Groźba i nieudana akcja.
Pov.Dean
Obudziłem się dość wcześnie, pierwsze co żuciło mi się w oczy to widok spokojnie śpiącej Sami. Dziewczyna wyglądała już lepiej niż wczoraj. Zajrzałem do lodówki, jedno piwo i placek jagodowy czyli nie za wiele jest do jedzenia. Ehh muszę iść do sklepu. Zauważyłem że Sami też się już budzi.
-Sami idę do sklepu. Powiedziałem i założyłem swoją kurtkę.
-Okej tylko kup mi proszę jakieś leki na ból głowy dobrze? Powiedziała wstając lecz zaraz się zachwiała.
Zaniepokoiło mnie to trochę.
-Dobrze kupię a ty połóż się jeszcze, widzę że jeszcze nie doszłas do siebie po wczorajszym spotkaniu z demonem. Powiedziałem a następnie gdy byłem przy dżwiach odwróciłem się by sprawdzić czy posłuchała, naszczęscie po chwili znów położyła się na łóżku. Potem wyszedłem.
************************************
Wróciłem dwie godziny później z torbami zakupów i paczką leków dla Sami.
-Już jestem!! Zawołałem.
Żadnej odpowiedzi, nawet telewizor był wyłączony.
-Sami?! Krzyknąłem.
Nie odpowiadała.
-Sami!????
Pobiegłem do sypialni i nic nie było jej. Wyciągnołem komórkę i spróbowałem zadzwonić i nadal nic. Dopiero gdy podszedłem bliżej łóżka na szafce zauważyłem kartkę.
Jeśli chcesz jeszcze zobaczyć dziewczynę żywą przyjdź do fabryki.
Zagotowało się we mnie. Od razu zadzwoniłem do Bobiego. Męszczyzna przyjechał bardz szybko.
-CO zamierzasz Dean?
-Nie dam im jej skrzywdzić! Jadę tam po zmroku. Odpowiedziałem.
Gdy wybiła 22 ruszyłem na miejsce. Doskonale wiedziałem gdzie to jest to ta sama fabryka w której spotkałem tego Demona. Wszedłem do środka, pocichu się rozglądałem aż na środku zobaczyłem moją Sami przywiązaną do krzesła, zapłakaną w dodatku miała ranę na ręce. Cholera ten gnój obiecał że jej nie skrzywdzi. Podszedłem do niej, dziewczyna widząc to starała się coś powiedzieć ale miała zaklembowane usta. Nim się spostrzegłem dwóch jacyś gości mnie złapało a jeden walnął w brzuch, Sami ze łzami krzyknęła.
-Zamknij się! Demon uderzył ją w twarz łomem.
-Sami!!!
-Powiedziałeś że jej nie skrzywdzisz! Zostaw ją!
Ten tylko się zaśmiał.
-Ta slicznotka jeszcze nie raz mi się przyda. Potem zabrali mnie gdzieś, próbowałem się wyrwać lecz na próżno, patrzyłem tylko jak ten bydlak pochyla się nad moją dziewczynką.
W pomieszczeniu rozległ się wystrzał, jeden z demonów oberwał. To Bobi przyszedł. Szybko wyrwałem się i pobiegłem prosto na tego śmiecia. Tym razem mi nie uciekł. W jego ciało wbił się nóż
-Nigdy więcej jej nie dotykaj! Warknąłem a jego ciało padło martwe. Nie czekając dłużej rozwiązałem dziewczynę. Z rany zaczęła lecieć krew.
-Sami słyszysz mnie? Hej obudź się! Powiedziałem drżącym głosem.
-Sami?
-Dean. Szepnęła i uśmiechneła się słabo.
-Spokojnie zaraz Cie stąd zabiorę.
-Dean, słabo mi. Potem zamknęła oczy i straciła przytomność. Szybko wziołem ją na ręce. Bobi zajął się Demonami a ja pojechałem do motelu z dziewczyną. Położyłem ją na łóżku i obmyłem jej włosy ze krwi a następnie zabandażowałem ranę.
Miałem nadzieję że wyjdzie z tego i wszystko będzie dobrze. Niedługo znów będziemy musieli jechać w drogę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top