Rozdział 9

|2589 słów|

Czułem, jak senna ciemność zaczęła wyswobadzać mnie ze swoich objęć, pozwalając tym samym otworzyć oczy, by te z kolei mogły zostać porażone przez światło słoneczne. Zdaje się, że śniłem bez snów, chociaż tego nie mogłem być pewien. Kiedy dotarło do mnie, że budzik w moim telefonie rozkręcił się na dobre, z westchnienie, cały obolały zwlokłem się z łóżka i wyłączyłem hałasujące ustrojstwo.

Przetarłem twarz dziwnie bolącą rękę i spojrzałem za królikiem, który swoim miękkim futerkiem otarł się o moje ścięgno Achillesa podczas swojego przemykania z jednej do drugiej części pokoju. I to by było na tyle z błogiej nieświadomości, która tak przyjemnie mnie spowijała swoim ciepłem. Na moją głowę spadł ciężar, wprost zmuszający mnie do spojrzenia w dół prosto na swoje zabandażowane dłonie. Pulsowały bólem. Przypomniały mi one o tym, co wydarzyło się wieczorem. Wspomnienia raz po raz uderzały mnie silnymi sierpowymi prosto w twarz każdym kolejnym faktem, poczynając od tego, co powiedział Hyunki, przez morderstwo po samą ugodę z Aidanem.

Zabrakło mim tchu, a szybko bijące serce w niczym mi nie pomagało. Zatoczyłem się, chcąc postąpić krok w przód i musiałem podeprzeć się o biurko bolącą ręką. W kącikach oczu łzy próbowały znaleźć swoje ujście, ale nie mogłem im pozwolić tak po prostu uciec. Łapczywie zebrałem oddech i otarłem przedramieniem mokre oczy, a następnie spojrzałem ponownie na swoje dłonie. Nagle ogarnęło mnie zmęczenie, które dziesiątkowało mój organizm w trybie natychmiastowym.

Ospały rozejrzałem się po pokoju, przy czym trafiłem na tak niecodzienny widok, że na początku zastanawiałem się, czy nie miałem przypadkiem halucynacji. Na łóżku spał Jimin szczelnie opatulony moją kołdrą. Na jego twarzy spoczywały przekrzywione okulary, jakby zapomniał je zdjęć. Co gorsza, leżał odwrócony przodem do miejsca, gdzie do niedawna spałem.

Co on tutaj robił? Zamrugałem kilkakrotnie, próbując sobie przypomnieć i wtedy mnie olśniło. Poprosiłem go o to, by przy mnie został, lecz nie byłem pewien na jak długo. Poczułem ukłucia wstydu, które utonęły w czarnej dziurze, skrupulatnie pochłaniające każde uczucie.

Coś zaczęło mi nie pasować. Gdzieś na dnie świadomości pływała wizja snu, w którym on się pojawił, a nawet zagrał rolę, co świadczyło o tym, że amnezja senna była tylko chwilowa.

Ponownie spojrzałem na dłonie i dostrzegłem cień pozostawiony przez krew i siniak wychylający się zza białego materiału. Spanikowałem, a co dziwniejsze: czarna dziura nie zdołała pochłonąć tak ogromnych pokładów tego uczucia. Apatia nie była tak nieustępliwa, na jaką się kreowała. Na ogół uczucie pustki było wszechogarniające, ale chyba trzymało sztamę ze strachem.

Patrzyłem na coraz bardziej widoczne bordowe ślady z szybko bijącym sercem. Co, jeśli ktoś to zobaczy? Jeśli otrzymam pytanie dotyczące tych śladów, to co im powiem? A jeżeli ktoś domyśli się tego wszystkiego?

Aż rozbolała mnie głowa od nadmiaru pytań, lecz to nie powstrzymało mnie przed pobiegnięciem do łazienki, gdzie gorączkowo zdjąłem bandaże z rąk, by wyszorować dokładnie każdy milimetr kwadratowy, niezależnie od tego, jak bardzo piekły mnie pęknięcia i bolały siniaki na knykciach. One zeszły na drugi plan. Wyczyszczenie śladów krwi było moim priorytetem. Musiałem ukryć dowody swojej okropnej zbrodni.

Nie miałem pojęcia, jak długo stałem przy umywalce, czyszcząc swoje dłonie. Całą swoją uwagę skupiłem na śladach, które nie chciały zejść. Kiedy przejechałem szczoteczką do paznokci po skórze, zdawało się, że czerwień znikała, jednak zaraz znów tam była.

- Jungkookie? - Usłyszałem za sobą zawołanie. Odwróciłem się jak oparzony, chowając dłonie za siebie. To Jimin stał w progu, mając na sobie jedynie bieliznę. Mierzył mnie swoim wzrokiem, poprawiając przy tym okulary. Jego spojrzenie zatrzymało się na moim prawym ramieniu i już tam zostało. Wyglądał na odrobinę zaskoczonego, chociaż nie potrafiłem stwierdzić dlaczego. Podążyłem więc za jego wzrokiem i napotkałem solidne zadrapanie, które pojawiło się znikąd. - Kto ci to zrobił?

- Nie wiem - odparłem szybko. - Może sam się podrapałem, jak wróciłem do domu. - Przełknąłem gęstą ślinę. Nie wiedziałem, co mogłem mu powiedzieć. Zachowywałem się wczoraj zupełnie jak nie ja. Powinienem był teraz warknąć coś niemiłego, ale nie zrobiłem tego. To wszystko było takie dziwne... Zresztą cały poprzedni dzień był bardzo dziwny. Poczułem potrzebę rzucenia uszczypliwej uwagi, w celu pozbycia się go, lecz nie odważyłem się wydusić z siebie takich słów. Nie chciałem, żeby dojrzał czerwonych śladów na moich dłoniach, dlatego spróbowałem skleić w głowie coś, co miało mieć odrobinę przyjaznego wydźwięku. - Jimin... Przepraszam za wczoraj. To się już nie powtórzy. Obiecuję.

Nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, chciał podrapać się po karku, lecz po drodze uderzył łokciem we framugę drzwi. Skutkowało to jęknięciem pełnym bólu. Miałem wrażenie, że właśnie ten drobny gest, właśnie ta reakcja uruchomiła jakiś mechanizm. Koła zębate zastukotały, a wraz z tym stukotem przed oczami ukazał mi się ciąg zdarzeń. Z dna świadomości wypłynęło widmo snu tak niewłaściwego, że aż się zapowietrzyłem. W jednej sekundzie przed oczami mignęły mi obrazy chłopaka leżącego pode mną. Całowałem go ochoczo i dotykałem tam, gdzie nie powinienem dotykać swojego brata. Później było tylko gorzej. Przypomniałem sobie jego stęknięcia i jęki wypełnione skargą rozkoszy. Chwilami szeptał moje imię w tak pieszczotliwy sposób, że aż przeszył mnie dreszcz. Aż gdzieś w dole brzucha zebrało się niechciane uczucie.

- Nic się nie stało. Przecież jesteśmy... Braćmi. - Posłał mi uśmiech, choć to ostatnie słowo zabrzmiało jakoś gorzko w jego ustach. W moim śnie były takie miękkie... Nie miałem pojęcia, gdzie mogłem uciec myślami. Znalazłem się w potrzasku, bo gdy spróbowałem przenieść myśli na coś innego, widziałem zakrwawioną twarz Hyunkiego i jego martwy uśmiech. Aż zapiekły mnie knykcie, przypominając mi o lepkiej mazi na dłoniach. - Jak tam dwoje ręce? - zapytał, wychylając się nieco, dzięki czemu spróbowałem na nowo je ukryć.

- Dobrze - powiedziałem czym prędzej.

- Pokaż.

Bez żadnego pozwolenia podszedł i chwycił mnie za jedno z przedramion, by zobaczyć moje skaleczenia. Bałem się, że zobaczy krew, dlatego na początku się opierałem. No... Próbowałem się opierać, ponieważ jego napór był stanowczy, a nawet władczy. Zupełnie jakby mur, który między nami zbudowałem, przestał mieć swoje istnienie. Nie sądziłem, że tak wiele mogła zmienić jedna sytuacja, która całkowicie wymknęła mi się spod kontroli. Przecież tylko go przytuliłem. Odpuściłem po chwili, zaciskając przy tym mocno powieki. Usłyszałem tylko mruknięcie, więc podejrzałem ukradkiem to, co robił. Nie wyglądał na obrzydzonego. Jego spojrzenie było badawcze, jakby chciał ocenić wielkość wyrządzonych szkód, niczym prawdziwy lekarz.

- No i co? - zapytałem w końcu.

- Jak dalej będziesz tak tarł, to powiększysz te swoje rany i będzie bolało jeszcze bardziej - powiedział, spoglądając na mnie spod roztrzepanej grzywki. - No i ręka ci znacznie opuchła. - Wyglądał na zmęczonego. To pewnie moja wina. Czekał na mnie do późna, zamiast spać. Kiedy przeniosłem wzrok na swoje dłonie, ze zdziwieniem stwierdziłem, że niczego poza zaczerwienieniami i siniakami nie było tam widać. - No i oszczędzaj wodę - mruknął, zakręcając kran. Nawet nie oderwał ode mnie wzroku. Co z nim było nie tak? - Chodź, posmaruję ci to kremem na tego typu obrzęki i zabandażuję jeszcze raz, żebyś mógł w szkole z tym chodzić bez zbędnych pytań.

Ponownie nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Jimin posadził mnie na desce klozetowej i ulotnił się z pomieszczenia, pozostawiając moim myślom, tworzącym istny sztorm wciągnąć pod powierzchnię morza spokoju. Sen o seksie z Jiminem mieszał się z widokiem ciała Hyunkiego, po którym Aidan sprzątał. Wybuchowa mieszanka uczuć unicestwiła czarną dziurę, przez co nie potrafiłem odczytać precyzyjnie żadnego uczucia. Jedno zlewało się z drugim, tworząc coś, czego nigdy w życiu nie czułem.

Wkrótce Jimin wrócił ze swoją apteczką i klęknął mi między nogami, opierając swoje łokcie moich udach. Gdyby nie to, o czym śniłem, nawet nie pomyślałbym o żadnym podtekście seksualnym w związku ze swoim bratem. Jednak porażała mnie delikatność, z jaką obchodził się podczas bandażowania. Miałem wrażenie, że każdy dotyk to muśnięcie skrzydeł motyla. Brakowało jeszcze tego, żeby na końcu pocałował bolące miejsca.

Nagle poczułem swego rodzaju tęsknotę do tego, jak traktowała mnie Nayeon przed swoim szaleństwem.

Troska i miłość wylewała się z czynów Jimina, powoli lecząc nie tylko moje dłonie, ale i jedną z wielu wewnętrznych ran, spowodowanych przez kobietę, która mnie urodziła. Aż w oku zakręciła się łza. To niepojęte, że tak bardzo nienawidzę tej osoby, a jednak gdzieś w głębi siebie nadal kocham i szalenie mocno pragnę jej aprobaty.

•••

Dziś wyjątkowo pojechałem do szkoły z Jiminem. Czułem się nieswojo i cały czas bałem się, że ktoś zobaczy plamy krwi na moich dłoniach. Może Jimin ich nie widział, bo nie patrzył dokładnie, ale ja widziałem. Widziałem czerwone cienie, jakby krew wżarła się w skórę niczym kwas. I jeszcze ten sen, który naprzemiennie pokazywał mi się przed oczami. Bałem się, że gdy go dotknę, poczuję coś, co nie powinno mieć miejsca, lecz on opierał się o mnie swoim ramieniem, czego nigdy w życiu nie robił. Pilnowałem się, żeby z własnej woli go nie szturchnąć. Rozmowa z nim mogła wprawić mnie w zakłopotanie na wysokim poziomie.

Kiedy spoglądałem na niego kątem oka, by upewnić się, że nie robił niczego niewłaściwego, jakby mój sen nagle miał stać się prawdą, ciągle miałem przed oczami swój sen. Widziałem jego rozchylone wargi, spomiędzy których wydostawały się ciche pojękiwania przepełnione rozkoszą. Patrzył na mnie zamglonymi pożądaniem oczami, prosząc o więcej, a wtedy ja nachyliłem się, by pocałować te piękne usta.

Przełknąłem ślinę, chociaż bałem się, że robiłem coś złego. To, co działo się z moimi wnętrznościami, nie można było jednoznacznie nazwać głodem. Gdzieś między jelitami czułem łaskotanie, które tak naprawdę nim nie było, a jednak ściskało mi krtań i wręcz zmuszało do wypowiedzenia pieszczotliwych pochwał w jego kierunku.

To był tylko sen... Ale za to jaki realny.

- Dziś na zajęciach klubowych spróbujemy napisać artykuł do pierwszej gazetki w tym roku - powiedział Jimin, który z łatwością odgonił moje myśli. - Musimy napisać o ludziach startujących w wyborach na przewodniczącego szkoły i zachować podprogowy przekaz, sugerujący, że Soyeon ma wygrać.

- W takim razie kiedy są wybory? - zapytałem drżącym głosem. Próbowałem udawać, że nic się nie wydarzyło, ale było to trudne zadanie. Aidan chciałby, żebym zachowywał się normalnie. Nie mogę się wydać i muszę chronić Jimina... Będę mścicielem. Każdy, kto go skrzywdził, pożałuje, że żyje. A jeśli to ja krzywdziłem go najdłużej z tych wszystkich ludzi? Siebie też powinienem zlikwidować?

- W dzień wydania naszej gazetki będziemy głosować.

- Rozumiem - mruknąłem, chociaż nie miałem już pojęcia, czego dotyczył temat.

Ważne, że ręce trzymałem złożone między udami, żeby tamten niczego nie podejrzewał.

Później była tylko cisza, której nie śmiałem przerwać, a sam Park nie kwapił się do rozpoczęcia kolejnego tematu. Gdy dojechaliśmy do szkoły, wysiadłem czym prędzej z samochodu i bez słowa pognałem do środka, gdzie czekał na mnie Yoongi. Swoje dłonie zaciskałem mocno na paskach plecaka. Ból i pieczenie knykci mieszało się ze sobą, tworząc przy tym nie przyjemną mieszankę, ale miałem to gdzieś, dopóki nie było widać palców, na których na pewno nadal była krew. Osłonięta przez bandaże powierzchnia mogła oglądać światło dzienne.

- Hej Jungkook. Jak minął ci wieczór? - zapytał beztrosko chłopak. - Jak tam z twoim bratem? Dobrze się czuje?

- Wieczór fatalnie, a z bratem... Jimin czuje się dobrze. Jest już w szkole - odparłem, nawet na niego nie spoglądając. Szukałem pośród uczniów kogoś, kto mógł wykazać cień wiedzy w spojrzeniu, ale każdy był w stu procentach zajęty sobą. Uspokoiłem się poniekąd, lecz każdy nauczyciel, który zahaczył o mnie spojrzeniem, przyprawiał mnie o dreszcze.

- To dobrze. Wiesz, nie zdążyłem cię przeprosić wczoraj za to, że zniknąłem na tamtej przerwie. Pobiegłem od razu do dyżurującego nauczyciela, a tamten z kolei zawołał pana Seo, dlatego tyle to trwało...

- Nie tłumacz się, Yoongi. Dobrze zrobiłeś. Jeśli i tobie stałaby się krzywda, wątpię, że ktokolwiek wyszedłby z tego ży...wy. - Sens tego zdania dotarł do mnie dopiero przy ostatnim słowie. Aż włosy zjeżyły mi się na rękach.

- Nie wątpię - odparł niczym niewzruszony. - Cóż, ważne, że Ji Hyunki stracił stanowisko kapitana drużyny. - Westchnął cicho. Yoongi wyglądał na tak spokojnego człowieka, że... Właściwie nie potrafiłem znaleźć odpowiedniego porównania w głowie, ponieważ w zasięgu mojego wzroku pojawił się już dziś wspomniany nauczyciel Seo. Odwróciłem twarz, żeby mnie nie zauważył, ale to był debilny pomysł. Czerwone włosy nigdy nie pozwolą mi wtopić się w tłum. - Słyszałem od trenera na zajęciach klubowych o naganie dla drużyny i zakazie wystąpienia na następnych zawodach, do których przygotowywali się przez całą zimę - kontynuował niewzruszony niczym chłopak. - A i miałem ci powiedzieć, że Soyeon coś o tobie wspominała, kiedy rozmawiała z Jiminem... Jakoś nie przywiązałem do tego wagi, bo... Robiłem coś innego.

- Tak? - dopytałem, udając szczere zainteresowanie, chociaż wiedziałem, że Jimin na pewno na mnie narzekał ze względu na ślęczenie nade mną.

- Jeon Jungkook - zagrzmiał nauczyciel biologii, zgrabnie wtrącając się w rozmowę, nim Yoongi zaczął swoją opowieść. Stanąłem jak wryty, tuż przed nauczycielem. Gdybym się nie zatrzymał, pewnie wpadłbym na jego klatkę piersiową. Starannie schowałem dłonie za plecy, aby mężczyzna nie mógł zapytać o to, co się z nimi stało. Chciałbym móc właśnie poczuć pustkę emocjonalną, lecz panika w pełni przejmowała nade mną kontrolę.

- Dzień dobry. - Ukłoniłem się gwałtownie. - Stało się coś?

- Chciałem zapytać jak tam u Jimina. Wiem, że tego typu uderzenie może przyprawiać o dyskomfort w poruszaniu się, więc domyślam się, że został w domu - wyjaśnił szybko, rozglądając się. Zastanawiało mnie, czego szukał. Może policjanta, który wiedział, co zrobiłem?

- Jimin jest w szkole, nauczycielu. Chyba nie mógł usiedzieć w domu, czy coś w tym stylu. Nie znam jego motywacji. - Wzruszyłem ramionami, próbując przy tym zachować pozory spokoju, chociaż moje serce właśnie przebiegało maraton życia.

- Ach, rozumiem. W takim razie poszukam go sobie. Dziękuję za pomoc. - Uśmiechnął się, po czym skinął na mnie głową i zniknął w tłumie uczniów.

Odetchnąłem z ulgą.

- Co z tobą, Jungkook? - Yoongi szturchnął mnie łokciem pod żebra. - Wyglądałeś, jakbyś zobaczył ducha, a tymczasem to nauczyciel, który wczoraj ci pomógł.

- Muszę przefarbować włosy - stwierdziłem, żeby uniknąć tematu. Zdążyłem poznać Yoongiego i wiedziałem, że najdrobniejsza pierdoła jest w stanie go rozproszyć.

- Tak? A na jaki kolor? - zainteresował się nagle, pozostawiając tamten temat na boku, ku mojej uciesze oczywiście.

- Myślę, że czarny będzie idealny. Czerwony zostawia różowe ślady na moich ręcznikach, koszulkach i pościeli.

- Błagam, pozwól mi pójść z tobą do fryzjera! - Zatrzymał się, składając przy tym ręce jak do modlitwy. Jego spojrzenie wyrażało szczerą prośbę, czego naprawdę się nie spodziewałem. Na moment zostałem dosłownie wybity ze swojego świata, ponieważ obraz tego niezwykle wrednie wyglądającego chłopaka, który wypowiadał się w tak lekki i wręcz delikatny sposób był wręcz porażający. Patrzyłem na niego przez ramię, kiedy ten potrząsał błagalnie złożonymi rękami.

- Okej? - Uniosłem brwi, kiedy ten zamknął dłoń w pięć i wyciągnął ramię w górę z wyraźnym uśmiechem. Jego zachowanie zupełnie różniło się od wyglądu. - A teraz chodź jeszcze do toalety. Muszę umyć ręce.

- Nigdy nie robiłeś tego zupełnie bez powodu. - Zmarszczył brwi, opuściwszy już ręce.

- Cóż... Trener powiedział, że po zabawie z workiem treningowym powinienem często je przemywać.

- Knykcie? - zapytał, chociaż nim zdążyłem odpowiedzieć, ten zdążył się odezwać. - Wystarczy maść i po sprawie. Po co to myć?

- Nie mam maści...?

- No to zwykły krem nawilżający. Pewnie go nie masz, ale mogę cię uratować. Posiadanie siostry skłania mnie do noszenia różnych rzeczy. Chodź do toalety, a to ogarniemy.

Nim zdążyłem coś powiedzieć, chwycił mnie za marynarkę mundurku i pociągnął za sobą prosto do wyznaczonego celu, robiąc po drodze zgrabne uniki. Czyli kolejna osoba zobaczy moje dłonie w pełnej okazałości... A jeśli on zauważy ślady krwi, które pojawiają się i znikają niczym atrament sympatyczny?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top