Rozdział 39

Witajcie! Szczerze powiedziawszy już w poniedziałek miałam napisane pierwsze tysiąc słów, ale jakoś ciągle brakowało mi czasu i energii na dokończenie tego, co zaczęłam. Nawet nie wiem co jeszcze wam mogę powiedzieć, więc ten...

Enjoy Misie Patysie!

~•~•~•~•~•~•~•~


Na miejscu, przed willą mojego ojca w Changwon, było całkiem inaczej niż się spodziewałem. Sądziłem, że jak na bogacza przystało, ogród będzie wyglądał jak ten z katalogu, a sam dom będzie lśnił. Tymczasem widziałem całkowite przeciwieństwo do miejsca, w którym się wychowałem. Zapuszczone krzewy, wolno rosnące kwiaty w nieładzie i... Sam budynek przypominały najzwyklejszy dom. Zero przepychu, pomijając rozmiary. Mimo to, pozytywne zaskoczenie wywołane czymś tak prostym nie zbyło myśli o mojej przyszłości. W międzyczasie, gdy przyglądałem się przyjemnym dla oka widokom, szukałem czegoś, co mogło mi oraz Jiminowi zaszkodzić. Sądziłem, że skoro przełamałem jakąś swoją barierę w samochodzie, będzie łatwiej, ale strach powrócił. 

Miałem wrażenie, że za moment zgniotę dłoń Jimina przez niepewność. Nie potrafiłem jej wyrzucić z siebie. Ciągłe wątpliwości i nasuwające się paranoje, trawiły mnie od środka, podśmiewając się ze mnie. Z rzeczywistości, którą układałem pod czarne scenariusze, wyrwała mnie trójka dzieci, biegnących w stronę samochodu. Chcąc nie chcąc musiałem wysiąść.

Najmniejsza dziewczynka ciągle potykała się o własne nóżki, ale miała do pomocy starszego brata. Przed nimi zmierzała do nas starsza z sióstr. W końcu cała trójka stanęła przede mną zdyszana.

 - Tata nie potrafi was upilnować bez niani, co? - zwrócił się do nich Seokjin z uśmiechem.

- Jakoś tak wyszło, wujku - skwitował chłopak. - Czekałem na ciebie odkąd się obudziłem, Jungkookie - zwrócił się do mnie. Aż drgnąłem z zaskoczenia. Znał moje imię?

Skoro tatuś mu opowiadał, chyba nie chce zrobić nam wszystkim krzywdy, prawda?

Chyba masz rację.

- Właśnie, Jungkookie - kontynuowała najmłodsza. - Jestem Minji. To jest Hyerin - wskazała paluszkiem na wyższą dziewczynkę - a to Taehyung.

- Jestem... Jungkook. Wasz najstarszy brat. - Ukłoniłem się dość sztywno. Nienawidziłem siebie za niezręczność, która mną zawładnęła. Nie potrafiłem jak normalny człowiek ich przytulić. - A to Jimin, mój...

- Chłopak - wciął się Seokjin. Niemal od razu zrozumiałem jego intencję, więc przytaknąłem ruchem głowy. Cholera, dawno się tak nie stresowałem.

Już nawet zabicie Hyunkiego było łatwiejsze, co nie?

- O raju! - wykrzyknął Taehyung niespodziewanie. - Mam brata, który nie szerzy homofobii!

Po tych słowach przytulił się do mnie mocno, pozostawiając siostry za sobą. Te nie chciały być gorsze, więc również się do mnie przykleiły. Spojrzałem spanikowany na Jimina, lecz ten tylko poprawiał okulary, wzruszając ramionami. Nie miałem innego wyjścia, poklepałem ich delikatnie po plecach. Naprawdę nie wiedziałem jak zareagować. 

- To coś dziwnego? - wyrwało mi się, gdy wszyscy, głównie za sprawą Taehyunga wszyscy zostawili mnie w spokoju. 

- Dla normalnych ludzi moja przyjaciółka jest dziwna, ale nawet jeśli woli oglądać się za dziewczynami to i tak ją lubię.

To wyznanie było naprawdę szczere.

- Bo normalność jest pojęciem względnym, mój drogi - uciął Detektyw. - Sio do domu. Pobawicie się później. Teraz musimy załatwić parę spraw.

- Ale nie pozwoliłeś nam nic powiedzieć nawet - skomentowała najmniejsza dziewczynka.

- Właśnie - poparła ją ta większa. 

Chciałbym się teraz nimi zająć, ale byłem tu w całkiem innych okolicznościach. Nawet ich obecność nie rozproszyła moich myśli na tyle, bym nie mógł myśleć o tym, co nas czeka.

- Dzieci! - krzyknął mój tata i nie brzmiało to jak zawołanie na obiad. Zresztą ja sam nie wiedziałem jak to jest być miło wołanym na cokolwiek. - Marsz do domu! Jungkook dopiero przyjechał. Poznacie go przy innej okazji. 

- Ale tato - jęknęli chórkiem, lecz pomimo tej dezaprobaty szli już w stronę domu. Tylko ja stałem jak ten kołek i czekałem na zbawienie.

- Chodźcie, chodźcie. - Zaprosił nas mężczyzna.

•••

Po wstępie polegającym na wspólnym zjedzeniu śniadania, nieco się rozluźniłem. Nie widziałem nikogo, kto mógłby oddzielić mnie od Jimina. Moja wczorajsza rozmowa z tatą nie była miła, a jednak uśmiechał się do mnie, jakby nic się nie wydarzyło, jakbym nie był tym, kim byłem. Ciągle czułem na sobie spojrzenia dzieci, ale nie potrafiłem temu sprostać. Ich ciągle uśmiechnięte twarze i rozgadana buzia chłopca były czymś na wyrost. Nie miałem na tyle siły, by móc utrzymać z nimi kontakt wzrokowy. Czułem się trochę jak zaszczute zwierzę.

Z jednej strony odetchnąłem, gdy znalazłem się w biurze taty, a z drugiej powróciły do mnie obawy, które męczyły mnie od poprzedniego wieczora. 

Jak wiele znaków potrzebujesz, żeby zrozumieć, że nic nam nie grozi?

Nie interesuj się.

- Dzieciaki cieszyły się, że poznały swojego starszego brata - powiedział Junghyun, gdy rozsiedliśmy się w niezbyt dużym, może nawet mniejszym niż to w firmie, biurze. - Dużo im o tobie opowiadałem. Głownie Seokjin opowiadał mi o tym, co robiłeś na co dzień. 

- Przez to wyszło coś całkowicie niespodziewanego - podsumowałem. - Przepraszam za przerwanie rozmowy.

- Nic się nie stało. Mogę się tylko domyślać co wtedy czułeś.

- Zniszczył telefon - skomentował Jimin, próbując pozbyć się stresu. Czułem jak drżał całym sobą.

- Nie gniewam się. - Tata machnął ręką.

- To dziwne, że zachowujesz się w ten sposób. W ogóle się nie denerwujesz i wyglądasz jak oaza spokoju - zwróciłem się do taty. - Dlaczego nie powiedziałeś niczego policji? Mówiłeś, że widziałeś zdjęcia.

- Junghyun się denerwuje - odezwał się Seokjin. - Nie widzisz jak bardzo chce sięgnąć po papierosa?

- Seokjin, zamknij się proszę. Kiedy zdążyłeś włączyć tryb mówienia wszystkiego wszystkim?

Spojrzenie taty było bezlitosne, słowa zresztą też, ale spostrzeżenie detektywa było trafne. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego, sięgając po popielniczkę pod fotel. 

- Ja tylko powiedziałem prawdę. - Detektyw wzruszył ramionami obojętnie. 

- Nieważne - mruknął. - Przejdźmy raczej do uzgodnienia dokonanych faktów oraz ich genezy. Widziałem tylko zdjęcia ze szkolnego korytarza i te z samochodu szofera. 

- Jeszcze mówiłem co podsłuchałem - wtrącił Seokjin. Nie wyglądał na kogoś przerażonego tym, co widział. Było wręcz odwrotnie. Kim był ten człowiek? - kiedy wyszliście z samochodu. Zasadniczo widziałem jak bardzo boicie się tego Amerykanina. No i jeszcze rozmowa po tym, jak nauczyciel biologii z Amerykaninem zabrali ciało chłopaka ze schodów.

W tej chwili bałem się nawet oddychać. Jakim cudem ten wysoki i barczysty człowiek był w stanie ukryć się tak dobrze, że nikt go nie zauważył? Mimowolnie przysunąłem się do Jimina. Innego schronienia nie miałem, a zapalić nie mogłem...

- Siedzicie po uszy w łajnie - stwierdził tata, strzepując popiół z końca papierosa. - Ale jestem w stanie was z tego wyciągnąć, jeśli odpowiecie mi na pytanie: Dlaczego to robicie?

Nie potrafiłem przekonać się do mówienia. Brakowało mi słów, które mogłyby przejść mi przez gardło. Ku mojemu zaskoczeniu odpalił się Jimin, który zaczął wyrzucać z siebie całą wiedzę jaką posiadał, a mojemu tacie ani się śniło przerywać. 

- To trochę egoistyczne, ale Jungkook robi to dla mnie. - Odkąd zostałem wykorzystany seksualnie przez chłopaka z mojej szkoły, ciągnęły się za mną obelgi. - Sądziłem, że po takim wyznaniu jednak ktoś przerwie tę historię, ale nikt nawet nie spróbował, toteż pozostałem bierny przypływowi odwagi Jimina. - Kiedy Jungkook przyszedł do mojej szkoły za sprawą mamy, tak naprawdę raz po raz wyciągał mnie z kłopotów. Zawsze, kiedy dopadali mnie szkolni siatkarze, myślałem w domu o tym, jak zakryć kolejne siniaki albo jakie leki powinienem wziąć, żeby utrzymać swój stan psychiczny na dobrym poziomie. Jego pierwsza ofiara to był główny sprawca moich prześladowań. 

- Nie zabiłem go umyślnie - powiedziałem w końcu cicho. Nie chciałem by kontynuował, a słowa same się znalazły. Mimo to unikałem spojrzeń wszystkich obecnych. - Mówił tak okropne rzeczy o Jiminie, że nie wytrzymałem. Aidan mówił, że mnie zatrzyma w razie potrzeby, bo to on ustawił nasze spotkanie w porcie jachtowym, ale nie zrobił tego. Po wszystkim posprzątał wszystko i zabrał zwłoki. 

- Jak to się w ogóle stało, że go nie zostawiłeś? - zapytał tata.

- Jak już skończyły się wymówki, a zabiłem łącznie trzy osoby, zastosował szantaż. Albo oni albo Jimin. Wybrałem Jimina. 

- Ile osób? - zapytał prosto tata.

- Sześć - przyznałem po chwili. - Czterech chłopaków z mojej szkoły, dilera i szofera. 

- A ten drugi?

- Nie wiem... Wiem o dwóch. Aidan stwierdził, że on jest lepszy, więc przez dłuższy czas niczego nie robiłem.

Tak ciężko mi się o tym mówiło.

Jungkookie, a co jeśli nas zabiorą? Nie chcę zostawiać Jimina.

- Do czego zmierzacie? - Odezwał się Jimin, rozwiewając tym samym chwytający mnie za gardło strach. - Po co wam te wszystkie informacje?

- Nie po to los zesłał mi Jungkooka po tylu latach, żebym teraz go stracił przez niedopatrzenia psychopaty. Poruszę niebo i ziemię, żeby oczyścić was z ewentualnych zarzutów, kiedy go złapią. 

- A kiedy go złapią? - zapytałem.

- Jak będę miał dostatecznie dużo dowodów na to, że was tam nie było. A teraz powiedzcie mi tyle ile wiecie o tym całym Aidanie. Wiem, że wydział, dla którego pracuję, ma się nijak do spraw kryminalnych tej kategorii, ale znajomi zrobią sporo. 

- Junghyun pracuje ze mną dla wydziału narkotykowego. - Seokjin nie mógł powstrzymać się przed powiedzeniem tego.

- A firma? - Zainteresował się Jimin.

- To tylko przykrywka.

•••

Powiedziałem wszystko co wiedzieliśmy o Aidanie. Czułem w głębi siebie, że wyrzucenie tego trawiącego od środka jadu, pozwoliło mi ruszyć się z dna. Byłem lżejszy. Zrzuciłem martwienie się o przyszłość Jimina na kogoś, kto mógł mu pomóc.

A ty głupku? Dlaczego nie myślisz o sobie?

Dlaczego miałbym? Wszystko robiłem dla niego, a więc jeśli sam wpadnę, dla mnie liczyć się będzie tylko i wyłącznie Jimin.

To już jest wyższy poziom zidiowacenia. 

Jakoś też łatwiej było mi porozmawiać z młodszym rodzeństwem. Niemal na wstępie sami powiedzieli mi, że ich mama zginęła w wypadku samochodowym, ale wydawało się, że przyszło im to łatwo... Chociaż Taehyungowi było troszkę ciężej.

Cóż, musieliśmy się zebrać do domu, żeby Nayeon nie miała pretensji, że nie ma nas w domu. Dziś naprawdę nie chciałem się z nią kłócić. To był jeden z tych dni, kiedy byłem w stanie tolerować jej zachowanie, choć po rozmowie z dzieciakami żal do niej się zwiększył. Oni tęsknili za swoją mamą, a ja swojej nienawidziłem od lat. 

Detektyw Seokjin odwiózł nas z powrotem. Tym razem nie miał problemów, żeby wyrzucać z siebie słów z prędkością światła. Ponownie nie obchodziło go to, że ani ja, ani Jimin nie odpowiadaliśmy na jego pytania. Zresztą chłopak zdążył zasnąć na moim ramieniu, jakby spędzenie dwóch godzin w Changwon okrutnie go zmęczyło. Chciałem wnieść go do domu, gdy dojechaliśmy na miejsce, ale nie pozwolił na to. Zamroczony snem pożegnał się z Seokjinem i wparty o mnie kierował się do drzwi frontowych.

Ku mojemu zaskoczeniu Nayeon nie czekała na nas u samego progu, żeby nas zaatakować. Mojej uwadze nie umknęło również to, że w kuchni krzątała się gosposia, która w niedziele niezbyt często gotowała.

- Obudziłeś się już? - zapytałem cicho Jimina, stając przed schodami. 

- Trochę tak... Jungkookie, jak spędzimy ten wyjątkowo normalny dzień?

- Nie mam pojęcia - przyznałem szczerze. - Ale nie chwaliłbym dnia przed zachodem słońca.

Kiedy zauważyłem Nayeon wychodzącą ze swojego biura, chwyciłem Jimina za rękę, żeby wciągnąć go na schody. Skierowałem się prosto do pokoju, nie dając Jiminowi dojść do słowa. Ostatnią rzeczą, której teraz pragnąłem, było usłyszenie przez nią czegoś nieprzeznaczonego dla jej uszu. O dziwo zobaczyła nas, ale niczego nie powiedziała. Nawet nie zrobiła żadnej miny. Potraktowałem to jako dobrą passę. 

- No ale przecież nie spędzimy całego dnia tutaj - oburzył się. - Szczególnie, że teraz już nie ma Teethera. 

- Nie bądź smutny. - Przytuliłem go do siebie. - Możemy pójść poćwiczyć. Wczoraj mówiłeś, że schudłem. 

Tak, próba przekonania go do oglądania cię bez koszulki to dobry pomysł, żeby przestał myśleć o króliku. Brawa dla tego pana!

Nie kpij. Sam nie wiem jak powinienem się zachowywać.

Zróbcie stypę przy świecach. Będzie romantycznie i w ogóle.

- O! Soyeon dzwoni - oświadczył Jimin. Zamknąłem za sobą drzwi, patrząc na niego pytająco. Ten tylko wzruszył ramionami, a po chwili odebrał wibrujący telefon. - Halo?

Nagle spojrzał na mnie zaskoczony. Szybko spojrzał na ekran telefonu i wcisnął coś. 

- Mam dość - mówiła Soyeon. Najwyraźniej włączył opcję głośnomówiącą. - Absolutnie dość. Sunmi jest coraz bardziej nachalna. 

- Co znowu zrobiła? - zapytał Jimin przejęty. 

- No mówiłam ci przed chwilą. Śledzi Aidana. - Westchnęła głośno. Zaskoczony oparłem się o drzwi. Nie chciałem się odzywać w momencie, gdy w ułamku sekundy rozbolał mnie żołądek. - Nie mogliśmy spokojnie wyjść do kina, żeby za nami nie poszła. Myśli, że on ma związek z zaginięciami! Przecież zauważyłabym, że jest z nim coś nie tak, a ona i tak nie chce się poddać. 

- Może... - Jimin na chwilę ucichł. - Może próbuje znaleźć punkt zaczepienia?

Jeśli ona szybciej docieknie prawdy, tata nie zdąży ochronić Jimina. Tylko ta myśl huczała mi w głowie i nie potrafiłem skupić się na czymś innym. Jimin jednak myślał żywiej ode mnie.

- Ale dlaczego akurat Aidan? Przecież go skreśliła, prawda? Interesowała się kimś innym, ale nagle się jej odmieniło.

- Szuka poszlak. Nie denerwuj się tak, Soyeon.

- To tak, jakby nagle zaczęła podejrzewać ciebie. - Prychnęła ze zdenerwowania. - Mam nadzieję, że szybko się odczepi, bo ją rozniosę. 

- Zobaczymy jak to będzie.

Widziałem, jak Jimin starannie utrzymywał spokój w głosie. Poczułem do niego ogromny szacunek za to, że potrafił tak dobrze ukryć swoje emocje. Sam raczej zakończyłbym rozmowę paroma zdawkowymi odpowiedziami. Szczerze cieszyłem się, że wyłączył tryb głośnomówiący i dokończył rozmowę już normalnie, zasiadąjc na łóżku. 

- Nie chwal dnia przed zachodem słońca, co? - zapytał zaraz po rozłączeniu się. Mimo że przed paroma chwilami się obudził, wyglądał na niemożliwie zmęczonego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top