Rozdział 37
Witajcie! Długo zabierałam się za pisanie, ale w końcu to zrobiłam. Przysięgam, że wypiłam dziś wieczorem dwie kawy, żeby napisać ten rozdział, a teraz kofeina już mnie opuściła, przez co cholernie chce mi się spać. Trudne życie leniwej autorki. Obiecuję, że następny rozdział będzie jeszcze przed piątkiem, bo muszę w końcu spiąć poślady i szybciej zmierzać do końca opowiadania :"D
Enjoy moje Batony!
~•~•~•~•~•~•~•~
Sądziłem, że dyrektor nie będzie w ten sposób nastawiony do tej sprawy, skoro często bywał z nauczycielem Seo. Myślałem, że i nad nim Aidan miał kontrolę, a tymczasem się pomyliłem.
- No tak, bo dziennikarze to natrętne mendy. - Soyeon nie wytrzymała. - Staraliśmy się budować klub pisarski tak, żeby nikt nie patrzył na nas krzywo, a tymczasem one chodzą i perfidnie wypytują. Aidan widział, jak one się zachowują.
- Aidan w tej chwili ma najmniej do gadania - odgryzła się Sunmi, krzyżując ręce na piersi.
- Takie mają zadanie. - Dyrektor był wytrwały w tej potyczce. Jego wyraz twarzy ani na moment się nie zmienił. Tymczasem Jungkook stał się bardzo nieobecny. Nie wiedziałem co mogłem zrobić w tej sytuacji. Nie mogłem go zabrać i uciec. - Poza tym - kontynuował - skoro mają odpowiedni dokument i wystarczającą ilość członków, mogą funkcjonować jak każdy inny klub. Do widzenia, moi drodzy. Muszę spisać raport dla ministerstwa.
Po tych słowach po prostu wszedł do swojego gabinetu i zamknął z trzaśnięciem swoje drzwi.
- No i przegraliście - powiedziała rozradowana Sunmi z tak nieszczerym uśmiechem, że poczułem odruch wymiotny.
Właśnie w tym momencie Jungkook dygnął.
- Idziemy do domu - oświadczyłem, chwytając go za rękę.
- Jeszcze nie mogę - odpowiedział odrobinę nieobecny.
Spojrzałem po twarzach wściekłych dziewczyn, które klęły na przewodniczącą nowego klubu dziennikarskiego oraz na naszą opiekunkę. Odcięły się od całego świata. Nie miałem co się wtrącać, więc pociągnąłem za sobą Jungkooka.
- Jak to jeszcze nie możesz? - zapytałem, kiedy oddaliliśmy się na bezpieczną odległość.
- Aidan kazał pozbyć się szofera.
- Nie można tego pominąć? - Podjąłem się próby ominięcia rozkazu usunięcia człowieka, którego znałem sporą część swojego życia.
- To musi być dziś. - Wyglądało na to, że powoli wracał do siebie. - Wolę mieć cię żywego.
Rozglądałem się, podążając pustym korytarzem w stronę klatki schodowej. Nikt nie mógł usłyszeć naszej rozmowy, dlatego ściszyłem głos, poprawiając przy tym okulary.
- Znam go od dziecka...
- Ja też - wtrącił - ale co z tego? Aidan kazał.
- I jak niby to zrobisz?
- Zadzwonisz do niego, jak porozmawiam z Aidanem.
- Kiedy to wymyśliłeś, co? Nie możemy mu zapłacić, żeby uciekł gdzieś daleko poza zasięg tego cholernego amerykana?
Czułem jak życie tego człowieka uciekało między moimi palcami. Przecież od nas zależało jego być albo nie być. Zacząłem drżeć, a chęć zwymiotowania była silniejsza, niż wcześniej.
- Wymyśliłem przed chwilą. Poza tym może w razie czego skojarzyć miejsce, prawda? Sam odwoził nas do domu. - Spojrzał na mnie wymownie. - Żaden z nas nie wyglądał najlepiej.
- Powiedziałem mu, że możesz mnie zdradzać. Wiem gdzie mama trzyma książeczkę czekową. Uratujmy go, proszę. Ten stary człowiek nie wie, co gosposia ugotowała wczoraj na obiad, a będzie pamiętał o takich rzeczach.
- Skoro powiedziałeś, że mogę cię zdradzać, to na pewno to zapamięta. - Zatrzymał się przed schodami. - Jiminie, od tego nie ma ucieczki. Aidan jest wszechmocny. Nie chcę cię stracić.
- Boisz się go. - Odsunąłem się od niego.
- A ty nie? Kto wie ile asów w rękawie chowa?! - Jego podniesiony ton był przerażający. Aż skuliłem się w sobie. - Może i Namjoon powiedział mi swoje, ale jeśli się nie dostosuję, może zrobić coś gorszego od śmierci! Wykonujesz polecenia, to jest dobrze. Za nie wykonywanie rozkazów czeka kara i kropka. Tyle w temacie.
Chciałbym móc coś powiedzieć, ale nie mogłem przez wzbierający we mnie płacz. Oczywiste, że Jungkook już nie raz na mnie krzyczał, jednak teraz jego słowa były bardziej dotkliwe. Nie potrafiłem przyjąć do wiadomości, że już nigdy nie zobaczę człowieka, który woził mnie dosłownie wszędzie. Był dobrym słuchaczem, więc mogłem mu powiedzieć o każdym problemie, dopóki nie pojawiła się Soyeon.
- Jungkookie, ale ja nie chcę. - Urwałem, bo po prostu nie potrafiłem powiedzieć więcej.
Chwilę później chłopak przytulił mnie do siebie. Może obudziła się w nim jakaś empatia, nie wiem, ale nie obchodziło mnie to.
- Jeśli nie zrobię tego dziś, nie zrobię tego nigdy. - Powiedział ciszej. - Zadzwonisz do niego, kiedy poproszę?
- A mam inne wyjście? - wyszeptałem.
- Problem w tym, że nie masz.
•••
Zrobiłem to. Zadzwoniłem do szofera. Jak zawsze przywitał mnie wesoło i zapytał o lokację. Z ciężkim sercem powiedziałem, żeby przyjechał po mnie do starych magazynów, czyli tam, gdzie czekaliśmy razem z Aidanem.
Ciężar udawania, że wszystko było w porządku nie należał do rzeczy lekkich. Ciągle drżałem, nie mogąc wytrzymać presji. Jungkook mnie przerażał, ale nie mogłem przestać tulić się do jego ramienia. Paradoksalnie stał się moim więzieniem i wolnością w tym samym momencie.
- A co z samochodem? - zapytał Jungkook. - Nie może wrócić na miejsce.
- Upozorujemy ucieczkę. - Wyjaśnił Aidan spokojnie, wlepiając wzrok w telefon. Uśmiechał się podczas wymieniania wiadomości z Soyeon. To odrażające. - Zrzucę auto z klifu albo spalę. Zależy na co będę miał ochotę.
- Aha.
Podjechał. Czułem jak moje narządy wewnętrzne koziołkują, niczym na trampolinie strachu. Nie ruszyłbym się z miejsca, gdyby Jungkook nie otuliłby mnie drżącym ramieniem, choć właściwie wyglądał na spokojnego. Nie wiedziałem co kryło się w jego głowie, ale na pewno nic dobrego, szczególnie że co jakiś czas się krzywił.
Aidan pozostał w ukryciu, więc szofer, który własnie wyszedł z samochodu, by nas przywitać, nie mógł zobaczyć ani jego ani gigantycznej walizki. Znów poczułem łzy napływające go oczu, przez co prawie niczego nie widziałem. Zupełnie jakbym nie miał na nosie okularów.
- Dzień dobry. - Przywitał się ukłonem starszy mężczyzna. - Co was wygnało aż tutaj?
- Materiał do szkolnej gazetki - skłamał Jungkook. - Ale Jimin poczuł się źle. Brzuch go boli.
Szofer nie komentował tego. Po prostu skinął głową uprzejmie, po czym otworzył przede mną drzwi. Usiadłem tak, by nie przeszkadzać Jungkookowi. To on według planu miał usiąść za miejscem kierowcy, żeby udusić siwego mężczyznę. Niemal od razu skuliłem się przy drzwiach, zasłaniając oczy.
- Bardzo pana polubiłem przez ostatnie lata, wie pan? - powiedział chłopak, gdy zamknął za sobą drzwi.
- Też cię lubię, Jungkook, niezależnie od tego, co mówiła twoja mama.
- Spisał pan już testament?
- W mojej rodzinie wszyscy mężczyźni często umierają na zawał, więc zrobiłem to już dawno. Skąd w ogóle takie pytanie?
Zacisnąłem powieki najmocniej, jak potrafiłem, gdy usłyszałem szmer szybkiego poruszenia. Mimo przyciskania do uszu rąk i tak usłyszałem słowa Jungkooka, między odgłosami duszenia się.
- To dobrze. Przynajmniej nie będę miał na sumieniu pańskiej rodziny.
Cała ta scena trwała w nieskończoność. Nie chciałem tego słyszeć, ale szarpanina i próby złapania oddechu były głośniejsze, niż bym tego chciał. W końcu jednak nastała cisza, przerywana jedynie głębszym oddechem Jungkooka. Odruch wymiotny obudził się we mnie nagle. Nie mogłem tego powstrzymać. Wyrzuciłem zawartość żołądka na tapicerkę przedniego fotela, przez co otworzyłem mokre od łez oczy. Zobaczyłem bezwładne ciało zawsze energicznego człowieka i znów zwymiotowałem.
Nawet nie wiedziałem kiedy Jungkook wyszedł z auta i obszedł je, żeby wyciągnąć mnie z drugiej strony.
- Spokojnie, Jiminie - próbował mnie uspokoić, tuląc mocno - to już minęło. Obaj żyjemy, prawda? Nikt nie spróbuje nas skrzywdzić.
Otulały mnie ręce, które przed chwilą dokonały mordu, ale... Tylko one potrafiły mnie uspokoić.
- Zero świadków na tym pustkowiu - mówił Aidan, który pojawił się znikąd - brak krwi, nie trzeba sprzątać... Chociaż wymiociny... W sumie lepsze one, niż krew. - Wzruszył ramionami, uśmiechnięty od ucha do ucha. - Zapalimy na uspokojenie?
•••
Skąd Jungkook wziął tyle siły, żeby zanieść mnie na plecach do domu? Palił trawkę tak, jak ja, a jednak nie kręciło mu się w głowie i nie śmiał się ze wszystkiego. Mówiłem jak najęty to, co ślina przyniosła na język, nie ograniczając się w obietnicach związanych z seksem. Przeszkadzało mi to. W końcu Jungkook zamordował szofera, widziałem, jak Aidan chował jego ciało do walizki zaraz po tym, jak podjechał bliżej magazynów.
Weszliśmy do domu z głośnym trzaskiem drzwi. Sam je zamknąłem, śmiejąc się głośno. Trochę ściągało mnie na lewo, gdy szedłem w stronę schodów tuż za Jungkookiem, ale to nic. Od czegoś były poręcze, prawda?
- Wróciliście w końcu.
Odwróciłem się, żeby spojrzeć na mamę. U jej boku stała jak zwykle wystrojona ciocia Bonghee. Podejrzewałem, że jeśli by się schyliła, czerwona, obcisła sukienka pękłaby w nieprzyzwoitym miejscu. Znów się zaśmiałem.
- No co tam, Nayeon? - zapytał z zaczepną miną. - O i nawet twoja koleżaneczka jest.
Przeniosłem wzrok na Jungkooka. Wychylał się przez poręcz, mierząc obie kobiety wzrokiem.
- Znalazłam w twoim pokoju marihuanę.
Widocznie nie chciała owijać w bawełnę. Dziwne, ale nie zestresowałem się. To dlatego Jungkook palił to niedobre i duszące okropieństwo?
- Co robiłaś w moim pokoju?
- To mój dom, więc mogę chodzić, gdzie tylko zechcę. - Rozłożyła ręce w jakimś geście, ale nie potrafiłem określić jakim. - Co to tam robiło?
- Leżało - odparł tym razem wrogo nastawiony. - Coś jeszcze chcesz mi powiedzieć?
- Może trochę szacunku do swojej mamy, co? - Odezwała się niepotrzebnie ciocia Bonghee.
- Dlaczego mam szanować kogoś, kto nie szanuje mnie, hm? Ten temat wraca przy tobie jak bumerang.
- Nie mogę pozwolić, żeby Jimin ćpał. - Tym razem odezwała się mama. - Nie jesteś dla niego najlepszym przykładem. Przez ciebie się stoczy.
- Tak jak ja przez ciebie? - zapytał z kpiną wymalowaną na twarzy. - Spokojnie, nie jestem taki zły, jak ty.
Kłamiesz, Jungkookie.
O dziwo udało mi się powstrzymać słowa, które miałem ochotę choćby wyśpiewać. Otrzeźwiałem nagle, wiedząc, że ta sytuacja nie będzie taka łatwa, jak wyglądało.
- Nie zrobiłam niczego złego.
- Och, czyżby? - dopytał z uniesioną brwią. - Sam zrzuciłem się na dziesiąty plan. Sam negowałem swoje najlepsze wyniki i karałem się za jedną błędną odpowiedź na każdym sprawdzianie. Sam siebie nienawidziłem tylko za to, że przespałaś się z moim tatą, a potem próbowałaś wmówić Jiminowi, że zostałaś zgwałcona. Błagam cię, nie ośmieszaj się.
- Może twoja mama nie postępowała dobrze, ale teraz chce was ochronić. - Na pomoc przyszła ciocia Bonghee. Dlaczego nie mogłem powiedzieć choćby słowa? Przecież mógłbym się odezwać.
- Chyba chce ochronić swojego Jimina przede mną. W końcu co noc uprawiamy seks i nie, Jimin nie narzeka.
Znowu kłamiesz, Jungkookie. Gdybyśmy robili to co noc, nie mógłbym chodzić.
- Przecież nie masz nawet szesnastu lat - kobieta w czerwonej sukience nie odpuszczała. Ta rozmowa była bezcelowa. W końcu mama nigdy nie wygrała w kłótni z Jungkookiem.
- Dzisiejsza młodzież robi to wcześniej. Jiminowi się podoba. - Spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja nie potrafiłem nie odwzajemnić tego gestu. - Poza tym spokojnie, jeszcze niecałe dwa miesiące. Za chwilę wakacje, a po nich słodkie urodzinki. Może tata zrobi dla mnie imprezę. Mój drugi brat się ucieszy.
- Och, swoją mamę wołasz z imienia, a tata to po prostu tata? Przecież nie odwiedzał cię przez całe twoje życie.
Ciocia Bonghee stała się naprawdę irytująca.
- Sam znalazłem prezenty, które mu wysyłał. Mama je ukryła. - W końcu powiedziałem swoje. - Sam Junghyun powiedział, że nie dopuszczała go do syna.
To... Był pierwszy otwarty sprzeciw przeciwko mamie. Czułem się z tym naprawdę dziwnie. Dokładnie tak, jakby nie w tę stronę miał pójść obrót spraw. Otrzęsło mnie. Zadrżałem gwałtownie, dzięki czemu miałem wrażenie, że siła narkotyku mnie opuściła. A może opuściła mnie troszkę wcześniej?
- Słuchaj Junghyuna, a będziesz spacerował w klapkach po śniegu.
- Aż dziw, że sama Nayeon stoi osłupiała. - Jungkook odkaszlnął, teatralnie wyciągając w moją stronę dłoń. Chwyciłem ją pewnie. - Czuję, że na nas czas. Jak chcesz, to sobie zapal, może troszkę wyluzujesz.
Po tych słowach pociągnął mnie w górę. Teraz już nie chciało mi się śmiać. Czułem pustkę w środku.
Jungkookowi też nie było wesoło po tym, jak dostał telefon od swojego taty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top