Rozdział 30
Witajcie! Troszkę przypał, bo chciałam napisać rozdział na poniedziałek, ale pomimo urlopu, musiałam pracować dorywczo, bo pieniążki na fajki mi się skończyły xD Trudno się mówi.
Ogólnie jak na poprzednim koncie przesunęłam premiery na niedziele, to wracam do piątków, bo mimo wszystko to fajny dzień.
Enjoy Rozgwiazdki!
~•~•~•~•~•~•~•~
Miałem obawy, że Jimin znów przyczai się gdzieś i tym razem naprawdę mnie zobaczy. Są rzeczy, których nigdy nie powinno się mówić na głos, szczególnie gdy tą rzeczą jest mordowanie pozornie winnych ludzi.
- Wszystko przygotowane - powiedział Aidan, idący przede mną. Szliśmy leśną ścieżką wzdłuż przebudowywanego basenu rekreacyjnego. Kolejne opuszczone miejsce, które będzie wracało do mnie za każdym razem, gdy osiągnę spokój.
Jak na moje oko, to istnieje prawdopodobieństwo, że po otwarciu tego obiektu, Jimin będzie chciał tu przyjechać wypocząć. Co wtedy?
Nie wiem.
- Kto tym razem? - zapytałem cicho.
- Śmieciowy diler z najbliższej dyskoteki. - Wzruszył ramionami. Nawet na mnie nie spojrzał, a mówił tak, jakby odpowiadał na pytanie z dziedziny tych nic nie znaczących.
- Łatwy cel?
- Tak. Wystarczy podciąć narkomanowi gardło i po nim. Ostatnio chodziłeś jakiś zmęczony, więc stwierdziłem, że przyjdzie czas na powrót do siatkarzy.
Zamilkłem. Nie miałem ochoty myśleć o zapachu krwi, który na pewno poczuję. Czekałem, aż znajdziemy się w miejscu, gdzie będę mógł włożyć na siebie czarny kombinezon. Ubranie to dostałem pocztą przed poprzednim morderstwem. W niewielkim kartonie znajdowały się czarne rękawiczki i kombinezon, dokładnie taki sam, jaki Aidan nosił na samym początku, lecz czarny, żeby, jak to określił w krótkim liście, można było użyć go kilka razy. Wystarczyło wyprać, żeby pozbyć się zapachu i po sprawie.
Powiem ci, że ten Aidan dba o ciebie, jak o nikogo innego. Znalazł ci łatwą ofiarę. Nic tylko bić brawo z pełną podziwu miną, bro.
Uspokój się.
Coraz trudniej utrzymać prawdę w tajemnicy. Tak bardzo chciałbym, żeby Jimin dowiedział się wszystkiego ode mnie. Co jeśli złamał obietnicę i poszedł za mną? Okłamywałem go, a przede wszystkim wykorzystywałem, gdy potrzebowałem czyjejś bliskości.
Źle ci z tym, co? Teraz przynajmniej zrozumie o czym mówiłeś wtedy w łóżku. "Jak ci powiem, będę musiał cię zabić." Piękne słowa, które teraz będą go nękały.
Przestań! To ty mieszasz mi w głowie i to ty ostatnio przejąłeś kontrolę.
Fajnie było, ale nie wiem jak uruchomiłem ten mechanizm. Ta wariatka potrafi to zrobić z palcem w dupie, ja nie.
W pewnym momencie Aidan przystanął na leśnej ścieżce, wydawałoby się, że to całkowicie przypadkowe miejsce, bowiem w zasięgu wzroku nie mogłem znaleźć niczego podejrzanego. Jednak wyraźnie byłem zbyt głupi, by nie dostrzec podwieszonej torby ukrytej w gęstej koronie niskiego drzewa. Od razu dostałem nowe ubranie. Ostatnio dostałem ten sam czarny kombinezon, rękawiczki oraz maskę paczką, ale widocznie Amerykanin nie planował długo tego morderstwa. Teraz dostałem nowy, bo tamten rozdarłem w dość kluczowym miejscu, czyli na brzuchu.
Zdjąłem plecak i położyłem go przy krępym dębie, aby szybko wciągnąć ochronną odzież. Musiałem chwilę zaczekać na starszego chłopaka ze względu na to, że zwyczajnie był wolniejszy. Aczkolwiek nie byłem pewien czego szukał, gdy co jakiś czas unosił wzrok i spoglądał gdzieś za mnie. Sam nie wiedziałem czego tam szukać, poza tym gdy tylko się odwracałem, dopadał mnie promień słoneczny. To dziwne, ale nawet nie próbowałem się ruszyć, żeby poprawić sobie widoczność.
- Dobra, dilera znajdziesz na polanie w tamtą stronę. - Wskazał kciukiem przez swoje ramię. - Typ ubrany jest w bluzę z kapturem przyozdobioną zakrwawionym jednorożcem na plecach. Na pewno go zauważysz.
- A ty?
- Ja? Muszę coś jeszcze poszukać. Nóż masz w kieszeni na brzuchu. - wyjaśnił, a po chwili minął mnie i zniknął najpierw w jaskrawym blasku słońca, a później za zakrętem. Cholera, zostawił mnie samego sobie. Nie lubiłem robić tego w pojedynkę.
Jestem jeszcze ja i wariatka!
Nie o to mi chodziło.
No tak, lubisz, jak ktoś bije ci brawo i podstawia pod pysk skręta.
Zamknij się lepiej.
Ruszyłem przed siebie niezbyt szybkim krokiem. Ciągle miałem obawy, że mimo zapewnień, ten człowiek rzuci się na mnie i znów będę pobity.
A on będzie martwy. Twoja ofiara nie jest aż tak wielka w porównaniu z tą jego.
Obiecałem Jiminowi, że nie będę się już bił... Albo nie obiecałem? Nie potrafiłem przypomnieć sobie tego momentu, zresztą tak, jak wielu innych, które nie miały naklejonej etykietki z nazwą towarzyszącego mi uczucia.
W końcu dotarłem na miejsce. Oparty o drzewo, na jakimś dużym kamieniu siedział chłopak. Wyglądał na jakieś dwadzieścia lat, choć był kosmicznie wychudzony, a oczy niemalże puste. Patrzył na mnie otępiały, dlatego zsunąłem z twarzy maskę, pozostawiając ją zaczepioną o uszy, jednak spoczywała pod brodą.
- Ty chcesz kupić zioło po taniemu? - zapytał, choć jego mowa brzmiała jakby miał jakąś wadę.
- Tak, ja - odparłem cicho, a gdy nastawił ucho w moją stronę, marszcząc przy tym brwi, musiałem powtórzyć. - Tak, ja!
- Cudownie. - Z pewną dozą trudności podniósł się z kamienia i otrzepał kolana, pomimo tego, że to raczej pośladki miał brudne, lecz nie wnikałem. Miałem do czynienia z wrakiem człowieka. - Tak jak się umawialiśmy, dziesięć gram opłacony w dolarach.
- Nie ma problemu. - Wsadziłem ręce do kieszeni, po czym podszedłem do niego.
To był czas, kiedy Furia powinna wziąć sprawy w swoje ręce, ale czułem kompletną pustkę. Nic się ze mną nie działo. Wychudzony chłopak czekał na swoją zapłatę, a ja najzwyczajniej w świecie się wystraszyłem. Stałem z rękami w kieszeni, czekając na cud, a z kolei ten nie chciał się wydarzyć.
Drugi?
Och, potrzebujesz mnie? Wariatka mówi, że dziś nie może. Dzieci płaczą jej w domu, więc musi zostać.
Co?
Ktoś musi wychować pokolenie kolejnych głosów.
Poczułem przyspieszenie pulsu. Aż zakręciło mi się w głowie. Będzie ich więcej?
Chłopak o nieznanym mi imieniu wyciągnął folię na zatrzask, w której widziałem ciemnozieloną królową, będącą w stanie dać mi chwilę szczęścia. Wymuszonego ale jednak.
- To jak? - ponaglił. Wyraźnie potrzebował tych pieniędzy. Widziałem to w jego pustych oczach. Potrzebował tego, co jemu dawało szczęście, a właściwie było jego własną królową. Miałem ochotę wyciągnąć drążącą rękę w jego stronę, lecz nagle poczułem na niej lepki gorąc... Błagam, nie teraz! Ogarnęło mnie przerażenie. Kątek oka dostrzegłem swoje poprzednie ofiary, które śmiały się w twarz, lewitując w powietrzu. Każdy z tych chłopaków miał pustkę w oczach, jednak za jej pomocą byli w stanie przekazać szyderstwo w czystej postaci.
Przesunąłem kciukiem po ostrzu. Tym razem poczułem pieczenie, a wraz z nim swoją własną krew. Ktoś zesłał na mnie zbawienne otrzeźwienie.
- Nie mam tych pieniędzy. Kolega je miał, ale zawrócił - wyjaśniłem z trudem. Nie byłem pewien dlaczego poczułem taką suchość w ustach. Musiałem zabić, ale nie mogłem przywołać odpowiedniego stanu, a za tym szła niemoc dokonania okrutnego czynu. Opanowałem się nieco, ale nawet to nie było w stanie wyciągnąć mnie z tej gównianej sytuacji.
- Jak to nie masz!? - wykrzyknął w panice. - Potrzebuję ich!
Dopadło mnie zdziwienie jego nagłym wybuchem. Spodziewałem się wszystkiego, w tym nagłego ataku na moje życie, a tymczasem diler był zrozpaczony.
- No... Nie mam ich. - Ogarnął mnie zimny spokój, choć na skaleczonej dłoni wciąż czułem pulsujący gorąc. - Musimy zaczekać na kolegę.
- Nie mam czasu! Dawaj to, co masz - orzekł drżącym głosem, wciskając gorączkowo woreczek do kieszeni obwisłej i przetartej bluzy. Teraz całą swoją uwagę skupiłem na miejscu, gdzie został schowany mój skarb.
- Nie mam niczego przy sobie. - Zaciąłem się na moment. Co jeśli...? - Ale zostawiłem swój plecak na tamtej ścieżce. - Wskazałem kciukiem przez ramię. Wyglądał jak spłoszone, czy raczej wygłodniałe zwierze. Jeżeli...
...się na to złapie, nie będziesz jej potrzebował, aczkolwiek mamy problem.
- Chodźmy tam - powiedział gwałtownie, by następnie minąć mnie, nie bacząc na to, że trącił ramieniem te moje. Coś we mnie zawrzało. Co jest?
No bo ja w sprawie tego problemu.
"Cześć, skarbie. Tęskniłeś? Dobra, nie mam czasu. Idzie, nie patrząc za siebie, więc wyciągnij tę śmieszną obieraczkę i szybciutko zrób, co należy. Przynajmniej się nie pobrudzisz."
Jak dotąd była to najdłuższa jej wypowiedź, stonowana najchłodniejszą rzeczowością. Furia mówiła do mnie jak nauczycielka niecierpiąca sprzeciwów.
W ułamku sekundy opanowała mnie pewność siebie oraz aura wszechmocy. Była fioletowa i tak gęsta, że niemal namacalna. Uzależniająca moc władzy nad życiem i śmiercią przyprawiła mnie o gęsią skórkę.
Wedle jej życzenia ruszyłem za nim, naciągając w drodze maskę. Wyjąłem z kieszeni ostry nóż, przy czym zdałem sobie sprawę, że rozciąłem sobie rękawiczkę, a z niewielkiej szczeliny sączyła się mozolnie krew. Chłopak nie zwracał na mnie choćby najmniejszej uwagi, zaślepiony możliwym zyskiem. Przedzierał się nieporadnie przez las, zamiast po prostu wejść na ścieżkę i nie martwić się ciągle zaczepiającymi go gałęziami. Musiałem go dogonić. Miałem wrażenie, że roztaczająca się wokół aura powstrzymywała zmierzające w stronę mojej twarzy gałęzie, choć coś mi podpowiadało, że zwyczajnie z refleksem uchylałem się od kolejnych atakujących roślin. W pewnej chwili nawet udało mi się zignorować nawołujące mnie postacie, które lawirowały ponad koronami drzew. Każdy poza Hyunkim jedynie wołał mnie po imieniu z dołączonym, niezbyt kreatywnym epitetem, zaś sam chłopak wymieniony z imienia ciągle mówił o Jiminie. Gdybym mógł, zabiłbym go drugi raz.
Dogoniłem dilera, kiedy zatrzymał się przy moim plecaku. Ciekawe jak tak szybko go znalazł. Wprawdzie nie był jakoś specjalnie ukryty, ale nadal interesowało mnie to w jaki sposób tu dotarł przez gąszcz niskich drzew. Widocznie wystarczył tylko upór i zdecydowanie.
"Tobie też tylko to wystarczy, ale ja ci pomogę, kochanie. Mimo wszystko bądź delikatny."
Chłopak szperał w moich rzeczach w poszukiwaniu czegoś, co mogło go interesować. W końcu dokopał się komórki, którą dokładnie przeskanował błędnym spojrzeniem. Znowu coś zaczęło we mnie wrzeć. Nikt obcy nie powinien dotykać moich rzeczy.
Podszedłem do niego od tyłu, żeby nie mógł zobaczyć mojego narzędzia. Byłem tylko jedną emocją, która nosiła imię Wściekłość. Nic poza tym do mnie nie docierało. Nikt nie powinien był dotykać moich rzeczy.
"Pamiętaj o Jiminie~!"
Jimina nikt nie dotknie. Nie ma takiego prawa.
- Znalazłeś tam coś? - zapytałem nadzwyczaj spokojnie. Nie poznawałem tego niskiego oraz głębokiego głosu. Znów przeszył mnie dreszcz.
- Za ten telefon mogę ci sprzedać tylko jednego grama - mówił, lecz wciąż grzebał w torbie. Najprawdopodobniej szukał portfela. Szkoda, że Nayeon nigdy nie dawała mi kieszonkowego w coś znaczących banknotach. Niskie tygodniówki też były dobre. - Za markową koszulkę drugiego.
Przeszył mnie kolejny dreszcz, jednak tym razem czystego niesmaku.
- Nikt nie będzie wyceniał moich rzeczy - mruknąłem, pochyliwszy się nad chłopakiem. Ten z kolei odwrócił się w końcu, gotów do ataku. Spojrzał na mnie zszokowany naciągniętą na twarz maską.
Miałem tylko chwilę, którą mogłem w pełni wykorzystać. Popchnąłem dilera na wątłe drzewo tak, że uderzył w nie głową. Nie został tym ogłuszony. Nagle zaczął się garnąć do ucieczki. Postąpiłem parę kroków przed siebie, aby chwycić go za kaptur, choć okazało się to trudne, bo kciuk dawał się we znaki.
"Trudno"
Szarpnąłem chłopaka tak, że sam straciłem równowagę, przez co wylądowałem na tyłku.
- Puść mnie! - wrzeszczał - Nie oddam ci swojego towaru! - Próbował się wyrwać, ale nie pozwoliłem mu na to. Przycisnąłem go do siebie lewą ręką tak, by oparł się o mnie całymi plecami, a później byłem pewien, że ktoś prowadził drugą rękę, trzymającą nóż. Czułem delikatnie muskające mój nadgarstek palce.
"Dobrze, kochanie, teraz jeden, niezbyt zamaszysty ruch, a później popychamy ciało do przodu, żeby się nie pobrudzić"
- Puść mnie! - Walczył dalej. Tym razem nie zirytowałem się ja, tylko ona. Usłyszałem jej znudzone prychnięcie. Później poddałem się dotykowi znikąd i za jednym pociągnięciem uwolniłem krew z tętnicy. Chłopak nagle się uspokoił, za to rękami próbował zatamować krwotok. Widziałem jak unoszę ręce bez udziału woli, aby popchnąć niemal trupa, do przodu.
Tak mocno skupiłem się na ulatującym z dilera życiu, że wyłączyłem się ze świata dziennego. Siedziałem, mając go między nogami i wsłuchiwałem się w ostatnie odgłosy duszenia się. Było to poniekąd fascynujące.
"To tyle, skarbie. Do usłyszenia za jakiś czas!"
- Nie zostawiaj mnie tak szybko - mruknąłem bez przekonania.
"Poradzisz sobie. Tylko pamiętaj, żeby wymiotować z dala od zwłok."
I... Zostawiła mnie tak po prostu, a dosłownie parę sekund później uderzył we mnie cały świat. Dosięgły mnie emocje, które wywołały potrzebę zwrócenia wszystkiego. Odchyliłem się na bok i wyrzuciłem wszystko z siebie. Gdzieś niezbyt daleko ktoś płakał, dlatego otępiały podniosłem się, aby z zawrotami głowy rozejrzeć się. W ustach czułem nieprzyjemny posmak żółci. Nie wiem co mną targnęło, ale zacząłem przeszukiwać wszystkie kieszenie, jakie miał do zaoferowania kombinezon. Nie zawiodłem się. Aidan zostawił dla mnie prezent w postaci skręta oraz zapalniczki. Odrzuciłem cóż, po czym wepchnąłem filtr między wargi.
Ostatecznie nie zdążyłem zapalić mocodajnej końcówki. Dostrzegłem Aidana dokładnie naprzeciwko mnie oraz jeszcze jedną postać, którą mocno trzymał, aby nigdzie nie uciekła. Z daleka poznałem, że był to chłopak o różowych włosach. Chciałbym powiedzieć, że w ogóle go nie znałem, ale skucha. Znałem tę osobę bardzo dobrze... Nawet za dobrze. Gdyby nie fakt, że miałem wyschnięte usta, zaczepiony na nich skręt upadłby na trawę.
Jimin.
Aidan trzymał Jimina.
Ocknąłem się w momencie. Poczułem cios w żołądek, które przywróciło wszystkie tkwiące we mnie emocje. Od razu puściłem się pędem w stronę, teraz już, różowowłosego chłopaka, gubiąc gdzieś po drodze swoją królową. Wyswobodziłem go z objęć Aidana i przytuliłem. Chciałem go pocałować gdziekolwiek, ale przeszkadzała mi maska. Zdarłem ją z twarzy i rzuciłem ją pod nogi.
- Jiminie - zacząłem, ale nie miałem bladego pojęcia jak mógłbym to zakończyć.
Jiminie, już wiesz co robię. Nie muszę cię zabijać.
- Ty... Go - wydukał zupełnie bezwładny. Stał z głową przyciśniętą do mojego ramienia. Sam o to zadbałem.
- Tłumaczyłem mu, na czym polega nasz układ, żebyś nie musiał robić tego w pokraczny sposób - wyjaśnił Aidan. - Nie chciał mi uwierzyć, więc mu pokazałem.
- Przyprowadziłeś go tutaj!? - zarzuciłem mu.
- Sam przyszedł. Zawróciłem, bo widziałem, że ktoś za nami jechał. Całe nieszczęście polega na tym, że jechał z szoferem. Nim zajmę się osobiście.
- Jiminie, skarbie, odezwij się - błagałem, drżącą dłonią przeczesując jego miękkie włosy. Nie mogłem poprawić okularów, choć w wielu momentach to działało na rządzące nim emocje. - Nie zrobiłem tego, bo chciałem... Robiłem to, żebyś żył.
- Za pierwszym razem chciałeś - wtrącił Aidan. - Ale wiem, sprowokowałem sytuację. Zawsze chciałem zrobić coś za pomocą atramentu sympatycznego - wyjawił z rozmarzoną miną, ale po chwili otrząsnął się i bez żadnego wyjaśnienia poszedł w stronę martwego już dilera.
- Nie możesz nikomu powiedzieć - szepnąłem, ignorując całkowicie Amerykanina, a po chwili zastanowienia dodałem. - Kocham cię z całego mojego umartwionego serca. Chcę byś żył. To moja wina, że wplątałem się w coś takiego, ale ja chciałem cię tylko chronić przed nim.
- Jesteś potworem - powiedział nieco spokojniej, lecz nadal łapał powietrze jak płaczące dziecko.
- Jestem i nie zdziwię się, jak nie pozwolisz mi się do siebie zbliżyć.
Och, więc morderstwo poszło w kąt, bo kochany Jimin może uciec z zasięgu ręki. Z kim będę spędzał noce na uprawianiu seksu? Kto będzie o mnie dbał? Kto będzie mnie kochał? Jak zakończy się ta sytuacja? Wszystkiego dowiecie się w następnym odcinku serialu pod tytułem Moda Na Morderstwo.
Zamknij się. Chcę tylko mieć go przy sobie.
Bo sobie nie poradzisz. Jesteś słaby. Ty też powinieneś umrzeć. Może wtedy nie byłbyś takim ciężarem, bo póki co byłeś jak ołowiana kula przytwierdzona do nogi. Nie chciałeś się odczepić, bo było ci źle.
- Proszę... Nie dotykaj mnie - wypowiedział bolesne słowa, jednak nie robił nic w kierunku odsunięcia się ode mnie. - Jesteś mordercą.
- Który zemścił się za gnębienie cię, Park Jimin - stwierdził Aidan. W jednej ręce trzymał woreczek, a w drugiej gotowego skręta. - Zapalcie sobie, a wujek Aidan opowie wam historię. Później zawrzemy układ i każdy z naszej trójki będzie żył długo oraz szczęśliwie. Niestety nie mogę zagwarantować wam, że przeżyje ktoś, kogo sobie wyznaczę. Ba, nawet mam pewność, że każdy będzie częścią mojego Tronu Śmierci. Ładna nazwa, co? Sam go wymyśliłem... No może z niewielką pomocą. - Puknął się palcem w skroń, dając mi coś do zrozumienia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top