ukryć łzy, które znów zebrały mi się w oczach. Najwyraźniej nie do końca wyschły.

- Ale nie było ci z nim lepiej? - zapytałem, trochę licząc, że młodszy zignoruje to pytanie. W końcu nie powinno się pytać o coś, jeśli nie chce się znać odpowiedzi.

- Nie. Było dziwnie. Otrzymałem dużo przyjemności, ale zero bliskości - stwierdził, wręcz obrzydzony taką koncepcją. Objąłem więc go jedną ręką w pasie, aby mieć wygodniejszy dostęp do jego pleców, które gładziłem uspokajająco.

- Nie wiem nawet, co na to powiedzieć... - przyznałem.

- Ja... nie mam nawet pojęcia, co powinienem czuć. Byłem przekonany, że to ty, hyung. Byłem szczęśliwy, ale... Nadal uważałem, że powinniśmy sobie wszystko wyjaśnić.

- Najważniejsze, że jesteś cały i zdrowy.

Uniosłem się trochę, aby móc spojrzeć w te smutne, zmęczone, brązowe oczy. Coś w nich było, jakaś prośba, która łamała serce, ale zarazem dawała siłę do wiary w to, że najgorsze już za nami. Może to wszystko była jakaś próba? Coś, co miało nam dać odpowiedź na pytanie, czy nasza miłość jest w stanie wszystko przetrwać.

Z tą myślą sięgnąłem jego ust, znów ledwie je muskając, jednak tym razem młodszy nie pozwolił mi tak szybko się odsunąć, przez co nasza pieszczota potrwała chwilę dłużej. Na więcej sobie dzisiaj nie pozwoliliśmy, po prostu zasypiając w swoich ramionach z nadzieją na lepsze jutro.

A gdy rano się obudziłem, byłem już pewien tego, że nigdy nie chcę opuszczać boku mojego ukochanego, bo tylko przy nim mogłem czuć się, jakby w moich żyłach płynęła czysta magia. Magia naszej miłości, która razem z czasem uleczy każdą naszą ranę.

Jeongguk

Luty robił się coraz chłodniejszy. I choć po rozmowie z Jiminem, robiłem wszystko, aby nasza relacja nie dopasowywała się do tej zimowej pogody, było to niezwykle ciężkie. Jakoś nie mogłem pozbyć się myśli, że to, czego tak bardzo się obawiałem, stało się prawdą. I to w zaledwie jedną noc. Odczuwałem przez to tak wiele emocji, że czasami sobie z nimi nie radziłem i ponownie pozwalałem sobie na łzy, oczywiście ukrywane przed ukochanym.

Przynajmniej na polowaniach nie dopuszczałem do siebie myśli o ostatnich wydarzeniach, skupiając tylko na moim obowiązku. Dzięki czemu i tej nocy byłem w pełni skoncentrowany na rysowaniu odpowiednich run, prowadzących mnie do miejsca, o skupisku największej ilości złej energii.

Przeteleportowałem się kilka razy, przechodząc też po dachach kilku budynków, aż w końcu dotarłem do wielkiego gmachu szkoły muzycznej, trochę się dziwiąc, że wybór tego demona padł akurat na takie miejsce. Ale to na pewno był zwykły zbieg okoliczności. Przecież osoby z pasją, też często miewały czarne myśli. I nigdy nie było na to żadnej reguły.

Bez problemu przedostałem się do środka, od razu umieszczając na sobie runę, która nie będzie zwracać na mnie uwagi zwykłych ludzi, abym czasem nie natrafił na jakiegoś ochroniarza, albo co gorsza - ucznia lub nauczyciela, który mógłby rozpowiedzieć, że Jeon Jeongguk włamuje się nocami do szkół muzycznych. Woląc uniknąć takich skandali, zabezpieczyłem się, powoli zbliżając do mojego celu. Oczywiście nie miałem zamiaru wyjść mu na spotkanie. Wolałem, aby to on do mnie przyszedł. Tam, gdzie przygotuję sobie miejsce do walki. A korytarz mimo wszystko był do tego najwygodniejszy, dlatego to tutaj narysowałem na ścianie kilkanaście run wabiących go, i blokujących, w razie większych problemów. Dodatkowo specjalnie umieściłem je tak, aby były ledwo zauważalne, bo niektóre demony były cwane i widząc moje zaklęcia, wolały się nie zbliżać, a zwabić mnie do siebie.

Po narysowaniu ostatniej runy, cofnąłem się, chcąc przejść po tym korytarzu jeszcze raz. Trzymałem już jeden ze sztyletów w dłoni, dlatego wyłapałem gdzieś w pobliżu ruch, od razu chciałem się zamachnąć, aby zmusić demona do odsunięcia się ode mnie i porzucenia próby ataku. Ale on był niestety szybszy.

Zostałem przewrócony prosto na marmurową podłogę, przymykając przez to oczy. Trochę zabolało i przez chwilę nie byłem w stanie nabrać powietrza, pozwalając się unieruchomić i przygwoździć do podłogi silnym uściskiem. Starałem się jednak szybko uspokoić, otwierając oczy i wpatrując w postać, którą przybrał dzisiejszy demon. I naprawdę nie spodziewałem się ujrzeć tak dobrze znanej mi, choć zarazem odległej ode mnie osoby.

- Mam cię - powiedział zadowolony byt, o prześlicznych, niewinnych oczach, które choć zdeterminowane, nadal były przeurocze.

No naprawdę...

- Od moich hyungów, przez rodzinę, aż do idoli? Jak kreatywnie - zauważyłem, wyliczając wszystkie ich podejścia do odciągnięcia mnie od pozbycia się tych bytów. Ale teraz nawet w nasz narodowy skarb, byłem w stanie celować bronią. Dlatego szybko wytrąciłem pistolet, który demon przyłożył do mojej głowy, aby drugą ręką już celować sztyletem w jego gardło.

Niestety nie miałem do czynienia z czymś słabszym, bo ten byt miał niezły refleks, blokując moją rękę i podnosząc się do góry, aby ode mnie odskoczyć i wyjąć skądś następny pistolet, znów nim we mnie celując.

- Doprawdy, jesteście coraz gorsi - zaczął ten słodki głos, niepasujący do skupiska tak złej energii. - Ostatni demon chociaż się starał, a ty przybierasz postać w ogóle ze mną nie związaną?

Tak się bawimy?

Zmarszczyłem brwi na jego pytanie, podnosząc się powoli i układając w głowie plan na to, jak się do niego dobrać, jeżeli aż tak się uzbroił.

- Słabą taktykę sobie obierasz. Udawanie mojej IU i podkreślenie, że nic dla niej nie znaczę - prychnąłem, nie ukrywając swojego zawodu tym tanim zagraniem. - Kilka lat temu może by to podziałało. Ale teraz... na pewno nie - oznajmiłem mu, wiedząc że taki piętnastoletni Jeongguk zaraz by wymiękł, potrafiąc się tylko w nią wpatrywać i pozwalając bez problemu skrzywdzić. Ale dwudziestoletni Jeongguk zaraz sięgnął po broń, natychmiast strzelając do demona, który przybrał postać jego największej idolki. Niestety, byt zrobił to w tym samym czasie, co ja, mając chyba lepszego cela ode mnie, bo poczułem jak ten jeden strzał trafia mnie prosto w nogę.

- O shit, shit, shit. - Tylko tyle byłem w stanie teraz powiedzieć, zaciskając dłoń na nadal trzymanym sztylecie i jak najszybciej opierając się o ścianę, aby po niej zsunąć.

- O czym ty chrzanisz, demonie? Zresztą, nie mam na ciebie czasu, przede mną jeszcze kilka do zabicia - stwierdził byt, choć niezbyt się teraz na tym skupiłem, opadając na podłogę i rysując przed sobą runę ochronną, aby demon nie mógł się do mnie zbliżyć.

Nie patrzyłem na razie w jego stronę, przenosząc wzrok na zakrwawioną już nogawkę, którą zacząłem powoli podsuwać do góry, odsłaniając ranę, z której sączyła się czerwona ciecz. Zacisnąłem zęby, na początku nie bardzo wiedząc co zrobić, bo byłem nieco spanikowany. Jeszcze nie dałem się postrzelić demonowi. Zawsze to były rany kłute, od szponów lub noży. A teraz miałem w swoim ciele kawałek metalu, którego najpierw musiałem się pozbyć.

Nie miałem innego wyboru jak zadać sobie jeszcze więcej bólu, mając nadzieję, że nie zemdleję, i ściskając mocniej sztylet, skierowałem go w stronę rany. Drugą ręką złapałem mocno miejsce tuż nad nią i niewiele myśląc, włożyłem końcówkę ostrza w rozcięte przez metal ciało. Miałem ochotę krzyknąć, choć ograniczyłem się do mocniejszego zaciśnięcia zębów i chwilowego przymknięcia oczu. Oddychałem nieco szybciej, a moje serce biło jak szalone, chcąc zapewne uciec z mojego ciała, któremu zadałem w ten sposób tyle bólu. Ale niestety byłem do tego zmuszony. Inaczej nie zwalczę dzisiaj tego demona i może mi w każdej chwili uciec.

Jakoś zdołałem wygrzebać ten pocisk, dopiero pod koniec tych katuszy czując jak bardzo trzęsą mi się ręce, a ciało zaczyna protestować, chcąc opaść na posadzkę. Na szczęście zaraz po tym zacząłem zabierać się za rysowanie runy uzdrawiającej. Choć ledwo przyłożyłem ostrze do skóry, a czyjeś ręce mi je odebrały. Były nieco chłodne, ale delikatne. I takie... ludzkie.

Przeniosłem zaskoczone spojrzenie na zaniepokojony byt, który nie powinien być w stanie mnie dotknąć. Testowałem już tę runę ochronną i widziałem, że naprawdę działa. Dlaczego więc ten demon zdołał się do mnie zbliżyć?

Byt zabrał się za kreślenie na mojej skórze odpowiedniego znaku, dzięki któremu cały ból zaczął znikać, a dziura w moim ciele się zasklepiła. Przymknąłem oczy, wypuszczając powietrze i opierając głowę o ścianę. Pozwoliłem rozluźnić się swojemu ciału, dopiero teraz czując, że po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy. A przez to znów, nieco przestraszony, spojrzałem na demona... dziewczynę? Łowczynię? Moją IU?

- Przepraszam, Jeongguk. Naprawdę przepraszam - mówiła, już chyba od minuty, ale wcześniej niezbyt to do mnie docierało.

Starsza wyciągnęła chusteczkę, którą starała się zetrzeć choć trochę mojej krwi z uszkodzonej przed chwilą nogi. A ja od razu poczułem, jak moje policzki zaczynają płonąć. Bo... czy właśnie byłem najbliżej ze swoim niewinnym, nastoletnim zauroczeniem, które co prawda już dawno minęło i przerodziło się w zwykłą miłość do idola? Ale... IU nadal była kimś, kogo podziwiałem i uwielbiałem, wiedząc że nigdy nie będę w stanie zamienić z nią choćby słowa, bo byłem aż tak nieśmiały jeśli chodzi o interakcje z kobietami. A teraz, nie dość, że próbowałem ją zabić, to jeszcze wygadywałem takie głupoty...

- To-to ja przepraszam, sunbaenim. Pierwszy do ciebie strzeliłem. To było głupie... Bardzo głupie - wypaliłem, przez co było mi jeszcze gorzej, bo strasznie drżał mi głos i nieco się jąkałem, nie będąc już w stanie patrzeć w jej stronę.

- Daj spokój, miałeś prawo. Ale... nie wiedziałam, że jesteś Łowcą - oznajmiła, łapiąc mnie za łokieć i umieszczając drugą dłoń w pasie, aby pomóc wstać. Moja kończyna była lekko odrętwiała, więc było to zrozumiałe. A jednak jej dotyk i bliskość nie pomagały. Dlatego jak tylko stanąłem o własnych nogach, ukłoniłem się lekko, robiąc niewielki krok do tyłu, aby stworzyć między nami większy dystans, powtarzając sobie przy tym w głowie: „Tylko nie mdlej, tylko nie mdlej".

- Też nie wiedziałem... do niedawna - przyznałem, stając już prosto, choć nadal na nią nie patrząc, a zawieszając wzrok gdzieś na ścianie lub miejscu niedaleko jej osoby. - Sunbaenim jest Łowcą znacznie dłużej, prawda? - zapytałem, czując się przy tym tak nietypowo, że powoli zaczynałem myśleć, że to jakiś sen. W końcu jak to możliwe, że akurat moja IU jest zarówno idolką, jak i Łowcą?

- Tak. Od... - zaczęła, lecz zaraz urwała, łapiąc nagle za broń i celując nią gdzieś nad moim ramieniem. - Nie ruszaj się - poprosiła, a ja tylko przymknąłem jedno oko, również słysząc ten demoniczny śmiech, który najwyraźniej do nas dotarł i chciał zaatakować lub z nami poigrać.

Nawet się nie wzdrygnąłem przy tym strzale, jakoś ufając, że noona nie będzie chciała zranić mnie drugi raz. A kiedy zobaczyłem, jak na jej twarzy, nieco ukrytej przez czapkę, maluje się rozczarowanie, wiedziałem że czeka nas pogoń za tym bytem.

- To co, zabawimy się dzisiaj razem? - zaproponowała, znów patrząc prosto w moją stronę. I do tego wyciągając rękę, którą miałem złapać? Czy ona nie widziała, jak bardzo onieśmielony byłem już samą rozmową z nią?

Wolałem udawać, że tego nie zauważyłem, szybko uciekając spojrzeniem gdzieś na swoje liczne kieszenie przy pasku, kiwając przy tym głową w odpowiedzi. Niestety zauważyłem kątem oka, jak lekko zmieszana dziewczyna cofa tę rękę. A to z kolei sprawiło, że zacząłem tego żałować, nie chcąc wywoływać u niej takich uczuć.

Nie. Inaczej nie umiem. Gdybym to zrobił, byłoby gorzej.

Wyciągnąłem jeden z dłuższych noży, czekając aż noona ruszy, aby kroczyć tuż za nią. A znając jedną z jej naturalnych stron, wiedziałem że nie wybierze ciszy i będzie wolała zamienić ze mną kilka słów.

- Poluję odkąd jestem pełnoletnia. Ciężko to połączyć z karierą, jak sam zapewne wiesz. Ale jakoś daję radę. Zresztą, robię to, bo chcę, by nasi ludzie byli bezpieczni. A ty?

- Trochę za późno się o wszystkim dowiedziałem. Zaraz mieliśmy mieć comeback, nie miałem za bardzo czasu... ale robiłem wszystko, co w mojej mocy, aby go znaleźć. W końcu... to jest dużo ważniejsze od mojej pracy - zauważyłem, niestety nie mogąc przy tym dodać, że mimo wszystko moim największym priorytetem i tak jest Jimin.

- Bardzo słuszna uwaga. Pozbywanie się tego zła, to bardzo ważny obowiązek. Cieszę się, że nie jestem w tym sama. Seul jest spory i zawsze mnie martwiło, że nikogo więcej tu nie ma.

- Nikogo więcej tu nie ma? - powtórzyłem zaskoczony, bo do tej pory sądziłem, że jest tu więcej Łowców. W sumie... z góry to założyłem, nie pytając o to ani taty, ani brata.

- No nie do końca. Mało kto wytrzymuje w Seulu. Za duże skupisko słabych umysłów, co przyciąga demony. Juniorzy przyjeżdżają tutaj na treningi, ale nie ma nikogo na stałe. Oprócz nas.

Wow.

Pokiwałem na to głową, choć dziewczyna i tak nie mogła tego zobaczyć. Ale to niestety był już odruch.

- Czasami liczyłem, że spotkam innego Łowcę, ale nigdy nie sądziłem, że to będziesz ty, sunbaenim... Naprawdę... Naprawdę się tego nie spodziewałem - przyznałem, zatrzymując się, kiedy starsza to zrobiła, tuż przed wejściem na jakąś salę.

- Ciekawy zbieg okoliczności, prawda? Dwoje idoli - zauważyła, a ja jeszcze tylko przez chwilę przyglądałem się tyłowi jej głowy, by zaraz po tym przenieść wzrok na pomieszczenie przed nami. - Dobra. Robota czeka - dodała, wchodząc już do środka. A ja oczywiście ruszyłem za nią.

Do tej pory jeszcze nigdy nie cieszyłem się każdą minutą polowania. Jednak z Lee Jieun, która nie miała już żadnych problemów z pozbywaniem się demonów i była przy tym wszystkim nadal urocza i onieśmielająca, miałem ochotę jakoś to przedłużyć. W końcu to była moja idolka, z którą nigdy nie spędziłem sam na sam ani sekundy. Choć wiedziałem, że i tak nie będę w stanie tego zrobić, do ostatniej minuty polowania myśląc, że zaraz się rozejdziemy do swoich mieszkań. Noona natomiast miała inne plany, zatrzymując mnie, aby jeszcze trochę porozmawiać, wyglądając na tak samo zaciekawioną drugim Łowcą, jak ja. W końcu nikt nas nie rozumiał tak dobrze jak rozumieliśmy siebie, przechodząc przez to samo, zarówno w tym nocnym życiu, jak i dziennym. Dlatego dość ciężko było mi się z nią pożegnać, wracając do domu ze świadomością, że może już nigdy więcej nie porozmawiam z osobą, która rozumie moje wszystkie trudności i problemy. Na szczęście w dormie zawsze czekało na mnie moje słońce, które chociaż na chwilę, kiedy byliśmy blisko siebie, zrzucało je na drugi plan, oczyszczając moją głowę i serce.

Jimin

Czas mijał, a moje relacje z Jeonggukiem jakby stanęły w martwym punkcie. Niby wszystko sobie wyjaśniliśmy, niby spędzaliśmy razem czas, gdy mieliśmy taką możliwość, ale... Coś było nie tak. Nawet nie chodziło o to, że nasze czułości ograniczały się do raczej całusów, niż pocałunków, o seksie nawet nie było mowy. Zwykłe przebywanie w swoim towarzystwie zdawało się rodzić między nami napięcie, choć przypadkowy obserwator nie widziałby raczej różnicy. Czułem jednak, jak między mną a moim ukochanym wyrósł mur, którego żaden z nas nie mógł przeskoczyć, przebić lub w jakikolwiek sposób naruszyć. Zresztą - z mojej winy.

Niestety nasz cichy ból nie pozostał obojętny dla otoczenia. Hoseok hyung i Tae starali się ze mnie coś więcej wyciągnąć. Młodszy z nich był wtajemniczony w mój błąd, ale na szczęście nic nie powiedział swojemu chłopakowi, który winą obarczał nadambicje Jeongguka. Mój rówieśnik natomiast starał się przekonać mnie, że przy takim stylu życia, jaki prowadzimy, normalnym było popełnienie przeze mnie takiego błędu. W końcu każdy z nas szukał bliskości, która przez sławę była nam odbierana. Nasze życie prywatne było często mocno naruszane, choć wiele razy prosiliśmy, staff i tak kręcił w naszym dormie różne materiały promocyjne, z fanami nie mogliśmy być też tak blisko, jak przyjaciele, w końcu byli to obcy ludzie. Kochający nas z wzajemnością, ale nadal nieznajomi i anonimowi. I choć ten argument był mocny, zarzucałem sobie brak siły na to, by z tym wszystkim walczyć, by mimo przeszkód zachować się tak, jak należy.

Seokjin hyung również starał się mnie wypytać o to, co się dzieje, bo obaj z Jeonggukiem chodziliśmy przybici, jednak zrzucałem wszystko na zmęczenie. Tylko Yoongi hyung i Namjoon hyung zostawili nas w spokoju. Starszy z nich był chyba zbyt zajęty pisaniem ze swoją nową dziewczyną, by coś zauważyć, bo coraz częściej widziałem, jak zamiast drzemać, pisze zawzięcie z uśmiechem. Trochę mu zazdrościłem, że tak dobrze mu się układało z nooną, ale z drugiej strony oni nie mogli się za często widywać w przeciwieństwie do mnie i Jeongguka, którego teoretycznie miałem na wyciągnięcie ręki.

W końcu jednak lider zainteresował się nami, co chyba musiało wcześniej czy później nastąpić. Skończyliśmy właśnie wspólny trening na białej sali, gdy hyung poprosił mnie o rozmowę. Najwyraźniej moja niechęć do czegokolwiek i ledwie krzesana energia na taniec zaczynała go martwić. Zresztą nie tylko jego, bo Hoseok kilka razy dzisiaj kazał mi się wziąć w garść, gdyż niemal na każdym kroku popełniałem błąd, wpadając nawet raz na Taehyunga, gdy pomyliłem strony.

- Jiminnie, zostaniesz ze mną chwilę dłużej? - poprosił Namjoon, kiedy pozostali zebrali już swoje rzeczy i ruszyli w stronę wyjścia.

- Hm? - mruknąłem, trochę wyrwany z własnych myśli, patrząc zaraz za moim ukochanym, który wyraźnie czekał, aż do niego dołączę. Jednak, gdy usłyszał pytanie, odwrócił się na pięcie i również wyszedł, rzucając tylko w moją stronę ,,Poczekam w swoim studiu".

- Tak, hyung - powiedziałem dość cicho, nie chcąc, aby starszy usłyszał, jak na takie zachowanie Jeongguka drży mi głos. Nie chodziło o to, że zrobił się względem mnie nieco chłodny i obojętny. Raczej cierpiałem, bo wiedziałem, że on cierpi.

Lider sięgnął po butelki z wodą i wręczył mi jedną, siadając zaraz na podłodze i gestem zachęcił mnie do zrobienia tego samego. Usiadłem więc i skupiłem się na trzymanym napoju, którego upiłem kilka łyków.

- Dziękuję - szepnąłem, odstawiając butelkę na podłogę. - Coś się stało, hyung? - zapytałem, choć doskonale czułem, jaki temat chce poruszyć. A ja chciałem mieć to już po prostu za sobą.

- Właśnie miałem ci zadać to pytanie. Co się stało, Jimin?

Spokój w jego głosie zawsze sprawiała, że chciałem ufać liderowi. Nawet, jeśli nie był najstarszy, to został idealnie wybrany do swojej roli. Jednak przyznanie się do winy nigdy nie przychodzi łatwo, dlatego potrzebowałem chwili, aby wydusić z siebie te okropne słowa.

- Ostatnio... zrobiłem krzywdę Jeonggukowi. I... chyba... nie umiemy się po tym pozbierać - przyznałem.

- Krzywdę? Jaką krzywdę?

- Całowałem się z Taemin hyungiem. - Po tych słowach automatycznie przybrałem pozycję obronną, przysuwając do siebie nogi, które zaraz oplotłem rękami, podpierając podbródek na kolanach.

- Och. Och... Tego się naprawdę nie spodziewałem - przyznał, co było widać już po samej jego minie. Zresztą... Czy ktokolwiek, kto mnie zna, podejrzewałby mnie o coś takiego? - Ale miałeś ku temu jakiś powód? Alkohol? Kłótnia? Jakieś uczucie do niego?

- Sam nie wiem... na pewno nie kocham hyunga. Tylko Jeonggukie jest dla mnie tak ważny. Wypiłem trochę za dużo, ale... Hyung, tak mi ciężko, gdy on ciągle znika polować - przyznałem, opierając czoło o kolana, aby choć trochę ukryć przed nim swoją twarz. Wstydziłem się swojej zbrodni i ciężko mi było się z nią mierzyć. - Niby razem mieszkamy i pracujemy, ale tak rzadko możemy być naprawdę razem. I boję się tych demonów. I boję się, że on któregoś dnia nie wróci. I... i potrzebuję go, jego ciepła...

Hyung zdawał się jedyną osobą, która potrafiła to zrozumieć i mnie nie oceniać. On to przyjął do wiadomości, chciał zrozumieć, dlaczego to się stało. I przede wszystkim pomóc, za co naprawdę go uwielbiałem. Nawet teraz nie odsunął się, lecz przybliżył, aby pogładzić moje plecy w uspokajającym geście.

- Niestety musimy się z tym pogodzić, Jiminnie. Też wolałbym, aby nie narażał codziennie swojego życia. I nie zajmował się aż tyloma rzeczami. Ale wszyscy dobrze wiemy, jak bardzo jest ambitny. Przesadnie. Zwłaszcza teraz. W dodatku... Takie związki nigdy nie są łatwe, Jimin. Nawet jeżeli jesteście razem w zespole, ciągle pracujemy, nie chcąc robić sobie dłuższych przerw. Mamy swoje hobby, dodatkowe zajęcia... Na pewno jesteś jego priorytetem, ale jeżeli cokolwiek sobie odpuści ze swoich obowiązków i pasji, przestanie być Jeonggukiem, którego znamy. I przestanie być Jeonggukiem, którego ty kochasz. Nie wiem, jak wam pomóc w kwestii tych demonów, bo Jeongguk niewiele mi o tym opowiedział, ale pamiętaj, Jiminnie, że masz jeszcze nas. Nie pozwolimy cię nikomu i niczemu skrzywdzić.

Czy mój Jeonggukie przestałby być sobą, gdyby odpuścił sobie nadmiar obowiązków? Czy naprawdę mniej bym go przez to kochał? Wątpiłem, ale nie kłóciłem się z tą teorią, skupiając na dalszych słowach starszego.

- Hyung, my nie mamy z nimi żadnych szans. Jeden demon podszywał się pod Jeongguka, był w naszym dormie. A potem... tej nocy, gdy byłem u Taemin hyunga, Jeonggukie był przekonany, że kocha się ze mną, a tak naprawdę zrobił to z potworem udającym mnie. Skąd mam wiedzieć, że nawet ty jesteś teraz prawdziwym Namjoonem, hyung? Boję się tego wszystkiego - przyznałem, przelewając przy tym moją ciągłą frustrację o tamtą wizytę demona w łóżku Jeongguka.

Lider podrapał się po głowie, wyraźnie szukając jakiejś odpowiedzi, która mnie uspokoi.

- Chyba żaden demon nie jest tak niezdarny jak ja? - zaryzykował i chyba miał w tym trochę racji, a takie stwierdzenie nawet trochę mnie rozbawiło. Chłopak przytulił mnie na chwilę, poklepując po plecach, a ja puściłem w końcu nogi, aby się w niego wtulić, znajdując choć trochę braterskiego ciepła. Takie chwile idelanie pokazywały, jak bardzo wszyscy jesteśmy sobie bliscy. Mogłem tylko dziękować losowi za złączenie mojej ścieżki razem z tymi sześcioma wspaniałymi przyjaciółmi, dzięki którym nie tylko spełniłem marzenia, ale zawsze mogłem się czuć kochany. - Na pewno obaj się tego boicie. Tak jak reszta chłopaków, w tym ja. Ala raczej żaden byt nie jest w stanie tak dobrze nas udawać. Musimy być ostrożni.

- Nie wiem, co zrobić, by między mną i Jeonggukiem znów było normalnie - powiedziałem w końcu, bo tak naprawdę to ta sprawa najbardziej ciążyła mi teraz na sercu. - Czuję ten dystans, jakbyśmy byli w dwóch osobnych bańkach mydlanych, które choć lecą obok siebie, uniemożliwiają nam bycie razem...

- Połączcie swoje pasje, zajęcia? Abyście spędzali więcej czasu w dzień? - zaproponował starszy po chwili.

Na ten pomysł natychmiast naszły mnie wątpliwości.

- Ale... nie wiem, czy będę potrafił robić to, co on, hyung.

- Wiem, że macie inne style tańca i inne techniki śpiewu, ale chyba możecie jakoś połączyć swoje ćwiczenia?

Trochę niepewnie, ale kiwnąłem na to głową. W końcu to był jakiś pomysł.

- Może... spróbuję. Dziękuję, hyung.

- Proszę, Jiminnie.

Lider rozczochrał moje włosy, po czym podniósł się z miejsca, a ja poszedłem za jego przykładem, zaraz jednak obejmując się jedną ręką.

- Hyung... czy jestem bardzo złym człowiekiem? - szepnąłem, uciekając od niego spojrzeniem.

- Mówisz o tym pocałunku, Jiminnie? - zapytał, zbierając w tym czasie nasze butelki z wodą, a na moje potwierdzenie, odpowiedział: - Nikt nie zasługuje na takie określenie, Jimin. Możesz popełnić błąd, uznawany przez ogół za coś negatywnego, ale przy tej konkretnej sytuacji liczy się tylko to, jak ty i Jeongguk to postrzegacie.

Choć odpowiedź nie do końca była dla mnie jasna, kiwnąłem głową, jeszcze raz mu dziękując, po czym życzyłem mu powodzenia na resztę godzin pracy i poszedłem do studia Jeongguka. Może rada starszego naprawdę zbliży nas do siebie na nowo? Miałem nadzieję, że tak się stanie i to jak najszybciej. W końcu jak mogłem żyć bez mojego serca?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top